fbpx
HOME
Krzysztof A. Worobiec

Nasze mazurskie początki

W 1992 roku w Kadzidłowie były trzy zagrody, a w nich łącznie osiem budynków, w tym trzy mieszkalne: dwie XIX-stowieczne, starowierskie drewniane chałupy oraz niewielki murowany dom wybudowany około 1938 roku, wersja tzw. kochówki (rodzaj domu jednorodzinnego z lat 30. XX wieku; często powstawały osiedla tych domów dla robotników rolnych lub leśnych budowanych według tego samego projektu; rodzaj taniego budownictwa socjalnego w ówczesnych Prusach Wschodnich). Kupiliśmy z żoną ten ostatni wraz z rozpadającą sią obórką i całym bałaganem na jednohektarowej działce wokół nich.

Kadzidłowo – tak wyglądało nasze świeżo zakupione gospodarstwo, 1992

Siedlisko było ładnie położone, na skraju lasu i rozległych łąk, ale bardzo zaniedbane – nie było drzew, niewielki staw zarośnięty i zasypany śmieciami i gruzem, wszędzie walały się jakieś graty, złom a nawet wraki dwóch „Syrenek”. Dom – jak i cała reszta, był w opłakanym stanie i wymagał gruntownego remontu: przełożenia dachu (już po kupnie okazało się, że był pożar – część dachu się spaliła i została prowizorycznie naprawiona), wymiany części spróchniałych podłóg, całkowita wymiana instalacji elektrycznej i kanalizacyjnej, naprawy drzwi i okien, malowania ścian, porządkowania terenu, usuwaniu śmieci i odpadów. Trzeba było wywiercić 29-metrową studnię głębinową i doprowadzić bieżącą wodę (mieliśmy ją z beczkowozu) oraz prąd, czyli postawić transformator i pociągnąć nową linię energetyczną (stara lewo starczała na zasilenie kilku żarówek – o ile nie było wiatru, który zrywał kable…).

Większość prac remontowych wykonywaliśmy sami – tu przydały się moje umiejętności zdobyte w Berlinie lub z pomocą naszych przyjaciół, którzy pracowicie spędzali u nas wakacje. Tylko remont dachu, studnię głębinową, instalację elektryczną i budowę transformatora wykonywali miejscowi specjaliści.

Remont domu i przekładanie dachu, 1993

Powoli dom i otoczenie stawały się coraz ładniejsze, my – pomimo ogromu pracy, czuliśmy się dobrze, a nasze wakacyjne pobyty stawały się z każdym rokiem coraz dłuższe. Gdy okazało się, że więcej czasu spędzamy tu, a nie w Berlinie, zapadła decyzja by na Mazurach zamieszkać na stałe. W Kadzidłowie w 1992 roku powstał Park Dzikich Zwierząt (do jego rozwoju trochę się przyczyniliśmy, jako właściciele fermy jeleni – o czym już pisałem…) więc zaczęli pojawiać się pierwsi turyści. Otworzyliśmy sklepik i z okienka w naszym „białym domku” (tak był wtedy pomalowany) sprzedawaliśmy lody, chipsy, słodycze, gumę do żucia, papierosy, wodę, jakieś napoje, potem piwo…

Danusia w okienku, czyli w naszym sklepiku, 1994

W okienku naszego ledwo co odmalowanego saloniku zawiesiliśmy stary dzwonek, a goście, którzy chcieli coś kupić musieli nim dzwonić, by ktoś przyszedł i ich obsłużył. Któregoś dnia ktoś spytał czy nie mamy filmów do aparatu fotograficznego, bo właśnie mu się skończył, a chciał zrobić zdjęcia swoim dzieciom ze zwierzętami. Nie mieliśmy ich w sklepiku, ale miałem swój prywatny zapas – zawsze dużo fotografowałem, więc jeden mu sprzedałem, a do asortymentu dodaliśmy filmy. Innym razem ktoś nie mógł zrobić zdjęć, bo mu bateria w aparacie padła, więc zaczęliśmy sprzedawać też baterie.

Nasz salonik – w którym spędzaliśmy wieczory a zarazem sklepik – w okienku, na skrzyni pod nim oraz na stole, potem obok postawiliśmy lodówkę z napojami, a w kuchni czasami stał jakiś garnek z zupą…, 1994

A pewnego dnia ktoś stojąc przy okienku zapytał:

– A co tu tak ładnie pachnie?

– Zupa – odpowiedziała Danusia, która akurat gotowała dla nas obiad.

– A może mi sprzedacie talerz, bo jestem głodny…

W porządku. Ze starych desek i brzozowych kołków zbiłem więc kilka stołów, dostawiliśmy krzesła, dokupiliśmy dwa kwieciste parasole, czajnik elektryczny, potem opiekacz i zaczęliśmy sprzedawać kawę, herbatę, jakieś tosty z serem i szynką, pizzę, a potem proste dania, które sami gotowaliśmy obok, w naszej kuchni…

Ale utrzymanie się z tego przez cały rok nie było możliwe. Skoro zamierzaliśmy zamieszkać na Mazurach na stałe musieliśmy więc znaleźć pewniejsze źródło zarobku. I tu ponownie pomógł nam przypadek…

Nasze „gastronomiczne” początki: letnia kawiarenka pod lipą czyli „prapoczątek” „Oberży pod Psem”, 1994

KRZYSZTOF A. WOROBIEC

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek