fbpx
HOME
Wojciech Majcherek

Koncert na dachu

W kinach IMAX był ostatnio wyświetlany film The Beatles Get Back. The Rooftop Concert w reżyserii Petera Jacksona. Jest to zapis słynnego występu, jaki Beatlesi dali na dachu studia, założonej przez nich firmy Apple, które mieściło się w Londynie przy ulicy Savile Row 3. Działo się to 30 stycznia 1969 roku w porze lunchu. Dzień był, jak pokazują zdjęcia, pochmurny i chłodny. John Lennon skarży się w trakcie koncertu, że nie może grać na gitarze, bo marzną mu palce. Wiatr rozwiewa długie włosy wspaniałej czwórki (Fab Four).

Do tego zdarzenia doszło właściwie z przypadku. Zespół od trzech lat już nie koncertował. Beatlesi mieli dość pisku dziewcząt, który zagłuszał piosenki. Ale też od sierpnia 1966 roku, gdy po raz ostatni wystąpili na tournée, wiele zmieniło się w ich muzyce i w całej kulturze popularnej. To zresztą należy uznać za coś nadzwyczajnego, jak bardzo Beatlesi rozwinęli się od 1962 roku, gdy nagrali pierwszy singiel Love me do (w tym roku mija więc 60 lat od tego debiutu), by w ciągu krótkiego czasu osiągnąć szczyty artystycznego wyrafinowania, budzące oszołomienie wtedy i do dziś pozostające punktem odniesienia, jaki jest dany tylko największym twórcom. Jeszcze w 1966 roku wydają album Revolver, który jest już zapowiedzią tego, co będą robić w studio nagraniowym w następnych latach. Płyta Orkiestra Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza z 1967 roku staje się objawieniem nowych możliwości zespołu, jego nieograniczonej inwencji. Oczywiście Beatlesi inspirowali innych, ale też czerpali z fermentu kulturowego i społecznego, jaki w drugiej połowie lat 60. zrodził się w świecie Zachodu. Być może trudno jest wskazać w XX wieku inny moment, gdy z taką siłą objawiła się nowa twórczość (nie tylko zresztą muzyczna), nowe idee i obyczaje. Fenomen ten miał też swoją ciemną stronę degeneracji i śmierci, ale sami Beatlesi pozostawiali symbolem sukcesu, który budowała ich niebywała popularność i przede wszystkim geniusz tworzonej sztuki.

W początkach 1969 roku rozpoczęli sesję nagraniową nowej płyty, która pierwotnie miała nosić tytuł Get Back. Praca ta była również rejestrowana dla potrzeb filmu dokumentalnego, którego reżyserem był Michael Lindsay-Hogg. Jego premiera odbyła się już po rozpadzie zespołu. Obraz sugerował nie najlepszą atmosferę, jaka zapanowała między czwórką muzyków. Po 50 latach do niewykorzystanych zdjęć dotarł Peter Jackson (ten sam, który nakręcił Władcę Pierścieni) i zrealizował wielogodzinny dokument (miał on niedawno premierę internetową, czekamy na kinową i DVD), przedstawiający w o wiele sympatyczniejszym świetle sesję Get Back. W jej trakcie Beatlesi szukali pomysłu na miejsce pierwszego występu, który chcieli dać po przerwie. Padały różne szalone propozycje, m.in. by koncert odbył się na Saharze. Ostatecznie zrobili coś najprostszego, w czym też wyrażała się ich błyskotliwa fantazja. Zagrali na dachu studia przy Savile Row.

Beatlesi zaśpiewali w trakcie występu pięć piosenek, przy czym do Get Back zrobili trzy podejścia. Zabawili się też przerywnikiem w postaci hymnu brytyjskiego, który wykonali z niejaką dezynwolturą. Film z koncertu, który zmontował Jackson, pokazuje dokładnie scenerię koncertu, ciasną przestrzeń, na której musiał się zmieścić zespół (Beatlesom akompaniował na pianinie elektrycznym Billy Preston), ekipa filmowa i grono osób towarzyszących. Zwraca uwaga podłoga z desek, na których na początku podskakuje Paul McCartney, by sprawdzić ich odporność. Co jest zabawne: muzyków nikt z ulicy nie widział. Przy Savile Row mieściły się głównie biura i sklepy, więc urzędnicy słysząc dochodzące dźwięki muzyki zaczęli wyglądać przez okna, a niektórzy weszli na dachy swoich biur, by zobaczyć, co się dzieje. Spory tłum zgromadził się na dole. Dziennikarz z ekipy filmującej koncert pytał przechodniów, czy wiedzą, kto gra? Niektórzy się nie zorientowali, ale byli miło zaskoczeni, gdy się dowiadywali, że to Beatlesi. Ktoś jedynie wyraził zdziwienie, dlaczego grają na dachu? Jedna starsza kobieta stwierdziła niezadowolona, że hałas ją obudził. Kamera pokazywała typowych londyńczyków, dżentelmenów pod krawatami, młodzież – obraz ówczesnej rzeczywistości.

No właśnie hałas… Wkrótce po rozpoczęciu koncertu na ulicy pojawili się policjanci w hełmach, charakterystyczni bobbies. Kamera śledzi, jak próbują zorientować się w niecodziennej sytuacji. Pukają do drzwi studia. Otwiera im pracownik. Witają się i mówią: „Na komisariat wpłynęło już trzydzieści skarg na hałas. Co się tu dzieje?”. Pracownik próbuje tłumaczyć: „Beatlesi grają koncert na dachu. „Na dachu?” – młody policjant nie dowierza i zagryza pasek od hełmu. Powtarza, że hałas zakłóca porządek publiczny i ostrzega, że to skończy się karą. „Musicie przerwać” – komunikuje. W końcu pracownik studia zaprasza policjantów na górę. Film pokazuje te równoległe sytuacje: występ Beatlesów, gapowiczów na ulicy i interwencję policji. Beatlesi choć zauważają, że policjanci zjawili się na dachu, grają nadal. Po raz trzeci wykonują Get Back. Potem kończą, wyłączają wzmacniacze, machają na pożegnanie do widzów. Lennon mówi: „Mam nadzieję, że zdaliśmy jakoś ten egzamin”. Cały koncert trwał 42 minuty. Był ostatnim wspólnym występem zespołu The Beatles.

Film ukazuje jeszcze scenę w reżyserce studia, w której Beatlesi razem ze swoimi partnerkami odsłuchują nagrany przez ich producenta George’a Martina materiał z koncertu. Sprawiają wrażenie zadowolonych. McCartney ogłasza, że zrobią przerwę na lunch i wrócą do nagrywania. „Na dachu?” – ktoś pyta. „Nie, w studio”. W finale filmu widzimy, jak robią kolejne przymiarki do kompozycji McCartneya Let It Be. Piosenka jest inspirowana wspomnieniem o śmierci jego matki. Sesję Get Back jednak przerwali, potem raz jeszcze się zmobilizowali i latem 1969 roku nagrali jedną z najwspanialszych swoich płyt (trudno doprawdy stwierdzić, która była bezapelacyjnie numerem jeden) – Abbey Road z klasycznym zdjęciem na okładce. I to był de facto ostatni ich album. Let It Be stanie się utworem tytułowym ostatniej wydanej przez Beatlesów płyty, na której znajdą się też piosenki z koncertu na dachu. Ukaże się dopiero w maju 1970 roku. Nastąpi to już po ogłoszeniu, że zespół się rozpadł. Muzycy nigdy nie wrócili do wspólnego grania. Zajęli się solowymi karierami.

John Lennon został, jak wiadomo, zamordowany w grudniu 1980 roku. George Harrison zmarł na raka w 2001 roku. Ringo Starr wciąż koncertuje. A Paul McCartney, który w tym roku obchodzić będzie 80 urodziny, wydaje nowe płyty, a ostatnio ukazało się niezwykłe dwutomowe wydawnictwo Paul McCartney. The Lyrics, w którym muzyk opowiada o 154 swoich piosenkach. Powstała w ten sposób swoista autobiografia, również wspaniale ilustrowana. Współtwórcą tej publikacji jest znany amerykański poeta Paul Muldoon, który napisał do niej także wstęp. Odniosła sukces, jak prawie wszystko, co McCartney firmuje: została wybrana przez amerykańskich księgarzy książką roku 2021 Barnes & Noble. Podobną nagrodę przyznała jej brytyjska księgarnia Waterstones. Oczywiście najlepiej, gdy lekturze towarzyszy muzyka Paula McCartneya.

 

Warto również przeczytać...