HOME
Józef Czapski

O Morandim

W związku z wystawą Giorgia Morandiego w warszawskiej Zachęcie (18 VII-5 X 2025) przypominamy dwie wypowiedzi Józefa Czapskiego z 45. numeru „Zeszytów Literackich”.

 

Mam ogromną miłość do Morandiego. Można by powiedzieć, że byłem pod jego wpływem. Nieprawda — malowałem przedtem tak samo. […] Cała moja robota to jest przecież: róbcie, co chcecie, malujcie Grunwald i piękne panie, ale róbcie to jako malarze, tak jak to robił Goya, to znaczy — po malarsku.

Mnie się wydaje, że to zwężenie tematu w całym moim okresie — bo przecież ja nie jestem sam i Morandi też nie był sam — to jest stąd, że temat zamiast nas wzbogacić — jak było u wielkich malarzy, genialnych, u Rembrandta, u Goyi — zubażał nas tym, że się robiło z tego zaraz złe malarstwo, kicz — najprościej. Jeżeli ja na butelkach siedziałem tyle lat, pustych czy niepustych, to najprościej dlatego, że jak tylko chciałem tematykę robić, to robiła mi się tematyka ze złym malarstwem. To jest zagadnienie mojej osobistej nieumiejętności. To, co ja robiłem, aby doprowadzić siebie do autentycznego malarstwa — do tego, co ja czułem jako autentyczne malarstwo — to ja się coraz więcej ograniczałem tematycznie. Ale to wcale nie dlatego, żebym był przeciwny tematowi.

I stąd mój wielki podziw dla Morandiego. Od początku chodziło mu o malarstwo: o fugę — jak w muzyce. O to, żeby konstrukcja malarska się trzymała. To jest tajemnica, że on to zdobył samym malarstwem — że to się samym malarstwem u niego trzyma. Ale to jest dzięki niesłychanej ascezie. Przecież on ma też piękne pejzaże. Ma ich dużo. Znam je w większości z reprodukcji. Ale nigdy nie widziałem jego pejzaży tak, jak ja za pierwszym razem widziałem Morandiego — na takiej małej wystawce; przyjaciele moi malarscy tam wystawiali — jeden jego obraz. Byłem olśniony. Jak ja za drugim razem widziałem Morandiego, obrazy jego ustawione tak, jak się zwykle ustawia, jeden obok drugiego, zrobiły na mnie o wiele mniejsze wrażenie. Bo naprawdę trzeba patrzeć na to tak, jak na obraz w kaplicy. Trzeba, by na każdy jego obraz świat stworzyć osobny, oddzielony od innych. I wtedy się tam wszystko znajduje. Ja mam wrażenie, że to jest bardzo wielki malarz. I że w naszych czasach powstał taki człowiek, który to wszystko osiągnął samym malarstwem… — ja mam wielki dla niego podziw. […]

 

 

Zagadnienie mojej generacji, wielkość Morandiego to było dotarcie do świadomości, że dwa jabłka, dwie butelki mogą mieć w malarstwie znaczenie. Jak to dalej pójdzie, to ja zupełnie nie wiem. Z malarzy współczesnych jeden Kiefer, wydaje mi się, jakieś drzwi otwiera. On wraca do tematu — on maluje martwą ziemię, maluje rozpad jego ojczyzny. A jeśli chodzi o Polaków, to największym malarzem — to jest herezja, co ja teraz mówię — największym malarzem polskim był Malczewski. Malczewski miał wielkie pejzaże i wielkie obrazy. I tematycznie ujęte. Co to znaczy? Nie tylko jest tajemnicze, jak powstaje obraz, ale także, dlaczego niektóre nami wstrząsają, a niektóre wcale. I to nie chodzi o temat. Jest taki obraz w Grenoble — żeby mnie zabili, nie pamiętam nazwiska, taki Holender wielkiej klasy, ale nie z najsławniejszych — czarny pies, który wykrada z wielkiej kuchni zielonkawej kawał czerwonego mięsa. Genialny obraz, i ta czerń, ta czerń wspaniała. Widziałem go dwa razy, raz w Grenobli, a potem w 1935, zdaje się, była wystawa i z Pankiewiczem chodziliśmy oglądać. Poprosiłem, żeby spojrzał. Przyjrzał się, piorunu nie było. A dla mnie był piorun. Dlaczego?

Z Józefem Czapskim, Sailly (Francja), sierpień 1987, rozmawiali Barbara Toruńczyk i Adam Zagajewski.

 

U Morandiego — poprzez pozorną monotonię tematu paru kubeczków czy pudełek ten malarz dociera chyba do najwyższej, jaką znam, „muzyki kameralnej” działania i barwy, i proporcji. „Ograniczając się do jednej szklanki, masz o wiele więcej pojęcia o wszystkich innych przedmiotach, niż gdybyś chciał zrobić całość. Mając pół centymetra czegokolwiek, masz coraz większą szansę dotarcia do pewnego czucia wszechświata, niż gdybyś chciał zrobić niebo całe”, mówi Giacometti w dialogu z Davidem Silvestrem.

Józef Czapski, „Dziennik” (1970)

 

Zob. informacje o wystawie Giorgia Morandiego na stronie Zachętykliknij tutaj

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek