O twórczości Béli Hamvasa węgierskiego pisarza, eseisty, filozofa kultury, duchowo spokrewnionego z Michałem Montaigne’em, niewiele do tej pory wiedziano nad Wisłą. Dopiero ostatnio ukazały się dwa tomy jego eseistyki Księga gaju laurowego i inne eseje (Warszawa 2022) oraz Godzina owoców (Warszawa 2024) w rewelacyjnym tłumaczeniu Teresy Worowskiej. Poznaliśmy, co prawda wcześniej, niemal medytacyjną książę Hamvasa poświęconą filozofii wina, kilka innych rozproszonych w prasie tekstów, niemniej jednak korpus jego pism wciąż pozostawał u nas nieznany. Kim więc był ten człowiek o imponująco rozległej wiedzy, poliglota, doświadczany przez dramaty wojen, oścień komunizmu, skazany na pisarskie milczenie, żyjący w egzystencjalnym napięciu i prostocie, bez szans na jakiekolwiek uznanie?
Patrycja Guevara-Woźniak postanowiła wprowadzić tę postać w obszar polskiej kultury, w tym filozofii. Dostrzegła w dziełach Węgra podskórne pokłady treści filozoficznych. Zapoznała się w języku węgierskim z utworami Hamvasa, które mają najczęściej charakter literacki, niekiedy wręcz poetycki. Stanęła przed problemem, w jaki sposób wydobyć pierwiastki filozoficzne (metafizyczne) z głębinowych warstw języka artystycznego. Sam autor był ich świadom, poszukując formy „bardziej pojemnej” (termin Czesława Miłosza), mogącej odsłonić budowany przez siebie obraz świata i znaleźć narzędzia umożliwiające przeciwstawienie się narastającemu kryzysowi, jaki zaczął opanowywać Europę i świat w tragicznym wieku XX, naznaczonym wojnami i totalitaryzmami, zwłaszcza sowieckim i niemieckim.
Taką „formę podawczą”, zdaniem badaczki, Hamvas odnalazł w lekkiej, zabarwionej literackością stylistyce, wywołującej w czytelniku odczucie radości i dogłębnego spokoju, mówiącej o świecie pojętym jako obiekt medytacyjny. Może nim być cokolwiek, na co natkniemy się w codzienności, jakieś zwyczajne zjawisko, dzieło artystyczne, wspomnienie, a nawet wyobrażenie. Czytając eseje Hamvasa medytujemy wraz z autorem nad psychologią zbierania kwiatów, istotą tzw. złotych dni, nad rodzajami pejzażu, malarstwem Bruegela, listami Rilkego, samotnością, smakami, gwiazdami, drzewami, snami, śpiewem ptaków, ogrodem warzywnym, metafizyką jedzenia miodowej figi, hermeneutyką losu, głębi, ufności. Chodzi zatem, aby uchwycić chwilę rozważania i końcowego zapisywania wysnutych wniosków.
Guevara-Woźniak sformułowała tak zwany problem badawczy, związany z kategoriami obrazu rzeczywistości i dialektyki kryzysu. Przynależą one do dykcji filozoficznej i mają długą tradycję intelektualną. Okazało się, że tym, co nie dawało spokoju węgierskiemu pisarzowi było doświadczenie nieuchronnego schyłku cywilizacji zachodniej, którego zresztą sam doświadczał przypatrując się rzeczywistości i próbując zachować prawdziwy, pozbawiony moralnych skrzywień, sposób bycia. Mimo ciężarów, jakie niosło życie i wrogość komunistycznych włodarzy, w rodzaju Lukácsa, nie ustawał w pisaniu, czyli notowaniu tego, co przeczytał, a był wytrawnym czytelnikiem, tego, co przeżył i co kierowało go w stronę swego rodzaju filozofii egzystencji. Dlatego w pismach Sørena Kierkegaarda, Fryderyka Nietzschego odnajdywał bliski samemu sobie styl myślenia, działania, poszukując coraz to doskonalszych narzędzi samopoznania.
Guevara-Woźniak tropi ukryte w jego esejach przejawy dorastania do dojrzałości, którą traktował jako kategorię otwierającą na Boga, choć sam nie uważał się za osobę religijną, w tradycyjnym sensie. Mimo to język, jakim się posługiwał pełen jest konfesyjnej terminologii, biblijnych figur, retorycznej wzniosłości.
Rozprawa Guevary-Woźniak została tak zbudowana, żeby pojęcia „dialektyki kryzysu”, „obrazu rzeczywistości”, „tradycji” i „realizacji” stanowiły jej główny problem interpretacyjny. A ponieważ u Hamvasa znaczenie ma kwestia biograficzna, chronologia pisarska, Guevara-Woźniak zastosowała mozaikowy sposób narracji, gdzie często wraca się do zagadnień już postawionych wcześniej, przez co jednak poszerza się ich przestrzeń znaczeniową, dopełnia treściami najnowszych doświadczeń. Nie należy traktować takiego procederu jako niezręczności, gdyż jest on przejęty od samego Hamvasa i dobrze oddaje „ruch jego myśli”, pewien niepokój egzystencjalny drzemiący pod sercem. Dalej: młoda uczona buduje horyzont tradycji filozoficznej, do którego mógłby się przyznać węgierski myśliciel, w antropologii odnajdując nawiązanie do stadiów życia wspomnianego Kierkegaarda. W wizji przybierania przez człowieka masek i w poddawaniu się Ananke bez trudu odszukuje inspiracje pismami Nietzschego, także Heideggera przede wszystkim w sposobie budowania myśli – metaforyzacji języka i w poetyckiej egzaltacji.
W przeciwieństwie do tego ostatniego, jak zauważa Guevara-Woźniak, wizja świata Hamvasa jest bardziej harmonijna. Ludzkie istnienie ma widoczny sens, nawet jeśli jest tragiczne. Zawsze bowiem chodzi o rozpoznanie się w Bogu, poprzez ziemską rzeczywistość. Jest ona znakiem Boga, a, kto wie, może i samym Bogiem, jak w filozofii Spinozy. Patrząc z tej perspektywy Hamvas rozpatruje greckie słowo epiphoitesis, które odnalazł w dziele Pseudo-Dionizego Areopagity Imiona boskie. Literalnie oznacza ono przybycie, odwiedziny, przenośnie natchnienie (Boże), nawiedzenie np. zjawy i wydobywa z niego „dziecięce odniesienie do Boga, który odpoczywa w sercu człowieka i dobrotliwie się do niego uśmiecha”. Dodaje przy tym, że religia nie jest ciężarem, lecz przywilejem określającym dziecięctwo boże. Lecz Hamvasowi nie chodzi o teologiczne rozumienie tej postawy, nie chodzi o jakąś konkretną religię, choć chrześcijaństwo jest mu najbliższe. Wyznaje, że ma na myśli tylko Boga, spotkania z Nim i miłość do Niego. To wystarcza, aby odczuwać metafizyczną radość, którą traktuje się poważnie, radość wypływającą z istnienia rzeczy, piękna, smaku, dotyku, kąpieli w morzu, przewrotnego humoru bądź słodkiej pogody ducha. Radość będącą modlitwą.
Guevara-Woźniak uzasadnia, że intuicje filozoficzne zawarte w tekstach Hamvasa wyrastają z osobistych przeżyć autora w czasach zwanych przez niego epoką Antychrysta. Podkreśla jednak, że to egzystencjalne zmaganie z historycznymi przeciwnościami losu nie zabiło w pisarzu chęci pisania i korzystania z darów języka oraz ufności w jego niezwykłe możliwości, których, co ważne, nie należy utożsamiać z tradycyjną literackością, a raczej z tak zwaną apoteozą słowa, czyli stanem upojenia siłą i kreatywnością języka poetyckiego, mającego swe bezpośrednie źródło w greckim Logosie, pierwotnej zasadzie (arche) istnienia i wszelkiej twórczej pasji.
To doznanie, stale poddawane władzy owej kosmiczno-ontycznej sile, zasadniczo skłaniało Hamvasa zarówno do pracy pisarskiej, jak i do życia pełnią istnienia w fizycznej i duchowej jedności z naturą, zwierzętami, mistyczną literaturą i krainą pisania, traktowaną przez niego także jako sposób samopoznania. Z tej racji Guevara-Woźniak widzi w nim autora rozstrzygającego zasadnicze kwestie intelektualne na poziomie raczej egzystencjalnym niż na obszarze rozważań czysto teoretycznych. Nie odwracał się on od problemów, by prowadzić bezosobową analizę i obserwować, lecz czynił z nich własny duchowy użytek. Nie był widzem, lecz podmiotem działania. Starał się pomijać sztuczne i napuszone formy bycia, odrzucać wszystko, co wysysa się z gardzieli grzechu, niesprawiedliwości, moralnego bezładu, nierzeczywistości i kłamstwa, po to, żeby wreszcie zaznać świętości życia. Trzeba odnowę świata zawsze zaczynać od siebie, od odpowiedzialności za własne wybory i sposoby życia, mając pod skórą karteczkę, jak Pascal pod surdutem, z napisem: najważniejszym zadaniem jest nie twórczość pisarska, tylko dążenie do zbawienia.
Chcąc zrozumieć taką postawę Hamvasa należy, w ujęciu Guevary-Woźniak wiedzieć, że podwalinami obrazu jego życia stały się pojęcia-figury sannjasina, arlekina, pogańskiego zbawienia i Antychrysta. Trzy pierwsze odnoszą się do wewnętrznego porządku życia oraz celu istnienia, czwarte zaś to wyraz bezosobowej faktualności budowanej przez daremność, pustkę, ciemność, grzech, nicość. W niej właśnie, jak w jakiejś natrętnej idée fixe, znalazł się współczesny człowiek, niepotrafiący wyzwolić się z tego przerażającego szaleństwa spowodowanego porzuceniem przez ludzkość Boga. Hamvas z literacką maestrią opisuje wspomniane wzorce. Postać sannjasina, przejęta z tradycji kultury wschodniej, symbolizuje dążenie do wyzbycia się wszelkich materialnych uzależnień, zwłaszcza instynktu władzy, przyjęcie formy całkowitej przezroczystości, która by promieniowała na innych umacniając poczucie wspólnotowości i świętości życia.
Arlekin zaś to jedna z głównych, choć rzadkich, upostaciowań człowieczej egzystencji, odsłaniająca prawdę o tym, że logika istnienia jest paradoksalna, że nie warto przywiązywać się do jakiejkolwiek formy panowania, posiadania czy wiedzy. Liczy się wyłącznie wolność, której znakiem bywa śmiech, ale i mądrość błazna. W związku z tym Hamvas nazywał największymi arlekinami Europy Szekspira i Rabelais’go, choć ślady podobnej postawy odnajdywał już w archaicznym Egipcie, w Indiach czy w Ewangeliach, nie mówiąc o sztuce, również tej nowoczesnej.
Kategorię pogańskiego zbawienia natomiast ujmował jako wynik fizycznej ascezy, „życia w złotym blasku”, wejścia we własne ciało tak, żeby stawało się rzeczywistością boską, na podobieństwo plotyńskiego umartwienia zjednanego z doświadczeniem estetycznego piękna. Mimo to nie akceptował ani jednej formy autosoterii. Proponował nieustanne uczestnictwo w cudzie istnienia, pracę w naturze i z naturą, wypełnianie codziennych zadań, przemianę, która się nie kończy, gdyż Antychryst nigdy nie daje za wygraną, podszywając się pod działania ludzi mu służących, mimo że w ostateczności zostanie pokonany przez „rękę Pana”. Nim to się jednak stanie Antychryst działa chcąc zbawcze dzieło Chrystusa obrócić w jego przeciwieństwo. Stąd między innymi cierpienie ludzi, którzy nie są w stanie przyjąć kondycji świata, pozbawionego świadomości istnienia jego świętego i zarazem eschatologicznego wymiaru.
Omawiane studium to pierwsza u nas próba zmierzenia się z twórczością Béli Hamvasa, określanego przez Guevarę-Woźniak jako pisarza filozofującego. W ten sposób wchodzi ona na grunt problematyki związanej z kwestią (często) chwiejnych związków literatury i filozofii. Przedstawia w tej sprawie stanowisko prezentowane przez Hamvasa, nie dokonując ocen ani krytyki. Na obecnym etapie badań chodzi jej najbardziej, o ile dobrze rozumiem, o element promocyjny i w miarę wierne odczytanie podszytych myśleniem filozoficznym zamysłów węgierskiego pisarza. Potwierdzenie, że literatura i filozofia nie są sobie przeciwstawne, choć nie są też jednością, wszak trudno wyjaśniać na przykład dzieła Kanta w języku Hegla.
Każdy wielki filozof stara się wypracować własny, wsobny i nieporównywalny z żadnym innym, dyskurs filozoficzny. Ważne pozostaje jedynie to, żeby nie powodował on czytelniczych nieporozumień czy posądzeń o znaczeniową impresyjność, a nawet brak dostrzegalnego sensu. Platon, Kartezjusz czy Hobbes posługiwali się słowem „idea”, ale treści jakie pod nie podkładali nie miały ze sobą semantycznego związku. Niebezpieczeństwo klęski komunikacyjnej zawsze będzie istniało. Guevara-Woźniak wie o tej trudności. Mam jednak nadzieję, że jej naukowy wysiłek, choć odnosi się do materii dosyć złożonej, przyniesie niemało ciekawych rezultatów. Zachęci też do lektury pism Béli Hamvasa, pisarza-filozofa, od którego tzw. rasowi metafizycy nie powinni nigdy stronić.
ks. JAN SOCHOŃ
Patrycja Guevara-Woźniak „Obraz rzeczywistości z perspektywy dialektyki kryzysu w koncepcji węgierskiego filozofa Béli Hamvasa”, Warszawa 2024 [rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem ks. prof. dr hab. Jana Sochonia i obroniona w grudniu tego roku na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej UKSW]