fbpx
HOME
Jerzy Stempowski

Korespondencja z Krystyną Marek (9)

JERZY STEMPOWSKI DO KRYSTYNY MAREK

Muri, 27 IX 43

Droga i bardzo dobra Panno Krystyno,

dziś dostałem list Pani z 28 VIII, już drugi w tym roku. Jestem bardzo wzruszony Pani pamięcią i dobrocią, tym bardziej, że do mnie od przeszło roku nikt już znikąd nie pisze. Niedużo sobie zresztą w tych warunkach możemy powiedzieć. Niedawno doszło do moich rąk kilka numerów tygodnika naszego nowego Ibusia Ostrowskiego [1]. Czytając je, rozumiem, dlaczego czasami jest Pani niewesoło.

O sobie powiem tyle, że jestem mniej więcej zdrów i przeznaczony dziedzicznie do długiego życia. Na warunki tutejszej egzystencji nie mogę narzekać. Kiedyś w dawnym Konstantynopolu słyszałem takie przysłowie: kto ma zwyczaj jeść kawior, temu Bóg zsyła zawsze trochę kawioru. W tym jest część prawdy. Jeżeli bardzo mocno obstawać przy swych gustach i przyzwyczajeniach, najczęściej wystarcza to, aby wytworzyły się potrzebne do nich warunki. Ukrywając się np. u przemytników w Karpatach [2], myślałem, że będzie mi w ich kryjówce leśnej brakować lektury, ale już po kilku dniach przemytnicy przynieśli mi dwa worki pełne książek. W pobliskim tartaku ukrywał się jakiś uczony filolog, po którego zniknięciu zostało trochę łacińskich autorów w dobrych wydaniach, gdzie indziej rozbójnicy ograbili podróżnych, mających ciekawe książki w swych bagażach, to znów włoski arystokrata szukał przygód w puszczy, czytając w dni deszczowe autorów Renesansu. W ten sposób zebrało się tam trochę książek, czekających od lat czytelnika, a ponieważ tak daleko w głąb lasów byle jakich książek nie noszą, znalazłem tam lekturę w najlepszym gatunku. (Tam to dostrzegłem taki dystych renesansowego poety o Tybrze, nad którym stały wówczas ruiny z różnych stuleci: DISCE HINC QUAE POSSIT FORTUNA: IMMOTA LABESCUNT ET QUAE PERPETUO SUNT FLUITURA: MANENT [3]. To pisane jest jak gdyby dla naszych czasów). Tak samo i tu wiele starych książek czekało jak gdyby od wieków mego przyjazdu i paru doskonałych muzyków zjechało się z różnych stron świata, aby czytać ze mną partytury. Jeżeli mimo to i mnie jest chwilami niewesoło, ma to nie tylko osobiste, ale i ogólne przyczyny. My tu na kontynencie widzimy wiele rzeczy innymi oczyma. Żywiej czujemy niepewność przyszłości, która od nas samych więcej nie zależy. Nie wiemy, czy dzień jutrzejszy obudzi w nas sympatie i chęć współpracy, czy też negację i opór i czy nie przyniesie nam sytuacji, w jakiej mistrz Adam pisał: „choć się sprzymierzą rządy, ludy, zdania…” [4]. Jeżeli zaś nawet tego nie wiemy, co można uważać za wiadome? Stąd pochodzi głuche milczenie całego starego kontynentu. Kiedyś Pyrrho [5] mówił, że nie zna argumentów, mogących przekonać go o konieczności postępowania tak lub inaczej. Ta fantastyczna w swej skrajności formuła greckiego sceptyka stała się dziś dla ludzi kontynentu doświadczalną, codzienną rzeczywistością i świadomość tej sytuacji robi coraz większe postępy.

Proszę o mnie nie zapominać. Będę bardzo wdzięczny za każde słowo. Z uczuciem szczerej przyjaźni myślę często o Pani i wspólnych przyjaciołach.

