fbpx
HOME
Świadectwa

Andrzej Friszke „Łukasz”

12 maja 2022 roku z okazji 25. rocznicy śmierci Łukasza Kądzieli na Wydziale Historii UW odbyło się seminarium omawiające jego dorobek naukowy. W dyskusji udział wzięli: Vadzim Anipiarkou, Jarosław Czubaty, Andrzej Friszke, Wojciech Kriegseisen, Marek Kunicki-Goldfinger. Seminarium prowadziła Urszula Kosińska. Ogłaszamy tekst Andrzeja Friszke wygłoszony podczas seminarium.

Łukasza Kądzielę poznałem zimą 1976 na 1977. Był to rok działalności Komitetu Obrony Robotników, poczerwcowych represji, zbiórek pieniędzy na uwięzionych i wyrzuconych z pracy robotników Radomia i Ursusa oraz listów podpisywanych w ich obronie. Studiowałem na drugim roku historii, Łukasz był na trzecim. Należał do liderów grupy, która w naszym Instytucie Historii Uniwersytetu Warszawskiego organizowała te działania. Zwracał uwagę wyglądem – prawie dwa metry wzrostu, czarna broda, okulary, silny głos.

Zobaczyłem go „w akcji” chyba w marcu 1977 r., kiedy w naszym Instytucie odbyło się tłumne zebranie, na którym profesor Jarema Maciszewski wyjaśniał studentom, że nie ma problemu bitych i więzionych niesłusznie robotników, KOR kłamie i sieje niepokój, a studenci mu ulegają, czego wyrazem jest list do Sejmu w obronie prześladowanych, który na Uniwersytecie podpisało około 700 studentów, a na naszym Wydziale 80. Maciszewski – historyk XVII wieku, profesor w naszym Instytucie był kierownikiem Wydziału Nauki KC, zatem w tamtym systemie nadministrem nauki i oświaty. Po jego wystąpieniu zabrali głos z sali Bronek Komorowski, potem Łukasz Kądziela. Mówili, że byli w Radomiu i widzieli pobitych przez milicję, zrozpaczone rodziny uwięzionych, że to KOR mówi prawdę, że profesor-sekretarz mija się z prawdą. Było to niezwykłe wydarzenie, wprost, osobistymi świadectwami zakwestionowali nieomylność i autorytet monopolistycznej władzy, uosobionej tu przez Maciszewskiego.

Łukasz Kądziela. Fot. Andrzej Friszke / FOTONOVA

Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że Łukasz ma za sobą kilka lat aktywności nie powszechnie znanej, ale ważnej. Dzięki ojcu, związanemu z Instytutem Badań Literackich PAN, znawcy twórczości Żeromskiego, był blisko środowiska humanistów, jego pytań i problemów, dzięki mamie, pedagogowi, związanej od lat z Klubem Inteligencji Katolickiej, stał się jego wychowankiem, uczestnikiem spotkań i obozów Sekcji Rodzin. Tam spotkał i zaprzyjaźnił się z rówieśnikami, którzy w opozycyjnej historii odegrają dużą rolę. W tych latach trwało szukanie kontaktów i bliskości z weteranami Marca 1968, komandosami, którzy przeszli przez więzienie, a wyrzuceni ma margines życia zawodowego, naukowego, niedopuszczani do możliwości publikowania, budzili zainteresowanie, sympatię, podziw. Pojawiali się na spotkaniach w KIK-u oraz na rozmowach towarzyskich w domach, miejscem spotkań były letnie obozy i wyprawy turystyczne, zwłaszcza w góry.

Łukasz był maturzystą, gdy w 1974 roku zaczęły się zajęcia samokształceniowe wspólnie organizowane przez KIK-owców i komandosów. W mieszkaniu Wojtka Arkuszewskiego lub Wieśka Celińskiego zbierali się nieco starsi, już po studiach, by dyskutować nad wyborami Polaków w pierwszych latach powojennych, nad tradycjami oporu i kompromisu, szukania dróg przeciwstawienia się dominacji komunistów. Czytali powojenne gazety, streszczali ich publicystykę, spotykali się z weteranami tamtych lat, by słuchać ich świadectw, dociekać, dyskutować. W tym samokształceniowym salonie uczestniczyli m. n. Seweryn Blumsztajn, Barbara Toruńczyk, Jan Lityński, Jakub Karpiński, Antoni Macierewicz, Ludwika i Henryk Wujcowie, z młodszych Ludwik Dorn, Jan Tomasz Lipski, Stefan Kawalec, Rafał Zakrzewski. Równolegle, w mieszkaniu Jana Józefa Lipskiego z kończącymi liceum i zaczynającymi studia, przeważnie wychowankami KIK-u spotykał się Adam Michnik, by opowiadać o powojennej historii Polski. Wśród słuchaczy byli bracia Łukasz i Paweł Kądziela, Marek Kunicki-Goldfinger, Agnieszka Wolfram, Jacek Michałowski – kolega Łukasza ze szkoły i także wychowanek KIK-u, Janek Cywiński też KIK-owiec. Każde z tych wymienionych nazwisk (a można by dodać następne) jest ważne, wszyscy stanowili pierwszą grupę organizatorów akcji pomocy dla robotników w 1976 roku, tworzyli ścisły krąg współpracowników KOR-u. Znali się wcześniej, zaprzyjaźnili lub co najmniej poznali, nabrali wzajemnego zaufania, gdy przyszedł wrzesień 1976 byli gotowi, nie musieli się szukać, docierać, poznawać.

Łukasz rozpoczął studia w październiku 1974 roku na historii, inni studiowali socjologię, jak Dorn i Zakrzewski, psychologię, jak Michałowski, matematykę, jak Kawalec i Sergiusz Kowalski. Minął rok, gdy środowisko poruszyła sprawa poprawek do konstytucji. Przywódcy PZPR postanowili uzupełnić konstytucję o zapis, że ich partia sprawuje w państwie i społeczeństwie przewodnią rolę. Niby tak było od dziesięcioleci, ale w prawie tego nie zapisano, teraz miała być postawiona „kropka nad i”. Ta swego rodzaju bezczelność, uroczyste potwierdzenie w konstytucji, że Polska należy do PZPR, wywołało złość i wolę protestu tych, którzy na jawny sprzeciw się odważyli. W grudniu 1975 roku powstał List 59 intelektualistów i opozycjonistów, protest i zarazem deklaracja zasad demokratycznego społeczeństwa i państwa, prawa do wolności nauki, informacji, światopoglądu i niezbywalności praw wyborczych. W ślad za Listem 59 powstały następne, także młodej inteligencji i studentów, animowane przez uczestników wymienionych seminariów samokształceniowych. Równolegle wybuchła sprawa studentów Jacka Smykała i Stanisława Kruszyńskiego. Pierwszy, student medycyny wypowiadał się „jak nie należy” na zajęciach z nauk politycznych, drugi pisał „co nie należy” w prywatnym liście. Smykała relegowano ze studiów, Kruszyńskiemu wytoczono sprawę karną. W ich obronie zaczęto zbierać podpisy na kilku uczelniach, w tym na Uniwersytecie Warszawskim. Do maja 1976 roku zebrano 700 podpisów. Akcja na UW była koordynowana przez studentów z kilku wydziałów, znających się i pozostających ze sobą w kontakcie, w tym od czasu wspomnianych zajęć samokształceniowych. W sierpniu 1976 roku rozpoczęła się akcja pomocy dla robotników i wyjazdy do Ursusa, potem do Radomia. We wrześniu powstał KOR, w następnych miesiącach wyjazdy trwały, zbierano także na wydziałach UW podpisy pod petycją o uwolnienie prześladowanych robotników.

Łukasz wraz z Bronkiem Komorowskim byli liderami tej akcji w Instytucie Historycznym, gdzie zebrano około 70 podpisów, sam jeździł z datkami dla robotników do Radomia, a także brał udział w spotkaniach z organizatorami akcji na innych wydziałach. Ta organizacja-nie-organizacja, ale przecież istniejąca realnie forma systematycznych kontaktów i koordynacji działań, była pierwszą od Marca 1968 próbą współdziałania studentów w akcji opozycyjnej.

Łukasz wspólnie z Wojciechem Kriegseisenem podjął w Instytucie Historycznym udaną próbę opanowania monopolistycznej wówczas organizacji studenckiej – Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP). Wojtek został przewodniczącym, Łukasz wiceprzewodniczącym Rady Wydziałowej SZSP. Nie wszystkim kolegom z KIK i akcji opozycyjnej ten manewr, przypominający Wallenroda, się podobał, na innych wydziałach takich prób nie podjęto, choć były możliwe – wyborów do instancji wydziałowych SZSP dokonywali wszyscy studenci, także nie posiadający legitymacji organizacyjnej. Manewr był więc próbą wykorzystania systemowej luki, nie pociągnął za sobą oportunistycznych zachowań czy deklaracji, a Łukasz – jak wspomniałem – wystąpił publicznie „oko w oko” w konfrontacji z tow. Maciszewskim. Epizod SZSP-owski zakończył się w maju 1977 roku, kiedy po śmierci Stanisława Pyjasa i w czasie szerokich zatrzymań i rewizji u współpracowników KOR-u, w areszcie znaleźli się Kądziela, Kriegseisen i Komorowski. Był to czas niepokoju, nie wiadomo było, na jak długo do aresztu trafili, okazało się, że na szczęście tylko na 48 godzin.

Od jesieni 1977 zaczęła się korowska „normalność”, czyli najbardziej zaangażowani koledzy przynosili do Instytutu „bibułę” – „Komunikat KSS „KOR”, „Biuletyn Informacyjny”, „Głos”, „Zapis”, książki NOW-ej. Czytaliśmy, dyskutowaliśmy, tworzył się szeroki krąg sympatyków i współpracowników, bo niektórzy angażowali się jako drukarze lub składacze zadrukowanych stron. Byli z nami asystenci, czynni już na poprzednim etapie aktywności, zwłaszcza Marek Barański i Andrzej Rosner. Najbardziej wtajemniczeni wiedzieli, że tworzą oni techniczną, drukarską ekipę „Głosu”.

W Barańskiego władze postanowiły uderzyć w lutym 1978 roku, kiedy kończył mu się przepisowy okres napisania i obrony doktoratu. Barański wprawdzie się obronił, ale władze dopatrzyły się przekroczenia terminu i na tej podstawie zwolniły z pracy. W Instytucie panowało ogromne oburzenie, tym bardziej że Barański był bardzo lubiany, dał się poznać jako prowadzący obozy dla początkujących mediewistów. Podpisy pod listem z pytaniami o przyczyny zwolnienia Barańskiego podpisało 257 studentów Wydziału, a więc około połowy studiujących. 6 marca Łukasz przekazał petycję dyrektorowi IH UW prof. Henrykowi Samsonowiczowi, który udał się z nią do rektora Rybickiego. W tym czasie spotykaliśmy się w kilka osób, by radzić, co czynić dalej. Łukasz był uczestnikiem tych spotkań i jego głos liczył się najbardziej. Mieliśmy zaufanie do jego rozumu, oceny sytuacji, argumentów, w których ważyć należało rodzaj i skuteczność protestu z przewidywaniem możliwych kontrakcji drugiej strony, zarówno na wydziale, jak ze strony rektora. Trzeba też było uwzględnić „czytelność” akcji dla mniej zdeterminowanych, bardziej ostrożnych, także dla naszych profesorów. Stąd między innymi protest miał charakter pytań, tak jednak formułowanych, by zawierały przekonanie o niesłuszności zwolnienia, która jest represją za postawę obywatelską i przekonania. Należało też rozważyć, czy protest ma być zamknięty w ramach Instytutu, czy nagłośnić te fakty. Ostatecznie zdecydowano to drugie i Andrzej Rosner jako Feliks Szczęsny opisał sprawę na łamach „Głosu” z kwietnia 1978.

Ważenia tych racji podejmował się Łukasz w rozmowach z dyrektorem Instytutu prof. Samsonowiczem. Rozmawiali wiele razy na kolejnych etapach tej sprawy, czasem były to długie rozmowy, z pewnością niełatwe, bo obaj reprezentowali inne ograniczenia. Łukasz prezentował racje moralne, słuszność sprawy, konieczność obrony krzywdzonego, Samsonowicz dzielił się obawami o konsekwencje, wzmożenie nacisku na Instytut ze strony rektora, Komitetu Uczelnianego i władz jeszcze wyższych.

Finałem sprawy było spotkanie z rektorem Zygmuntem Rybickim 20 kwietnia 1978 w Instytucie. Łukasz był liderem naszej delegacji, którą dopuszczono na spotkanie. Rybicki mówił długo i ogólnie o inwestycjach na Uniwersytecie i jego ogólnej sytuacji, o Barańskim nic. Gdy skończył, ze strony naszej delegacji domagano się, by odniósł się do sprawy, która jest powodem zebrania. Ponawiane żądania wyraźnie zirytowały rektora, a gdy zabrał głos Łukasz, Rybicki mu odpowiedział: „Niech Kądziela dziękuje, że jeszcze jest studentem”. Wobec odmowy prowadzenia rozmowy na temat Barańskiego Łukasz wstał i powiedział, że wobec tego nie będzie dalej uczestniczył w spotkaniu, po czym wyszedł z sali, a za nim my wszyscy, około 20 osób.

Łukasz ukończył studia w 1978 roku. Mimo, że był jednym z najwybitniejszych studentów na roku, jednym z najzdolniejszych uczniów prof. Andrzeja Zahorskiego, nie mógł liczyć na asystenturę z przyczyn politycznych. Ani na studia doktoranckie. Dzięki kontaktom z Marcinem Kulą został sekretarzem jego ojca, sędziwego prof. Witolda Kuli. Zahorski zaś załatwił jakieś „zaczepienie” w redakcji „Kroniki Warszawy”, ukazującym się wtedy kwartalniku.

Na Uniwersytet Łukasz wrócił po sierpniu 1980, w epoce „Solidarności”, dzięki decyzjom Komisji prof. Klemensa Szaniawskiego, która próbowała naprawić krzywdzące decyzje wymierzone z przyczyn politycznych w pracowników i absolwentów.

W aktywności opozycyjnej zaznaczył się po 13 grudnia 1981 roku, gdy wraz z Wojtkiem Sawickim współorganizował akcję pomocy dla internowanych w Komitecie Prymasowskim przy kościele św. Marcina na Piwnej. Tam też w 1983, w czasie napadu „nieznanych sprawców” na siedzibę Komitetu został pobity, następnie uprowadzony, wywieziony do Kampinosu i porzucony w lesie. Podobnie, jak Sawicki.

W kolejnych latach skupił się na pracy badawczej nad epoką stanisławowską oraz dydaktycznej ze studentami Instytutu Historycznego UW.

ANDRZEJ FRISZKE

Warto również przeczytać...