HOME
Jacek Hajduk

Nad Owidiuszem (1)

Był największym poetą, jaki kiedykolwiek tworzył w języku łacińskim. I jednym z największych, jakich w ogóle wydał Zachód. Głębią myśli, mistrzostwem słowa, rozmachem, z jakim kreował światy i siłą, z jaką oddziałuje do dziś, równi są mu – bo chyba nie więksi – jedynie Homer i Szekspir.

Owidiusz urodził się w roku 43 p.n.e. w Sulmonie w środkowej Italii. Dwa tysiące lat później pielgrzymował tam Jerzy Stempowski, zbierając materiały do książki, ostatecznie nienapisanej. Przeplatać się w niej miały opowieści o starożytnym wygnańcu i XX-wiecznym egzulu, a pejzaże Włoch z krajobrazami polsko-ukraińskiego pogranicza – ojczyzn bezpowrotnie utraconych.

Uczył się w Rzymie, a potem – zwyczajem dobrze urodzonych młodzieńców – w Atenach, gdzie podjął studia, zapewne filozoficzne. Podróżował też w tamtych latach po Azji Mniejszej i Sycylii, czyli krainach mocno zhellenizowanych. To tam nasiąkał greckością, którą z takim mistrzostwem przekuwał potem na łacińskie (tylko z pozoru) miary. Po powrocie do Rzymu zaczął karierę urzędniczą, ale – jak wspominał po latach w elegii uważanej za autobiograficzną – rzymskiego modus vivendi nigdy nie przyjął. Wbrew marzeniom ojca nie wyrósł na wzorcowego obywatela. Pewnie podpisałby się pod słowami Alberta Camusa: „Rzymianie – niekiedy wyrafinowani, ale nigdy cywilizowani. Adwokaci i żołnierze, których, nie wiedzieć czemu, mylimy z Grekami. To głównie oni zniszczyli ducha Grecji”. On, mimo italskiego rodowodu, rzymskiego nazwiska i łacińskiej mowy, zamieszkiwał świat Greków.

W roku 8 n.e. Owidiusz decyzją Augusta skazany został na bezterminową relegację z Rzymu. Osiadł w Tomi – obecnie: Konstanca w Rumunii. Powody tej decyzji do dziś pozostają jedną z największych zagadek starożytności. Nie wiemy nic. Nawet tego, czy owo wygnanie istotnie się wydarzyło. Niestety: jedynym źródłem informacji na ten temat jest… sam Owidiusz, który jako powód swego nieszczęścia wskazuje na „carmen” i „error” – „pieśń”, którą napisał, i „błąd”, który popełnił.

O jakie dzieło chodzi? O jaki występek?

Pisał poezje miłosne, mitologiczne, wygnańcze – w każdej z tych odmian zdobywając niedosięgły innym szczyt. Był jedynym może poetą rzymskim, który literaturę podniósł do rangi wielkiej medytacji – właściwej raczej Grekom, naznaczonym przez Logos „skazą egzystencjalną”, aniżeli praktycznym Rzymianom – nad sensem i bezsensem, istnieniem i losem.

Na wyżyny wyżyn wzniósł się pisząc mistrzowskim heksametrem piętnaście ksiąg Metamorfoz, z których – obok dzieł Cycerona, Plutarcha i kilku innych – poklasyczna Europa nauczyła się antyku. Poemat ten, inaczej niż choćby Eneida Wergiliusza, odrzuca fabularny wzorzec homerowy, a w to miejsce – czerpiąc co prawda z dorobku różnych epok – proponuje nowy zupełnie model poezji epickiej. Owidiusza „carmen perpetuum”, tj. „pieśń ciągła”, opowiada nieprzerwane dzieje świata od kosmicznych (a właściwie: „chaotycznych”) początków aż po czasy autorowi współczesne. Przemiana jest w Metamorfozach nie tylko tematem i metodą formalną, ale i jądrem. Samą istotą rzeczy, uchwyconą jakby w chwili, gdy rzeczywistość odsłania się na mgnienie ludzkiemu oku. Tchniętą między wiersze wielkiego poematu. Metamorfozy to nie tylko porywająca opowieść, wachlarz uczuć i emocji, ale też wykład… o tajemnicy: czym jest Sens?, co jest Zasadą?

Myśl nadrzędną tego dzieła – nade wszystko chyba filozoficznego – można by wyrazić tak: trwanie świata to ciągła jego przemiana.

We WSTĘPIE – głęboki wdech – poeta daje swoje credo:

 

Duch mój pragnie mówić o ciałach przemienionych

W nowe kształty. Bogowie, sprawcy tych przemian!

Wesprzyjcie mnie w trudach: pieśń ciągłą prowadźcie

Od początku świata aż po nasze czasy.

(Metamorfozy, Księga I, w. 1-4)

 

I zaczyna tę pieśń – snutą na jednym, miarowym, epickim wydechu – opowieścią o POWSTANIU ŚWIATA:

 

Zanim powstały morza i lądy, i niebo nad nimi,

Jedno miała w całym świecie oblicze natura,

Nazwano je Chaosem: surowy, bezkształtny ciężar,

Nic prócz bezwładnej masy, zbitej w sobie,

Niepowiązane wzajemnie ziarna przyszłych rzeczy.

Jeszcze światu światłości nie posyłał Tytan,

Jeszcze rogów rosnących nie ukazywała Febe,

Ani przestwór nie oblewał rozedrganej ziemi,

Ani lądów nie obejmowała ramionami Amfitryta.

Wszystko stanowiło jedno i to samo:

Powietrze i ziemia i morze i eter.

A ziemia była niestała, wody nie do przebycia,

Powietrze bez blasku. Nic nie miało kształtu.

Jedno przeciwko drugiemu: w tym samym ciele

Zimne walczyło z ciepłym, wilgotne z suchym,

Miękkie z twardym, ciężaru pozbawione – z ciężkim.

 

Ten spór rozstrzygnęli bóg i potężniejsza natura,

Oddzielając lądy od nieba, wody od lądów,

A przejrzyste niebo od gęstego powietrza.

Rozplątane żywioły, wyrwane ślepemu bezładowi

I różnym przeznaczone miejscom, złączyli więzami zgody.

Ognisty, nieważki eter pod sklepienie nieba

Wystrzelił, zajął miejsce na najwyższym szczycie.

Tuż pod nim: powietrze, najbliższe mu wagą.

Niżej osiadła ziemia, gęstsza, bardziej zbita,

Własnym przygnieciona ciężarem. A co płynne –

Rozlało się wokół i bryłę świata domknęło.

 

Tak stwórca (którekolwiek z bóstw to było)

Masę pociął i pociętą na części – znów scalił.

Naprzód więc ziemię zaokrąglił w kulę

Ogromną, ze wszystkich stron ją wyrównał.

Potem wody rozlał i rozkazał im wzbierać

Od wiatrów porywistych, opasywać lądy.

Dodał źródła, ogromne stawy i jeziora,

Spadające z gór rzeki ujął w kręte koryta.

Jedne, spłynąwszy, wsączają się w ziemię,

Inne uchodzą do morza i z dala od brzegów

Pulsują swobodnie na otwartych wodach.

Polom rozkazał się rozsnuć, dolinom przysiąść,

Lasom obróść w zieleń, skalistym górom wypiętrzyć.

Jak dzieli się na części niebo: dwie z jednej,

Dwie z drugiej strony, i piąta od tamtych gorętsza,

Tak ziemską materię miły bóg rozdzielił

Jednakowo, stref tyle samo wyznaczył.

Środkowa – spalona słońcem, nie do zamieszkania,

Dwie śniegiem pokryte. Dwóm do nich przyległym

Dał klimat łagodny, żar mieszając z chłodem.

 

Nad nimi zawiesił powietrze. Cięższe o tyle

Niż eter ognisty, o ile woda jest lżejsza niż ziemia.

Tam i chmury ustanowił, i obłoki,

I grzmoty, by przestrach budziły w ludziach,

I wiatry, które moc dają roziskrzonym burzom.

Lecz jednak nie cały przestwór im powierzył

Budowniczy świata: i dziś trudno je okiełznać,

Choć każdemu jego własny trakt przyznano.

O mało co świata nie rozszarpią – niezgodni bracia.

Eurus władzę ma tam, gdzie kraje

Nabatejczyków i Persów, gdzie Zorza poranna.

Wybrzeża rozgrzane zachodzącym słońcem

Wziął Zefir, jak straszny Boreasz – Scytię

I stronę, którą siedem gwiazd wskazuje.

Zaś ziemię na południu smaga deszczem Auster.

Ponad nimi rozpostarł płynny i nieważki

Eter – tego, co ziemskie, pozbawiony.

Ledwie bóg wyznaczył wszystkiemu granice,

Konstelacje, dotąd w głębokich ciemnościach

Ukryte, na całym roziskrzyły się niebie.

 

By żadne królestwo nie było bez życia,

Gwiazdy-bóstwa zawładnęły niebem.

Fale schronienie dały lśniącym rybom,

Ziemia przypadła zwierzętom, lotne powietrze – ptactwu.

 

Lecz brakowało istoty świętszej, zdolnej

Myśl wzniosłą pojąć i przewodzić innym.

Narodził się człowiek. Może go począł

Twórca wszechrzeczy z nasienia boskiego.

Może ziemia, ledwie oddzielona od niebios,

Pokrewnych sobie wyżyn zachowała ziarna –

I z niej, domieszawszy wody, Prometeusz

Na obraz bogów ulepił człowieka.

Gdy inne zwierzęta wzrok wbijają w ziemię,

Człowiekowi tytan daje kształt wyniosły,

Każe patrzeć w niebo, wznosić twarz ku gwiazdom.

Ziemia, z dawna sroga, bez kształtu – tak przemieniona

Odziała się w ludzkość, dotychczas nieznaną.

(Metamorfozy, Księga I, w. 5-88)

 

Owidiusz znał oczywiście i Teogonię Hezjoda, i De rerum natura Lukrecjusza, z których tu i ówdzie korzystał, ale też aleksandryjskich poetów-erudytów, powinowactw z którymi możemy się tylko domyślać. Myślowo frazy jego czerpią jednak na równi z filozofów, na pewno stoików – bądź słuchanych podczas studiów w Atenach, bądź czytanych w bibliotekach. Niejeden też pewnie presokratyk, nam już znany tylko z ekscerptów, władał jego wyobraźnią.

Tak jak wyobraźnia Owidiusza zawładnęła nami.

Poeta ma w Polsce długą tradycję i jedyną w swoim rodzaju – jeśli można tak rzec – pozycję. Urocza legenda, jakoby ten wielki rzymski poeta wcale nie umarł w Tomi nad Morzem Czarnym, ale zbiegł stamtąd na dziką i mroczną Północ, do Sarmatów, by stać się „pierwszym poetą polskim” i dokonać żywota gdzieś „na polskiej ziemi” – dała tu solidne podstawy.

Tak – Owidiusz jest nasz.

Najdawniejsze polskie przekłady Metamorfoz to pierwsza połowa XVII wieku: mam na myśli Przeobrażenia Jakuba Żebrowskiego i Przemiany Waleriana Otwinowskiego. Dwa stulecia później czytelnikom w Polsce swoje tłumaczenie – bardzo zręczne i wysmakowane – dał Bruno Kiciński. Wszystko to wierszem. U nas jednak dzieło Owidiusza znane jest nade wszystko z translacji prozą, owszem pięknej literacko i świetnie opracowanej: trud podjęty przez Annę Kamieńską, po jej śmierci podjął Stanisław Stabryła.

Przekład zawsze jest tylko zbliżeniem, wariacją, wyzwaniem rzuconym oryginałowi, czy raczej tajemniczemu nieznajomemu, który za nim stoi: im dłużej mu się przyglądamy, tym wyraźniej widzimy jego rysy. Przekład jednak rzadko kiedy zadowala, a nigdy już z pewnością nie jest „wierny”. Ani wiersz sylabiczny (czy 13-, czy 11-zgłoskowy), ani „polski heksametr”, ani proza nie jest receptą na epikę antyczną lepszą czy gorszą. Cóż, trzeba próbować. Dla heksametru Owidiusza proponuję coś, co nazwałbym hybrydą wiersza wolnego i tonicznego: każdy wers można przeczytać, kładąc w nim cztery akcenty, ale też – nie trzeba. Daje to dużo swobody, epickiego oddechu, ale i trzyma w ryzach. Nie sądzę, by było to rozwiązanie trafniejsze od innych, ale mnie w uchu tak właśnie brzmi ta Owidiuszowa „pieśń ciągła”.

Wypada może zapytać: po co tłumaczyć dzisiaj literaturę klasyczną? Bo nie dla treści: dzieła te albo znamy z dostępnych spolszczeń, albo z tłumaczeń na inne języki. A jeśli nie istnieją, narzędzia sztucznej inteligencji zrobią je dla nas w mgnieniu oka – myląc się jeszcze czasem, ale… coraz rzadziej. Nie dla celów dydaktycznych: edukacja klasyczna została przecież zmarginalizowana, przegrywając z dyscyplinami, które zdają się dzisiaj wielu bardziej odpowiednie i potrzebne. Tym bardziej już nie dla rynku: tam zawsze najwięksi mistrzowie słowa wypadają blado.

A zatem?

Tłumaczenie jest lekturą. Powolną, uważną, czułą. Czyta i czytać musi tłumacz słowa niejako z każdej strony – zupełnie tak, jakby były one nie ciągiem czarnych znaczków i symboli na białym tle, ale obiektami o wielu wymiarach. Studiuje zatem ich fakturę, każdą ciągłość i każde zagłębienie; przymierza jedne do drugich, ustawia obok siebie, bez końca zmienia ich kolejność; słucha, jak brzmią w pojedynkę, a jak zgrupowane w półwersy, wersy i większe całostki.

Tłumaczenie jest rozmową. Owidiusz towarzyszy mi od wielu lat – nawet w najdalszych krańcach globu. Jest jak przyjaciel, z którym nawet po długiej przerwie doskonale się dogaduję. Toteż rozmawiamy.

Tłumaczenie jest wysiłkiem, ale jest też przyjemnością estetyczną – szczególnie, gdy bierzemy się za autorów wielkich i gdy współuczestniczymy w tworzeniu przez nich nowych światów. Tłumaczenie jest wreszcie szukaniem sensu: akt kreacji i ciągła przemiana rozgrywają się na naszych oczach. Czytając, tłumacząc, czytając tłumaczenie – żyjemy prawdziwe.

Często przywołuję w myślach słowa Gustava Flauberta, które przytaczam tu z pamięci: człowiek mógłby uważać się za naprawdę szczęśliwego, gdyby poznał w życiu choćby pięć czy sześć książek. Wiele w tym prawdy. Z czasem sztuka czytania staje się przecież sztuką wyboru. Im lektura dzieła naprawdę wielkiego – takiego, które przerasta życie jednostkowe – bardziej uważna i pogłębiona, tym mniej czasu zostaje już na rzeczy inne: może i ważne, ale nie niezbędne.

A Owidiusz – tak, jest niezbędny.

JACEK HAJDUK

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek