W dobie globalnych kryzysów, katastrofy klimatycznej, wojen i masowych migracji, konieczna staje się redefinicja pojęcia pustki i straty, a co za tym idzie, również pamięci. Pustka nie jest już – jak przyjęło się tradycyjnie uważać – brakiem, nieobecnością, nicością, lecz jawi się jako przestrzeń relacji, śladów, a także współzależności oraz współobecności istot ludzkich i więcej-niż-ludzkich.
„Istnieć znaczy współistnieć, a współistnieć znaczy współpracować” pisze Ryszard Kulik w artykule o symbiocenie, który jego zdaniem jest z perspektywy absolutnej, jedyną epoką w jakiej żyjemy. Argumentuje to procesami, które zachodzą w układzie współczulnym i przywspółczulnym, wykazując tym samym jak antagonistyczne elementy organizmu, podczas pozornej walki, współpracują ze sobą zapewniając tym samym ciału sprawne funkcjonowanie. Istotą symbiozy jest więc korzyść. Korzyść, którą mieszczące się na przeciwległych pozycjach układy odnoszą z istnienia swojego przeciwieństwa. Posiłkując się tą tezą, można poszerzyć ją o kategorie ontologiczne, etyczne i estetyczne. Przekracza ona bowiem bezwzględnie binarną nomenklaturę świata, wykazując, że relacja pomiędzy punktami skrajnymi odzwierciedla proces współpracy, więc jest w swojej istocie symbiotyczna i tak też należy ją rozpatrywać. Rzuca to nowe światło na związek porządku życia i śmierci, materialnego i metafizycznego, sacrum i profanum, teraźniejszości i przeszłości. Zmusza do przekroczenia narracji antropocentrycznej i rozpatrywania ich w perspektywie środowiskowej. Ekologia pustki staje się tu nie tyle metaforą, ale raczej etyczną i fenomenologiczną propozycją myślenia o przestrzeni, jako o środowisku pamięci w którym ślady i powidoki tego, co utracone lub minione wciąż współtworzą świat, gdzie nieustannie spotyka i przeplata się to, co żywe i martwe. Oznacza to, że naszym moralnym obowiązkiem staje się kształtowanie w sobie, względem życia, podejścia uważnego, wrażliwego i otwartego na polifoniczność świadectw zakorzenionych w przestrzeni, materii i relacjach.
To właśnie pustka staje się tą przestrzenią otwartości, zaproszeniem do słuchania, niekiedy zaproszeniem do wspólnego milczenia, które może być innym rodzajem opowiadania – takim, które pozwala wybrzmieć temu, co subtelne i kruche. „Pustka (die Leere) nie jest zwykłym brakiem. To, co puste, nie jest nicością, lecz sposobem, w jaki byt daje się doświadczać w swojej nieobecności”. Dla Heideggera nicość i pustka są warunkiem ujawnienia się bytu – jedynie tam, gdzie coś zanika, wietrzeje i rozmywa się, może pojawić się nowe znaczenie, nowy byt. Nie jest to więc, ortodoksyjne przeciwieństwo obecności, lecz jego tło, warunek, swoiste dopełnienie. Z kolei, narzędziem, które wydaje się być najwłaściwsze do odsłaniania i odczytywania owych znaczeń, jest troska, którą z resztą Heidegger sam definiuje jako stan egzystencjalny, wskazując, że jest to raczej sposób istnienia i rozumienia bytu, niż jedynie opis mentalny. Hanna Buczyńska-Garewicz w artykule poświęconym językowi przestrzeni u Heideggera pisze: „Terminu «troska» nie należy rozumieć psychologicznie, nie oznacza on stanu emocjonalnego, lecz jest określeniem sposobu istnienia takiego bytu, w którym możliwość dominuje nad rzeczywistością, lub mówiąc ściślej: którego rzeczywistością jest możliwość. «Troska» jest więc terminem ontologicznym. Trosce odpowiada rozważny (umsichtig) charakter obcowania człowieka ze światem. W tym rozważnym obcowaniu mają swój początek znaczenia rzeczy oraz określenia miejsc, w których się one znajdują. Otaczający świat (Umwelt) jest zawsze światem rozumianym, a badanie sensów i miejsc rzeczy składających się na świat można nazwać hermeneutyką przestrzeni”. W perspektywie ekologicznej, hermeneutyka przestrzeni to przede wszystkim to, co odsłania potencjał pustki – w ciszy po umarłych, w opuszczonym miejscu, na wyeksploatowanym terenie odradza się obecność, w nowej, zmienionej formie.

Fot. Filip Dawid
Zbliżoną intuicją kieruje się również Vinciane Despret, belgijska filozofka i antropolożka, która w książce Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają stawia sobie za cel przekroczenie dualizmu laicko-chrześcijańskiej perspektywy w godzeniu się ze stratą i postuluje współtworzenie środowiska pamięci, które odpowiadałoby na potrzebę alternatywnych relacji z tymi, którzy odeszli. Posługując się interpretacją terminu „środowisko” pisze: „Podchodzić przez środowisko to […] rozpatrywać problem w taki sposób, by nie stracić z pola widzenia ani żywych, ani umarłych, to nauczyć się im towarzyszyć lub spotykać ich poprzez to, co ich łączy, co ich «trzyma razem». […] To badać, z wielką ostrożnością, sposób tworzenia relacji z tym, co ma szansę być zrozumiałe tylko w relacji. To, konkretniej, uznać zmarłego za uczestnika wspólnych z żyjącym procesów przemiany. Despret pisze o jestestwie zmarłych jako o „rozbłyskach realności”, znajdując pewne tożsame elementy rzeczywistości ich istnienia z rzeczywistością istnienia postaci fikcyjnych, tłumacząc to „niepodważalną zdolnością do aktywizowania osób żyjących”, zdolnością „narzucania się”, czyli wywierania wpływu „od zewnątrz”. Jednocześnie odrzuca perspektywę, w której zmarli, a ściślej, relacja z nimi, byłaby jedynie wytworem wyobraźni osób pogrążonych w żałobie. „Zmarli nie znikają, nie przestają istnieć. Wciąż coś od nas chcą – chcą, byśmy z nimi rozmawiali, byśmy działali z nimi i dla nich”. To z kolei prowadzi autorkę z powrotem do refleksji o przestrzeni i warunkach, w jakich, tak intymne relacje mają możliwość zaistnienia i rozwoju. Pamięć o zmarłych wymaga rytuałów i działań, które przekształcają przestrzeń zarówno symboliczną i wyobrażoną, jak i doświadczalną w miejsce spotkania. Pielęgnacja cmentarzy, ulubionych miejsc naszych bliskich, sadzenie w miejscach pochówku drzew, to esencja współuczestniczenia świata ożywionego i nieożywionego w trosce o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Współistnieć ze stratą, oznacza współistnieć z naturą, a owa niepodważalna zażyłość świata przyrody i świata zmarłych skłania do umiejscowienia tych, którzy odeszli jako części ogromnego ekosystemu pamięci.
Poetyckim dopełnieniem tej perspektywy jest wiersz Wisławy Szymborskiej Pamięć nareszcie z tomiku Sto pociech (1976):
Pamięć nareszcie ma, czego szukała.
Znalazła mi się matka, ujrzał mi się ojciec.
Wyśniłam dla nich stół, dwa krzesła. Siedli.
Byli mi znowu swoi i znowu mi żyli.
Dwoma lampami twarzy o szarej godzinie
błyśli jak Rembrandtowi.
Teraz dopiero mogę opowiedzieć,
w ilu snach się tułali, w ilu zbiegowiskach
spod kół ich wyciągałam,
w ilu agoniach przez ile mi lecieli rąk.
Odcięci – odrastali krzywo.
Niedorzeczność zmuszała ich do maskarady.
Cóż stąd, że to mogło ich poza mną boleć,
jeśli bolało ich we mnie.
Śniona gawiedź słyszała, jak wołałam mamo
do czegoś, co skakało piszcząc na gałęzi.
I był śmiech, że mam ojca z kokardą na głowie.
Budziłam się ze wstydem.
No i nareszcie.
Pewnej zwykłej nocy,
z pospolitego piątku na sobotę,
tacy mi nagle przyszli, jakich chciałam.
Śnili się, ale jakby ze snów wyzwoleni,
posłuszni tylko sobie i niczemu już.
W tym kontekście pokrewieństwo i poufność to nie tylko emocjonalna więź, ale przede wszystkim ontologiczne pokrewieństwo: człowiek i natura dzielą wspólne trwanie. To przesunięcie ku ontologii relacyjnej jest w istocie uznaniem świata jako wspólnoty natury, zmarłych oraz żywych i uczestnictwa w nim w imię ekologicznej empatii. Rzeczona bliskość śmierci i przyrody jest w wierszu poszerzona również o kategorie przestrzeni wyśnionej, w której najpierw nie można znaleźć miejsca dla zmarłych rodziców – ich obecność jest kłopotliwa, uwiera i „odrasta krzywo”, ale później, po „zwykłej nocy” nastaje długo upragniony spokój. Ta zwyczajności i pospolitość, wskazuje na swego rodzaju porozumienie, które przeszłość osiągnęła z teraźniejszością, a to, co minęło z tym, co wciąż żyje. To pogodzenie się ze stratą i czułe wpuszczenie jej do swojego życia. Ci, którzy odeszli, przekraczają kategorie czasu i miejsca, stając się jakby niezbywalną częścią codzienności, ich obecność ma w pewnym sensie charakter autonomiczny, są „posłuszni tylko sobie i niczemu już”, są śladem, echem, pogłosem.
W książce Kości, które nosisz w kieszeni kilkunastoletnia narratorka i główna bohaterka współdzieli swoją codzienność z tym, co odeszło, minęło, umarło, w sposób zaskakująco oczywisty. To od znalezionych w ogródku kości zaczyna się powieść i wyznacza tym samym jej wewnętrzny porządek – groteskowe przemieszanie się sacrum i profanum, czarny humor i nieodparty dysonans poznawczy, w jaki autor wprawia czytelnika. Otaczające ją środowisko jawi się nam jako repozytorium pamięci jednostkowej i kolektywnej. To z podwórka, rzeki, gleby cmentarnej, lasu i polany dowiadujemy się o kolejnych wątkach, które trapią narratorkę, to tam zaczynają i kończą się wszystkie historie, ułożone między szczątkami, czekają na troskliwy gest „odgrzebania” – przypomnienia ich sobie spośród wielu innych. „Po śmierci – pisze Barbara Barys – spotkała dziadka naprawdę dziwna kąpiel i czasami to nas bodło, ale co zrobić, pomniki są dziś droższe niż mieszkania. Chodziliśmy do niego co tydzień, niezależnie od pogody i pory roku, ale szczególnie lubiliśmy wiosną, bo wtedy zmarli lubią się budzić i kwitnąć”. Głęboka i intymna relacja, którą to, co zmarłe i to, co żywe zawiązuje na cmentarzu, staje się dla bohaterki czymś niezwykle frapującym i ekscytującym – widowiskiem, którego jest zarówno obserwatorką jak i uczestniczką. „Las aniołków był jedynym miejscem na cmentarzu, w którym mieszkały zwierzęta; wiewiórki, dżdżownice, pająki, a nawet stary, wyliniały, przeraźliwie chudy kot, który co prawda pojawiał się rzadko, ale miał różową obróżkę. Do kogo należysz, chudy kocie z obróżką? Do kogo należysz? Kto założył ci na szyję tę różową obróżkę? Kto cię głaskał, kto ci z grzbietu sierść rwał, bo chyba ktoś, a nie zbieranina umarlaków? A może właśnie oni? Kot nie odpowiadał, uciekał przed nami albo kładł się na ciepłych kamieniach, grzał sobie kości o kości”.
Literacką fenomenologie przestrzeni, specyficzny rodzaj wrażliwości badający esencję miejsca straty, osadzoną w jego egzystencji, znajdujemy również w opowiadaniu Andrzeja Stasiuka Miejsce ze zbioru Opowieści galicyjskie. I tu, podobnie, obserwujemy różne rodzaje i płaszczyzny doświadczania przestrzeni: od ściśle cielesnej reakcji organizmu, przez poetycki wyraz doznania emocjonalnego i estetycznego, aż po filozoficzne dociekanie prawdy. Dla Stasiuka pustka w krajobrazie to złudzenie – każda cisza skrywa echa dawnych historii. Autor skupia się na miejscu pogranicza (pamięci i wyobraźni, przeszłości i teraźniejszości, symboliczności i dosłowności), i na tym, co w nim codzienne, niepozorne: kamienie, krzaki, zarośla, zatarte ścieżki. To one stają się nośnikami pamięci środowiskowej – pamięci rozproszonej w materii, nie-ludzkiej, a jednak głęboko osadzonej w ekosystemie. „Miejsce nie zapomina. Pamięta wszystko: kroki, głosy, milczenie. Czasem wystarczy spojrzeć, by zrozumieć, że nic tu naprawdę nie znika”. Tytułowe miejsce jest miejscem nieobecności po cerkwi grekokatolickiej pod wezwaniem św. Dymitra Męczennika, jest ontologicznym pęknięciem, pustką, ale i doświadczeniem, które aktywizuje autora do rozpoczęcia opowieści. Można by powiedzieć zatem, że samo opowiadanie staje się rodzajem wrażliwego spoiwa, zaangażowanym dialogiem, współpracą tego, co było i tego, co jest. „Te wszystkie daty są dokładnie ustalone, przestrzeń między nimi wypełniają opisy, jeżeli pozostały jakieś szczeliny, to zasklepiono je przemyślanymi hipotezami albo poezją”.
Umiejętność „wsłuchania się w wewnętrzną mowę bytu” to, dla Jolanty Brach-Czainy, kwestia uważności podmiotu. Uważność ta, jako praktyka etyczna, nie wymaga jedynie chwilowego skupienia, lecz głęboko duchowej dyscypliny bo, jak pisze, doświadczenie bytu nie jest doświadczeniem stałym, lecz przejściowym, a sama jego natura i tożsamość polega na ciągłym „ujawnianiu” i odszukiwaniu się. To proces, trwanie, którego „drobiny istnienia” – jedyne elementy bytu, które, jak twierdzi filozofka, możemy uchwycić – odsłaniają się nam w chwilach pokory wyrażonej powściągnięciem się od własnego głosu, własnego osądu, w chwilach rozważnego obcowania ze światem.
ZOFIA DĄBROWA
Fragment większej całości.