Noszę blisko, pod skórą, wielkie wymieranie.
Jak w polowym szpitalu, na przewlekłej wojnie
trzymam bliskich za rękę, a to jest czekanie:
matka stara, kamienna, jak scytyjska baba,
była zawsze, chroniła, żeby Popobawa
ten demon czarnych ludzi, niewolnicza pamięć
nie nawiedzał mnie w nocy, bym spała spokojnie.
Wszyscy jesteśmy czarni, przykuci łańcuchem,
nasze dusze są czułe, nasze kości kruche.
Na śpiewających łodziach pokornie stłoczeni,
zawsze w próżnych zmaganiach, zawsze zniewoleni.
Niesiemy gen zagłady i promień stworzenia,
wpisaną w rdzeń miłości zaliczkę cierpienia.
Boję się waszych śmierci, bo gdy je przeżyję
wymieranie mnie skruszy, lawa mnie przykryje.
Zanzibar, luty 2024
Pod koniec stycznia 2024 roku, na Zanzibarze, towarzyszyły nam ciemne duchy południa i Popobawa. Może nigdy nie przyszedł w nocy, ale pojawiał się w świetle dnia, mimochodem, gdy piękne czarnoskóre dziewczęta w kolorowych, upiętych jak barokowe suknie zawojach i w takich samych turbanach na głowach, strzygły krzewy i podlewały trawniki wokół naszego domu, na których wyrastały krwiste kwiaty południa. W każdym razie odczuwałam jego ukrytą obecność. Także na drewnianej łodzi dhow, którą wypływaliśmy na Ocean pojawiał się jego cień, choć może był to tylko cień czarnoskórego mężczyzny, który naciągał ogromny żagiel. Trudno nie pamiętać, gdy łódź skrzypi a właściwie śpiewa, że takimi łodziami przewożono pod pokładem skutych łańcuchami niewolników, którzy często umierali na łodziach, jeśli wcześniej nie zginęli podczas wyniszczającej wędrówki lądem od chorób, zatrutych strzał czy ciosów maczetą, albo po prostu z wycieńczenia. Jak pisze Małgorzata Szejnert w swojej niezwykłej książce Dom żółwia. Zanzibar, kiedy w styczniu 1858 roku doktor Livingstone rozpoczął swoją ekspedycję wzdłuż biegu Zambezi, często napotykał pochody spętanych tubylców konwojowane przez dozorców ze strzelbami. Livingstone i jego towarzysze starali się uwolnić więźniów, jeśli tylko było to możliwe. „Gdy dozorcy uciekają, misjonarze przecinają pęta na szyjach kobiet i dzieci i główną linę, która trzyma ordynek. Z mężczyznami jest trudniej, są zazwyczaj przykuci do drewnianych drągów, rozwidlonych na końcu jak dwa widelce. Dwa zęby, w których tkwi głowa niewolnika, są zamknięte łańcuchem obejmującym szyję i kark. Niewolnik może iść tylko wtedy, gdy ktoś niesie tę belkę; ma ona ze trzy metry długości”. Wiadomo, że demony południa są często bardziej groźne, niż upiory, które przybywają o północy w klimatach bardziej borealnych. Nie wiadomo kim jest Popobawa: istotą ludzką, nietoperzem, czy duchem. Popo w języku suahili oznacza nietoperza zaś bawa skrzydło. Może to, iż zjawa często objawia się pod postacią nietoperza wynika po prostu z tego, że na Zanzibarze jest mnóstwo nietoperzy, są tam tak zadomowione jak u nas wróble i wręcz zwisają całymi workami z drzew na Wyspie Grobów. Gdy Małgorzata Szejnert zapytała Adama Vuaya z Wyspy Czarowników na Tumbatu, kiedy był tam ostatnio Popobawa, odpowiedział, że demon nie ma dostępu do Tumbatu, gdyż strzegą go własne, udomowione duchy, które zatrzymują złe moce. Na Zanzibarze zaś Popobawa wchodzi do domów i napada śpiących ludzi. Nie rani ich, ale sprawia, że człowiek nawiedzony przez demona czuje się upokorzony, upodlony i sponiewierany. Psychiatrzy badali doświadczenia ofiar Popobawy i nazwali je walking dream – snem na jawie. Takim koszmarom często sprzyja zbiorowe, ciężkie doświadczenie. Może to być dawne echo niewolnictwa lub obecny, zniewalający strach. Popobawa pojawia się razem z chaosem stwarzanym przez ludzi.
Może się wydawać, że dzisiaj Popobawa przekroczył granice światów i jest wszechobecny wszędzie tam, gdzie wszechobecne są przemoc i cierpienie, to które było, jest i będzie.
ANNA PIWKOWSKA