fbpx
HOME
Piotr Mitzner

Wehikuł wspomnień

Książka moich wspomnień to w obszernej twórczości Jarosława Iwaszkiewicza jedno z najważniejszych dzieł. Biograf pisarza, Radosław Romaniuk, słusznie zauważył, że skupia się tu wszystko, co poeta napisał wcześniej, i tu też można znaleźć zapowiedź jego późniejszych prac. Nie chodzi tylko o teksty wspomnieniowe, dlatego że wszystkie uprawiane przez Iwaszkiewicza gatunki zdają się tworzyć jedno wielokształtne dzieło niemal autobiograficzne, a w każdym razie scalone silną osobowością autora i jego pamięcią, utrwalającą najdrobniejsze fakty, obrazy miejsc i portrety ludzi, barwy, a nawet zapachy świata. Często te same albo podobne postaci, a także miejsca i zdarzenia, pojawiają się wielokrotnie – a to w dzienniku Iwaszkiewicza, a to w wierszu czy opowiadaniu. Mimo to nie jest Książka moich wspomnień zwykłym pamiętnikiem (jakich wiele napisano), który by służył ocalaniu od zapomnienia osób, domów i pejzaży. Pisarz przyznaje wprawdzie, że wspominanie jest funkcją tęsknoty do utraconego świata, do ludzi, którzy odeszli, wie jednak, że to zajęcie daremne, a to, co przez nas zapisane, straci znaczenie dla następców i – jak pisał w Mapie pogody – pozostaną w albumach fotografie ludzi, których imiona „tylko my znamy”. Siłą jego pisarstwa jest szczerość, ale mimo to, jak mówił w Xeniach i elegiach: „Mój świat jest moim światem nie mogę go przed wami otworzyć”. Zmysł autobiografii-opowieści nakazuje jednak Iwaszkiewiczowi wspominać, i to już od lat młodzieńczych. Zresztą nie on jeden to robi, z lat dwudziestych pochodzą też poświęcone dzieciństwu utwory innych autorów, na przykład Marii Dąbrowskiej i Juliusza Kadena-Bandrowskiego. Może dlatego, że dzieciństwo to zostało już utracone, a niektórym po prostu „ukradzione”, jak mówił Iwaszkiewicz, wraz z wybuchem Wielkiej Wojny, a niebawem przez przewrót bolszewicki i wojnę domową w Rosji. Rzecz jasna, kolejne etapy naszego życia zawsze mijają bezpowrotnie i nie musi się tu wtrącać wojna. Być może to jest właśnie jedno z Iwaszkiewiczowskich odkryć: cichy upływ czasu jest okrutny tak samo jak wojna. Oba te żywioły, jak pamiętamy, rozłamują życie Wiktora Rubena w Pannach z Wilka. Tak więc pierwszą granicę w biografii i poety wyznaczają lata 1917–1918. Podobna cezura to czas II wojny światowej, choć tym razem nie musi on opuszczać domu, wręcz przeciwnie, świadomie pozostaje w kraju. We wrześniu 1939 roku od razu było wiadomo, że jakiś świat się skończył. Zresztą przekonanie takie zaczyna kiełkować już w sierpniu, kiedy poeta pisze w dzienniku o „melancholii kończących się spraw”. Jeszcze wcześniej, wiosną tego samego roku, w „Wiadomościach Literackich” pojawiła się Oda, wiersz Iwaszkiewicza ważny w kontekście przyszłej książki wspomnieniowej:

Ileż bym oddał dzisiaj za noc na Podolu,

Nieprzespaną, szeroką jak senny gościniec,

Niebieską i chłodnawą, pełną rosy w polu,

Za ganek z kolumnami w środku Jarmoliniec…

 

I za bladnięcie nocne, za chmurę wydętą,

Co pierzchała przed nami czy przed zimnym świtem,

I za niebieską czapkę zgubioną studenta,

Po którą się wracałem wśród skowrończych zgrzytów…

 

Gdybyśmy nawet dzisiaj do tych stron wrócili,

Nie znalazłbym już siebie na pszenicznym łanie.

Początek okupacji to na Stawisku czas rekolekcji z wielkiej klasyki, lektury powieści Stendhala, Dostojewskiego, Tołstoja, Conrada. Ich narracje mają pomóc zneutralizować rozpacz, są środkiem znieczulającym, i to chyba skutecznym. Po pierwszym szoku wojennym Iwaszkiewicz wraca do warsztatu pisarskiego. Porządkuje tom Nowel włoskich i siada do pisania książki Ze wspomnień (taki nosiła aż do 1957 roku). W krótkim wstępie wyjaśnia genezę książki – dotyczy ona niedawnej przeszłości, która już stała się Historią (a więc podaje się za kronikarza), a on, autor, choć ledwo dobiegający pięćdziesiątki, chce skorzystać z tego, że pamięć go jeszcze nie zawodzi. Katarzyna Kuczyńska-Koschany zaryzykowała opinię, że Książka moich wspomnień pisana jest metodą reporterską. To bardzo trafna uwaga, choć na pierwszy rzut oka budzi zdziwienie. Czy Iwaszkiewicz – poeta, prozaik, autor, który zdawać by się mogło w centrum autorskiego świata stawiał siebie, miał w sobie cokolwiek z dokumentalisty? A jednak coś jest na rzeczy. Zachowała się jego pierwsza wprawka dramaturgiczna z 1911 roku (miał wtedy siedemnaście lat), Za dwadzieścia pięć lat, w której przedstawił środowisko swojego gimnazjum w 1936 roku i siebie, Jarosława Bolesławowicza, w roli reportera, a trzeba pamiętać, że słowo to nie było wówczas tak powszechnie używane jak w naszych czasach. Andrzej Wajda w rozważaniach O filmowaniu prozy Iwaszkiewicza zastanawiał się, dlaczego stanowi ona tak dobrą materię dla reżysera. Według niego wynika to z tego, że jest ona bliska życia samego w sobie, bliska fotografii utrwalającej swego rodzaju chaos estetyczny rzeczywistości. W skrócie można więc powiedzieć, że Iwaszkiewicz jest reporterem i fotografem. Z tym ważnym zastrzeżeniem, że nie mówi „tak było”, ale „tak pamiętam”, a nawet „być może tak było”. W swoich zapiskach przyznaje się nawet, że wspominając, nie jest tak do końca pewien, czy tak było rzeczywiście, czy zmyślił jakąś sytuację i później w jej prawdziwość uwierzył. O okolicznościach powstawania Książki moich wspomnień czytamy w Dzienniku Iwaszkiewicza z listopada 1942 roku, tak pisał wówczas o działaniu pamięci w sytuacji opresyjnej: „Listopad jest miesiącem wspomnień. W dziwnym życiu, jakie teraz prowadzę, każdy miesiąc jest miesiącem wspomnień i wspomnień tych jest coraz więcej. Zamknięty u siebie w domu, staram się jak najrzadziej bywać w Warszawie. Nabrała ona teraz dziwnego, niespokojnego stylu, z tymi nowymi lokalami, eleganckimi towarzystwami, które rozbijają się rikszami po mieście. Mimo woli powraca się do dawnych czasów i przemyśla na nowo wszystko, co się przeżyło, bo to, co się teraz przeżywa, albo się nie mieści w głowie, albo odbywa się na innej jakiejś platformie”. Książka moich wspomnień była gotowa w 1943 roku i 11 sierpnia autor podpisał umowę z wydawnictwem Wisła, które miało rozpocząć działalność zaraz po wojnie. Tak się jednak nie stało, a pamiętnik ukazał się dopiero w 1957 roku z wieloma ingerencjami cenzury. Dopiero to wydanie, które dziś Czytelnik trzyma w ręku, przynosi tekst integralny. W 1957 roku autor dodał do książki niejako postscriptum, rozdział Lechoń i Tuwim, pisany w latach 1954–1956. Wcześniej, od marca 1952 roku do stycznia 1954 roku dorywczo próbował kontynuować pisanie pamiętnika, świadomy tego, że w ówczesnej sytuacji politycznej ani pierwszy tom, ani drugi nie będzie się mógł ukazać, podobnie jak kilka opowiadań z tego czasu. Powstały wówczas rozdziały: Moje małżeństwo, Śmierć Matki, Interesy mojego teścia i szkic rozdziału Towarzystwo warszawskie.Autor nie potrafił jednak powrócić do stylu, jakim napisany jest pierwszy tom. Nowe rozdziały dotyczyły spraw trudnych, a nieraz ponurych, ich bohater to ktoś pozbawiony marzeń i złudzeń, przytłoczony przez rzeczywistość. Pierwszy tom natomiast, pisany w ciężkim czasie okupacji jest pełen temperamentu i zaufania do świata. Można powiedzieć, że Iwaszkiewicz spełnia wolę Josepha Conrada: „Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze aż do końca”. Jest to marzenie o powrocie do zamkniętych już światów, tak samo jak w innym napisanym podczas wojny arcydziele, w poemacie Czesława Miłosza Świat. Poema naiwne, który Iwaszkiewicz bardzo wysoko cenił. Także na emigracji w tym czasie powstawały podobnie nastrojone wspomnienia, zebrał je wówczas i wydał w tomie Kraj lat dziecinnych Mieczysław Grydzewski, przedwojenny redaktor „Wiadomości Literackich”. Jeśli nie do opisu minionego świata, to do czego służy poecie materia wspomnieniowa? Może najważniejszy jest dlań namysł nad tym, nie co, ale jak pamiętamy, a więc jak postrzegamy rzeczywistość, jak w niej żyjemy, jak przebiegają napięcia między elementami świata i jednostką, jak kształtuje się człowiek? We wstępie do Książki moich wspomnień autor pisze, że zależy mu na tym, by zobaczyć, „jak świat zewnętrzny przełamywał się w duszy dziecka, młodzieńca i mężczyzny”. Z doświadczeń Iwaszkiewicza możemy wyprowadzić pewną sekwencję zasad: jak doznajemy, tak zapamiętujemy, jak zapamiętujemy, tak wspominamy, jak wspominamy, tak żyjemy. Tak też patrzymy na innych. Czytelnikowi pamiętnika poety pozostają w pamięci wyraziste portrety ludzi z jego najbliższego otoczenia i mimo woli sam zaczyna w ten sposób postrzegać własny świat. W Książce moich wspomnień daje o sobie znać wyjątkowa cecha pisarstwa Iwaszkiewicza – jego bezpośredniość. Jest ono bardzo osobistą, prywatną opowieścią. Jak pisał w poemacie Mapa pogody:

Posłuchaj słowa mojego prostego,

Bo nikt już inny tak tobie nie powie.

W latach siedemdziesiątych Iwaszkiewicz wraca do pisania wspomnień. Miały się one złożyć na książkę Aleja Przyjaciół, której ostatecznie nie skończył, ukazała się ona w 1984 roku. Szkice te nawiązują do pisanej trzydzieści lat wcześniej Książki moich wspomnień, są jej kontynuacją, powraca podobny ton. Nieraz Iwaszkiewicza wspominkarza nawiedzały wątpliwości. Zastanawiał się, czy powrót do przeszłości nie zamyka drogi w przyszłość. W wierszu pod znamiennym tytułem Odwiedziny miejsc ulubionych w młodości pisał:

Przeminęło. Zamknięte. Skończone. Na wieki!

Nie wstrzymuję tej wody. Odpływa, odchodzi,

Niechże bieży, gdzie giną wszystkie, wszystkie rzeki,

Stary świat się pochylił, inny dzień się rodzi.

Wiedział też, że w późnym wieku pamięć bywa zawodna, myli imiona, nazwy i fakty. Potrafił sobie gorzko z tego pokpiwać. Nic jednak nie mogło przemóc jego silnej potrzeby wspominania, o czym świadczą też liczne odwołania do doświadczeń i spotkań z ludźmi, rozproszone nie tylko w jego poezji, opowiadaniach, ale i w publicystyce. Warto je śledzić i z tych fragmentów po swojemu układać obraz Iwaszkiewiczowskiego świata. On sam zaś, kiedy sięgał w przeszłość i wymieniał bliskie mu pamiątki, w pisanym tuż przed śmiercią wierszu Rzeczy mówił:

i ja na tym leżę

Jak wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę.

PIOTR MITZNER

Wstęp do nowego, pierwszego pełnego wydania „Książki moich wspomnień” Jarosława Iwaszkiewicza, Wydawnictwo Marginesy, 2022.

Warto również przeczytać...