HOME
Krzysztof A. Worobiec

Muzeum cz. 6 – „Małe opowieści” czyli historia tkwi w szczegółach…

Urządzając muzeum, a zwłaszcza część mieszkalną staraliśmy się stworzyć opowieść „wielopoziomową”. Oprócz wiodącej, „dużej” narracji, czyli historii „jak dawniej mieszkano”, którą „opowiadamy” przez odpowiednie umeblowanie izb i przywrócenie im pierwotnego charakteru, tworzyliśmy równocześnie w różnych miejscach rozproszone, liczne, uzupełniające „małe” narracje, tak, aby pokazać lub choćby zasugerować różne perspektywy i zagadnienia, także te „niewygodne”, związane z życiem codziennym na Mazurach przed 1945 rokiem. Niektórych zwiedzających dziwi sąsiedztwo wiszących na ścianach makatek z napisami i sentencjami w języku niemieckim obok polskich, dziwią obrazy i artefakty związane z religią ewangelicką obok katolickich, ale w ten sposób, za pomocą odpowiednio dobranych „drobiazgów”, możemy opowiadać o kwestii językowej czy o religii. Dzięki wiszącym obok siebie trzem drewnianym wieszakom na ubrania, na które wiele osób w ogóle nie zwraca uwagi, możemy wspomnieć o niewielkiej społeczności żydowskiej, a w innym miejscu o starowiercach. Przy bukiecie kwiatów z rybich łusek możemy opowiadać o mazurskiej literaturze i czytaniu Lenza, a przy stole i zastawie stołowej o mazurskich karczmach, pełniących dawniej ważną funkcję integrującą i społeczną…

 

Nieco o karczmach mazurskich

Nie mieliśmy pewności (i nadal nie mamy), jakie było pierwotne przeznaczenie chaty warnowskiej. Tworząc muzealną opowieść wybraliśmy jedną z możliwości, urządzając mieszkanie bogatego gospodarza, a nie karczmę lub zajazd (co znacznie ograniczyłoby możliwość eksponowania wielu zgromadzonych przez nas mebli i przedmiotów). Za pomocą rozmaitych drobiazgów pochodzących z dawnych gospód stworzyliśmy jednak „małą narrację”, bo chcieliśmy o tym „opowiedzieć”.

Gospody, karczmy i zajazdy (Krug, Gasthaus, Gasthof) były dawniej ważnymi instytucjami, a nie tylko miejscami, w których podróżny mógł otrzymać strawę czy się napić. Oferowały również noclegi, prowadziły sprzedaż rozmaitych towarów i usług. Powstawały często poza miejscowościami, przy przeprawach (brodach czy mostach) i traktach, w określonych odstępach, odpowiadających odcinkom, które dawało się dziennie pokonać konno lub powozem. Dlatego nierzadko przy gospodach znajdowały się zajazdy (stajnie) dla koni oraz powozów podróżnych. Były więc takimi przydrożnymi „MOP-ami” – miejscami obsługi podróżnych. Od XVII wieku karczmy znajdowały się praktycznie w każdej wsi czynszowej, a w Prusach Wschodnich, od połowie XIX wieku, prawie w każdej wsi, w niektórych z nich były nawet dwie lub więcej, a nazwa Krug (co po niemiecku znaczy „dzban”, ale również „wyszynk”, „gospoda”) pojawia się często na mapach przy określeniu miejscowych nazw (np. Johannis Krug – obecnie część Ukty).

Max Rosenheyn, który w połowie XIX wieku przemierzał Puszczę Piską, pisał: „Są wsie, w których wyszynk jest w co trzecim domu, a w miasteczku Mikołajki, liczącym 1 600 mieszkańców, jeszcze przed paru laty znajdowało się 10 gorzelni i 25 wyszynków, choć miasto nie posiadało wieży z zegarem, przez co mieszkańcy, aby nie spóźnić się do kościoła czy sądu, często przychodzili o wiele godzin wcześniej, a czas oczekiwania spędzali naturalnie najchętniej w gospodzie”.

Do końca XVIII stulecia karczmy mieściły się w krytych strzechą budynkach drewnianych, podobnych do zwykłych chałup wiejskich, choć z pewnością były od nich większe. Trudno mówić o panujących w nich „wygodach”, nie było nawet specjalnej kuchni do gotowania potraw, a żona karczmarza przygotowywała proste jadło w czarnej kuchni lub na otwartym palenisku wnękowym (podobnym jak to w naszej chacie warnowskiej). Choć izba karczemna zapewne była większa niż izba w chacie chłopskiej, to była podobnie wyposażona jedynie w niezbędne, proste sprzęty: stoły, ławy, etc.

 

Na stole w dużej izby pokazujemy zastawę stołową i przemioty związane z mazurskimi karczmami i zajazdami.W „lepszych” gospodach i restauracjach serwowano popularny na Mazurach likier kawowy Feiner Mocca Likör (pękata butelka), wytwarzany od 1914 roku przez Heinricha Krischa w Kurhaus Wiartel, gdzie, jak głosiła ówczesna reklama, mieściła się „jedyna produkcja prawdziwej Kosakenkaffe” czyli „Kawy Kozackiej”. W drugiej połowie XIX w. jednym z siedmiu browarów zaopatrujących karczmy w powiecie piskim był założony przez Roberta Beyera w 1860 roku w Piszu browar i słodownia Masovia Brauerei (ciemnozielona butelka z porcelanowym zamknięciem). Z pewnością sprowadzano także piwa z innych browarów (tu brązowa butelka Brauerei Englisch Brunnen Elbing, czyli obecne EB).

 

Na początku XX wieku oprócz prostych, wiejskich karczm coraz częściej powstawały solidne, murowane gospody i restauracje, nierzadko połączone ze sklepem kolonialnym i hotelem. Były to lokale na tzw. „wyższym poziomie”, zapewne z dobrą kuchnią, a dania serwowano w nich na firmowych talerzach z nazwą lokalu.

Dzięki zachowanemu oryginalnemu menu z pierwszych dekad XX w. z Restaurant Friedrich Schwandt w pobliskiej Ukcie oraz przepisom kulinarnym spisywanym w zeszycie przez żonę właściciela dla swoich córek, wiemy, co tam wówczas jadano. Z ocalałych dokumentów i rachunków wiemy również, że Friedrich Schwandt zamawiał do swojego lokalu i sklepu kolonialnego wina reńskie i mozelskie, głównie słodkie i deserowe, francuskie koniaki, zielonogórskie brandy, rum z Jamajki i porto. Serwował również piwo z browaru Masovia z Pisza, browaru ze Szczytna, Elbląga a nawet Królewca. Nie brakowało również popularnych na Mazurach lokalnych alkoholi, jak Bärenfang, miód pitny, czy Feiner Mocca Likör lub Kosaken Kaffee [zainteresowanych odsyłam do obszernego artykułu: K. A. Worobiec, Krug, Gasthaus, Gasthof, Schankwirtschaf – karczma, gospoda, zajazd, wyszynk na Ziemi Piskiej, „Znad Pisy” 2022 nr 27, s. 152–212].

 

Dwa talerze ze znakami firmowymi dawnego Kurhaus Rudczanny w Nidzie. Większy, produkcji Alt Schönwald Bavaria założonej w 1879 roku (na talerzu znak firmowy stosowany po 1927 roku i przejęciu przez Porzellanfabrik Kahl w Turyngii), zakupiony w hurtowni szkła i porcelany Tietz & Kranz Königsberg, handlującej wyposażeniem dla hoteli. Mniejszy talerz pochodzi z firmy braci Bauscher działającej nadal w Weiden w Bawarii, a dostarczała go firma Julius Bautz Breslau, handlująca wyposażeniem dla hoteli i jadłodajni (w 1918 roku mieściła się we Wrocławiu przy Fränkelplatz 8, w 1941 roku przy Hohenzollernstrasse 127). Z restauracji i hotelu Zum Burggrafen w Ukcie pochodzi salaterka z wczesną sygnaturą firmy Keastner Saxonia, działającej od 1883 roku w Zwickau.

 

Na ściane dużej izby muzeum, w pobliżu bukietu białych kwiatów, wisi obraz, a raczej drewniana tablica (130 x 63 cm), na której namalowane są jeleń i koziołek na leśnej polanie, a między nimi znajduje się czterowiersz (częściowo wydłubany w drewnie):

 

Es grüne die Tanne,

es wachse das Erz

Gott schenke uns

allen ein fröhliches Herz!

 

– co można tak przetłumaczyć

 

Niech zieleni się jodła,

niech rośnie ruda

A Bóg da nam wszystkim

radosne serce!

 

Jego autorem był Karl Heinrich August Weichsel, mistrz górniczy z Helmstedt w górach Harzu, człowiek towarzyski i w towarzystwie lubiany ze względu na dar wygłaszania toastów. Pewnego jesiennego dnia 1829 roku grupa biesiadników spotkała się w restauracji nad rzeką Oker. Każdy miał wygłosić toast, a autor najlepszego z nich miał zostać nagrodzony. Ponieważ rzecz działa się w gospodzie, nagrodzony oczywiście wyskokowym napojem pitym za jego zdrowie. Weichsel, pochodzący z gór lesistych i bogatych w rozmaite rudy, rozejrzał się podobno po okolicy, popatrzył na lasy i góry, po czym wygłosił zwycięski toast. W tym samym roku został on opublikowany, a wkrótce stał się wyjątkowo popularny. Był drukowany, haftowany na makatach, malowany i nawet trafił na Mazury, do gospody w małej wiosce Krzywe (Krummendorf) niedaleko Mrągowa, a po wielu latach do naszego muzeum w Kadzidłowie.

 

Obok bukietu białych kwiatów wisi dekoracja pochodząca z dawnej mazurskiej gospody, z opisanym toastem.

 

Nie są to jedyne eksponaty związane z dawnymi karczmami zgromadzone w naszym muzeum. W spiżarni stoją dwie dębowe beczki na piwo (większa ma 47 cm wysokości, mniejsza 35 cm) oraz mosiężna pipa – długa, cienka rurka z kranikiem, ręczną pompką, zakończona szpuntem, do instalowania w karczmie na szynkwasie i używana do nalewania piwa beczkowego. Na strychu są też drewniane i metalowe skrzynki na piwo, butelki z okolicznych browarów, stare butelki szkalne oraz kamionkowe butle (z uchem lub bez) na gorzałkę lub inne napoje wyskokowe, kufle oraz kieliszki tzw. karczmiaki.

Gospody jako miejsce spotkań odgrywały ważną rolę w życiu niewielkich, często izolowanych społeczności lokalnych i miały duży wpływ na ich integrację. Nic więc dziwnego, że w czasach rozkwitu narodowego socjalizmu te wiejskie karczmy wykorzystywano do intensywnej agitacji politycznej. Do dużej popularności NSDAP na Mazurach przyczyniały się właśnie gospody, które stały się swoistymi „inkubatorami faszyzmu”. W okólniku NSDAP ze stycznia 1922 roku zalecano wprost, by spotkania partyjnych grup lokalnych odbywały się w karczmach przy piwie, gdzie mężowie zaufania ruchu (Vertrauensmänner) mogli współbiesiadnikom zachwalać nową partię i jej cele. Tam też przekazywano materiały propagandowe, wypożyczano partyjną lekturę, a zgodnie z zaleceniami bezustannie narzekano na stan państwa i rząd oraz krytykowano Żydów.

W muzeum mamy dużą, emaliowaną tablicę (64 x 79 cm) z napisem i odpowiednimi symbolami: „Hier spricht die NSDAP Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei. Volksgenossen! Braucht Ihr Rat und Hilfe, so wendet Euch an die NSDAP”. „Tu mówi NSDAP, Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników. Towarzysze! Potrzebujecie rady i pomocy – zwróćcie się do NSDAP…”. Takie tablice, w dolnej części było puste pole do wpisania daty spotkań i dyżurów, wieszano w miejscach publicznych, a w małych wioskach były to najczęściej karczmy. Tablica z naszych zbiorów wisiała na Gasthaus zur Linde, gospodzie prowadzonej przez Fritza Pawelzika w Lipie Tylnej nad Jeziorem Nidzkim.

 

Drutowane, czyli „odzyskane” naczynia kuchenne: na zdjęciu: kamionkowa butla, duża forma do wypieku bab i dwojaki zdobione zieloną glazurą.

 

Drugie „życie” sprzętów i o dawnym „recyklingu”

Z pewnością zarówno w karczmach, hotelach jak i prywatnych domach trzymano rozmaite pojmniki do przechowywania produktów spożywczych i przygotowywania posiłków, a za najzdrowsze uchodziły naczynia kamionkowe. Były one wypalane z gliny z domieszką szamotu lub piasku kwarcowego i soli kuchennej i sprawdzały się nawet do kiszenia kapusty, ogórków czy mleka. Za najlepsze uchodziły naczynia z Bolesławca (Bunzlau) oraz Bochni. W muzeum mamy wiele tego typu wyrobów, największy z nich to duży, 30-litrowy pojemnik z przykrywką firmy Hoffman & Co. Bunzlau. Naczynia kamionkowe były cenione, ale czasami niektóre z nich pękały lub rozbijały się przy uderzeniu lub od temperatury. Nie były jednak wyrzucane, ale naprawiane poprzez drutowanie czyli szczelne oplatanie drucianą siatką, dzięki czemu mogły służyć jeszcze przez długi czas. Takimi naprawami, za pomocą prostych narzędzi jak szczypce, młotek i drut łatwo poddający się kształtowaniu, zajmowali się druciarze, ubodzy rzemieślnicy wędrujący od wsi do wsi, nawołując „Garnki drutuję, garnki łatam”. Druciarstwo jako zawód narodziło się w XVIII wieku w górzystych rejonach północno-zachodniej części Słowacji (istnieje tam nawet muzeum druciarstwa), popularność zyskało w XIX wieku, a po I wojnie światowej zaczęło stopniowo zanikać, bo ceny naczyń spadły i pojawiły się masowo wytwarzane, tanie fabryczne naczynia fajansowe i porcelitowe, których nie warto było naprawiać. Druciarze nie tylko naprawiali uszkodzone garnki, ale drutowali też nowe, by zabezpieczyć je przed stłuczeniem na przykład podczas transportu na targ. Niekiedy druciarze poszerzali swoje usługi o wyrabianie z drutu koszy, zabawek, sit, wieszaków (kilka takich mamy) klatek na ptaki i pułapek na myszy. Niektórzy zajmowali się także obróbką blachy i za jej pomocą naprawiali narzędzia rolnicze. Po II wojnie światowej druciarstwo zanikło, choć pamiętam jeszcze jak pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku ulicami chodzili rzemieślnicy nawołując: „Garnki drutuję! Garnki nituję! (oprócz nich chodzili też Cyganie wołając: „Patelnie bielimy” lub „Ostrzymy noże, nożyczki”).

Drugie życie mebli – szafka zrobiona ze skrzyni oraz krzesełko dziecięce z „recyklingu”.

 

„Drugie życie” dostawały często rozmaite przedmioty i sprzęty, co wynikało z szacunku do pracy włożonej w ich wykonanie, oszczędności oraz ograniczonej podaży. Jednym z takich przedmiotów jest, stojąca w izbie grozków w naszym muzeum, skrzynia przerobiona na szafkę. „Staromodna”, niewielka skrzynia na odzież została ustawiona pionowo, na jej krótszym boku, więc jej malowany front był bokiem szafki (zbędna już dziurka od klucza została zaczopowana), a wieko skrzyni, wcześniej otwierane do góry, zostało przerobione i stało się frontem szafki, z wyciętymi w nim drzwiczkami. No i w ten sposób „staroświecka” skrzynia przekształciła się w modniejszą szafkę.

W muzeum mamy też niewielkie, niezwykłe w kształcie krzesełko dziecięce. Jego kubełkowa forma pochodzi z „recyklingu” fragmentu kadłubka, wydłubanego z jednego kawałka kłody. Kadłubek został zapewne uszkodzony. Pękł w czasie wytwarzania lub został zniszczony podczas używania, a skoro nie nadawał się już do przechowywania na przykład zboża, dostał „drugie życie” i został przerobiony na krzesełko dla dziecka.

KRZYSZTOF A. WOROBIEC

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek