fbpx
HOME
Robert Papieski

Na kompanii zgiełek

Pol najbardziej na świecie lubił chyba partykułę „no”. Do każdej ustalonej przez regulamin komendy dodawał ją samowolnie i z upodobaniem. Kiedy więc pełnił na kompanii służbę podoficera dyżurnego, krzyczał cienkim głosem: „Kompania zbiórka, no! No wychodźcie, no!”. „No baczność!”, „W prawo zwrot, no!”. A czego – a raczej kogo – najbardziej na świecie Pol nie lubił? Człowieka, którego los przydzielił Polowi za towarzysza broni chyba na ironię, jakby chciał mu powiedzieć: jesteś wysoki, przystojny, o jasnych blond włosach i regularnych męskich rysach twarzy, a będziesz miał przy sobie codziennie przez dwa lata malutkiego pyzatego grubaska – byś widział, że i taki mógłbyś być, lecz przypadek zrządził, że nie jesteś. Żeby Polowi jeszcze głębiej ta prawda zapadła w duszę, jego towarzysz miał na nazwisko Pyl. Wystarczy „o” zmienić w „y”, a piękny Pol zmienia się w szkaradnego Pyla. Chyba najwyraźniej Pol to zrozumiał podczas musztry, którą prowadził młody porucznik w zastępstwie naszego chorego dowódcy plutonu.

Porucznik zażądał od nas ustawienia się w szeregu i podania nazwisk. Przyszła kolej na Pola i ten mówi: „No, starszy szeregowy Pol”. Podchodzi porucznik do stojącego obok Pyla i ten mówi: „Starszy szeregowy Pol, nie, Pyl, zaraz, Pol, nie, nie, Pyl, Pyl”. Porucznik: „Co wy, żołnierzu, głupka ze mnie robicie? Jak się w końcu nazywacie?”. „Pyl, Pyl, panie poruczniku”. „Pylpyl?”. „Tak, Pyl”. „To w końcu Pyl czy Pylpyl?”. Tu się włączył usłużny Pol: „ No Pyl, panie poruczniku, Pyl”. „A wy jak się nazywacie, przypomnijcie”. „No, Pol, Pol”. Porucznik machnął ręką i zostawił nas samych na placu alarmowym.

By powetować sobie udrękę koleżeństwa z Pylem, Pol lubił czasem podejść do krępego, rumianego Leona i spytać ni stąd, ni zowąd: „No i co, Leon, no?”. A Leon, który na wszystkie pytania zawsze miał jedną stanowczą odpowiedź, mówił zgodnie z planem i do rymu: gówno. Długo myślałem, że tylko to jedno słowo Leon sobie przyswoił ze słownika języka polskiego, do dnia, gdy miałem służbę podoficera na kompanii. Był już późny wieczór i tak się złożyło, że pół kompanii trzymało wartę, a drugie pół pełniło służbę na stołówce. W budynku prócz mnie był tylko Leon. W pewnej chwili zadzwonił oficer dyżurny i zapowiedział, że przyjdzie mnie skontrolować, a jeśli znajdzie choć jednego peta, ukarze mnie trzema służbami poza kolejnością. Poszedłem do sali, gdzie był Leon i mówię:

–  Leon, zaraz przyjdzie major Walczyk, mógłbyś się przejść po kompanii i posprzątać pety?

– Gówno.

– Nikogo nie ma, tylko my dwaj, ja muszę stać przy biurku.

– Gówno.

– W takim razie dzwonię do Walczyka i mówię, że odmawiasz wykonania rozkazu.

– Gówno.

 

Wyszedłem z sali i skierowałem się w stronę biurka. Leon zeskoczył z łóżka, wybiegł na korytarz i krzyknął z niedowierzaniem:

– Pierdolisz?

– Nie, Leon, zrobię to.

Gdy już sięgałem po słuchawkę, dobiegł mnie głos z drugiego końca korytarza:

– Dobra, posprzątam.

Tamtego wieczoru wstąpiła w Leona dusza lokaja, a za pana obrała sobie mnie. Gdy wracał z przepustki, przynosił mi salceson i wódkę i prosił: masz, nie szkoduj sobie.

Pewnego zaś razu wyznał:

– Wiesz, kto wam zabiera z sali radio?

– Kto?

– Ja.

– Ty?

– Tak, bo jak tak sobie słucham w nocy radia, to aż płaczę.

A tamtego wieczoru tak posprzątał kompanię, że major Walczyk nie znalazł żadnego niedopałka i ku swemu wielkiemu rozczarowaniu nie mógł mnie ukarać. Ale i bez kar często pełniłem służbę podoficera dyżurnego: nieprzespana doba, dowodzenie kompanią liczącą stu dwudziestu żołnierzy, obowiązek orientowania się, gdzie jest w danej chwili każdy żołnierz – czy w sali, czy w ubikacji, czy gdzieś poza kompanią. A skoro tak często pełniłem służbę, to i często trafiałem na ponurego, grubego, wiecznie spoconego majora Walczyka, który z kolei często trzymał służbę oficera dyżurnego całej jednostki. Współpraca z majorem Walczykiem była trudna, czepiał się byle czego, czerpał radość z wymierzania kar, więc go nie lubiłem jak diabli.

Pewnej nocy znowu przyszedł mnie skontrolować. Moja kompania mieściła się na parterze, a że drzwi bardzo ciężko się otwierały, major Walczyk pomyślał, że są zamknięte na klucz i postanowił wejść do środka przez okno. Udało mu się to, ale był cały mokry od potu, a mundur wyjściowy miał biały od wapna pokrywającego ścianę, po której się wdrapał. Wściekły na to wszystko i na mnie, uciekł się do wypróbowanego sposobu dokuczenia mi: najpierw policzył pary butów wystawione na korytarz przed salami, a potem policzył żołnierzy śpiących w łóżkach. Oczywiście tylko cud mógł sprawić, że obydwie liczby by się zgadzały, bo nie każdy z żołnierzy wystawiał w nocy buty na zewnątrz. Cud się nie zdarzył, liczby się nie zgodziły, więc major Walczyk ukarał mnie trzema służbami podoficera poza kolejnością.

Innym razem nawiedził mnie o dziewiątej wieczorem i napisał zadowolony z siebie w książce meldunków: „Na kompanii zgiełek, żołnierzowie grają w karty. Trzy służby poza kolejnością”.

Gdy już mi zostały dwa tygodnie do wyjścia z wojska i pełniłem ostatnią w życiu służbę podoficera, znowu wypadła ona z majorem Walczykiem. Ujrzawszy mnie na chodniku przed gmachem sztabu, spytał:

– A ty, kapralu, to chyba mnie lubisz, bo zawsze jak mam służbę, to i ty ją masz?

Może ciepłe wrześniowe popołudnie i pewność rychłego opuszczenia koszar sprawiły, że odparłem:

– Tak, panie majorze, lubię mieć z panem służbę.

Wtedy po raz pierwszy ujrzałem go uśmiechniętego i na chwilę naprawdę go polubiłem.

ROBERT PAPIESKI

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek