W podstawówce miałem napisać wypracowanie o Giaurze Byrona. Nie widziałem jak się do tego zabrać. I wtedy ojciec powiedział: „Zacznij tak: Nie chcę Giaura oskarżać, nie wiem, jak go bronić, potrafię mu tylko współczuć”.
W tym zdaniu jest cały ojciec. Niechętny sądzeniu, niechętny wyrokowaniu. Człowiek pytań raczej niż odpowiedzi, człowiek, który obnosił się ze swoimi wątpliwościami, a nie wiedzą. Poszukiwacz wyjątków od reguł. Człowiek nie ze świata „tak – tak, nie – nie”, tylko ze świata – „to zależy”.
Postawa taka pozwala na łagodną ironię i czułość wobec świata. Utrudnia jednak zaangażowanie. Był ojciec człowiekiem towarzyskim, ale osobnym. Bez odruchu stadnego, bez plemiennych uwikłań. Nie chciał płynąć w ławicy, co kosztowało go w latach 90. sporo przykrości. Dystans i ironia uchroniły go przed frustracją.
Nie dziwne, że człowiek ze świata „to zależy” nie miał praktycznej wyobraźni i technicznej sprawności. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek wbił gwóźdź. Owszem, wbijał pewnie w Tatrach haki i spity. Ale w domu nie widziałem go nigdy z młotkiem, ze śrubokrętem. Opanował smsy, założył maila, ale by go otworzyć, potrzebował zawsze asystenta. Niedawno dopytywał się, co to jest algorytm. Bawiły go fantazje sztucznej inteligencji.
Myślę, że bawiłoby go to, co na jego temat mają do powiedzenia chatboty. ChatGPT 3 napisał, że ojciec umarł w wieku 58 lat i że był specjalistą w swojej dziedzinie. ChatGPT 4 wiedział już, że był ważny dla literatury, ale czemu podkreślał, wrażliwość ojca na piękno natury? Może pomylił go z moim bratem.
Jeśli chodzi o styl, był ojciec przedstawicielem anarchicznego eklektyzmu. Toczył zwycięskie wojny ze światem garnituru i krawatu. Znany był z odważnych i pionierskich zestawień. Koledzy z nart mogli podziwiać kalesony zawinięte wokół szyi, zamiast szalika albo czapki nakładane jedna na drugą. Dla mnie i dla brata nie był to powód do dumy. Czerwieniliśmy się od wstydu i od mrozu. Ale ojciec całkowicie pozbawiony był poczucia obciachu. Potrafił po goleniu zdezynfekować policzki damskimi perfumami. Na starość zaczął eksperymentować z zarostem. Przymierzał wariant z brodą. Myślę, że w Atenach mieszkałby w beczce.
Był skrzyżowaniem ascety z hedonistą. Zadawalał się kartoflem i twarogiem, ale życie chyba kochał bardziej od tych, co zajadają się ostrygami. Ostryg zresztą by nie tknął. Tak jak grzybów, krewetek i innych frykasów. Może nie tyle z ascezy, ile z obawy o zatrucie. Cieszył go widok liści na drzewach za oknem. Tęsknił za czasami, kiedy mógł podbiec do autobusu.
Był niesamowicie odporny. Jego czaszka mogłaby być ozdobą kolekcji z pól bitewnych średniowiecza – liczne upadki odcisnęły się w formie wgnieceń, rys, odkształceń. W mojej pamięci pozostanie pewien wieczór osiem lat temu, kiedy godzinę po rozbiciu głowy i utracie przytomności dowcipkował na SOR-ze. Pomyślałem wtedy, ze zgrozą, że nas wszystkich pochowa. Że jest nieśmiertelny.
W ostatnich czterech miesiącach, kiedy w zasadzie z dnia na dzień gasł, napisał tomik wierszy. Właściwie to można chyba o tym powiedzieć tak, że to życie uciekało w te wiersze i tam gdzieś w nich wciąż pulsuje.
Z wypracowania o Giaurze dostałem czwórkę. No cóż. Wiadomo, że bardziej opłaca się mieć wyraziste opinie. Po latach zrozumiałem, że zdanie: „Nie chcę Giaura oskarżać, nie wiem, jak go bronić, potrafię mu tylko współczuć”, to wariacja na temat pierwszego zdania z mowy pogrzebowej Marka Antoniusza w Juliuszu Cezarze Szekspira. Mówi on – „przychodzę chować Cezara, nie chwalić”.
Ojciec zmarł w Idy Marcowe.
MACIEJ ŁUBIEŃSKI