KRYSTYNA MAREK DO JERZEGO STEMPOWSKIEGO
Tanger, 23 XI 1940
Drogi Panie Jerzy,
nie umiem powiedzieć, jak bardzo ucieszył mnie list Pana. Pisałam właściwie na chybił trafił, nie wiedząc, czy jest Pan jeszcze w Szwajcarii, i bez wielkiej nadziei. Tym większą radość sprawiła mi odpowiedź Pana. Cóż za szczęście, że zatrzymał się Pan w porę w drodze do ówczesnej ziemi obiecanej. Przyznać muszę, że co parę miesięcy nowy exodus to rzeczywiście trochę za dużo.
Wyznaję ze skruchą, że od otrzymania listu Pana minęło ładnych kilka dni, zanim mogłam zdobyć się na odpowiedź. Nie jest to skądinąd moim zwyczajem, ale tym razem rzeczywiście byłam ścięta. Wieści z kraju rozłożyły mnie psychicznie tak, że długo nie mogłam się pozbierać. Nie należałam nigdy do optymistów i miałam w miarę jasne i wyrobione zdanie o tym, co się tam dzieje – niemniej myślałam, że to po prostu nie może trwać w nieskończoność, że musi się kiedyś uspokoić, jeśli nie skończyć. Cóż za worek bez dna, jeśli chodzi o inwencję i persévérance [1] tych psychopatów. Poza tym łudziłam się jeszcze, że po tryumfie nad Francją i zawojowaniu kontynentu bestia się trochę uspokoi. Strasznie jest ciężko żyć mniej więcej normalnie ze świadomością tego, co tam się dzieje, dzień w dzień i noc po nocy. Mam wrażenie, że na to, aby tam przeżyć szary, zwykły dzień powszedni, trzeba więcej bohaterstwa niż do lotów nad Niemcami. Wraca stary motyw głębokiego zawstydzenia tych, którzy w czas morowy lękliwe nieśli za granicę głowy [2]. Myślę z przerażeniem o tym, jakim prawem przyjdzie kiedyś wracać do ziemi, bez której przecież żyć nie można. Z jakim czołem wrócić do ludzi, którzy przez to przeszli? Nawiasem mówiąc, na użytek ogólny mam gotowe tezy o konieczności powrotu tych, których „oszczędziło” w ogóle, inteligencji w szczególe, o reemigracji na wielką skalę, etc. Mnie samej to nie załatwia ani rozgrzesza. Może mnie rozgrzeszy Londyn.
Jeśli idzie o sprawy zasadnicze, od pewnego czasu pławimy się w optymizmie, chyba uzasadnionym. Nie wiem, jak dalece Grecy dzisiejsi przypominają starych Hellenów, ale w każdym razie Koritza trąci Maratonem [3]. Czyżby początek końca? Anglicy, z którymi mam tu kontakt, promienieją i mówią cudowne rzeczy, których dobrze jest słuchać, nawet jeśli się w nie nie wierzy. Są oni zresztą rzeczywiście wspaniali i myśli się o nich z najgłębszą wdzięcznością i entuzjazmem. Będzie dobrze, wiem. Ale na dnie wszystkiego tkwi jakieś ogromnie zwykłe, ludzkie, zdziwione przerażenie. Koszmar.
Francję przeżyłam bardzo boleśnie. On a beau se dire [4], że wszystko to już było i że niczego w zasadzie nie dowodzi – że była już reakcja i Restauracja, i rządy Kongregacji i że Béranger [5] pisał kiedyś piosenki, których by dziś nie puściła cenzura Pétaina [6]. Ale to wszystko, co widziałam i przeżyłam w dużym i małym zakresie, wskazywało na bardzo głębokie i istotne zepsucie samego materiału. Może to brak perspektywy historycznej, ale pełna jestem wielkiego i zasadniczego niesmaku.
Po drodze zdążyłam jeszcze rzucić okiem na Hiszpanię, w tempie co prawda zupełnie zawrotnym. Kraj robi wrażenie przygnębiające. Zniszczenie i nędza. Z rozmów z ludźmi wynika, że nie ma mowy o jakimkolwiek spacyfikowaniu stosunków – trwają masowe egzekucje, więzienia są przepełnione, nienawiść żywa, niezakrzepła.
W Maroku francuskim przeżyłam parę ponurych miesięcy wśród tłumu znękanych rozbitków wszelkich ras, narodowości i światopoglądów. Napatrzyłam się raczej bezradnie ludzkiego nieszczęścia. Wbrew nadziejom nie udało mi się stamtąd przedostać na północ. Teraz próbuję stąd, może pójdzie gładziej. Sama nie bardzo jeszcze wiem, jaka będzie moja rola w Londynie. Odrodzenie narodowe w wydaniu paryskim było mało przekonywające, nie wiem, czy nastąpiła jakaś katharsis w drodze z Libourne do Hull [7]. Bądź co bądź chciałabym winwestować mój skromny zapas energii we właściwy interes. W pewnym momencie we Francji myślałam o pójściu do fabryki tytoniu w Tuluzie, zamiast na Boulevard Foch w Angers. Nie wiem, czy w Anglii istnieją fabryki tytoniu, ale myślę, że zawsze można będzie znaleźć jakąś uczciwą pracę fizyczną.
Niech mnie Pan nie posądzi o łzawy nastrój na zasadzie tego listu. Jestem, jak zwykle, w dobrej formie – w efekcie jednak dławię w sobie te wszystkie ponurości i (brzydki zwyczaj ludzi samotnych) – rozkładam je przy pierwszej okazji. W dodatku i fizycznie nie jestem całkiem na wysokości zadania, podcięta ciężką bryndzą, jaką przeszłam przez ostatnie miesiące w ogóle, a tygodnie już w szczególe. Bryndza ta szczęśliwie ma się w swojej ostrej formie ku końcowi, albowiem sygnalizowano mi już z Lizbony zastrzyk finansowy w drodze. Niemniej jestem nałogowo i automatycznie „dzielna” i zawodowo podnoszę ludzi na duchu. Un emploi comme un autre [8].
Strasznie chciałabym Pana widzieć i móc znowu z Panem porozmawiać. Mówiąc stylem kiepskich felietonistów, „myśli się kłębią” i nie sposób poradzić sobie z nadmiarem przeżyć, refleksyj i reakcyj w ramach nawet „zmaszynizowanego” listu. I tak nie tracę nadziei, że następny napiszę przytomniej, ten proszę mi wybaczyć, albowiem na nic innego nie zasługuje.
Niecierpliwie czekam odpowiedzi i bardzo proszę o wiadomości. Czy nie wie Pan, co w końcu naprawdę stało się z Mekiem? Myślę o nim z wielką troską i głębokim szacunkiem. Kto by pomyślał, prawda? Czy ma Pan kontakt z Janką A[skenazy]? Moi pisują, smutno, ale dzielnie i spokojnie.
Dzięki serdeczne za pamięć. Dobrze było dowiedzieć się, że pomyślał Pan o mnie w tej zawierusze. Jak Pana zdrowie? Czy są szanse zobaczenia się na północy?
Wszystkiego najlepszego i moc serdecznych myśli
Krystyna Marek
JERZY STEMPOWSKI DO KRYSTYNY MAREK
Bern, 3 XII 1940
Droga Panno Krystyno,
Czytając niedawno w gazetach o pewnych zmianach w statusie Tangeru, obawiałem się, że mój list już tam Pani nie znajdzie, i z prawdziwą radością poznałem dziś Pani pismo pośród znaczków pocztowych z nadrukami tak osobliwymi, że musiałem zanieść je niezwłocznie tutejszym filatelistom.
Z kraju mam trochę lepsze wiadomości. Wreszcie przyszedł i tam le temps d’arrêt [9], ale ze strony zupełnie nieoczekiwanej i na pozór beznadziejnej. Czytam właśnie sprawozdanie niemieckiej komisji kolonizacyjnej w postaci G.m.b.H. Ostland [10] (dawniej już litery te słusznie czytano: Ganef mit beiden Händen [11]) i takież sprawozdanie towarzystwa mającego za cel przejęcie w niemieckie ręce całego handlu, do sklepików włącznie, na terenach inkorporowanych. Otóż oba towarzystwa musiały wstrzymać dalszą działalność wobec zupełnego braku reflektantów na osadników i kupców w kraju tak biednym w gotówkę i gruntownie zrujnowanym przez okupantów. Niemcy żyją w rodzaju fikcyjnej prosperity, bo chociaż nie mogą nic kupić, mają wielkie konta w bankach i kasach oszczędności, a jak mówią Ukraińcy дурний думкою богатіє [12]. Funk [13] wyobrażał sobie, że może stworzyć państwa podwładne, zamknięte celnymi murami, z których wszystko można kupić za grosze, utrzymując w nich ludność w rodzaju niewolnictwa. To być może zrobić można, ale nie można ich jednocześnie kolonizować, ponieważ są pewne prawa natury, które na to nie pozwalają. Otóż Niemcy, żyjący w swej fikcyjnej prosperity, nie chcą wcale osiedlać się w Polsce, i jeżeli tam przyjeżdżają, to tylko w ucieczce od R.A.F. [14], która coraz większy popłoch szerzy w Altreichu [15]. Toteż polityka kolonizacyjna została na razie wstrzymana pod pozorem, że grunty i placówki handlowe należą się przede wszystkim żołnierzom frontowym, dziś zajętym gdzie indziej. Do końca wojny zatem nawet na Pomorzu nie będzie kolonizacji, jak tylko w granicach 10% istniejących możliwości.
Są i inne znamiona czasu. Nawet dawni pangermaniści, tak bliscy hitleryzmu, uważają dziś, że partia NS [16] poszła w Polsce zbyt daleko. Wreszcie po historii Quislinga [17], Pétaina – Lavala [18], Leopolda III [19] i Musserta [20], wśród Niemców samych zaczęło się szerzyć przekonanie, że na prawdziwych przeciwników natrafiono tylko w Anglii i w Polsce. Dla przeciwdziałania temu partia rozwinęła niesłychaną działalność propagandową, starającą się ośmieszyć i poniżyć Polaków w samych Niemczech, ale prawie nikt nie wierzy. Na ogół więc ta nieprzejednana właśnie, tragiczna postawa narodu przyniosła pierwsze znaki jakiejś możliwej poprawy losu. To, zdaje się, trzyma pozostających w kraju. Z różnych rzeczy wnoszę, że ze strony niemieckiej tamtejszej ludności muszą dawać jakieś podtrzymanie moralne i znaki sympatii. Świadczą o tym mowy Gauleiterów, które piorunują przeciw sentymentalizmowi i mówią wciąż o potrzebie wychowania samych Niemców do roli, jaką mają w Polsce do spełnienia.
Była już chwila, kiedy najwyższe czynniki szukały kontaktu z Polakami i nie znajdując ich w kraju, zwracały się nawet do osób pozostających za granicą. Po odmowie przyszła nowa, najstraszniejsza może fala prześladowań, nakazana z samego szczytu, obrażonego w swej manii wielkości.
Przypominając sobie historie ostatnich dziesięciu lat i słabość charakterów, jaka cechowała naszych kompatriotów wobec ich własnych Führerów [21], nie wiem sam, skąd i jak ci sami Polacy przyszli do takiej tragicznej determinacji. Być może nie zostawiono im (jak i Grekom) żadnego innego wyboru, być może też wypędzono inteligencję, która była już przedtem najsłabszą częścią narodu i w ten sposób oderwano się od grupy, przez którą kapitulacja mogła najłatwiej wejść do środka narodu, jak widać z przykładu francuskiego. Fakt pozostaje jednak w całej swej groźnej, tragicznej i wspaniałej rzeczywistości, mającej ogromny efekt w łonie samego germanizmu.
Te zjawiska widoczne są bardzo dobrze w Szwajcarii. Odwrotnie niż w 1914–1918, Szwajcaria francuska, bardziej podległa kapitulacjonizmowi z Vichy, jest zrezygnowana i upodlona. Jedyne pismo, jakie zamieściło korespondencję z Warszawy w duchu l’ordre règne à Varsovie [22], był to „Journal de Genève” i człowiek, który był w tym celu wożony przez Gestapo do Polski, był szwajcarsko-francuskim dziennikarzem. W niemieckiej Szwajcarii takie rzeczy są niemożliwe, bo cała ta sprawa jest tu wewnętrznym zagadnieniem germanizmu, zabarwionym przez odium theologicumwojny cywilnej.
Toteż, zdaje się, nigdzie w tej chwili Polakom nie jest tak dobrze jak internowanym tu 14.000 pozostałym z 2-ej dywizji, która osłaniała odwrót wojsk francuskich i w czerwcu, przyciśnięta do granicy przez zmotoryzowane dywizje niemieckie, dała się rozbroić w Szwajcarii. Internowano ich tu głównie w Emmentalu, na wsi, gdzie uchodzą za beniaminków. Władze starają się hamować ludność w manifestowaniu uczuć przyjaźni dla internowanych, ponieważ uczucia te przechodzą granice neutralności. Zdaje mi się jednak, że gdyby armia polska była zwycięska i pobiła po kolei armię niemiecką, sowiecką i francuską, wszystko to razem nie potrafiłoby wytworzyć tego stosunku sympatii, jaki zrodził się z tragicznej i nieprzejednanej postawy całego narodu w tej groźnej chwili dla całej Europy.
Wszystko to są niespodziane imponderabilia, które grają nieraz tak wielką rolę w wypadkach wojennych. Strona wypadków bardziej pod kątem kalkulacji jest mniej ucieszna i nawet do początku końca jest, jak mi się zdaje, bardzo daleko.
Jedyną wskazówką na istniejący gdzieś nieokreślenie przed nami koniec Dżengis-chana [23] jest absurdalność jego pomysłu panowania przez deptanie i niszczenie, zupełnie zbyteczne, bo władzę nad Europą Chamberlain i Daladier ofiarowali chanowi z własnej woli w Monachium. Zamiast przyjąć ją z ich rąk, chan przystąpił do wojny, uważając widocznie, że panowanie bez mordowania i grabienia bezpośredniego nie jest prawdziwe i nie warte zachodu. W wolnych chwilach stary Dżengis-chan dyktował pewnemu skrybie swoje poglądy na władzę. Dzieło to, noszące nazwę Yassak, niestety nie zachowało się i znane są jedynie jego fragmenty, pasujące zresztą doskonale do tapicera z Berchtesgaden, jak go nazywali austriaccy legitymiści (Lieber ein Kaiser aus Gottes Gnaden, als Tapezierer aus Berchtesgaden [24]). Otóż wszyscy dziś widzą, że przyjemność osobista, jaką władca może czerpać z deptania i upokarzania, jest tylko pewnym faktem natury, ale nie pomysłem do przejęcia spadku po zbankrutowanych hegemonistach anglo-francuskich, którzy skarżyli się zresztą z tego samego powodu, tj. z braku jakiegokolwiek zdrowego pomysłu do władania Europą. To było przyczyną, dlaczego niegdyś imperium Dżengis-chana trwało tylko kilkanaście lat, dlaczego Napoleon Buonaparte panował tak krótko, to też sprawia, że nikt nie wierzy więcej w trwałość Imperium Hitlerianum. Im więcej zwycięstw, tym lepiej widać, że nie prowadzą do niczego więcej, tym bardziej widoczna jest nierealność i fantastyczność całego przedsięwzięcia. Ubi solitudinem faciunt, pacem appellant [25], pisał Tacyt o Rzymianach, którzy okazali więcej talentów. Słowa te pasują o wiele więcej do dzisiejszych barbarzyńców. Na sam ich widok znika chleb i wino jak w Jugosławii i na Węgrzech. Po co mamy się trudzić, objaśniał mi to chłop węgierski na wiosnę, Niemcy przyjdą i zabiorą. Jedyna rzecz, która może nas przed nimi ocalić — to głód i ubóstwo. To wszystko działa znacznie skuteczniej od żartobliwej w pomyśle i wykonaniu blokady angielskiej. Administracja niemiecka, ta sławna i wypróbowana administracja jest już dziś tylko wspomnieniem historycznym. Nazi nie potrafili z Polski nic wygospodarować, nawet zboża. Według ich własnych sprawozdań z Gubernatorstwa po roku wywieźli tylko trochę pierza (sic) i marmolady, zaś dla wyżywienia własnych garnizonów musieli sprowadzić z Niemiec 135 000 ton żyta i pszenicy. Wszystko to po dwukrotnych żniwach i doskonałych urodzajach, kiedy ich własne komisje ekspertów orzekły, że Gubernatorstwo jest krajem nieograniczonych możliwości gospodarczych, niemal nową Kalifornią, jak pisali w swoich własnych gazetach. Te pozorne paradoksy są jednak najpospolitszym i najlepiej znanym prawem natury: kto chce deptać i niszczyć, nie może jednocześnie być zamożnym gospodarzem.
Niestety te znamiona zbliżającego się końca są jeszcze zbyt ogólne. Stalin tym samym sposobem panuje już dość długo. Piłsudczycy panowaliby do dziś dnia i być może musielibyśmy od nich uciekać na emigrację.
Bardziej przekonujące jest trzęsienie ziemi w Rumunii. O tym nie wolno pisać, ale wiadomo, że w Ploiești nie zostało ani jednego całego domu. Ładnie muszą wyglądać te szyby, z których nie można zapewne wyciągnąć rur. Pierwszy to raz sam Starodawny [26] zabrał osobiście głos w dyskusji: Ja ci dam naftę, a i ty, Antonescu, uważaj na siebie!
W sam czas Pani stamtąd wyjechała. Z 26 na 27 XI zamordowano tam kilka tysięcy osób, przeważnie Żydów [27]. Czytając opisy tych wypadków w „Warschauer Zeitung”, ma się wrażenie, że wszystko to odbyło się z instygacji niemieckiej i być może przy udziale Niemców. Rumunia nie posiada już żadnych rezerw zbożowych, grozi jej głód, który już się zaczął, i Antonescu zwrócił się do Rzeszy z prośbą o pomoc w zbożu, po tym kapitalnym nieurodzaju w Niemczech! Niemcy musieli więc skierować uwagę na inne przedmioty. Tak jednak nawet w Rumunii wieków rządzić nie można.
Niemcy więc, które uchodziły tak niedawno jeszcze za wzór dla wszystkich bogatych ludzi w Europie i Ameryce, są dziś kolosem na glinianych nogach, na wpół trupem z rewolwerem w ręku. Ale i reszta Europy nie lepiej wygląda, i nie ma komu pochować trupa szaleńca. Nie wiem, czy Anglosasi to potrafią, bo dotąd nic do takiego przypuszczenia nie upoważniało. Może jednak i u nich coś się ostatnio zmieniło. W każdym razie zadanie u nich niełatwe i odległe w terminach.
Moje projekty osobiste staram się dopasować do tej niepewnej koniunktury ogólnej. Niestety w tym stanie organizacyjnym oponentów Chana nigdzie nie jestem potrzebny i nie widzę dla siebie żadnej roli. Do Londynu nie mam po co jechać, chociaż chciałbym tam być w jego heroicznym okresie. Tamtejszy rząd Atlantydy [28] zatopionej przez flukty ubrał się z własnej woli w endekującą Radę Narodową i wszystkie rekwizyty przeszłości, od której trzeba by jak najprędzej się oddzielić. To ciąży na wszystkich poczynaniach i dużo spraw już stało się irréparables [29]. Na razie więc przygotowuję się do zimowania tu. W styczniu mam zostać docentem na rodzaju wolnej wszechnicy, gdzie mają się kształcić internowani studenci nasi w liczbie 1000 z perspektywą dostania tu dyplomów. Nie wiem, czy to jest słuszne mnożyć tę właśnie warstwę ludności, która najmniej posiada rozumu i charakteru w obecnej Europie. Nie wiem również, czy to długo potrwa i kiedy nastąpi nowy exodus, który w pewnym punkcie dalszej ewolucji wypadków wydaje się nieunikniony. Wobec tych wątpliwości trzeba sobie przypomnieć powiedzenie Wilhelma Orańskiego: II n’est pas besoin d’espérer pour entreprendre, ni de réussir pour persévérer [30]. Ale w tych czasach to wydaje się prawie banalne, zbyt selbstverständlich [31]. To nawet przypomina trochę Sławoja Składkowskiego, który NB sam jeden uciekł w czas do Stambułu. Moja inwencja szła dotąd w innym kierunku: vivre regulièrement dans l’incertain, s’installer comfortablement dans le provisoire [32]. To jednak okazało się też zawodne i daje mało satysfakcji. Gdyby Pani tu była, to co innego. Niestety, jestem tu dosyć samotny. Widuję tutejszych intelektualistów i to nie cieszy. Wołałbym karpackich Hucułów i rabinów, ale tu nie ma nic w tym rodzaju. W Tangerze na pewno łatwiej o takie towarzystwo. Bardzo, bardzo chciałbym od Pani mieć częste i dobre wiadomości.
Najserdeczniejsze pozdrowienia przesyłam, szczerze oddany
J. S.
Listy przepisali i przypisami opatrzyli Agnieszka Papieska i Andrzej Stanisław Kowalczyk
[1] persévérance (fr.) – wytrwałość, nieustępliwość.
[2] „Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy / Lękliwe nieśli za granicę głowy!” – wers 5. i 6. z Epilogu Pana Tadeusza (Adam Mickiewicz, Dzieła, t. 4, Wydanie Rocznicowe, Warszawa, Czytelnik, 1995, s. 383).
[3] Koritza (Korcza) – miasto w Albanii, zajęte w 1939 roku przez siły włoskie. 28 października 1940 roku wojska Włoch, aspirujących do rangi mocarstwa, zaatakowały z terytorium Albanii Grecję. Po początkowych sukcesach włoskich, w połowie listopada Grecy przeszli do kontrofensywy, odrzucając oddziały Mussoliniego poza granicę kraju. Stąd nawiązanie do bitwy pod Maratonem, w której Ateny pokonały w roku 490 p.n.e. dwukrotnie silniejszą armię perską króla Dariusza. W XX wieku Grecja obroniła się przeciw Mussoliniemu, ale 6 kwietnia 1941 roku nastąpił atak wojsk niemieckich, co skutkowało odwrotem armii greckiej i kapitulacją 23 kwietnia 1941 roku.
[4] On a beau se dire (fr.) – możemy sobie to powiedzieć.
[5] Pierre-Jean de Béranger (1780–1857), francuski poeta i autor piosenek. Po upadku Napoleona pisał piosenki krytyczne wobec rządu w okresie restauracji Burbonów, co przypłacił trzymiesięcznym więzieniem. W swoich utworach wysławiał rewolucję i epokę napoleońską, wyśmiewał monarchię i reakcyjny kler. Zyskał sławę wśród ludu i w liberalnych kręgach literackich Paryża. Utrzymywał się ze swojej twórczości, odmawiając przyjmowania honorów, a nawet wstąpienia do Akademii Francuskiej. Po rewolucji 1848 roku został członkiem nowo wybranego parlamentu. Utwory Bérangera tłumaczyli na język polski między innymi Konstanty Gaszyński, Władysław Syrokomla i Cyprian Kamil Norwid.
[6] Philippe Pétain (1856–1951), marszałek Francji, polityk francuski; w czerwcu 1940 roku jako premier podpisał z Niemcami i Włochami kapitulację; od lipca 1940 roku sprawował władzę jako szef rządu Vichy; po zakończeniu wojny skazany za kolaborację z hitlerowskimi Niemcami na karę śmierci, zamienioną na dożywotnie więzienie; od 1929 członek Akademii Francuskiej, usunięty w 1945 roku.
[7] Z Libourne do Hull – tj. podczas ewakuacji drogą morską z Francji do Anglii.
[8] Un emploi comme un autre (fr.) – Praca jak każda inna.
[9] Le temps d’arrêt (fr.) – moment zatrzymania.
[10] G.m.b.H. = Gesellschaft mit beschränkter Haftung (niem.) – Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Ostland – kraj wschodni, tereny wschodnie.
[11] Ganef mit beiden Händen (jidysz/niem.) – złodziej [kradnący] obydwoma rękoma.
[12] дурний думкою богатіє (ukr.) – głupi od samego myślenia staje się bogatszy.
[13] Walther Funk (1890–1960), niemiecki ekonomista, działacz NSDAP, prezes Reichsbanku, minister gospodarki III Rzeszy (1938–1945). Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze skazał go na dożywotnie więzienie. Zwolniony w roku 1957 z powodu pogarszającego się stanu zdrowia.
[14] R.A.F. – Royal Air Force, Królewskie Siły Powietrzne. W roku 1940 w odwecie za bombardowanie miast angielskich samoloty RAF dokonywały nalotów na niemieckie miasta i ośrodki przemysłowe.
[15] Altreich (niem.) – stara Rzesza, tj. w granicach sprzed Anschlußu Austrii, który miał miejsce w marcu 1938.
[16] NS – nationalsozialistische (niem.) – narodowo-socjalistyczna, tj. nazistowska, hitlerowska.
[17] Vidkun Quisling (1887–1945), norweski faszystowski działacz polityczny, premier kolaboracyjnego rządu Norwegii w latach 1942–1945. Był współodpowiedzialny za terror i deportacje Norwegów i Żydów do obozów koncentracyjnych. Sądzony w roku 1945 i skazany na karę śmierci.
[18] Pierre Laval (1883–1945), francuski polityk lewicowy, czterokrotny premier Francji w latach trzydziestych i w rządzie Vichy (1942–1944). Prowadził politykę kolaboracji z Niemcami i ustępstw (m.in. zgoda na deportację Żydów do obozów śmierci). Aresztowany w roku 1945 i skazany na karę śmierci.
[19] Leopold III (1901–1983), król Belgów w latach 1934–1951. Po kapitulacji wojsk belgijskich w roku 1940 Leopold odmówił udania się wraz z rządem na emigrację do Londynu. Pozostał w Brukseli, by poddać się Niemcom. Okupanci przetrzymywali króla początkowo w areszcie domowym. Od czerwca 1940 roku król dążył do spotkania z Hitlerem w sprawie zwolnienia belgijskich jeńców wojennych. Ostatecznie spotkał się z nim 19 listopada 1940 roku. Chciał wydać publiczne oświadczenie o przyszłej niezależności Belgii. Hitler odrzucił wszelkie sugestie króla. Po wojnie Leopold III wraz z rodziną nie mógł wrócić do Belgii. Przebywał sześć lat na emigracji w Szwajcarii.
[20] Anton Mussert (1894–1946), holenderski polityk, współzałożyciel i przywódca faszystowskiego Narodowo-Socjalistycznego Ruchu Holenderskiego. Akceptował niemieckie plany wcielenia Holandii do III Rzeszy i wstępowanie Holendrów do oddziałów wojskowych. Pod koniec 1941 roku Mussert oficjalnie zadeklarował wierność Hitlerowi jako germańskiemu Führerowi. W grudniu 1942 roku Hitler ogłosił go przywódcą (De Leider) holenderskiego narodu, choć nie miało to żadnych praktycznych konsekwencji. Po wojnie sądzony pod zarzutem zdrady stanu, skazany na śmierć i rozstrzelany.
[21] Tj. polityków i działaczy sanacyjnych sprawujących po zamachu majowym (1926) władzę autorytarną.
[22] L’ordre règne à Varsovie (fr.) – Porządek panuje w Warszawie – tytuł karykatury politycznej wykonanej w roku 1831 przez francuskiego grafika Jeana Ignace’a Gérarda (pseud. Grandville). Przedstawia rosyjskiego Kozaka z fajką w płonącej Warszawie. Obok leży odcięta głowa, a na drugim planie widać stosy zabitych. W tle wbite w ziemię lance, na które nadziano odcięte głowy, po prawej szubienice czekające na skazanych. Karykatura inspirowana była wypowiedzią ministra spraw zagranicznych Francji Horace Sébastianiego 16 września 1831 we francuskiej Izbie Deputowanych. Sébastiani komentował zdobycie Warszawy przez wojska rosyjskie.
[23] Czyngis-chan (1155 lub 1162–1227), chan Mongołów i założyciel imperium mongolskiego obejmującego ogromne obszary Azji i Europy aż po Bug.
[24] Lieber ein Kaiser… – Lepszy cesarz z bożej łaski niż tapicer z Berchtesgaden.
[25] Ubi solitudinem… (łac.) – Gdy zamieniają kraj w pustynię, nazywają to pokojem (Tacyt, De vita et moribus Iulii Agricolae).
[26] Tj. Bóg.
[27] 5 września 1940 roku generał Ion Antonescu, polityk o skrajnie prawicowej orientacji, został powołany przez króla Karola II na urząd premiera. i legionistów, stała się wręcz katastrofalna. Ludność żydowską pozbawiono praw obywatelskich, które formalnie przyznawała jej Konstytucja z 1923 roku, została zmarginalizowana gospodarczo i poddawana była surowym prześladowaniom. Wielu ludzi zostało wyrzuconych z domów i zmuszonych przez komisarzy ds. rumunizacji – szantażem oraz torturą – do oddania swoich prywatnych firm faszystom i podobnym osobnikom. Żydowskich handlarzy przepędzano ze wsi. Zakazywano wykonywania zawodu adwokatom, lekarzom i innym grupom zawodowym. Wielu Żydów zwolniono z fabryk i przedsiębiorstw handlowych. Większość rodzin pozostała z niewielkimi środkami do utrzymania się. Wszystkich Żydów oskarżano o sprzyjanie komunizmowi i uznano za wrogów państwa rumuńskiego. Policja państwowa oraz policja legionowa uciekały się do aresztowań i bezprawnych przeszukań, do wymuszeń i różnego rodzaju prowokacji, do tortury i zbrodni – wszystko po to, aby siać terror i grabić. Agresja wobec Żydów była na porządku dziennym.
[28] Rząd RP na wychodźstwie w Wielkiej Brytanii.
[29] Irréparables (fr.) – nie do naprawienia.
[30] Il n’est pas besoin… (fr.) – Nie jest konieczna nadzieja, aby próbować coś zrobić, ani nie jest niezbędny sukces, żeby wytrwać. Słowa przypisywane księciu Wilhelmowi I Orańskiemu (1533–1584), namiestnikowi (stadhouder) Niderlandów od 1572 roku.
[31] selbstverständlich (niem.) – oczywiste.
[32] vivre regulièrement dans l’incertain… (fr.) – żyć normalnie w niepewności, urządzić się wygodnie w tymczasowości.