fbpx
HOME
Renata Gorczyńska

Miłosz, Hass, Berkeley

Miłośników Czesława Miłosza uraduje, a pewnie także zaskoczy najnowsza inicjatywa jego niestrudzonego tłumacza, Roberta Hassa: cykl dwugodzinnych wykładów pod nazwą Reading Milosz online, połączonych z prezentacją przekładów wierszy. Hass, wybitny poeta amerykański uhonorowany między innymi stypendium Fundacji MacArthura (zwanym popularnie nagrodą dla geniuszy), Pulitzerem i National Book Award, z pomniejszeniem czasu dla własnej twórczości od ponad czterdziestu lat zajmuje się przekładami dzieła poetyckiego Miłosza. Na dodatek nie znając polskiego. Z początku byłam mu wdzięcznym pomocnikiem w czasach, gdy mieszkałam w Berkeley. Wiele się wtedy od niego nauczyłam o sztuce translatorskiej. Po moim wyjeździe wspólnej pracy nad przekładami podjął się sam Miłosz. Gdy z kolei on przeniósł się do Krakowa, obaj poeci pracowali nadal, posługując się internetem. Wielokrotnie wznawiany tom Collected Poems noblisty jest w głównej mierze rezultatem ich mrówczej pracy.

Niedawno następca Miłosza na wydziale slawistyki, David Frick, zaproponował Hassowi karkołomnie trudne zadanie: wspólny przekład na angielski Traktatu moralnego. Poemat w wersji angielskiej jest już na ukończeniu; asystuję temu przedsięwzięciu z oddali. Miesiąc temu zabraliśmy się z Bobem Hassem za tłumaczenie Walca, wiersza Miłosza z roku 1942, niełatwego do przekładu, bo, podobnie jak Traktat moralny, rymowanego.

Trzeba wiedzieć, że Hass, obecnie emerytowany profesor literatury angloamerykańskiej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, przeszedł latem poważną operację kardiologiczną i nadal odbywa rehabilitację. Z tym większym podziwem dowiedziałam się od niego, że począwszy od czwartku 20 stycznia co tydzień ze swojego domu w Berkeley prowadzi te wykłady, którym patronuje kalifornijski Community of Writers, obchodzący właśnie 50-lecie istnienia. Hassa wspomaga Jesse Nathan, wykładowca anglistyki na UC w Berkeley, a także eseista, edytor i popularyzator poezji, a nad całością przekazu internetowego czuwa dyrektor wykonawczy stowarzyszenia.

Udział w tym kursie jest odpłatny i wynosi niemało, bo 360 dolarów od osoby. Na szczęście dzięki wstawiennictwie Hassa uczestniczę w nim gratis. W tym coczwartkowym wydarzeniu bierze udział dokładnie 198 osób głównie z Kalifornii, ale i z odległych stanów, a nawet z Pragi czeskiej i z Tajwanu. Wśród nich znajdują się poeci (tych w północnej Kalifornii przypada chyba po kilkunastu na kilometr kwadratowy), nauczyciele akademiccy i szkół średnich, dawni studenci Miłosza, Hassa i Adama Zagajewskiego, a także – nieliczni – którzy dopiero wgryzają się w poezje noblisty. W trakcie sesji słuchacze mają wyłączone mikrofony, mogą jednak przesyłać swoje uwagi i pytania na czacie. W soboty po każdym wykładzie spotykają się w saloniku dyskusyjnym online, ponownie na dwie godziny.

Ten swoisty maraton z poezją Miłosza będzie trwał do 24 lutego. Hass omawia jego życie i twórczość chronologicznie, dodając kontekst historyczny i topograficzny. Za każdym razem słuchacze otrzymują zawczasu listę omawianych wierszy, by mogli się z nimi zapoznać. Pierwszy odcinek kursu poświęcił Hass okresowi 1931-1945. Wykład drugi obejmuje lata powojenne w Waszyngtonie i po otrzymaniu przez poetę azylu we Francji, trzeci – pierwszą dekadę twórczości kalifornijskiej Miłosza, a finałowy szósty podejmuje temat jego ostatnich lat życia w Krakowie.

Spotkania odbywają się w dogodnej dla miejscowych porze, ale dla odbiorców w Europie, ze względu na dziewięciogodzinną różnicę czasu – między 1.00 a 3.00 w nocy. Z natury czy przyzwyczajenia jestem nocnym markiem, więc jakoś zniosę tę wachtę do końca lutego. Napędza mnie oczywiście ciekawość, tym bardziej, że Hass jest wręcz wymarzonym wykładowcą czy raczej opowiadaczem. Cytowane przezeń anegdoty z pracy z Miłoszem nad przekładami niekiedy śmieszą do łez. Bo łatwym współtłumaczem własnej poezji to on nie był. W wypadku cyklu Świat (poema naiwne) Hass nadzwyczaj zręcznie wstawił na potrzeby rymu i rytmu mysz do Przypowieści o maku. Miłosz się na to obruszył, karcąc Hassa: „Tam żadnej myszy u mnie nie ma”. I nie chciał się zgodzić na taką wersję.

