Sonet dwudziesty pierwszy cyklu pierwszego: głos dziecięcy
Osobliwie pisze się o powrocie wiosny u zarania zimy, w najkrótszych dniach roku. Już jednak wiadomo, że światło przeważa nad mrokiem i że za chwilę będzie go jeszcze więcej. A przecież zieleń i błękit, o których pisze poeta, są wciąż jeszcze marzeniem. Sonet powstał, o dziwo, właśnie w zimie, 9 lutego 1922 roku, w Muzot, i dla piszącego był także zapewne (nieco bardziej przedwiosennym) – marzeniem. Smutnym marzeniem o wiośnie, której wciąż nie ma. Gdyby nie to – co potwierdzają listy lutowe listy do Gertrudy Ouckhama Knoop i do Nanny Wunderly Volkart – że Rilke usłyszał dzieci śpiewające do mszy (a rytm pieśni był ten sam, tak samo radosny, jak ten, zasłyszany niegdyś, w klasztorze sióstr w Rondzie, w południowej Hiszpanii) i że „girlandy brzmienia” – jak sam je poeta nazywa – udzieliły swej radosnej tonacji pisanemu wierszowi, byłby sonet dwudziesty pierwszy zupełnie inny.
Rilke wpisuje w sonecie dwa rytmy w siebie nawzajem: ten roku szkolnego i ten – przyrody. Metafora szkolna (żmudna nauka i zasłużona nagroda) przeplata się tu z niezmiennym porządkiem pór roku. To sonet na głosy dziecięce – dzięki takiemu poetyckiemu konceptowi nie jest ani trochę dydaktyczny: kipi radością, otwiera się na wielką wolność, na wielką pamięć świata, na śpiew istnienia. Mimo że są w wierszu zaledwie dwa wykrzykniki (kończący strofę drugą i zamykający – czwartą), cały wydaje się pulsującą radością, życiem, którego nic nie zatrzyma ani nie przetnie. Dzieje się tak dzięki powtórzeniom (wzmacniającym zakończenia wskazanych strof wykrzyknieniowych – drugiej i czwartej), radosnej jak zawołanie krótkości zdań, konsekwentnemu – w oryginale – przeplotowi rymów żeńskich i męskich w strofach czterowersowych: Erde -Beschwerde, weiß – Preis; Weiße – heiße, Manns – kanns, a także, równie konsekwentnemu rymowaniu w zwrotkach trójwersowych pierwszego wersu z pierwszym (spiele – Viele), drugiego – z drugim (fangen – langen) i trzeciego z trzecim (gelingts – singts). Uwagę przyciąga nie tylko układ, lecz także semantyka rymów: ziemia – mozoły, wie / umie – nagroda / ocena (w pierwszej strofie); biel – nazywa, starzec – umie (to) (w strofie drugiej; i w strofach trójwersowych zaś: graj – dziecko (pierwsze wersy); schwytać – długie (drugie wersy); udaje się (to) – śpiewa (to) (trzecie wersy).
Jak rzecz wygląda w polskich przekładach? Najpierw trzeba przypomnieć różnicę rodzajów gramatycznych pór roku między niemczyzną a polszczyzną, która sprawia niepomierny i nieredukowalny kłopot tłumaczom. Po niemiecku wszystkie pory roku są rodzaju męskiego, co urodzonym w polszczyźnie trudno sobie wyobrazić. Stąd zima jako surowy mistrz, wymagający nauczyciel i – przez skojarzenie siwizny z bielą – starzec. Bardzo trudne, prawie niemożliwe wydaje się oddanie tej zależności po polsku. Staruszka nie mogłaby być tak surowa…
A rymy? Owo niezwykłe rusztowanie Rilkeańskiego sonetu? Antochewicz nie rymuje wcale bądź bardzo nieregularnie (i z tego powodu jego przekładu nie biorę w ogóle pod uwagę); Pomorski rymuje żeńskie w przeplocie z żeńskim, wprowadza współbrzmienia tautologiczne, a w strofkach krótszych nie zachowuje układu rymowego. Jastrun jest bliżej Rilkego niż dwaj wymienieni już tłumacze, lecz także nie odwzorowuje w pełni architektury i rodzaju współbrzmień, co wydaje się fundamentalne, by oddać (nawet tylko w przybliżeniu) urodę oryginału. Ponieważ rym skupia w sobie miejsca wybuchu witalności, całą nagłą radość, ponieważ to na wiązaniach rymowych utrzymują się owe „girlandy brzmienia”, o których napomyka Rilke w korespondencji, ograniczę się w szczegółowym omówieniu jedynie do przekładu Jerzego Kamila Weintrauba, także niedoskonałego, zachowującego jednak zarówno rodzajowo, jak i kompozycyjnie Rilkeańską konstrukcję rymową:
Znów przyszła wiosna. Ziemia wiecznie młoda
jest niby dziecko, które poetycznych nut
tak wiele, wiele zna… Oto jej nagroda
za nauk owych bezustannych trud.
Surowy był jej nauczyciel. Siwa
broda srebrzy się i starości noc.
Lecz jak zielenią błękit się nazywa,
spytajmy ziemi: jej moc, jej moc!
O ziemio, wolna, szczęśliwa i bliska,
ty z dziećmi jeno igrasz. A my chcemy
ciebie, wesołą, schwytać pośród drzew.
O, nauk owych plon i moc wszystka
głęboko jest wyryta, korzeń niemy
zna ów bezmierny ciężar: jej śpiew, jej śpiew!
Tłumacz podjął ważką decyzję – aby ocalić kościec rymów z jego właściwym przebiegiem (a harmonia odradzania się kosmosu jest wszak dominantą poetyki i etyki tego sonetu) – spolszcza wiele wyrazów w pozycji rymowej, które w oryginale występują jako czasowniki: rzeczownikowo. Wytraca przy tym zabiegu nieco dynamikę wiersza, lecz zyskuje, tak trudne do wydobycia w polszczyźnie, bezcenne prawie, rymy męskie. Dzięki identycznemu jak w niemczyźnie układowi rymów i ich tożsamemu z oryginałem rodzajowi – sonet czyta się w przekładzie Weintrauba niemal w tym samym rytmie, co w oryginale, zwłaszcza że tłumacz zachowuje refreniczne, inkantacyjne powtórzenia, ów rytm wzmagające.
Czy równie dobrze poradził sobie z euforyczną semantyką? Nie wszędzie.
Spójrzmy na pierwszą strofę, gdzie dziecko – które u Rilkego zna na pamięć wierszy „wiele, o wiele” / „dużo, o dużo”, w polskim przekładzie „tak wiele, wiele zna” – „poetycznych nut”. Omownia nieco podwyższa stylistyczną tonację wobec „szkolnego”, zwykłego, uczniowskiego rejestru wersji oryginalnej, pozostaje jednak czytelna.
W strofie drugiej Weintraub również snuje opowieść, nieco inaczej ją konstruując niż Rilke, lecz przecież pozostawiając sens niemieckiego wiersza w mocy. Na marginesie trzeba przypomnieć, że przenikanie zieleni i błękitu to ulubiona koneksja barw u autora Błękitnej hortensji (starałam się kiedyś o tym napisać w osobnym tekście, poświęconemu wyłącznie temu wyśmienitemu Ding-Gedicht).
W trzeciej zwrotce dodaje polski tłumacz do określeń ziemi „wolna” i „szczęśliwa” – jeszcze jedno: „bliska”. Na pewno – dla rymu (bliska – wszystka), lecz być może także z tego powodu, iż spolszcza sonet w okupowanej przez hitlerowców Warszawie (wszak zeszyty czwarty i dwunasty konspiracyjnego Wydawnictwa Sublokatorów Przyszłości zawierają właśnie przekłady Sonetów do Orfeusza Rilkego) i to właśnie słowo – bliska – jest dla niego szczególnie ważne. Największym mankamentem tłumaczenia tej strofki okazuje się niezachowanie trybu rozkazującego w zwrocie do ziemi (niemieckie „spiele” – można spolszczyć jako „graj”, igraj”, „baw się” lub, jak to uczynił Jastrun kontekstowo: „ścigaj”) oraz opuszczenie frazy finalnej zabawy-gonitwy: „Najweselsze schwyta” (w domyśle: dziecko – tak u Jastruna).
W czwartej zwrotce także nie sprawuje się tłumacz (by pozostać przy słownictwie szkolnym) – najlepiej. „Czego nauczyciel je uczy” (jak w oryginale) czy „lekcja twego nauczyciela” (tak Jastrun) zostaje zamienione na podniosłe (bez wyraźnej potrzeby, prócz rymowej): „O nauk owych plon i moc wszystka”; a przecież tautologia jest tu celowa: tak powiedziałyby same uczące się dzieci – to ich język. Rejestr podwyższa się dopiero, gdy mowa o korzeniu i pniach (tu znów lepiej Jastrun: „wydrukowana w korzeniach, ryta / w pniach długich, ciężkich”).
Może zatem na koniec, by usłyszeć raz jeszcze, ten wspaniały wiersz wiosennego powrotu do życia po srogiej zimie, końca roku szkolnego po długiej i trudnej klasie, jeszcze – rymowo nie całkiem ekwiwalentny wobec oryginału, lecz czasami łaskawszy dla sensów utraconych przez Weintrauba – przekład Jastruna:
Wiosna wróciła. Jak dziecko ze szkoły,
co umie wiersze, jest ziemia znów młoda,
dużo, o dużo wierszy… Za mozoły
długiej nauki – nagroda.
Mistrz był surowy. Myśmy umieli
biel w brodzie starca. Dziś jak się zowie
błękit i jakie imię ma zieleń,
możemy pytać: Odpowie! odpowie!
Masz wolne, ziemio, pełna wesela,
ścigaj się z dziećmi. Nam się zachciewa
schwytać cię, ziemio. Najweselsze schwyta.
Och, lekcja twego nauczyciela
wydrukowana w korzeniach, ryta
w pniach długich, ciężkich: śpiewa ją, śpiewa.
To jeden z najpiękniejszych sonetów w obydwu częściach cyklu orfickiego. Wolność, radość, nauka, trwanie i przemiana, jako rytm świata i rytm szkoły, istnieją w poetyckim uścisku. Więcej: współbrzmią. Mają dwie właściwości najważniejsze, poniekąd tożsame: sens i rym.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY