fbpx
HOME
Beata Bolesławska-Lewandowska

Paweł Hertz o polskości

W ostatnim czasie zagłębiam się intensywnie w teksty pisane przez Pawła Hertza. Zaczęło się oczywiście od Zygmunta Mycielskiego i jego przyjaźni z Hertzem. Przyjaźni znaczonej godzinami wysłuchanej wspólnie muzyki oraz jakże zbliżonymi poglądami na kulturę i sztukę, jej rolę, znaczenie i oddziaływanie, czy też związek z europejską tradycją. Później pochłonęła mnie – wciąż nieukończona – detektywistyczna praca związana z dedykacją wierszy dla Mycielskiego. Tak, wiadomo, że Hertz dedykował przyjacielowi cykl Pieśni jesienne i zimowe, ale okazuje się, że to, co na pierwszy rzut oka oczywiste, w rzeczywistości jest o wiele bardziej zawikłane i skomplikowane. Podobnie zawiła jest historia i interpretacja jedynego dzieła Hertza, do którego Mycielski napisał muzykę – Nowego lirnika mazowieckiego. Ale o tym innym razem i w innym zapewne miejscu…

Tutaj chciałabym jednak przywołać tekst, który kilka dni temu poruszył mnie nie tylko mądrością i przenikliwością, ale i zaskakująco aktualną wymową. Mam na myśli szkic Polskość jako wspólnota otwarta, ogłoszony przez Hertza najpierw w czasopiśmie „Debata” (nr 1/1993) jako odpowiedź na ankietę pt. Kryzys polskości, a następnie włączony do tomu Patrzę się inaczej (Warszawa, PAVO, 1994). Autor rozpoczyna go słowami: „W moim przekonaniu «polszczyzna», czyli polskość, tak jak ją rozumiano i określano w okresach największych wzlotów umysłowości polskiej, była zaproszeniem dla wszystkich, otwarciem wspólnego domu”.

I dalej wyjaśnia: „Wynikało to zapewne przede wszystkim z tradycji Pierwszej Rzeczypospolitej, która – jakkolwiek organizowana przez Polaków – obejmowała ogromne obszary bardzo zróżnicowane narodowościowo, językowo, kulturowo i wyznaniowo. Polacy w tym państwie niewątpliwie dominowali, ale nie zaznaczali swej dominacji w sposób nazbyt jaskrawy, co w jakimś stopniu wyróżnia Pierwszą Rzeczypospolitą spośród innych formacji historycznych”.

Co może być zaskakujące, Hertz wiązał tę otwartość z katolicyzmem, odwołując się do pierwotnego, greckiego znaczenia wyrazu „katolicki” jako powszechny. W odniesieniu do tradycji naszego narodu Hertz pisze zresztą wprost: „Każdy, kto wchodzi w krąg polskości, musi mieć świadomość, że tutaj wszystko zaczęło się od chrztu. […] Tu się wszystko zaczyna od świętego Wojciecha; język, literatura, kultura, stosunki między ludźmi – wszystko jest przez chrześcijaństwo formowane. Jest lekkomyślnością atakowanie swego najistotniejszego dziedzictwa”. I dodaje: „Jeśli zachowujemy się w sposób intelektualnie uczciwy, musimy przyznać, że polska tradycja narodowa jest produktem działania społeczności, która kierowała się nauką Kościoła rzymskokatolickiego. I tylko tyle”.

Hertz, ze swą znajomością historii Polski, widzi też wyraźnie, że: „Okoliczności historyczne (rozpad Rzeczypospolitej, groźba wynarodowienia) spowodowały, że polskość otwarta, owa «polszczyzna», stawała się – wraz z narastającym zagrożeniem – polskością obronną, skupioną na obronie swojej tożsamości. Coraz częstsze stało się określanie polskości jako plemienności”.

Zaznacza przy tym, że owo poczucie plemienności nie jest niczym niezwykłym, wręcz przeciwnie, leżało ono przecież u podstaw powstania większości narodów, które dopiero „rozrastając się, traciły te cechy obronne i zaczynały promieniować na zewnątrz”. W sytuacji wieloletniej niewoli narodu polskiego, coraz częściej jednak dochodziło do rozumienia polskości właśnie w kategorii plemienności i obrony wąsko rozumianej tożsamości. Hertz pisze: „[W] polskim przypadku delikatność, czy nawet drażliwość pojęcia plemienności, polegała na ujawniającej się stopniowo jego dwuznaczności. Nie tylko bowiem oznaczając coś mianem plemienności włączano ludzi i ich dzieła w krąg kultury narodowej, lecz także, z upływem czasu coraz częściej, posługując się kryterium plemienności czy rdzenności, dokonywano eliminacji, wyłączenia. Tym sposobem polskość, rozumiana jako jeden z czynników stanowiących o równouprawnionej obecności w dziejach i kulturze Europy, owa polskość otwarta, szczodrobliwa, powszechna, czyli katolicka, wchodziła w coraz ostrzejszy spór z polskością pojmowaną jako odrębność, swoistość, plemienność”.

Paradoksalnie jednak Hertz wcale owej plemienności nie potępia. Z pełną świadomością, że nie wszystkim się to spodoba, argumentuje: „Nie mogę jednak zapomnieć, że owo węższe, wyodrębniające poczucie polskości, które od stu z górą lat jest przedmiotem niechęci jednych, uznania zaś drugich, należałoby traktować z większym obiektywizmem”. A dalej, zastanawiając się, dlaczego (a pisał to – przypomnijmy – na początku lat dziewięćdziesiątych) „tak wielu intelektualistów odnosi się z podejrzliwością do terminu «polskość» i dlaczego używanie takiej terminologii dla bardzo wielu ludzi w Polsce […] jest jak gdyby kompromitujące, pomniejszające”, odpowiada: „Dzieje się tak właśnie dlatego, że nie rozumiejąc historii kształtowania się tego pojęcia, nie rozumiejąc, że plemienność i narodowość wynikają z siebie wzajemnie, nie pojmuje się, iż bycie Polakiem, przyznawanie się do polskości, nie oznacza zamykania się na inne tradycje i inne narody”.

Tak też sam pojmował bycie Polakiem. Przez całe życie upominał się o dbałość dla własnej tradycji kulturowej, uważając za błąd odcinanie się od niej na rzecz fałszywie pojmowanego poczucia europejskości. W jego przekonaniu to właśnie posiadanie bogatej kultury narodowej świadczy bowiem najlepiej o naszych europejskich korzeniach i przynależności. Było to dla niego oczywiste. Stąd zresztą wynikała jego dbałość o zachowanie pamięci o rodzimej literaturze dziewiętnastowiecznej, którą (co w jego czasach nie było wcale powszechne) postrzegał w ścisłym związku z okresem zaborów i uważał za tylko w tym kontekście w pełni zrozumiałą. Stąd także zaangażowanie w prace edytorskie nad twórczością poetów polskich XIX wieku – i to nie tych największych, choć pisał i o Słowackim, i o Krasińskim, nie pomijając też oczywiście Mickiewicza i Norwida. Jednak bodaj najwięcej pracy włożył w ocalenie twórczości Teofila Lenartowicza i wielu innych, znacznie mniej znanych twórców dziewiętnastowiecznych. To im poświęcone jest opus magnum Hertza, czyli siedmiotomowy Zbiór poetów polskich XIX wieku (Warszawa, PIW, 1959–1975), o którym prof. Michał Głowiński pisał między innymi: „Antologia ta jest dziełem imponującym – z wielu względów. Przede wszystkim zdumiewa to, że została sporządzona przez jedną osobę, nie wspieraną przez nikogo instytucjonalnie (jakiej pomocy udzielał wydawca – Państwowy Instytut Wydawniczy – nie wiem), osobę działającą poza wszelkimi ośrodkami naukowymi (a trzeba pamiętać, że Hertz pracował w czasie, w którym komputery nie były jeszcze znane!). Gdyby przygotowania tak wielkiego komentowanego wyboru poezji polskiej XIX wieku podjęła się któraś z instytucji naukowych, byłoby to z pewnością dzieło zbiorowe, powołano by złożony z kilku osób zespół, zadbano by o prace zlecone, itp. Hertz należy do tej niezbyt licznej grupy uczonych, którzy wielkie projekty realizowali w samotności, polegając tylko na sobie. Będzie w tym niewątpliwie trochę przesady, nasuwają się jednak analogie z takimi wielkimi postaciami polskiej kultury, jak Samuel Bogumił Linde i Karol Estreicher”. („Pamiętnik Literacki” XCIV, 2003, z. 1)

Powróćmy jednak jeszcze do rozważań Hertza na temat polskości w cytowanym wyżej szkicu. Otóż czytając jego wnikliwe słowa, trudno nie myśleć o tym, co powiedziałby dziś, patrząc na toczące nasz kraj spory znacznie chyba głębsze i bardziej intensywne niż w czasie, kiedy pisał swój esej? Czy nadal stałby na podobnym stanowisku, broniłby tradycji i bliskiej swym przekonaniom, konserwatywnej z gruntu wizji Polski?

Oczywiście, nie znam odpowiedzi na te pytania. Brakuje mi też odpowiedniej wiedzy, by kreślić możliwe propozycje. Wiem jednak, że warto wczytać się w to, co Hertz miał do powiedzenia, podziwiając jego mądrość, przenikliwość, znajomość historii i literatury, a przy tym niespotykaną już dziś kulturę wypowiedzi. Im mocniej bowiem odczuwam dziś brak tego rodzaju głosów, tym chętniej szukam wskazówek, otuchy, a może niekiedy tylko (i aż) wytchnienia w tekstach zapisanych przed laty. Paweł Hertz pozostanie zapewne jednym z moich przewodników.

BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA

Warto również przeczytać...