fbpx
HOME
Jan Maria Kłoczowski

Muszle na plaży (I)

Szkic, którym dzielę się z czytelnikami Księgi Przyjaciół, ukaże się w okolicznościowym wydawnictwie „Album styczniowe” przygotowywanym przez Państwowy Instytut Wydawniczy pod redakcją Anny Piwkowskiej. Dedykuję go moim wnukom, Jance i Kosmie Mazurom, a także córkom i synom moich rodzonych braci i sióstr stryjecznych oraz ich potomstwu. Dedykuję go także potomkom Stanisława Kłoczowskiego i przede wszystkim potomkom Jerzego Kłoczowskiego, syna jednego z bohaterów mojej opowieści – Bolesława.

I

Co mają wspólnego muszle na plaży z nocą styczniową? Otóż mają, jeśli tylko zgodzimy się, że poetycka wyobraźnia nie zna granic. Zwłaszcza pod piórem tak wybitnego historyka jak Pierre Nora, twórca bliskiego nam pojęcia lieux de mémoire, czyli „miejsca pamięci”. Oddaję mu głos, chciałbym bowiem, aby nadał ton temu szkicowi o swoistej kolekcji przechowywanej w pamięci mojej rodziny – kolekcji związanej tematycznie z powstaniem styczniowym 1863 roku.

„Miejsca pamięci rodzą się i trwają w poczuciu, że skoro pamięć spontaniczna nie istnieje, to pozostaje nam działać w sposób nienaturalny, czyli tworzyć archiwa i obchodzić rocznice, organizować obchody, wygłaszać mowy pogrzebowe, uwierzytelniać akta. Miejsca pamięci są jak bastiony. Gdyby to, czego bronią, nie było zagrożone, nie trzeba by ich było wznosić. Gdybyśmy naprawdę żyli w pamięci, stałyby się zbędne. Nie byłyby miejscami pamięci, gdyby historia nie zawładnęła wspomnieniami, nie starała się ich deformować, przekształcać i po swojemu urabiać. I tak w kółko: rzeka historii porywa ze sobą resztki pamięci, by za chwilę wyrzucić je na brzeg. Miejsca pamięci są jak muszle na plaży, gdy morze żywej pamięci zaczyna się cofać: życie już z nich uchodzi, ale śmierć jeszcze ich nie dopadła”[1].

Nie zamierzam snuć tutaj teoretycznych rozważań na temat tradycji, dziedzictwa i kultury. Każdy, kto zechce pogłębić swoją wiedzę w tej dziedzinie, może zajrzeć chociażby do klasycznych już dzisiaj opracowań Jerzego Szackiego lub Jerzego Jedlickiego. Chcę pisać o pamięci, z której życie być może już uchodzi, ale dzięki takim wydawnictwom jak Album styczniowe śmierć jej jeszcze nie dopada… Chcę pisać o pamięci przechowanej w „muszli”, jaką jest dwór w Bogdanach Wielkich, bowiem tylko o tym lieu de mémoire mogę wypowiadać się z pozycji Furtiana[2]. Pragnę przywołać kilka wspomnień, kilka opowieści, które pamięć o powstaniu styczniowym w mojej rodzinie wciąż jeszcze karmią i ożywiają.

Zacznijmy zatem od opisu „kolekcji”. Tam, gdzie mieszkam od kilku lat, czyli w małym dworku w Bogdanach Wielkich, małej wsi położonej na północnych rubieżach Mazowsza, a zarazem miejscu urodzin mego dziadka Eugeniusza (1897-1985) i mego ojca Jerzego (1924-2017) oraz jego dwóch braci, Zbigniewa (1929-1984) oraz Jana Andrzeja OP (1937), zaszczytne miejsce na jednej ze ścian w pokoju stołowym zajmuje sześć dużych akwarel malowanych przez moją prababkę Kazimierę Kłoczowską według Grottgera. Kopie liczącego w oryginale dziewięć rysunków cyklu Polonia zdobiły salon bogdański do 1939 roku. Przechowane w czasie wojny w Krzynowłodze Wielkiej, powędrowały następnie z dziadkami do Poznania, gdzie zamieszkali po 1945 roku, by po latach powrócić tam, gdzie powstały, czyli do odzyskanych w 1996 roku przez naszą rodzinę „nowych” Bogdan. Akwarele te mówią nam nie tylko o talencie mojej prababki, lecz poprzez swoją tematykę świadczą o kulcie powstania 1863, jaki panował we dworze w Bogdanach. Mariusz Bryl, historyk sztuki i autor monografii na temat cykli Grottgera[3] , którego w roku 2017 zaprosiłem do Bogdan z wykładem na symboliczne urodziny mego dziadka Eugeniusza, pisze w swojej książce: „Liczba różnego rodzaju bardziej lub mniej luksusowych albumów, popularnych książeczek, pocztówek, wydanych przed odzyskaniem niepodległości wystarczała, by w prawie każdym inteligenckim, mieszczańskim, szlacheckim i wielu chłopskich domach znalazło się kilka odbitek Grottgerowskich kartonów, traktowanych jako jedne z integralnych i najistotniejszych składników narodowej tradycji”.

Warto podkreślić, że Kazimiera nie zadowoliła się pocztówkami i albumami, ale sama skopiowała pędzlem i farbami wodnymi ów słynny cykl, który dzisiaj mogę z dumą pokazywać dzieciom ze szkoły w Krzynowłodze Wielkiej podczas zajęć z historii, jakie zdarza mi się z nimi prowadzić we dworze.

Pamięć o powstaniu styczniowym 1863 roku trwa zatem w Bogdanach zamknięta w muszli akwarel malowanych przez prababkę. Ale te akwarele, to tylko część kolekcji, o której opowiadam. Kolejną stanowi przekazywana w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie opowieść o moim prapradziadku Józefie Adamie Kłoczowskim i o jego synu Bolesławie, starszym bracie mojego rodzonego Pradziadka, Józefa Piotra. Album styczniowe to dobre miejsce i okazja, aby tę opowieść przypomnieć i utrwalić.

JAN MARIA KŁOCZOWSKI

[1] Pierre Nora, Między pamięcią a historią, Wybór tekstów. Wybór i przekład Jan Maria Kłoczowski. Gdańsk, słowo/obraz terytoria, „Biblioteka Mnemosyne”, 2023, s. 114.

[2] Zob. Anna Piwkowska, Furtianie. Kraków, Znak, 2022.

[3] Mariusz Bryl, Cykle Artura Grottgera. Poznań, Wydawnictwo Naukowe UAM, 1994.

Warto również przeczytać...