Cóż mogła począć z kobietami, które leżały z nimi w łożu?
Z rozsypanymi popiołami z Czerniowiec, Mikulova, pożar
w niej samej niecił się co wieczór jak ćmiący ból, jak gnojna rana,
aż spopielały się w kopertach uparte listy od Celana.
Szły popielnice w barwnych szatach, a raczej w cieniach szat, we wzorach
tajnych, szły w różach i szkarłatach, w ciemnych zieleniach i kolorach
żywszych, w warkoczach po kolana, w rudawe włosy otulone,
szły do jej łoża popielnice, kobiety dawno spopielone.
Szły popielnice z walizkami, gdy mała Masza grała w klasy,
szły z tobołami tabunami, jak groźne branki brane w jasyr.
A tam, gdzie przeszły konewkami Anioł podlewał pelargonie,
w ziemi splatając się kłączami w niebo wzbijały się peonie.
A one szły w wyrychtowanych przez ojców szewców półbucikach
i przez swe matki tkaczki tkanych ślubnych welonach, w kokosznikach.
Schodziły z kolejowej rampy, jak panny mądre. Olej lały,
aby paliły się w nich lampy, gdy w popiół będą się spalały.
I Ryfka Maszę całowała, gdy mała Masza grała w klasy,
Ryfka gramofon nastawiała, bo Masza szła do pierwszej klasy.
A jak już baba mak posiała między litery czarne w listach,
to mak jak znak przez tamte ciała wiadomość straszną, wyrok przysłał.
Cóż miała począć z nimi w łożu, gdy kładły się co wieczór strojne
między ich nagie ciała hojne ciepłem, urodą i rozkoszą.
Zagrały skrzypce i waltornie, skrzypiały osie boskich maszyn,
a gdzieś na moście grał spokojnie, stary gramofon małej Maszy.
Mikulov–Salzburg–Duino, sierpień 2020
W ciepły sierpniowy wieczór w Mikulovie spacerowaliśmy po pustej dzielnicy żydowskiej. Niebo było niespokojne, od strony dalekich Alp szła burza. I razem z burzą przyszły popielnice, których cień nie opuszczał mnie aż do Duino, gdzie dotarliśmy przez Wiedeń i Salzburg. Popielnice szły ze mną, gdy myślałam o młodej Ingeborg Bachmann, zmagającej się ze swoją przeszłością córce austriackiego członka NSDAP, przyszłej pisarce studiującej w Innsbrucku filozofię, a potem o tym dniu spotkania w maju 1948 roku w okupowanym Wiedniu, gdy, jak napisała w liście do rodziców, zakochał się w niej poeta Paul Celan. Dodała, że zakochał się „cudownie”. Zaiste, w cudowny sposób zasypywał jej pokój makami, ale już w kilka dni po spotkaniu, ofiarował jej swój wiersz W Egipcie. Żydowski poeta piszący po niemiecku, młody uciekinier z Rumunii, który stracił w Zagładzie całą rodzinę i tych, a także te, które kochał, ofiarował i zadedykował Ingeborg swoją ciemność. Wiersz w przekładzie Ryszarda Krynickiego wybrzmiewa pięknymi i groźnymi strofami:
[…]
Będziesz mówił do Ruth, do Miriam i Noemi:
Patrzcie, śpię przy niej!
Będziesz stroił najpiękniej tę obcą przy tobie.
Będziesz stroił ją bólem o Ruth, o Miriam, o Noemi.
Będziesz mówił do obcej:
Patrz, spałem przy nich!
Wiedeń, 23 maja 1948
Ingeborg z miłości do Celana wkroczyła śmiało w ten wiersz i na całe życie zawiązała, czy też ustanowiła więź między sobą a umarłymi. Gdy Paul Celan popełni samobójstwo, Ingeborg Bachmann w swojej niezwykłej powieści Malina napisze takie słowa: „Moje życie dobiegło końca, bo on w czasie transportu utonął w rzece”. Ingeborg w październiku 1973 roku, trzy lata po śmierci Celana, zaśnie z papierosem w pokoju hotelowym w Rzymie i zginie w pożarze. Poezji nie trzeba, może nawet nie wolno wyjaśniać, ale wiem, że za sprawą tajemniczej pracy dusz, wszyscy spotkali się znowu w wierszu Popielnice.
ANNA PIWKOWSKA