Fot. Renata Gorczyńska

Dowiedzieliśmy się pierwszego wieczoru, jak trudnym wyzwaniem okazał się dla Hassa przekład Miłoszowej Pieśni, wchodzącej w skład Trzech zim. Tu na przeszkodzie stanęło zrozumienie wiersza. Ten utwór, przypomnę, jest zbudowany na zasadzie dwugłosu: mówi niekreślona bliżej Ona na przemian z chorusem. To trochę jakby negro spirituals – call and response. O ile jednak chór głosi pochwałę Ziemi i jej plonów, Ona jest wewnętrznie rozdarta, wypełniona skrajnym niepokojem, przeżywająca rozterki miłosne. Krótko mówiąc, jest katastrofistką w czystej formie.  Hass, jak nam opowiadał, był tak sfrustrowany czterema wersami:

 

Nie chcę ciebie, nie skusisz mnie. Płyń dalej, siostro pogodna,

czuję twój dotyk jeszcze, twój dotyk szyję mnie pali.

Noce miłosne z tobą gorzkie jak popiół chmur,

a świt nadchodził po nich w czerwieni, nad jeziorami

 

że sądził, iż Miłosz napisał lesbijski erotyk. O interpretację wiersza dopytywał nawet Adama Zagajewskiego, ale wiele się nie dowiedział.

Słuchając jego opowieści, nagle doznałam olśnienia. Otóż tak dobrze mi znany wiersz jest dedykowany Gabrieli Kunat, stryjecznej siostrze jego matki. Z jakiegoś powodu dedykacja znikła z edycji amerykańskiej. A jest tu kluczem. Jak wiadomo czytelnikom biografii poety autorstwa Andrzeja Franaszka, starsza o kilkanaście lat Gabriela/Ela była bodaj pierwszą zmysłową miłością młodego poety. Ich romans musiał pozostać w ukryciu nie tylko z racji pokrewieństwa i różnicy wieku między kochankami. Gabriela mieszkała w dworku w Krasnogrudzie na Suwalszczyźnie z mężem, synem i siostrą; w okresie międzywojennym przyjmowano tam letników. Tam młody Miłosz spędzał często wakacje. Niekiedy schadzki z Elą odbywały się w domku służącym za przebieralnię nad jeziorem Hołny. Poeta wspominał mi, że spotykali się potajemnie także w Wilnie, gdy mieszkał w akademiku podczas studiów. Gabriela pojawiała się wielokrotnie w jego późnych wierszach, między innymi w zbiorze Osobny zeszyt. Jest tam opisana scena, gdy Czesław jako pięcioletni chłopiec po raz pierwszy ją ujrzał – śliczną nastolatkę w białym stroju – i zapałał do niej miłością. To Grabriela jest NN w jego pamiętnej Elegii pisanej na wieść o jej śmierci. Jest pochowana w grobowcu na cmentarzu w Sopocie razem z matką poety. A w Dworze Miłosza w Krasnogrudzie mieści się Międzynarodowe Centrum Dialogu pod zarządem Krzysztofa Czyżewskiego.

Autor Pieśni musiał dokonać więc kamuflażu i przemienił w wierszu płeć. Gdy zamiast „Ona” podstawimy „On”, wszystko staje się zrozumiałe. Przed trzecią nad ranem w pierwszy czwartkowy występ Hassa byłam tak podekscytowana tym Eureka!, że chciałam od razu się nim podzielić. Niestety, mikrofony mieliśmy wyłączone wolą Gospodarza.

Nazajutrz zatelefonowałam do Krakowa do Aleksandra Fiuta, naczelnego miłoszologa. Przetestowałam na nim moją hipotezę. Usłyszałam w odpowiedzi, że wygląda na to, że mam rację. Olek przypomniał mi, jak często Miłosz powtarzał za Jungiem, że ma duszę rodzaju żeńskiego, animę. Przemawianie w wierszu głosem kobiety nie było mu obce. Wobec tego wysłałam mail do Hassa z tą interpretacją. Na razie nie mam odpowiedzi, co jest do niego niepodobne. Zlękłam się, że może zaszkodził mu nadmierny wysiłek w tym pierwszym etapie maratonu poetyckiego. Pozostaje mi poczekać z nadzieją do następnego czwartku.

W minioną sobotę, gdy brałam udział w saloniku dyskusyjnym online, jedna z uczestniczek, wielkiej urody nauczycielka z San Francisco, orzekła: „Miłosz jest dla mnie jak Bóg”.

Poeta byłby tą uwagą zachwycony. A może nawet jest.

RENATA GORCZYŃSKA

 

Warto również przeczytać...