Trudno dziś to sobie wyobrazić, ale kiedy w 1972 roku PIW wydał Obrazy Włoch Pawła Muratowa, rynek wydawniczy nie został jeszcze zalany przez niezliczone książki o urokach włoskiego jedzenia i wina, owej autentyczności życia i jego elementarnej prostoty, poszukiwanej najchętniej wśród toskańskich wzgórz. Wyprawa do Włoch była czymś rzadkim, więc łatwo przekształcić się mogła w prawdziwy rytuał inicjacyjny, któremu sprzyjała lektura rosyjskiego autora, ten zaś wkrótce stał się dla wielu polskich czytelników idealnym przewodnikiem po świecie włoskiej sztuki, krajobrazów i miast. Teraz, w 110. rocznicę pierwszego wydania Obrazów i 50. polskiego przekładu, Marek Zagańczyk ułożył tom esejów im poświęconych, a nieoceniona seria Mnemosyne słowa / obraz terytoria, pod redakcją Piotra Kłoczowskiego, wydała je w nakładzie 150 ponumerowanych egzemplarzy.
Uderza nadzwyczajna zbieżność tych tekstów, powstałych przecież w różnych okresach, w różnych kontekstach kulturowych, poczynając od posłowia tłumacza, Pawła Hertza, dostrzegającego w przełożonym przez siebie dziele nie tylko przykład podróży artystycznej, lecz i namysł natury filozoficznej, przeciwstawiający „odwieczny kołowrót rzeczy” trwałej wartości sztuki. Przekład okazał się wybitnym osiągnięciem tłumacza, on sam, znacznie później, uzna go za „najstaranniej i najpiękniej tłumaczoną przeze mnie książką”, nic dziwnego zatem, że Hertz został patronem nagrody za przekład przyznawanej przez „Zeszyty Literackie”.
Do fascynacji Obrazami Włoch przyczyniła się niewątpliwie biografia Muratowa i losy książki, o których piszą wszyscy obecni w tym tomie autorzy, a co najpełniej streszcza cytowany przez niemal wszystkich Clive James w jednym słowie: zapomnienie. Emigrant ze Związku Radzieckiego, osamotniony i nierozumiany również w kręgach emigracji rosyjskiej, nietłumaczony na żaden z europejskich języków (pierwszy przekład polski 1972, włoski 2019), Muratow napisał dzieło fundamentalne dla edukacji europejskiej, wychodzące poza kontekst artystyczny, o ponadczasowej wartości i przekonanie takie silnie wybrzmiało w esejach Wojciecha Karpińskiego i Dariusza Czaji. Muratow wpłynął wyraźnie na sposób pisania o Włoszech, jaki uprawiał Karpiński w swojej Pamięci Włoch, skąd pochodzi jeden z tekstów, na jego widzenie charakterystycznej dla tego kraju koncepcji kultury i człowieka. Włochy, pisał, są palimpsestem naszej kultury, promieniującym centrum Europy, nauką o historii powszechnej i miejscu jednostki w świecie.
Znakomitą analizę i sugestywną interpretację przynosi esej Dariusza Czaji z tomu Cena sztuki. Tezy o zaczarowaniu pod znamiennym tytułem Nieznane arcydzieło. Obrazy nie są – pisze Czaja – najdoskonalszym choćby przewodnikiem po Włoszech, powinny figurować obok „dzieł eseistyki literackiej o ambicjach historiozoficznych”, nie ograniczają się bowiem do lokalnego wymiaru, lecz stanowią lekturę pewnej formy kultury europejskiej, namysł nad Europą w kategoriach cywilizacyjnych i duchowych. Wyodrębniając trzy poziomy tekstu: sensualność, typizację, mityzację, wyjaśnia Czaja powody jego nieprzepartego uroku dla czytelników, w czym szczególnie istotny okazał się poziom trzeci, w którym opis rzeczywistego świata zyskuje wymiar pozaczasowy, a „dziejowa płynność nabiera ontologicznej statyczności, przyjmuje kształt skończony, ostateczny i niezmienny”. Równie przekonująca jest paralela, jaką kreśli autor Nieznanego arcydzieła pomiędzy Obrazami Włoch a Czarodziejską górą, „dwoma wielkimi dziełami o genotypie kultury zachodniej”.
Wydawnictwo Adelphi opublikowało włoski przekład Muratowa, opatrując go posłowiem Rity Giuliani, znalazł się też w nim tekst, którego autorką jest Katja Petrowskaja, a który polski czytelnik mógł przeczytać w „Palimpseście” w 2020 roku. Posłowie z konieczności przynosi dużą dawkę informacji na temat pisarza całkowicie we Włoszech nieznanego i losów jego książki, lecz główna myśl bliska jest do tej zawartej w poprzednich szkicach: Muratow opisał zasadnicze dla Europy doświadczenie sztuki, a poprzez nie, sposób przeżywania świata i wrażliwość jednostki. W zakończeniu swojego szkicu Giuliani przywołuje Milana Kunderę i jego definicję Europejczyka: jest nim mianowicie „ten, który tęskni za Europą”. Z takim widzeniem dzieła Muratowa koresponduje zakończenie drugiego eseju umieszczonego we włoskiej edycji Obrazów, w którym Petrowskaja pisze, że są one „książką o wspólnej europejskiej przestrzeni kulturalnej, o wspólnym domu, który czeka na każdego, kto wyrusza na poszukiwaniu obrazów piękna”.
Być może, częścią nieprzemijającego uroku Obrazów Włoch jest ich oddalenie w czasie, przynależność do kultury nowoczesności – Karpiński wymienia Rilkego, Prousta i Manna – ale i świadomość, że tego rodzaju pisarstwo, wielka synteza, pozostają już nieosiągalne. Zastąpił je fragment, dekonstruujący tradycyjną podróż, tak jak dzieje się to w Znaku wodnym Josifa Brodskiego czy Innej Wenecji Predraga Matvejevicia. Chyba żeby ktoś napisał Inne Włochy….
JOANNA UGNIEWSKA