Drogi Panie Redaktorze,
Pocztowa przygoda naszego przyjaciela Fantazjana przypomniała mi pewien epizod sprzed kilkudziesięciu lat, o którym opowiedziałem tylko wiedeńskiemu psychiatrze. Jego reakcja była zresztą rutynowa i nic nie wniosła do diagnozy stanu mojego zdrowia. Ale do rzeczy.
Zaszedłem do cukierni Tiroler Konditorei, żeby napisać list do rodziców. Pieniądze, które mi zostawili na resztę ferii, rozeszły się. Wbrew zapewnieniu ojca, który wręczając mi banknoty, powiedział: „Nie jest to mała kwota, spodziewam się, że jakąś jej część przywieziesz do domu”. Nienawidziłem jego sknerstwa. Już dawno obiecałem sobie, że nigdy w niczym nie będę go naśladował. Matka zasznurowała usta. Pochodziła z rodziny patrycjuszy utracjuszy i w sprawach finansowych nie zabierała w domu głosu. Czy miałem napisać o wycieczce saniami do Innsbrucku? Usłyszałbym niechybnie: „Dlaczego nie pojechaliście pociągiem jak wszyscy?”. Felice nie miała ochoty podróżować w towarzystwie „wszystkich”. Nie wdając się w szczegóły, postanowiłem poprosić o wypłacenie awansem mojego kieszonkowego za rok. Sformułowałem z premedytacją kilka kulejących frazeologicznie i składniowo zdań (że niby stan mojego zdrowia pozostawia wiele do życzenia, więc trudno wymagać ode mnie racjonalności wydatków) i usłyszałem słowa ojca skierowane do matki: „Mój syn wdał się w twoją rodzinę. Ruletka dziedziczenia jest bezlitosna”. Matka na szczęścia nie dała się sprowokować.
Włożyłem list do koperty i zaadresowałem. Felice kręciła piruety na lodowisku i miałem godzinę wolnego. Słońce hojnie oświetlało wnętrze cukierni, syczał przyjaźnie srebrny ekspres do parzenia kawy. Maria Teresa zaproponowała mi kolejne espresso, ale poprosiłem o tort sachera.
– Mario Tereso, nie wiem, gdzie jest w Mariahilfe poczta. Czy mogłabyś…
– Nie mógł pan lepiej trafić – roześmiała się. – Tiroler Konditorei jest jednocześnie pocztą. Czy pański list jest już ofrankowany?
Spojrzałem bezradnie na Marię Teresę.
– Koszt marek pocztowych doliczę panu do rachunku – powiedziała.
– To ekspres. Czy mogę liczyć na usługę poste-restante? Spodziewam się przekazu w najbliższych dniach.
– Gwarantujemy dyskrecję.
Za chwilę dostałem mojego sachera.
– Gâteau chocolat abricot de Innsbruck, monsieur – powiedziała Maria Teresa, stawiając przede mną tort. Mogłem wreszcie nacieszyć podniebienie całym sacherem, nieogołoconym przez tę łakomczuchę Felice. Przyszło mi na myśl, czy jego smak nie jest o oktawę wyższy niż tego, którego pałaszowałem pół roku temu na Philharmoniker-Straße w Wiedniu. Nagle nawiedziła mnie myśl, jedna z tych, które jak błyskawica odsłaniają prawdę: czy sachery serwowane w Wiedniu nie są produkowane pokątnie w jakiejś Galicji, a prawdziwy sacher powstaje już tylko w Innsbrucku, skąd trafia do Mariahilfe. Dlaczego Innsbruck zajął miejsce Wiednia? Tajny czy półjawny urząd pocztowy w Tiroler Konditorei byłby więc w rzeczywistości jakąś placówką nowej Republiki, która wyłoni się niebawem po zdegradowaniu Wiednia do rangi ośrodka administracyjnego Marchii Wschodniej. Republiki? Nie, monarchii! Czarno-żółte motywy przewijające się dyskretnie w wystroju Tiroler Konditorei nie były przecież przypadkowe. Habsburgowie przygotowywali się do powrotu. Ale na Wiedniu postawili krzyżyk. Był dla nich miastem klęskowym, Kryptą kapucynów zagraconą sarkofagami zamieszkanymi przez widma. Po wiekach szarogęsienia się w Europie Wschodniej musieli spakować manatki i po 700 latach opuścić Wiedeń i nawet kraj, który z dnia na dzień przestał być cesarstwem. Zamierzali więc ustanowić nową stolicę w Innsbrucku lub w Salzburgu i wrócić na europejską scenę przez Tyrol. Przypomniałem sobie czarno-żółtą szachownicę na nartach ojca. Pan prezes Mirandola, rodzic Felice, w restauracji Charybda w oczekiwaniu na kieliszek hennessy wystukiwał znany takt, na który nie zwracałem uwagi, i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że był to Marsz Radetzky’ego. Moja matka nuciła arie z operetek Lehára. Urząd pocztowy jest wszechstronną placówką: rozsyła karty mobilizacyjne, zapewnia łączność między frontem a tyłami.
Kim była Maria Teresa? Czy nie panną Habsburg, prawnuczką ostatniego cesarza Karola? Znalazłem się w samym centrum monarchistycznego spisku! Natychmiast muszę zawiadomić policję. Ale jak donieść na własnych rodziców?
– Joseph! – obudził mnie głos Felice. – Le monde va finir et tu dors comme un chat!
– Czyż nie jest słodki? – powiedziała Maria Teresa.
Za oknem szalała zamieć.
Pozdrawiam Pana serdecznie
Przyjaciel i Czytelnik