fbpx
HOME
Bogdan Tosza

Starszy od rówieśników

W dekadzie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku niezwykle prężne wtedy Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe obok wspaniałych albumów, które były ich znakiem firmowym, wypuściły na rynek czytelniczy popularyzatorską serię „Panorama sztuki”. Bodaj pierwszą pozycją, jaka się w niej ukazała była Sztuka słowa nestora polonistyki Juliana Krzyżanowskiego. Potem pojawiły się m.in. Sztuka ogrodów Marguerite Charageat (chyba jedyna pozycja tłumaczona), Film – sztuka w ewolucji Bolesława Michałka czy Ludwika Erhardta Sztuka dźwięku. W 1982 roku w „Panoramie” wydano Sztukę reżyserii Zygmunta Hübnera i zdaje się zakończyła ona edycję tych bardzo pożytecznych, pisanych przez wybitnie kompetentnych autorów, białych książeczek. Chociaż jestem przywiązany do innych pozycji w serii, to właśnie ostatnia w niej jest dla mnie od chwili wydania do dziś najważniejsza. Wśród wymienionych tu książek ma charakter zupełnie szczególny. Wyjątkowe jest przede wszystkim to, że została napisana przez praktyka omawianej dziedziny. Krzyżanowski był wybitnym filologiem, nie pisarzem, Erhardt muzykologiem, nie kompozytorem, a Michałek znanym filmoznawcą, a nie reżyserem filmowym. Hübner, choć wcześniej napisał biografię Wojciecha Bogusławskiego, nie był nigdy teatrologiem. Jego książka nie dotyczy całego teatru, a tylko jego jednego elementu, wcale nie najważniejszego, biorąc pod uwagę historię tej dyscypliny. W dodatku najmłodszego, wszak pojęcie zawodowej reżyserii liczy sobie nieco ponad sto lat. Trzeba jednak przyznać, że ów wiek zapewnił dominację reżysera na scenie i dziś o tym, jak wygląda spektakl decyduje właśnie jego talent i osobowość. Po wiekach, kiedy reżyser był w teatrze podrzędnym stanowiskiem, kimś wyznaczonym do organizacji działań scenicznych, bez mała pilnującym porządku, ostatnie stulecie sprawiło, że w związku z reżyserią możemy już używać pojęcia sztuki. Sztuka reżyserii była w języku polskim publikacją pionierską. Wykorzystując prace zagraniczne, dokładnie wymienione w ostatnim rozdziale, autor w dużym stopniu posługuje się materiałem i przykładami z rodzimego podwórka, często z własnego doświadczenia. Trudno się więc dziwić, że książka Zygmunta Hübnera od chwili jej ogłoszenia stała się wręcz podręcznikiem, żeby nie powiedzieć, i to bez przesady, biblią dla wszystkich tych, których kusi i wabi sztuka reżyserii. Mimo iż jakiś czas później na ten sam temat pojawiły się publikacje Kazimierza Brauna i Wojciecha Szulczyńskiego, nie zmniejszyły popularności książki Hübnera. Kiedy ją opublikowano autor miał za sobą duże doświadczenie reżyserskie, ale i dyrektorskie, co pozwoliło mu zetknąć się z wieloma twórcami teatru. Był również już wtedy długoletnim pedagogiem na Wydziale Reżyserii warszawskiej PWST, a od pięciu lat dziekanem tego Wydziału. Można domniemywać, że to właśnie ówczesnych studentów reżyserii należy widzieć jako pierwszych odbiorców przemyśleń Hübnera na temat reżyserii i inscenizacji, które znalazły się w książce. Był spadkobiercą szkoły Schillera i Korzeniewskiego, która zakładała dużą wiedzę i wielostronność zainteresowań oraz kompetencji reżysera i tego chciał uczyć. Musiał być świetnym wykładowcą, bo oprócz tego, co czytamy w Sztuce reżyserii, zaproponował nowe zasady działania Wydziału, powiązanie go z Wydziałem Aktorskim, ale przede wszystkim etatowe związanie studentów reżyserii z teatrami warszawskimi, w tym głównie z Teatrem Powszechnym, czyli sceną, prowadzoną wtedy przez niego, a dziś noszącą jego imię. Młodym ludziom dawało to nie tylko minimalne zabezpieczenie finansowe, ale przede wszystkim pierwsze praktyczne doświadczenia.

Sztuka reżyserii ma bardzo przemyślany układ. Hübner powiedział kiedyś: „Zawsze robiłem teatr literacki. Jego pożywką była literatura. Ale teoretycznie – podporządkowanie teatru literaturze pisanej, to znaczy odmówienie mu samodzielnych praw twórczych, uważam za błąd. Słowem, w dyskusji na te tematy zawsze opowiedziałbym się po stronie tych, którzy głoszą ideę teatru antyliterackiego”. Na początku książki autor stara się więc zająć stanowisko w starym i długim sporze, co jest reżyserią, kiedy oderwała się od autora sztuki? Stawia nie rozstrzygnięte do dziś pytania, co odróżnia reżyserię od inscenizacji? Po wstępnych próbach uporania się z problemami definicji i historii tytułowego pojęcia, Hübner proponuje odbiorcy siedem rozdziałów. Nakładają się one na drogę reżysera od chwili wyboru sztuki do realizacji spektaklu poprzez wszystkie etapy pracy aż po premierę i zetknięcie się z publicznością. Poszczególne rozdziały noszą więc znaczące tytuły: „Reżyser czyta sztukę”, „Reżyser ustala obsadę”, „Reżyser prowadzi próbę” i wreszcie „Reżyser zasiada na widowni”. Wydaje się, że to wszystko proste, a przecież takie nie jest. Jak ta prawda, sformułowana przez Andrzeja Wajdę, która została umieszczona jako motto do rozdziału „Reżyser ustala obsadę”: „Są dwa momenty, w których reżyser musi mieć natchnienie: kiedy wybiera temat i kiedy wybiera aktorów. Reszta jest wykonaniem, przypomina piłowanie laubzegą”.

Ozdobą okładki Sztuki reżyserii są szkice i notatki Konrada Swinarskiego do inscenizacji Fantazego Juliusza Słowackiego w Starym Teatrze w 1967 roku. Jestem przekonany, że wyboru ilustracji dokonał sam Hübner, a być może szkice pochodziły nawet z jego zbiorów, był wszak wybitnym zbieraczem widokówek i innych pamiątek teatralnych. W 1984 roku w wypowiedzi dla miesięcznika „Dialog” powiedział: „Nie przyznaję się do jakichś mistrzów, szkół reżyserskich. Nie mógłbym się pod nikim podpisać. […] ale jeśli miałbym szukać wzorów pracy reżyserskiej, postawy reżyserskiej, to niewątpliwie takim człowiekiem był dla mnie Konrad Swinarski. Nie mógłbym jednak nazwać się jego uczniem, bo, gwoli ścisłości, było odwrotnie. On przez rok był moim uczniem”. Trudno się dziwić, że mogąc zamieścić wiele innych reprodukcji i fotografii, w środku książki dał jeszcze jeden zestaw szkiców właśnie do Fantazego. A także wreszcie samo zdjęcie Konrada Swinarskiego, który prowadzi próbę w Starym, ale już nie z okresu Hübnera, późniejsze, zapewne z Dziadów, co łatwo poznać po charakterystycznym podeście na widowni. Tajemnicze arcydzieło Słowackiego obok Woyzecka Büchnera, Nie-boskiej komedii Krasińskiego i Pokojówek Geneta tworzyło zestaw znakomitych spektakli Swinarskiego za dyrekcji Zygmunta Hübnera. Sprowadzenie tego reżysera do Krakowa było dużym osiągnięciem ówczesnego dyrektora. Obok Jerzego Jarockiego i Andrzeja Wajdy stworzą oni niezapomniany tercet, który przez wiele sezonów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych będzie tworzył teatralne arcydzieła i na dwie dekady ustali renomę Starego Teatru jako najlepszej sceny w Polsce. Dyrekcja Zygmunta Hübnera w latach 1963–70 była dla tego teatru przełomem. To on właśnie zbudował nie tylko wspomniany team reżyserski, ale także znakomity zespół aktorski. Kiedy pod wpływem wypadków marcowych ’68 roku, nacisków politycznych i ingerencji cenzury, zmuszony został do odejścia, jego następca Jan Paweł Gawlik był już tylko beneficjentem zastanej sytuacji. Hübner bardzo przeżył tragiczną śmierć Konrada Swinarskiego w katastrofie lotniczej w drodze do Damaszku latem 1975 roku. Reżyser był w trakcie prób Hamleta Szekspira w Starym Teatrze. Jego następną inscenizacją w prowadzonym już wtedy przez Hübnera Teatrze Powszechnym miała być Burza, uważana za testament Stratfordczyka…  Zachowały się listy na temat planowanego przedstawienia. Co ciekawe, zapytany o aktorskie marzenie, autor Sztuki reżyserii wyznał: „[…] jedyną rolą, którą naprawdę pragnąłbym zagrać w teatrze jest rola Króla w Hamlecie, ale oczywiście w takim Hamlecie, jakiego ja sam bym sobie wymyślił…”.

Najwybitniejszym osiągnięciem zarówno reżyserskim, jak i aktorskim Zygmunta Hübnera w Krakowie był Mizantrop Moliera, w którym znakomicie zagrał głównego bohatera, Alcesta. Rola wydawała się wymarzona dla niego. Poważny intelektualista, zdolny do artystycznej twórczości, od której powstrzymuje go jedynie głęboka samoświadomość, środowiskowy autorytet, a do tego przystojny mężczyzna, łatwo przyciągający uwagę kobiet. Był to Mizantrop całkowicie uwspółcześniony, w kostiumie z lat sześćdziesiątych. Nie akceptując powszechnie znanego, ale i zestarzałego przekładu Boya, reżyser zamówił nowe tłumaczenie prozą u Jana Kotta. Hübner odniósł w Krakowie olbrzymi sukces, mimo że przekład nie wszystkich zachwycił. Byłem chyba drugim reżyserem, który posłużył się tą wersją arcydzieła Moliera. Na miesiąc przed ogłoszeniem stanu wojennego w 1981 roku odbyła się moja premiera w Teatrze im. W. Bogusławskiego w Kaliszu. I tak jak Hübner w Krakowie, ja także przegrałem z cenzurą i okolicznościami politycznymi. Może dlatego, że wraz z zespołem nie zgodziłem się na przeniesienie spektaklu do Teatru Telewizji, bojkotując reżimowe medium, a może ponieważ w finałowej scenie pustelnię, na którą udaje się Alcest, zinterpretowałem jako emigrację, co wtedy dla władz nie było do przyjęcia. Celimenę w Krakowie zagrała nieznana dzisiaj Krystyna Chmielewska, w Kaliszu była nią młodziutka Dorota Kolak, dziś znana aktorka Teatru Wybrzeże w Gdańsku, laureatka wielu nagród za wybitne role sceniczne i filmowe. Hübner zapytany kiedyś o idealną obsadę Celimeny, odpowiedział bez wahania: Brigitte Bardot. Wymarzona obsada głównej kobiecej roli nie mogła mu się ziścić, ale spektakl i jego własna rola w pełni go zadowoliły. Jak po latach pisał Tadeusz Nyczek: „Hübner chciał mieć Mizantropa takiego, w którym odnalazłby się nie tylko jako reżyser, ale i aktor. A może przede wszystkim jako trzydziestosześcioletni naonczas polski inteligent, który w społeczeństwie epoki późnego Gomułki czuł się jak ów Molierowski Alcest – jak zawada, piąte koło u wozu, nastroszony czarny kruk nie umiejący odnaleźć się pośród barwnych papug i bażantów”. Po kilkunastu latach w Sztuce reżyserii w rozdziale „Reżyser robi obsadę” będzie Hübnerowi łatwo, pisząc o wieku Alcesta, uzasadnić obsadę roli w swoim spektaklu. „Jeśli gra go, a widziałem kilka takich przedstawień, aktor, któremu blisko do szóstego krzyżyka, jego mizantropię skłonni jesteśmy przypisywać wiekowi, a nie sytuacji, w jakiej znalazł się Alcest. Jego racje zostają podważone. Widz określi go mianem zrzędy i, co gorsza, będzie miał słuszność. Reżyser, który chce przeprowadzić obronę Alcesta, musi poszukać aktora młodszego”. Takich uwag, odnoszących się do osobistego doświadczenia jest w książce więcej, jak choćby ta o reżyserowaniu Tanga Mrożka w Jugosławii, gdzie odrzucając propozycję dyrekcji, aby główną rolę zagrał „zasłużony”, bardzo dojrzały artysta, musiał zaryzykować obsadzenie w roli Artura nieznanego sobie młodego aktora. Nie odniósł sukcesu, ale to, jak opisuje swoje doświadczenie, przestrzegając młodych reżyserów, jest dla Hübnera charakterystyczne.

Miał wyjątkową wiedzę i talent pedagogiczny, a do tego umiejętność aforystycznego formułowania myśli. Kiedyś, zapytany przez młodego reżysera, mającego objąć pierwszą dyrekcję, czy posiada do tego predyspozycje, Hübner odpowiedział: „Reżyserzy, mówimy oczywiście tylko o zdolnych, dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza to tacy, którzy całkowicie skupieni są na stworzeniu swojego spektaklu. Druga to ci, którzy oprócz tego, że chcą zrealizować jak najlepsze przedstawienie, interesują się jeszcze tym, jaki jest teatr, w którym powstaje ich dzieło. I to oni nadają się na dyrektora. Wydaje mi się, że pan do nich należy…”. Nie trzeba dodawać, że jego opinia była jak akt pasowania na rycerza.

W Sztuce reżyserii nie tylko młody reżyser znajdzie wiele inspiracji, ale także przyszły dyrektor teatru. Hübner stał się wyjątkowym autorytetem w środowisku, którego głos prowadził innych i to w bardzo trudnych czasach, kiedy etyka, a wręcz przyzwoitość wystawiane były na częste próby. Miał naturalny talent przywódczy. Wiedzieli o tym reżyserzy, którzy go chętnie obsadzali, wiedział on sam. Nieprzypadkowo jego najlepsze filmowe role to major Henryk Sucharski w Westerplatte Stanisława Różewicza i dyrektor Pajączkowski w Szpitalu przemienienia Edwarda Żebrowskiego. Zapytany, jak to się stało, że tak młodo – nie miał jeszcze trzydziestu lat – został dyrektorem teatru, odpowiedział: „No cóż, ja zawsze byłem starszy od rówieśników”. Odszedł w wieku 59 lat, szybciej od większości swoich rówieśników. Także i w tym pierwszy.

Stryszów 2024

BOGDAN TOSZA

Warto również przeczytać...