Najserdeczniejsze pozdrowienia przesyła szczerze oddany

Jerzy Stempowski

KRYSTYNA MAREK DO JERZEGO STEMPOWSKIEGO

472 Chelsea Cloisters,

Sloane Avenue,

London, S.W.3.

23.9.45

Drogi i Kochany Panie Jerzy,

zabranie się do tego listu wymaga wielkiej odwagi z mojej strony, albowiem po tak haniebnie długim milczeniu zastanawiam się, czy mnie Pan nie tylko nie zapomniał, ale wręcz nie wyklął. Chcę mieć nadzieję, że nie, aczkolwiek nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jest niewątpliwie prawdą, że przez ostatnie lata byłam zaharowana tak, że dwadzieścia cztery godziny na dobę było stanowczo za mało, ale, co gorsza, kamieniałam czy też drewniałam tak zdecydowanie z dnia na dzień i godziny na godzinę, że moja zdolność komunikowania się ze światem zewnętrznym ulegała coraz silniejszemu ograniczeniu.

Wygląda zatem tak, że trzeba było dopełnienia się katastrofy i zupełnego bankructwa [6] na to, żebym zaczęła podejmować próby wyrwania się z własnej skorupy i nawiązania wielu pozrywanych nici. W stadium, w którym się znajduję – bankruta i mizantropa – nie przychodzi mi to łatwo. Niech mi Pan ze swojej strony pomoże.

Pisać o sytuacji jest strasznie trudno, skoro peractum est [7] na użytek teraźniejszości, a za bardzo jestem psychicznie i umysłowo zmęczona, by mnie było stać na wielki horyzont i wielki oddech sub specie aeternitatis. Wprawdzie recytuję sobie bez wielkiego rezultatu różne stoickie formułki i z tępego poczucia obowiązku czy też esprit de contradiction [8] usiłuję pchać dalej wózek wbrew prądowi i zdrowemu rozumowi, ale to wszystko nie stanowi jeszcze recepty na optymizm.

Wydaje mi się, że nasi „wielcy” – pożal się Boże – zrobili w czerwcu tego roku najstraszliwszą rzecz, legitymując narzucony nam stan faktyczny i tym samym zdejmując naszą sprawę z agendy światowej w możliwie najniekorzystniejszym momencie [9]. Nie ulega wątpliwości, że koniunktura już dziś jest inna, lepsza (o gorszą zaiste trudno) i że gdyby nie dwóch panów, sprawa byłaby dziś żywa, co najmniej tak żywa, jak Bałkany, jeśli nie bardziej. Trudno, stało się. Po czym nastąpił budujący spektakl wyścigu do nowego żłobu u nowych panów, w ramach nowego światopoglądu. Dygresja: są ludzie – „duch wieczny rewolucjonista” [10] – którzy w każdym państwie, każdym reżimie i pod każdym rządem siedzą w kryminale, i są tacy, którzy w każdym państwie, każdym reżimie i pod każdym rządem są ministrami. Niezależnie od kwalifikacji moralnej, muszę przyznać, że budzi to we mnie pewien podziw.

Generalnie biorąc, wydaje mi się, że jesteśmy dzisiaj znowu po powstaniu styczniowym, podniesionym do x potęgi i w apokaliptycznej atmosferze. Stąd miejsce (myślę o nielicznych uczciwych, nie o karierowiczach, którzy i tak nie mają żadnej koncepcji poza własną skórą) na pozytywizm, pracę organiczną, odgrzebywanie Wielopolszczyzny [11], nb. w sposób niezwykle stonowany, etc. etc. Tego wszystkiego może rzeczywiście nie da się uniknąć, zwłaszcza w Kraju wymęczonym do ostatnich granic, zawiedzionym i rozgoryczonym. Natomiast trudno mi przyjąć powyższe jako program wyczerpujący, obejmujący całość praw, postulatów i dezyderatów państwa i narodu. Wydaje mi się, że potrzebni, nieodzowni, są maniacy, którzy będą na świecie i światu mówili „nie, nie i nie”, którzy będą utrzymywali sprawę żywą, otwartą i bolesną i na tle potulnej słowiańskiej zgody będą krzyczeli prawdę, wprowadzając tym dysonans w oficjalną harmonię, panującą wśród powszechnej szczęśliwości we wschodnim rejonie naszej nieszczęśliwej i sponiewieranej części świata. Zadanie niewdzięczne, donkiszoteryjne, prawie beznadziejne – zadanie jednak, które przez kogoś musi zostać wykonane. Idzie o to jeszcze, żeby tym kimś nie była biała emigracja, ale ludzie lewicy.

Trudno jest tym ubożuchnym kapitałem ludzkim, którym się dysponuje, obstawić wszystkie pozycje, a jednak trzeba to robić. A w żadnym już razie nie wolno całego tego nędznego kapitału wpakować znowu bez reszty w jeden interes, nie wolno ściągnąć i zlikwidować wszystkich rezerw i doprowadzić do drugiego potopu, po którym już nic, ale to nic, nie zostanie.

Machnąć Panu moje credo polityczne w dwóch słowach, w pierwszym od wieków liście, nie jest rzeczą łatwą. Momenty emocjonalne, które wyeliminować trudno, też nie pomagają w jasnym exposé. Chciałam tylko Panu powiedzieć, że nie jestem ani wyprana z poczucia realizmu, ani sfanatyzowana. Jest czas i jest miejsce, co więcej konieczność, na obie linie. Natomiast ludzie, którzy w związku z katastrofą naszej dotychczasowej linii, jednej, jedynej i totalnej, zachwalają jako remedium drugą linię, równie jedyną i totalną, napawają mnie gorzką melancholią i przekonaniem o nieuleczalnym braku zdolności politycznego myślenia naszej rasy. (Obawiam się, że wyrwał mi się anglicyzm w tym słowie, nie zaś wyraz rasistowskiego światopoglądu). Po obu stronach barykady są zresztą ludzie ideowi i karierowicze, ale to już inna sprawa. O karierowiczach szkoda mówić. Natomiast dla ludzi uczciwych zarówno wallenrodyzm, jak i donkiszoteria jest przedsięwzięciem ciężkim i bolesnym. Mnie się wydaje, że linia podziału powinna przebiegać geograficznie, żadnego innego kryterium nie widzę.

Zaiste, nie przewidywaliśmy we wrześniu [19]39, ani jeszcze długo potem, że przyjdzie nam „patrzeć na przebiegi zdarzeń – dalekie, dalekie od marzeń” [12]. Uczucie klęski i sponiewierania jest czymś koszmarnym, zresztą nie tylko w odniesieniu do najwęższych naszych spraw. Skąd brać w sobie wiarę i siłę do dalszych tarapatów – nie wiadomo. A przecież się ją skądś bierze i przecież wyciąga się w końcu zawsze dokładnie tyle, ile się musi, ani trochę mniej.

Drogi Panie Jerzy, jak na pierwszy znak życia po wielu długich miesiącach, przypuszczam, że ten elaborat śledziennika powinien wystarczyć. Nie umiem powiedzieć, jak bardzo pragnę paru słów od Pana. Dyskusja na powyższe tematy w formie listownej jest możliwie najniewygodniejsza, ale spróbujmy, dobrze? – I oczywiście chcę wiedzieć jak najwięcej o Panu samym.

Moc najserdeczniejszych myśli łączę

Krystyna Marek

Listy przepisali i przypisami opatrzyli Agnieszka Papieska i Andrzej Stanisław Kowalczyk

[1] Józefat Bolesław Ostrowski, zw. Ibuś (1803–1871), publicysta, uczestnik powstania listopadowego, działacz polityczny. Na emigracji w Paryżu wydawał pismo „Nowa Polska” (1833–1837 i 1839–1845). Stempowski nawiązuje do miesięcznika „Nowa Polska” ukazującego się w Londynie od kwietnia 1942 do listopada 1946. Publikowano w nim teksty zarówno społeczno-polityczne, jak i literackie. Redaktorem pisma był Antoni Słonimski. Na łamach pisma publikowali m.in. Julian Tuwim, Stanisław Baliński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Marian Czuchnowski, Władysław Broniewski, Stefan Themerson, Maria Kuncewiczowa, Zygmunt Haupt, Teodor Parnicki, Ksawery Pruszyński.

[2] Jest to pierwszy zapis pomysłu eseju Księgozbiór przemytników (Od Berdyczowa do Rzymu, Instytut Literacki, Paryż 1971). Po przejściu granicy polsko-węgierskiej 18 września 1939 roku Stempowski zimował w górach. Zachorował i znalazł schronienie w wiejskim szpitalu, gdzie uratowano mu życie. Podczas rekonwalescencji zaprzyjaźnił się z przemytnikami, którzy zaopatrywali go w lektury. Były to książki porzucone w górach przez uchodźców politycznych, zrabowane turystom przez rozbójników, tomy o niejasnej proweniencji. Dla eseisty, który wyszedł z Polski jedynie z egzemplarzem Księcia Machiavellego, była to życiodajna biblioteka.

[3] Cytat z łacińskiej elegii Giovanniego Vitale, w zlatynizowanej formie: Janus Vitalis (1485–1560), włoskiego humanisty, poety i teologa, urodzonego w Palermo. Jego pióra jest epitafium na sarkofagu papieża Leona X w rzymskiej bazylice Santa Maria sopra Minerva. Elegia miała dwie wersje: pierwsza pt. Roma prisca ukazała się w tomie poezji Vitalego pt. Sacrosanctae Romanae ecclesiae elogia (Wenecja 1553), druga dwa lata później pt. Incerti de Roma antiqua bez nazwiska autora, co może świadczyć o tym, że utwór krążył w odpisach już jako anonimowy. Ta druga wersja zyskała europejską sławę, była wielokrotnie przedrukowywana i tłumaczona, m.in. na francuski przez Joachima du Bellay, na hiszpański przez Francisco de Quevedo, na angielski przez Edmunda Spensera, na polski przez Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. W jego przekładzie elegia nosi tytuł Epitafium Rzymowi, a przywołana przez Stempowskiego pointa brzmi:

 

Patrz, co Fortuna broi: to się popsowało.

Co było nieruchome; trwa, co się ruchało.

 

Stempowski przywołał pointę elegii również w listach do innych adresatów: do Marii Dąbrowskiej z 27 września 1945 roku (M. Dąbrowska, J. Stempowski, Listy 1926–1965, oprac. Andrzej St. Kowalczyk, Warszawa, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polska, Biblioteka „Więzi”, 2010, t. I) oraz do Czesława Miłosza z 14 stycznia 1966, „Zeszyty Literackie” 1991 nr 33. Poeta opatrzył cytat Przypisem, w którym obok przekładu Sępa-Szarzyńskiego przytacza tłumaczenia Joachima du Bellay i Francisco de Quevedo.

[4] Cytat z wiersza Adama Mickiewicza Do matki Polki. Cała strofa brzmi:

 

Bo choć w pokoju zakwitnie świat cały,

Choć się sprzymierzą rządy, ludy, zdania:

Syn twój wyzwany do boju bez chwały

I do męczeństwa… bez zmartwychpowstania.

 

[5] Pyrron z Elidy (ok. 360 p.n.e.–ok. 286 p.n.e.), filozof grecki, założyciel szkoły sceptycyzmu. Głosił, że nie znając własności rzeczy, powinniśmy wstrzymywać się od formułowania sądów i nie wypowiadać się w żadnej sprawie. Powstrzymanie się od wypowiadania sądów prowadzi do ataraksji, tj. wewnętrznego spokoju.

