1 sierpnia 1921 roku było w okolicy Warszawy bardzo upalnie. Padły wtedy rekordy, których na szczęście jeszcze nie umiemy do dziś pobić, prawie 41 stopni w cieniu. Jak było tego dnia w Jagielnicy nie udało się ustalić, ale być może bardzo podobnie.
Rocznik 1921 okazał się bardzo dobry: nie wiem jak dla przemysłu winiarskiego, ale dla kultury z całą pewnością.
Jeśli chodzi o muzykę: 11 marca urodził się Astor Piazzola, którego, szczególnie w ostatnich latach, pokochałeś za melancholię María de Buenos Aires. 7 lipca przyszedł na świat Stanisław Wisłocki. U Stanisława Wisłockiego brałeś prywatnie lekcje dyrygentury, które przekonały Cię jednoznacznie do tego, że powinieneś zostać muzykologiem (humanistą byłeś zawsze).
W listopadzie, trochę później od Ciebie urodził się Twój kolega, z którym współzakładałeś „Res Facta” Mieczysław Tomaszewski. W styczniu 1921 roku – Krzysztof Kamil Baczyński, a w październiku Tadeusz Różewicz. Dwa tygodnie po Tobie pojawiła się Julia Hartwig, osoba duchowo bardzo Ci bliska, która przeżyła Cię o kilka miesięcy…
Spoglądając trochę szerzej: w 1921 roku Nagrodę Nobla otrzymał Anatol France, którego Gospodę pod królową Gęsią Nóżką kazałeś mi czytać, kiedy pisałem doktorat o Busonim. Dlaczego? Och, to zupełnie oczywiste: bo była to ulubiona lektura Karola Szymanowskiego. Mniej więcej wtedy Luigi Pirandello zaczął triumfalnie poszukiwać swoich sześciu postaci; dwadzieścia osiem dni przed Twoim pojawieniem się na tym świecie Ferruccio Busoni ukończył Fantazję kontrapunktyczną w wersji na dwa fortepiany, którą zawsze mi polecałeś i uważałeś za niedocenione Kunst der Fuge XX stulecia. W tym też roku Arnold Schönberg ukończył Suitę na fortepian op. 25 i zaczął uprawiać dodekafonię. Alban Berg sfinalizował Wozzecka, operę, którą zawsze lubiłeś, a która składa się z 1921 taktów (nie licząc sześciu pauz generalnych, które miały antycypować prawykonanie tego dzieła w 1927). W 1921 roku powstała Symfonia liryczna Aleksandra Zemlinsky’ego, której istnienie uświadomiłeś polskiej publiczności na jednym z festiwali radiowych, organizowanych wspólnie z Grzegorzem Michalskim i Elżbietą Markowską, którą czule wspominamy z tego miejsca (spoczywa tak blisko Ciebie i nas, że pewnie to wszystko słyszy).
A skoro już mowa o festiwalach, to chciałem przypomnieć, że właściwie co roku jesteś obecny na festiwalach Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina – Chopin i jego Europa, który to tytuł jest przecież kalką Twojego Szymanowskiego i jego Europy – pierwszego Festiwalu Polskiego Radia z 1997 roku. To było Twoje wspaniałe, trwające niemal dekadę festiwalowe arcydzieło, można powiedzieć – korona artystyczna złotego wieku radiowej Dwójki.
Przy okazji tego Festiwalu napisałeś: „Dziełem, w którym zasadniczy sposób ujawnia się przejście od wczesnej poetyki do nowej, są napisane w 1921 roku Słopiewnie. Dzieło to reprezentuje nową poetykę, co jednak nie oznacza, że żaden z jego elementów nie był obecny w dotychczasowej twórczości Szymanowskiego i tu pojawił się po raz pierwszy”.
Rok 1921 – już kończę tę męczącą wyliczankę – to był także rok Traktatu logiczno-filozoficznegoWittgensteina i Typów psychologicznych Carla Gustava Junga. Wybacz, że przypominam Junga, bo dobrze pamiętam, jak nie znosiłeś psychoanalizy. Ale zastanawiam się, do jakich typów psychologicznych by on Ciebie zakwalifikował. Tak sobie myślę, że przede wszystkim byłeś typem ekstrawertycznym, potrzebującym kontaktu z żywymi, inteligentnymi ludźmi. Byłeś do tego tzw. typem postrzegającym, działającym czasem impulsywnie, ale tylko impulsywnością intelektualną, nie karczemną. Byłeś (dajmy już spokój Jungowi) jak Leonardo, bo często poprzestawałeś na szkicu. To Ci w zupełności wystarczało (odstępowałeś znakomite pomysły innym). I byłeś, truizm, postacią niezwykle ciekawą świata, potrafiłeś nadzwyczajnie improwizować w dowolnym momencie i na dowolny temat.
Miałeś też w sobie silne poczucie wolności, wolności, która zaczyna nam się ostatnio wymykać, co zdążyłeś już ze smutkiem i bezsilną złością dostrzegać jeszcze za swojego życia.
Co się z Tobą działo po 1921 roku wszyscy wiemy, więc nie będę streszczać Twojej biografii. Teresa Torańska, z którą na pewno dużo rozmawiasz spoczywając w tej samej nekropolii, wydobyła z Ciebie wspomnienia, w sposób najpełniejszy i kompletny, o tym co przeżyłeś w czasie wojny we Lwowie, a potem we Włoszech. No właśnie Italia… nie muszę w tym miejscu przypominać jakie miała znaczenie w Twoim życiu.
Z Włoch jednak powróciłeś, do Polski wezwała Cię muzykologia, Twoi ukochani kompozytorzy, których tutaj nie sposób wszystkich wymienić. Rzucę tylko wyrywkowo kilka nazwisk: Sigismondo d’India i żeby pozostać przy Italii: Busoni, Dallapiccola, Petrassi, Sciarrino; dalej Karol Szymanowski ze swoim Królem Rogerem i Słopiewniami, a także, oczywiście Bach, Purcell, Chopin, Brahms, Strawiński, Britten, Szostakowicz, David del Tredici, Wajnberg. Z kompozytorów, których znałeś osobiście – Witold Lutosławski, którego odejście uważałeś za zamknięcie pewnej epoki, także Florian Dąbrowski, Krzysztof Penderecki, a nawet Alfred Schnittke i Edison Denisow, co w poświęconym Tobie, ostatnio wydanym numerze „Res Facta”, jest jasno ukazane.
Krąg Twoich przyjaciół w różnych okresach życia współtworzyli: Tadeusz Borowski, Henryk Krzeczkowski, Józef Patkowski, Jan Stęszewski (pewnie również nas z tego miejsca dobrze słyszy), Basia Toruńczyk, Roberto Salvadori, Paolo Emilio Carrapezza, Amalia Collisani, Helen Geyer, wreszcie Karol Berger – najzdolniejszy, jak mówiłeś, z Twoich uczniów i z pewnością najwybitniejszy. Także przedwcześnie zgasły Maciej Jabłoński. A niemal wokół wszystkich krążyła zawsze czuła i opiekuńcza Grażyna. (Przepraszam, że nie mówię więcej o innych z nas, zgromadzonych tu tak licznie…).
Kochałeś muzykę, ale kto wie czy nie nawet bardziej literaturę. Tomasi di Lampedusa, Nietzsche, Proust, Celan, Rilke, Kawafis, Mann, Carroll, Proust, Petrarka, Szekspir, Magris, Kundera, Goethe. O właśnie – Goethe był chyba szczególnie ważny w Twoich ostatnich latach.
Warunkiem sine qua non wielkiej sztuki był dla Ciebie jej wymiar etyczny. To dlatego z założenia nie pisałeś o pewnym genialnym kompozytorze, który dwukrotnie splamił się pamfletem Żydostwo w muzyce. Wydawało Ci się to niepojęte, że w umyśle tak wybitnym mógł zaistnieć nierozerwalny związek geniusza i ludzkiej kreatury. Ale już inaczej było w filozofii. Heidegger silnie Cię pociągał: tutaj obezwładniający intelekt zdawał się brać górę nad małością człowieka; Heideggerowi wybaczałeś więcej niż Wagnerowi.
Byłeś fenomenalnym wykładowcą uczelni polskich i włoskich. Wykładowcą, który zawsze inspirował, często zawstydzał swoich słuchaczy, aczkolwiek nieświadomie i bez takiej intencji. Na egzaminach bywałeś sprawiedliwy, podobno zwykle łagodny jak baranek. Ale gdy trzeba było potrafiłeś wstawić pałę nawet pięknym, rozkwitającym dziewczynom. Niedawno poznałem jedną z nich, i ona, po z górą czterdziestu latach uważa, że egzamin oblany u Ciebie był najpiękniejszą porażką w jej życiu. Na podstawie swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że byłeś promotorem idealnym. Dawałeś mnóstwo czasu, swobody. Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy w Morzu Jońskim, kiedy zanurzony po pas, na moje pytanie, co zrobić, żeby wreszcie się odblokować po trzech latach niepisania doktoratu, powiedziałeś: „napisz pięćdziesiąt stron, to poczujesz się lepiej”. I spokojnie odpłynąłeś w dal, prawie jak syrena Tomasiego di Lampedusa. Miałeś rację: pierwszych pięćdziesiąt stron zrobiło swoje, całą rozprawę przelałem potem na papier dosyć szybko.
Na koniec chciałbym przywołać krótki cytat z Zielonych słów Tuwima i Szymanowskiego (poety kochanego również przez Wajnberga):
A gdy sierpiec na niebłoczu łyście,
W cieniem ciemne jeno niedośpiewy
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście
Słodzik słowi słowisienkie ciewy.
Nie wiem, czy tutaj słowiki śpiewają. Mam nadzieję, że przynajmniej raz na jakiś czas. Obiecujemy, że nie będziemy Ci w słuchaniu tych koncertów zbyt często przeszkadzać, ale niekiedy jednak będziemy chcieli to robić. Na pewno też, rozrzuceni po całym świecie, wciąż będziemy Ciebie wspominać. Będziemy o Tobie rozmawiać, Ciebie czytać, o Tobie pisać.
MARCIN GMYS
Tekst wygłoszony nad grobem Michała Bristigera w przeddzień 1 sierpnia 2021 roku. 16 grudnia 2021 roku mija 5. rocznica śmierci Profesora.