Jerzy Stempowski nie miał wątpliwości, że twórczość Teodora Parnickiego na trwałe wejdzie do historii literatury polskiej. Zanim jednak to się stało, pisarz musiał stoczyć niejedną walkę, nie wyłączając tej codziennej – o byt.
Zmagania Parnickiego na polu literatury i życia ukazuje jego dwutomowa korespondencja z Jerzym Giedroyciem, wydana w 2015 roku w serii Archiwum „Kultury” w opracowaniu Andrzeja Dobrowolskiego, który we wstępie do książki zauważa: „Parnicki swoje […] wpisywanie się w tradycję literatury polskiej traktował w kategoriach powołania, i to powołania o charakterze niemal religijnym, wszak do dwunastego roku życia nawet nie mówił po polsku”. Urodził się w Charlottenburgu, na przedmieściach Berlina, w 1911 roku wyjechał z rodzicami do Rosji. Jego ojciec, mający polskie korzenie, był obywatelem niemieckim, matka – rosyjską Żydówką. W 1920 roku przyszły odnowiciel polskiej powieści historycznej znajdował się na najlepszej drodze do kariery w carskiej armii, służąc w Pierwszym Korpusie Kadetów pod Władywostokiem. Uciekł jednak z korpusu i dotarł do Harbina, gdzie zamierzał odnaleźć przyjaciela swego ojca. Dowiedziawszy się o jego wyjeździe, młody uciekinier udał się w drogę powrotną, podczas której został zatrzymany i pozostawiony przez kontrolerów na stacji w Aszynche. „I tu – pisze Andrzej Dobrowolski – wydarzyło się coś niezwykle brzemiennego w skutki: na pytanie naczelnika stacji, kim jest, kadet Parnickij odpowiedział po rosyjsku: «Ja Polak». To sprawiło, że został odesłany do Harbina pod opiekę lokalnej – bardzo dobrze zorganizowanej społeczności polskiej […]. Ukończył Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza, ale przede wszystkim nauczył się języka polskiego i postanowił zostać polskim pisarzem”. Po latach, w rozmowie z Zygmuntem Lichniakiem, autor Słowa i ciała powiedział: „Ja się uparłem, aby być pisarzem polskim. […] uparłem się i zdaje się zostałem nim naprawdę”.
Korespondencja rozpoczyna się w grudniu 1946 roku, kiedy Jerzy Giedroyc, kierownik nowo powstałego Instytutu Literackiego, proponuje mieszkającemu w Meksyku Parnickiemu włoskie wydanie jego powieści Aecjusz, ostatni Rzymianin. Autor na propozycję chętnie przystaje i tak zaczyna się trwająca ponad dwie dekady wymiana listów, w której Giedroyc – jak w wielu opublikowanych już zbiorach korespondencji – ukazuje się jako wydawca umiejący dbać o pisarzy ze swojej „stajni”, Parnicki zaś – jako niezwykle ciekawa i skomplikowana osobowość: z jednej strony świadomy wartości swej pracy twórca, z drugiej – nękany kompleksem niższości człowiek. Źródła tego kompleksu odsłania list z 1951 roku, w którym przyszły autor Tylko Beatrycze pisze, że za największą torturę swojego życia uważa chwile, kiedy w dzieciństwie na pytanie kolegów, czy jego rodzice byli Polakami-katolikami, odpowiadał „najpierw ze swobodną prostotą, potem z histeryczną zaciętością «męczennika», którego moralnym obowiązkiem jest – mimo wszystko – dawać świadectwo prawdzie: «Nie, [matka] była Żydówką». Wówczas to – dodaje pisarz – dowiedziałem się, że stokroć lepiej być ślepym lub garbatym niż pół-Żydem; wówczas też otrzymałem szereg sugestii, bym się powiesił – i zaczęło się we mnie rozwijać silne poczucie winy, że brak mi odwagi, by dokonać tego «logicznego» aktu samozniszczenia”. Te przeżycia pozostawiły głęboki ślad w psychice autora Końca „Zgody Narodów”, naznaczając go już na zawsze nieufnością i podejrzliwością, której dawał wyraz w listach do Giedroycia. Wyrażając obiekcje związane z wysunięciem jego kandydatury do nagrody literackiej Katolickiego Ośrodka Wydawniczego „Veritas”, tłumaczy, że nie chciałby, aby ktokolwiek przyjął wobec niego taką oto postawę: „Może obiektywnie Parnicki nie wart tej czy tamtej nagrody, ale tym niemniej trzeba mu ją koniecznie dać, bo inaczej pomyśli, że się go pomija dlatego, że jest pół-Żydem”. Redaktor „Kultury” uważał te rozterki za „wyimaginowane hamulce”, prowadzące do destrukcji osoby i twórczości: „Myślę, że tego Panu nie wolno robić nawet ze względów nie osobistych, ale ogólnych” – przestrzegał w jednym z listów, w kolejnym zaś dodawał otrzeźwiająco: „Ma Pan swoją pozycję w literaturze i ta pozycja nie zależy bynajmniej od Pana kompleksów. Sprawa krwi w Pana żyłach jest Pana osobistą sprawą”.
Niewyczerpana wydaje się cierpliwość, jaką Giedroyc wykazuje wobec drażliwego korespondenta. Niestrudzony jest w wysiłkach, by poratować klepiącego biedę autora, choć nie kryje, iż sytuacja pisarza, szczególnie tak trudnego, jest na emigracji beznadziejna (notabene w kraju powieści Parnickiego, wydawane przez Instytut Wydawniczy „Pax”, cieszyły się dużym powodzeniem). Parnicki w liście z marca 1955 odpowiada, że powody jego rozgoryczenia nie tkwią w trudnościach finansowych. Przyznaje, że żyje na granicy nędzy, ale – dorzuca – „nie to jest najważniejsze, tylko […] brak uznania, brak odzewu, brak poczucia łączności ze «swoją publicznością»; […] zaczynam sądzić, iż cały sens mej pozycji pisarskiej i postawy jako «wolnego polskiego pisarza-emigranta» wchodzi w cień ogromnego znaku zapytania…”. Kolejne lata potęgują frustrację pisarza, który ani nie znajduje zrozumienia w kręgach emigracyjnych, ani nie może doczekać się przekładów swoich książek.
Aleksander Wat, pracując w wydawnictwie Umberta Silvy, czynił starania o włoskie wydanie Srebrnych orłów. W liście do Giedroycia z kwietnia 1960 roku nie krył zachwytu „siłą wyobraźni historycznej” Parnickiego: „Jest to już raczej jasnowidztwo niż literatura”. Pomimo rekomendacji powieść nie ukazała się u Silvy. Wat skomentował to w znamienny sposób: „Książka zrobiłaby dużą karierę, gdyby nie była napisana po polsku”. A zatem do kompleksu bycia pół-Żydem dochodzi jeszcze gorszość polskiego pisarza wobec Zachodu.
Lektura listów Parnickiego, który w 1967 roku przeniósł się na stałe do Polski, wzbudza podziw dla jego wytrwałości w raz podjętej decyzji, aby stać się polskim pisarzem; uznanie budzi także postawa Giedroycia, który twórcę Nowej baśni w tej decyzji podtrzymywał. „Chciałbym tylko – podkreślał Redaktor – by Pan nie wątpił w siebie jako pisarza. Trudności, jakie Pan przeżywa, są wprost tragiczne, ale to nie zmienia Pana rangi pisarskiej i nie należy tracić wiary w swój talent”.
W 2009 roku na ścianie domu przy ulicy Zimorowicza 2 w Warszawie zawisła tablica, na której widnieje napis: „W tym domu w latach 1967–1988 mieszkał i tworzył wybitny pisarz polski Teodor Parnicki (1908–1988)”.
AGNIESZKA PAPIESKA