[6] Mowa o postanowieniach konferencji przywódców trzech zwycięskich mocarstw w Jałcie na Krymie w lutym 1945 roku. Przyjęto wówczas Deklarację Wyzwolonej Europy, która obiecywała narodom „utworzenie demokratycznych instytucji według własnego wyboru”. Churchill, Roosevelt i Stalin potwierdzali prawo Europejczyków do „jak najszybszego ustanowienia w drodze wolnych wyborów rządów odpowiadających woli ludu”. W praktyce wszędzie tam, dokąd doszła Armia Czerwona (w Niemczech znacznie dalej), ustanawiano rządy komunistyczne, które stopniowo wprowadzały system totalitarny. Przesądzona została kwestia polskiej granicy na wschodzie, miała ona przebiegać zgodnie z lekko skorygowaną linią Curzona wyznaczającą wschodni zasięg dominacji ludności polskiej. Tym samym Polska traciła m.in. Lwów, Łuck, Grodno, Wilno. W zamian za to zyskiwała ok. 100 tys. km2 terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, z których ludność niemiecka miała zostać wysiedlona. Znaczna część emigrantów z utratą zachodniej Ukrainy, zachodniej Białorusi i Wilna nie mogła się pogodzić (choć akceptowała nabytki na zachodzie). Katastrofalne w skutkach było porozumienie trzech mocarstw w sprawie powołania polskiego „tymczasowego rządu jedności narodowej” przez kooptację do powołanego przez Stalina marionetkowego Polskiego Komitet Wyzwolenia Narodowego niektórych polityków emigracyjnych. Otwierało to drogę do stopniowego przejęcia władzy przez komunistów i do sowietyzacji Polski. W wyniku uległej wobec Stalina postawy Churchilla i Roosevelta liczne państwa Europy Wschodniej znalazły się pod kontrolą ZSRR. Ich satelicki status trwał aż do załamania się systemu komunistycznego w końcu lat osiemdziesiątych, a następnie rozpadu Związku Sowieckiego w latach 1988–1991.

[7] Dokonało się (łac.).

[8] Duch sprzeciwu (fr.).

[9] W czerwcu 1945 doszło do rozmów między przedstawicielami utworzonego pod dyktando Moskwy PKWN a politykami emigracyjnymi, zwłaszcza PSL Stanisława Mikołajczyka. Efektem porozumienia było utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, w którym komuniści mieli 80% stanowisk w tym resorty obrony narodowej, przemysłu i spraw wewnętrznych. Tym samym rząd emigracyjny tracił uznanie mocarstw zachodnich. W tej sytuacji każdy emigrant musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wracać do Polski. Krystyna Marek wybrała emigrację.

[10] „A nikt z ruin nie korzysta, / Jeno wszczynający ruch, / Wieczny Rewolucjonista, / Pod męką ciał – leżący Duch” – cytat z poematu Juliusza Słowackiego Odpowiedź na „Psalmy przyszłości” Spirydionowi Prawdzickiemu, w. 221–224 (powst. 1845/1846, wydany bezimiennie w 1848 roku w Lipsku pt. Do autora trzech Psalmów), w którym poeta zawarł polemiczną wobec Zygmunta Krasińskiego interpretację dziejów narodowych.

[11] Odwołanie do polityki margrabiego Aleksandra Wielopolskiego, który deklarując lojalność wobec Rosji, stanął na czele rządu w Warszawie i w latach 1861–1863 wyjednał w Petersburgu dla Królestwa Polskiego (zaboru rosyjskiego) szeroki zakres autonomii.

[12] Cytat z dramatu Stanisława Wyspiańskiego Wesele (akt II, sc. 7).

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek