Autor "Metamorfoz", jak Wergiliusz, jest przewodnikiem Dantego, ale działa w przebraniu, w dyskrecji, w ukryciu – niczym Atena w "Odysei". [...] Dante spotyka Homera, Horacego, Owidiusza i Lukana („cztery wielkie cienie”). Wraz z Wergiliuszem stanowią oni piątkę podziwianych przez Florentczyka poetów antycznych. [...] Chwilę porozmawiali między sobą – mówi nam Dante-pielgrzym – po czym zwrócili się do niego i zaprosili go do swego grona: „byłem szósty wśród takiej mądrości”. Owidiusz – schrystianizowany; Dante – zaliczony (przez siebie samego) do grona wielkich pogan. Oto jest moc poezji!
Tak, Machiavelli był poetą. To, że dzieła jego trafiły nieodwołalnie na półkę z literaturą polityczną, przyczyniło się do marginalizacji jego twórczości poetyckiej. Owszem, wiersze jego są przeważnie nieporównywane pod względem artystycznym z pismami prozą. Wyłączenie jednak tego aspektu z refleksji nad Machiavellim zaciemnia obraz. Zapominamy, iż "Książę" i "Rozważania nad Liwiuszem" są w istocie tekstami literackimi, wysoce artystycznymi i głęboko zanurzonymi w tradycji literackiej, a ich autor to poeta o określonych aspiracjach i z konkretną wizją świata. Bo kto dziś pamięta, że Machiavelli układał poemat, który wymierzony był przeciwko "Boskiej Komedii" i zdetronizować miał Dantego? [...] Owszem, Machiavelli był poetą – także, kiedy pisał "Księcia". Polityka i historia są tam – jak w "Iliadzie" wojna, w "Odysei" i "Boskiej Komedii" podróż, a w "Metamorfozach" mit – jedynie fasadą. Owidiusz-poeta pełni w "Księciu" rolę suflera: choć niewidoczny, stale podpowiada najważniejsze kwestie.
Nie wiemy niestety, kiedy w głowie młodego Owidiusza zrodził się pomysł, aby porwać się na ten gigantyczny temat. Może gdy był jeszcze uczniem u jednego z rzymskich retorów i dostał jako zadanie domowe sparafrazować omawiany mit. A może dopiero w Grecji, gdy któregoś wieczoru, spoglądając na wyniosły Olimp, słuchał z zachwytem, jak któryś rybak-filozof snuje opowieść o straszliwej walce bogów z gigantami, albo gdy podczas jednego z wykładów oczarowały go poznane wtedy "Metamorfozy" słynnego poety Nikandra, których kopię zdobył potem i nieraz traktował jak cenne źródło dla własnego dzieła. Ja stawiałbym jednak na Sycylię, którą Owidiusz też przecież odwiedził: to tam i w Kampanii – na terenach aktywnych sejsmicznie – popularne były opowieści o ogromnych przedwiecznych kreaturach, uwięzionych pod ziemią i od czasu do czasu próbujących się spod niej wydostać. [..] Czytamy, że "Gigantomachia" miała być jedną z pierwszych Owidiusza wprawek poetyckich. Poematu co prawda nie ukończył, ale – trzeba przyznać – karierę zaczął z wysokiego C.
Tak zwane Loeby są to książki idealne: najstaranniej przygotowane starożytne teksty łacińskie i greckie, i najlepsze tłumaczenia rewidowane przy okazji każdej nowej edycji, przyjemny dla ręki i oka papier, wyraźna czcionka, prosta i elegancka oprawa graficzna, genialny indeks, a do tego – solidność wykonania i najporęczniejszy pod słońcem format. Z Loebami w kieszeniach Owidiusza tropił Jerzy Stempowski. W każdej chyba poważnej londyńskiej księgarni znaleźć można tę charakterystyczną zielono-czerwoną, zwykle całkiem pokaźną ściankę; przeważnie są to dwa sąsiadujące ze sobą regały: cały zielony z klasyką grecką i cały czerwony z klasyką łacińską, czasem –decyzją skorego do fantazji księgarza – tomy te są przemieszane, tworząc fakturę nie mniej rozpoznawalną. Zakup własnego Loeba to coś więcej niż zakup książki.
W poglądzie o stopniowej degeneracji ludzkości, o jej utracie z biegiem czasu niewinności, Owidiusz był bardziej grecko-żydowski niż rzymski. Tzn. bliżej mu było do Hezjoda i Aratosa, z których prac pisząc "Metamorfozy" korzystał, i nawet "Księgi Rodzaju", której raczej nie znał, ale o której mógł przecież słyszeć, a może i z jakimś Żydem rozmawiać, aniżeli do prac – naukowych czy poetyckich – swoich współobywateli. Ci ostatni skorzy byli do poglądu, iż ludzkość nie zwija się, ale rozwija obiecująco. (Dziejowy optymizm i wiara w świetlaną przyszłość, właściwe imperiom i ich ideologiom, mają zwykle tragiczne konsekwencje).
Owidiusz staje u progu Renesansu jako wielki arcy-poeta świata grecko-rzymskiego, ale i – prawie – całej już chrześcijańskie Europy. O ile jednak na poziomie lektury alegorycznej można było schrystianizować nieomal każdy mit, o tyle "Metamorfozy" w samym swym zamyśle filozoficznym, historiozoficznym czy teologicznym, więc jako „tekst święty” czy chociażby podręcznik lub brewiarz – były oczywiście dla chrześcijanina absolutnie nie do zaakceptowania. Światem Owidiusza rządzi wszak nie Bóg, ale Fatum, ślepy los, a czas nie jest linearny i nie wiedzie do Zbawienia, ale toczy się leniwie kołem wiecznego powrotu.
W roku 8 n.e. Owidiusz decyzją Augusta skazany został na bezterminową relegację z Rzymu. Osiadł w Tomi – obecnie: Konstanca w Rumunii. Powody tej decyzji do dziś pozostają jedną z największych zagadek starożytności. Nie wiemy nic. Nawet tego, czy owo wygnanie istotnie się wydarzyło. Niestety: jedynym źródłem informacji na ten temat jest… sam Owidiusz, który jako powód swego nieszczęścia wskazuje na „carmen” i „error” – „pieśń”, którą napisał, i „błąd”, który popełnił. O jakie dzieło chodzi? O jaki występek? Pisał poezje miłosne, mitologiczne, wygnańcze – w każdej z tych odmian zdobywając niedosięgły innym szczyt. Był jedynym może poetą rzymskim, który literaturę podniósł do rangi wielkiej medytacji – właściwej raczej Grekom, naznaczonym przez Logos „skazą egzystencjalną”, aniżeli praktycznym Rzymianom – nad sensem i bezsensem, istnieniem i losem.
Carducci był akademikiem (szefował katedrze literatury w Bolonii); może i jego twórczość literacką najlepiej określić mianem poezji akademickiej. Byłby więc nowożytnym odpowiednikiem aleksandryjczyka Kallimacha czy Apolloniosa Rodyjskiego, poetów o mistrzostwie niezrównanym, ale jednak żyjących i tworzących w istocie w szczelnie odosobnionym kosmosie słów.
"Odyseja" rozgrywa się na dwóch planach i nie chodzi tu o realność i baśniowość. Jest to podróż wyjątkowa, bo odbywa się zarówno w przestrzeni (fantastyczny wariant Śródziemnomorza), jak i w czasie. W jego głąb. W "Odysei" wszyscy opowiadają o tym, co było. Nie tylko Homer i Odyseusz [...]. Wszyscy coś wiedzą, każdy ma swoją wersję opowieści, zna jakiś tejże opowieści fragment, okruch. Czy suma wszystkich tych narracji daje jedną, pełną i spójną wersję? — nie. Jak to w prawdziwym życiu.
Na szczęście wyszedłem obronną ręką ze wszystkich opresyj, straty w najbliższej rodzinie mam nieduże, siostra moja Anna (Nucia) zginęła pod gruzami domu w Warszawie podczas powstania — ale za to w dalszej i wśród znajomych po prostu przeraźliwe, z kolegów i kuzynów mojej córki mało kto ocalał, młodzież warszawska to była prawdziwa hekatomba — i co za ludzie tam byli, jak Tadek Gajcy albo Krzyś Baczyński i inni. Myślę, że gdyby żyli, zakasowaliby nas starych, których ty tak chwalisz. W tej literaturze starców, którą tak chwalisz, jest jednak coś, co mi nie bardzo odpowiada. Oczywiście kultura zachodu to olbrzymie złoża węgla — ale górników już nie ma, trzeba się nam wynająć do tej roboty.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.