Zdaniem Michała Niezabitowskiego, dyrektora Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, jest kilka typów muzeów, choć, jak zaznacza, żaden z nich nie występuje w czystej i jednolitej formie. Pierwszy z nich nazywa muzeum klasycznym, którego rolą jest prezentacja samych zabytków (do tej grupy można zaliczyć większość prywatnych muzeów na Warmii i Mazurach). Drugim, leżącym jakby na przeciwległym biegunie, jest muzeum multimedialne, prezentujące jedynie (lub głównie) cyfrowe przedstawienie zabytku. W trzecim, według określenia Nazabitowskiego, instalacyjnym, dominującą rolę odgrywa instalacja artystyczna, a zabytek jest jedynie elementem wizji artystycznej. Czwarty typ to muzeum edukacyjne, a jego wystawy są narzędziem nauki i zabawy. Piąty model został nazwany muzeum narracyjnym, określanym również jako muzeum fabularne, które ma nie tylko „pokazywać”, ale także coś „opowiadać”.
W klasycznym muzeum „głównym bohaterem” jest zabytek, który w muzeum narracyjnym odgrywa określoną rolę w tworzeniu opowieści. Nasze muzeum łączy obie te grupy – na parterze „opowiadamy” jak dawniej, to jest pod koniec XIX i w pierwszych dekadach XX wieku, żyli Mazurzy, jak mieszkali, gdzie i jak się uczyli (zwiedzanie naszego muzeum odbywa się z przewodnikiem). Na poddaszu i w spichlerzyku pokazujemy w „klasyczny sposób” rozmaite sprzęty domowe i gospodarcze używane w tamtych czasach. Taki scenariusz wystaw ponownie „napisał” nam przypadek: narzuciły go wielkość i charakter naszego „niechcianego dziecka”, jakim jest translokowana chałupa oraz eksponaty (zabytki) znalezione często w dość przypadkowych okolicznościach, jak choćby wyposażenie wiejskiej szkoły…
Spośród niewielu zachowanych chałup podcieniowych z końca XVIII lub początków XIX w. nasza wyróżnia się wielkością i liczbą elementów dekoracyjnych. Z całą pewnością nie była to „zwykła” wiejska chałupa, bo te były małe (rzadko ich wymiary były większe niż 6 na 10 metrów), a powierzchnię mieszkalną miały zbliżoną, lub nieco tylko większą, od największej izby w naszej muzealnej chałupie (ta ma 7 metrów długości).
Nieznana z nazwy wioska w Puszczy Piskiej, jedna z tych, o których „nie opowiada jeszcze żadna kronika […]. Wśród jezior i bagien owej wschodniej krainy położone są te wsie z szarymi dachami i ślepymi oknami, ze studniami z żurawiem i kilkoma dzikimi gruszami na kamienistych miedzach. Otacza je wielki bór…” (Ernst Wiechert „Dzieci Jerominów”).
Nie wnikając w szczegóły w pierwszej połowie XIX wieku wioski w rozległej Puszczy Piskiej były nieliczne i bardzo ubogie, a chaty w nich maleńkie i bardzo prymitywne. Zaskoczony ich widokiem Max Rosenheyn, starszy nauczyciel z Malborka, który w połowie XIX wieku odbył długą podróż po Prusach Zachodnich i Wschodnich i wiele widział, opisał swoje wrażenia w opublikowanej w 1858 roku w Gdańsku książce.
W jej drugim tomie pisał o Mazurach i Puszczy Piskiej: „Tylko bardzo rzadko pojawia się w lesie jedna lub kilka maleńkich chat, szarych niczym pnie drzew, z maleńkimi otworami okiennymi, w których zamiast szyb znajdują się drewniane zasuwy. Prawie żadna z tych drewnianych chat z bali nie posiada komina i wydaje się, że jedynym ujściem dymu są do połowy otwarte drzwi […]. Domy są zbudowane z drewna, kryte słomą i ocieplone mchem; biedniejsi mieszkają jak troglodyci, w lepiankach z gliny, które częściowo przylegają do zbocza góry. Jest w nich zawsze tylko jedna izba służąca zarazem za kuchnię oraz komorę dla całej rodziny. Do izby przylega obszerna sień, w której znajdują się narzędzia do uprawy roli, wozy i konie, te ostatnie posiadają nawet najbiedniejsi, gdyż żaden rolnik bez konia nie mógłby uprawiać swojego kamienistego poletka […]. W części sieni znajduje się chlew, ale Mazur karmi wszelką młodzież: źrebaki, prosiaki, cielęta, jeśli się ich dochowa, w izbie; drób też rezyduje za piecem. Nic dziwnego, że w izbie mazurskiej panuje ogłuszający zgiełk niczym w menażerii. A gdy na olbrzymim kominie zapłonie ogień, w izbie robi się czarno od dymu i bardziej mrocznie nie może być nawet w stajni Augiasza” (Max Rosenheyn, Reise-Skizze aus Ost und Westpreussen, Band 2, Danzig 1858. Tłum. K. A. Worobiec).
W porównaniu z tymi lichymi chatynkami ta nasza z Warnowa wyróżniała się wielkością, zamożnością i była świadectwem dobrobytu. To asymetryczny budynek szerokofrontowy, co znaczy, że drzwi wejściowe znajdują się w ścianie frontowej, ale nie umieszczone centralnie, lecz bliżej jednego z narożników. Wnętrze ma podział trójdzielny. Na środku jest sień i potężny, piramidalny komin (czyli „czarna kuchnia” z trzonem kuchennym, piecem do pieczenia chleba etc. oraz przyległymi piecami ogrzewającymi pomieszczenia znajdujące się wokół komina), a po jego obu stronach są duże izby – z prawej większa, z lewej mniejsza. Za tymi izbami znajdują się cztery mniejsze izdebki, o połowę węższe niż izby od frontu (to tzw. układ półtoratraktowy): trzy alkierze (sypialnie) oraz komora (spiżarnia).
Na frontowej ścianie chałupy widać układ pomieszczeń: w centralnej części jej sień, a jej szerokość wyznaczają widoczne pionowe końcówki belek tworzących ścianę wewnętrzną, oraz dwie izby: większa z dwoma oknami, mniejsza z jednym oknem (na zdjęciu wszystkie okna już z okiennicami). Długie urządzenie pod ścianą to wykonany z drewna folusz ręczny (pilśniarka, spilśniarka stosowana w procesie folowania sukna); stan 2003
Wybudowanie tak dużego budynku, z dwoma podcieniami szczytowymi – a badacze architektury ludowej są zgodni, że były one jedynie ozdobą, czyli swoistym kaprysem inwestora, który „chciał się pokazać” – było bardzo pracochłonne, a co za tym idzie kosztowne. Na taką budowę, oczywiście z najwyższej jakości drewna i w tak odludnym miejscu, stać było państwo (króla) lub bardzo bogatego gospodarza, czyli jak mówili Mazurzy gbura (majóntkárża, bogaca), ziemianina, kupca, a może karczmarza? Na te pytania trudno już teraz dokładnie odpowiedzieć, ale najprawdopodobniej taką okazałą chatę w rozległej Puszczy Piskiej wzniesiono dla królewskiego strażnika lasów (Königlicher Forstbereiter) czy królewskiego nadzorcy leśnego (Königlicher Forstaufseher). Teoretycznie mógł to być również zajazd lub gospoda, bowiem budynek stał w pobliżu drogi łączącej Wejsuny z Mikołajkami, a dalej Pisz z Mrągowem (już pod koniec XVIII w. we Wierzbie istniała przeprawa promowa na Jeziorze Bełdany). Tak czy siak wielkość i charakter chałupy obligowała nas, aby wyposażyć ją odpowiednio, czyli „na bogato”.
Zgromadzone przez nas eksponaty pochodzą z południowej części Puszczy Piskiej i pogranicza mazursko-kurpiowskiego. Należy bowiem pamiętać, że przygraniczne położenie stwarzało mieszkańcom tych terenów możliwość czerpania zysków z handlu. Pomiędzy sąsiadującym społecznościami (Mazurami i Kurpiami) toczyła się ożywiona wymiana dóbr wszelakich – towarów poszukiwanych po obu stronach granicy, przynosząca zyski obu handlującym stronom. Na Mazury sprowadzano z Mazowsza duże ilości zbóż, produktów rolnych i spożywczych, a wywożono wyroby przemysłowe, w tym między innymi odlewane wyroby żeliwne z przygranicznej huty w Wądołku, towary luksusowe, jedwab i instrumenty muzyczne oraz używki – wódkę i herbatę. Później, tuż po zakończeniu II wojny światowej wiele dóbr materialnych – mebli, sprzętów domowych czy narzędzi rolniczych, a także całe budynki, „wędrowało” po tym terenie i było przez szabrowników wywożone na Kurpie i Podlasie (zainteresowanych odsyłam do mojej książki: Zagubione wioski Puszczy Piskiej, t. 1 i 2, Kraków, Austeria, 2021). Część z nich, dzięki nam, „wróciła” po dziesięcioleciach na Mazury.
Zdecydowana większość pokazywanych sprzętów została przez nas kupiona bezpośrednio od ich poprzednich właścicieli. Znikomą część eksponatów otrzymaliśmy w darze: lista darczyńców liczy około 20 osób, głównie naszych przyjaciół i znajomych, choć są też dwie czy trzy osoby bliżej nam nieznane, które przysłały nam swoje dary po wizycie w naszym muzeum. Nieliczne „drobiazgi”, jak choćby stare elementarze i świadectwa szkolne znaleźliśmy i kupiliśmy za pośrednictwem internetu.
Rozmaite sprzęty gospodarcze – w większości służące do przechowywania zboża, przygotowane do wystawienia w spichlerzyku.
Wszystkie eksponaty, zanim trafiły do muzeum, zostały starannie przygotowane: oczyszczone, naprawione, zabezpieczone i poddane częściowej konserwacji. Część mebli została poddana gruntownej restauracji. Ponownie przydały się umiejętności, które zdobyłem na obczyźnie, mieszkając w Berlinie (w okresie pandemii odrestaurowałem dwanaście skrzyń posażnych i kufrów).
Tworząc naszą muzealną opowieść kierowaliśmy się informacjami z literatury (nie tylko fachowej), z archiwalnych zdjęć i opisów. Korzystaliśmy z wizyt w odwiedzanych przez nas skansenach i muzeach, ale też szliśmy za własnym doświadczeniem i wyczuciem. Założyliśmy, że skoro dawniej w jednej chałupie mieszkała rodzina wielopokoleniowa, zwykle trzypokoleniowa, to każde z nich miało jakiś wkład w jej wystrój i umeblowanie. Nie chcieliśmy tworzyć sztucznych i wyidealizowanych modeli (jak to bywa w muzeach klasycznych, gdzie w jednej izbie czy pokoju wszystkie eksponaty są w jednym stylu i wieku), ale urządzić „normalne” mieszkanie sprzed około stu lat, tak, by wyglądało jakby mieszkańcy na chwilę tylko z niego wyszli i wkrótce wrócą. Ten zamysł chyba nam się udał, bo często słyszymy od naszych gości, że „to wehikuł czasu”, jakby „znaleźli się w innej epoce” lub „cofnęli o sto lat”!
Okazyjna inscenizacja jak „dawniej żyliśmy” w największej izbie w muzeum; w roli gospodyni z makutrą Danusia (fot. Janusz Korbel)
Zgromadzone meble pochodzą z różnych okresów, z XVIII, XIX i pierwszych dekad XX wieku. Wszystkie są oryginalne, kompletne i sprawne, nie ma tu atrap ani kopii. No i wszędzie są wszelakie przedmioty codziennego użytku i rozmaite drobiazgi: w szafach wiszą ubrania, w kredensach i szafkach stoją garnki i rozmaite naczynia, są przybory do golenia, kosmetyki, książki, ręcznie pisane notatki, pamiętniki i listy, osobiste pamiątki, a w szufladach kredensów są nawet „przedwojenne” papierosy.
Na poddaszu chałupy i w stojącym obok spichlerzyku jest natomiast „klasyczna” ekspozycja muzealna. W trzech pomieszczeniach na poddaszu zgromadziliśmy, pogrupowane zgodnie z pierwotnym zastosowaniem, rozmaite sprzęty do przygotowywania jedzenia, do prania, obróbki lnu, narzędzia ciesielskie i stolarskie, szewskie, sprzęty pszczelarskie, etc. Jest też duża kolekcja skrzyń i kufrów posagowych (posażnych), a w gablotach przedstawiamy historię warnowskiej chałupy, naszej „walki” o jej ocalenie, etapy destrukcji, odbudowy…
O wielu meblach i sprzętach można długo opowiadać, niektóre z nich mają ciekawą historię. Szerzej o ekspozycji i najciekawszych eksponatach jeszcze napiszę…
KRZYSZTOF A WOROBIEC