fbpx
HOME
Renata Gorczyńska

Pięć gwiazdek

Palę (dużo), piję (mało) i klnę. Jak jakiś żul. Sama się sobie dziwię, że się tak z latami rozklęłam. Powodów niby dużo, natury ogólnej i szczególnej, każdy niech sobie dopisze, co mu leży na wątrobie. Wprawdzie nakładam sobie namordnik w eleganckim towarzystwie i hamuję się przy jednej z moich przyjaciółek, która słowa na pięć gwiazdek używa jedynie w sytuacjach ekstremalnych, to jednak nie da się ukryć, że aż bulgoce we mnie na co dzień i od święta. Jakby tego było mi mało, klnę nie tylko w języku Reja i Kochanowskiego, ale Chaucera i Szekspira. Chętnie zaglądam do specjalistycznego słowniczka pod wdzięczną nazwą The F-Word, nieodzownego przy tłumaczeniu współczesnej prozy anglosaskiej. Jakże istotne są towarzyszące mu przyimki! I jak wiele potrafią wyrazić! Samo fuck, wygodne, bo krótkie, zagościło już na dobre w polszczyźnie, choćby w postaci zwrotu frazeologicznego „pokazałem mu fucka”. A może nawet faka? Co by świadczyło, że wrosło na stałe.

Samo fuck ma imponująco bogatą historię, która sięga XIV wieku, i z początku nie miało takiego znaczenia, jakie przypisuje się mu obecnie. Słowo pojawiło się po raz pierwszy w aktach sądowych z 1310 roku w związku z rozprawą przeciwko mężczyźnie o długim nazwisku lub przydomku, zaczynającemu się właśnie od sylaby „fuck”. Teorii związanych z etymologią fucka jest zresztą mnóstwo, jedne śmieszniejsze od drugich. Biedak, ścigany przez cenzurę obyczajową, postawił na swoim w latach 60. ubiegłego wieku, wraz z liberalizacją językową wymuszoną przez hippisów. Używali go i nadużywali wielcy pisarze, choćby Henry Miller czy Norman Mailer. Philip Roth też dołożył swoje, wprowadzając odpowiedniki fucka zapożyczone z jidisz, w rodzaju schmock. Na rodzimym gruncie wyróżniali się elegancją przekleństw Jerzy Pilch i Janusz Głowacki. Lista jest baaardzo długa.

Trzymane w ryzach obyczajności filmy w Ameryce przez długi czas dostawały od komisji nadzorujących ocenę „R”, a nawet „X” za przekleństwa w listach dialogowych, a stacje telewizyjne dodatkowo wprowadzały własną cenzurę. Ale, jak wiadomo, ten mur już dawno runął, także dzięki kablówce, która nie stosuje takich ograniczeń. Gdy któregoś razu zostawiłam w nocy otwarty telewizor na kanale filmowym, obudził mnie stek przekleństw po angielsku, tłumaczony słowo w słowo przez polskiego lektora o aksamitnym głosie i nieskazitelnych manierach. Efekt był zabójczy. W ten sposób podłączyłam się do filmu Zły porucznik z brawurowym Harveyem Keitelem. Chyba w żadnym późniejszym filmie nie wysłuchałam aż tylu cztero-, pięcio- czy sześciogwiazdkowych bluzgów. Na dodatek Keitel, grający rolę nowojorskiego gliniarza na ciągłym haju i bani, w szponach hazardu, latał po mieszkaniu ze zwisającym f…, pardon, przyrodzeniem.

Fot. Renata Gorczyńska

Nieustannie mnie bawi, że we francuskim żeńska część intymna, cul, jest rodzaju męskiego, i na odwrót – członkowi męskiemu przypisano rodzaj żeński. Nie będę odgadywać przyczyn takiego dziwactwa. Natomiast dodam, że mieszkając we Francji w latach osiemdziesiątych, uwielbiałam one man standy genialnego wręcz satyryka Coluche’a, który był chodzącą encyklopedią języka rynsztokowego, jak się ongiś mówiło. Jego diatryby o wyraźnej nucie społecznej i antyestablishmentowej nadawane w jednej z paryskich stacji radiowej sprawiały, że klienci barów zastygali w osłupieniu, a ulice pustoszały, bo przechodnie pędzili do radioodbiorników. Ten trybun ludowy był zresztą człowiekiem gołębiego serca, działającym na rzecz krzywdzonych dzieci. Poruszał się po mieście potężnym motocyklem i gdy zginął w kraksie, zapanowała żałoba narodowa.

Od biedy potrafię zakląć po włosku, rosyjsku i hiszpańsku. Niemniej jednak nie czuję wówczas tej siły. Dopiero zaklnięcie po polsku dowala. Podobnie jak w średniowiecznej angielszczyźnie, polski wzbogacił się o te słowa w zamierzchłej przeszłości. Znakomity mój starszy kolega, profesor Schenker, lingwista z Yale, objawił mi, że jebati (czy jakoś podobnie, cytuję z pamięci), to czasownik pochodzący z sanskrytu. „Zajebisty” jest teraz w powszechnym użyciu, tak, jakby nie było wiadomo, od jakiego rdzenia pochodzi.

Klniemy więc powszechnie – my, wy, oni. Nie będę próbowała dochodzić, dlaczego tak się dzieje. To zadanie dla antropologów kultury i socjologów. Nawet ci, którzy nigdy nie siedzieli pod celą, używają, świadomie lub nie, zwrotów zapożyczonych z kminy. Słowotwórstwo kryminalistów jest nieocenione. Nie są oni jednak zadowoleni, gdy ich tajemny kod przenika do powszechnej świadomości. Podobno autorowi słownika gwary więziennej grozili nawet dintojrą.

W ciągu minionego roku stałam się ofiarą mnóstwa ograniczeń – ruchowych, dietetycznych i co kto chce. Doszłam więc do wniosku, że może należałoby też przykręcić nadużywanie bluzgów, choćby z tego powodu, że dziś używają ich nawet dzieci z podstawówek. No, ale ta skrzecząca rzeczywistość nie daje spokoju. A zatem postanowiłam zastąpić ogólnie znane przekleństwa neologizmami własnego chowu. Oto kilka przykładów:

  • kwara
  • chutas
  • rozdziaba
  • zebać
  • rebul
  • pisić

Zapraszam do zabawy lingwistycznej. Przed nami szczytny cel: odwrócić trend i zaistnieć w Wielkim Słowniku Języka Polskiego.

RENATA GORCZYŃSKA

(sympatyczka Polskiego tanga, choć spokojnie mogłabym być babką Taco Hemingwaya)

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Cookie settings
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Cookie settings
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Cookies set by Google for logged in users.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

There is no cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

There is no cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Cookie settings