To było na Krymie. Mickiewicz wędrował wzdłuż południowego wybrzeża, spoglądając na okolicę z wysoka, sponad urwisk. Patrzył to daleko, na morze, to znowu w dół – tu otwierała się przepastna stromizna i z ptasiej perspektywy widział, u podnóża ścian skalnych, tatarską wioskę Kikineis i brzeg morza. Zanotował to potem w brulionowej wersji jednego z sonetów (Album Moszyńskiego):
To jest morze – po wodzie krążą śnieżne plamy?
To obłoki, na które z wierzchu spoglądamy.
A owe mchy na brzegu – mchy? to są jawory
Te „jawory”, to były, jak byśmy je teraz nazwali, platany. W polszczyźnie – choć wcale nie tylko w naszym języku – „platan” i „jawor” grają od wieków nomenklatoryczne qui-pro-quo, uczestniczył w tym więc i Mickiewicz, zapalony naturalista amator. Gdy czytamy stare teksty, także i my bierzemy udział w tej językowej ciuciubabce, nie od razu zorientowani, o jakim drzewie mowa, co jest czym? Górskie z natury jawory, drzewa z szerszego botanicznego rodzaju klon czyli – Acer, i platany, drzewa nadbrzeżne, ciągnące smugami wzdłuż brzegów wód, z zupełnie innego rodzaju Platanus, były już w odczuciu starożytnych bardzo bliskie. Rośliny grupowano – a zatem i nazywano – wedle zupełnie innego paradygmatu niż w naszych czasach, biorąc pod uwagę zastosowania i rzucające się w oczy cechy wyglądu. Ani jedno ani drugie drzewo nie było drzewem owocowym, oba miały natomiast potężne korony, dłoniaste liście i mniej lub bardziej strzępiącą się korę. Na drzewa, które współcześnie nazywamy jaworami, drzewa, które rosły na północ od centrum imperium, mawiano w Rzymie „platanus Gallica”, dla Rzymian był więc jawor platanem, tylko takim kresowym, bo galijskim; na różnice ważne dla współczesnych botaników, na szczegóły budowy kwiatów czy owoców – nie zwracano uwagi. Do naszych czasów w nazwach zachowały się rudymenty spojrzenia sprzed wieków: jawor zwie się wśród przyrodników – Acer pseudoplatanus, zaś ten z gatunków platanów, jaki spotykamy u nas, przy ulicach czy w parkach, to platan klonolistny, bo właśnie jedna z jego nazw naukowych brzmi Platanus acerifolia.
Mickiewicz poszedł w swym spojrzeniu na platany znad Morza Czarnego za ks. Jakubem Wujkiem, w każdym bowiem z trzech miejsc w Biblii, gdzie mowa o platanach, w jego tłumaczeniu mamy „jawory”, jak i we wszystkich dawnych naszych rękopisach, glosach, słownikach i pracach botaników, gdzie zawsze jest „platan czyli iawor”, „platanus, yawor” czy „yaworowie – platani”. Platan, drzewo znad wód, obce naszej florze, trafiło, ale już tylko w postaci samej nazwy „jawor”, do rekwizytorni różnych piosenek, wierszy, sielanek. W mojej pamięci tkwi od dzieciństwa piosenka śpiewana przy zabawie w przepuszczanie i zatrzymywanie („jaworowe ludzie, co wy tu robicie, budujemy mosty dla pana starosty, tysiąc koni przepuszczamy, a jednego zatrzymamy”) – zabawa przedstawia most przez rzekę, życie nad tą rzeką i nadwodne drzewa, którymi jednak nie mogły być u nas prawdziwe platany, a nad „szerokim Bugiem”, gdzie osadziła tę piosnkę Hanna Januszewska w powojennym wydaniu Jawora, jawora, nie rosną też i klony-jawory, rodzime w zupełnie innych, podgórskich i górskich okolicach kraju.
Platan dawał głęboki cień, poszukiwany w skwarze południa. Owidiuszowy przydrożny orzech włoski, po wieczne czasy „zesłany” na pobocze wiejskiej drogi („nux ego iuncta viae”), z wygnańczego poematu Nux, przeciwstawia w litanii wyrzekań swój los owocorodnego drzewa obijanego przez wszystkich, co przechodząc obok niego starają się kamieniami strącać na ziemię orzechy – fortunnemu losowi, jaki przypada bezpłodnemu, w prostackim rozumieniu, platanowi, drzewu, którego jedynym, niewyszukanym i dwuwymiarowym tylko plonem, jaki zawdzięcza swym szerokim liściom (greckie platys to szeroki), jest cień – no i nikt kamieniami w to drzewo nie ciska, cień sam opadnie na ziemię, nie pożywny, choć przecież ze wszech miar – ożywczy.
Mój szkic ołówkiem, sprzed czterdziestu lat, ze wsi Malona na Rodos, to gałązka platana wschodniego, Platanus orientalis, z dopiero co zawiązanymi owocami. To ten sam gatunek platana, którego drzewa dawały cień mieszkańcom Kikineis, uczniom ateńskiego Liceum, czy Sokratesowi i Fajdrosowi w chwili odpoczynku podczas przechadzki po Atenach (jeszcze w tłumaczeniu Fajdrosa Witwickiego, sprzed stu lat, platan jest „jaworem”: „widzisz tamten jawor, ten wysoki […] tam cień jest i wiatru trochę i trawa, jest gdzie usiąść…”).
JAKUB DOLATOWSKI