HOME
Jacek Hajduk

Nad Owidiuszem (11)

Zamiana Likaona, nieposłusznego i obrazoburczego króla Arkadii, w wilka – pierwsza w Metamorfozach metamorfoza-kara („Bogowie, sprawcy tych przemian!”) – to dopiero początek, ledwie zapowiedź, do czego zdolny jest rozgniewany Ojciec. „Ukarałem jednego, lecz czeka to wielu” – słów tych nie wypowiada Jowisz na próżno. „Niech płacą – / Zasłużyli”.

To, co król nieba szykuje teraz bezbożnej ludzkości, przybierze rozmiary kosmiczne i nieomal doprowadzi do całkowitej anihilacji:

 

Już miał rozrzucić pioruny po świecie,

Ale się zląkł – że święty eter płomieniem się zajmie

Od tylu pożarów i stanie w ogniu nieboskłon.

Przypomniał sobie: nadejdzie czas (jak zapisano),

Gdy morza i lądy, i zajęta stolica w niebie

Spłoną. A z masy osiadłej – nowy początek.

Odkłada gromy, dzieło rąk cyklopich.

Wybiera inną karę: przepadnie ludzkość

Pod wodą, gdy rozedrą się czarne chmury.

(Metamorfozy, Księga I, w. 253-261)

 

 

Miał tu pod ręką nasz autor traktat epikurejski żyjącego dwa pokolenia wcześniej Lukrecjusza, innego poety-filozofa i kodyfikatora rzymskiego heksametru. „Teraz, ażeby czasu na obietnice nie trawić – / Popatrz, proszę, na ziemię, niebo i mórz dzierżawy: / Ich naturę potrójną, trzy różne ciała postaci, / Jeden dzień, mój Memmiuszu, zniweczy i zatraci, / I nieuchronnie zginie ten przez tak długie lata / Prawem natury rządzony ogromny mechanizm świata” (O naturze wszechrzeczy, Księga V, w. 91-96, tłum. Edward Szymański).

Wystarczy dzień, by zniszczyć świat. Ale to kiedyś, w przyszłości.

Lukrecjusz – poeta bez twarzy, bez biografii, nawet bez mitu. Dostępny nam jest tylko jego głos: chłodny, jasny i pewny. W świecie, który nie zna gniewu bogów, nie ma winy ani kary, ani przebaczenia – jest tylko ruch atomów, przypadek, rozpad. A jednak z tej beznamiętnej wizji wyłania się coś na kształt pociechy: jeśli wszystko jest tylko koniecznością natury, to i cierpienie (a Lukrecjusz pewnie cierpiał, skoro – zdaniem św. Hieronima – popełnił samobójstwo) jest tylko chwilowym zawirowaniem materii. Nieuniknionym, ale i nieistotnym.

Swoją drogą, nie wymaga dowodów, a jedynie przypomnienia, przemożny wpływ Lukrecjusza na Michała z Montaigne, który nie tylko studiował pilnie De rerum natura, ale i myślał w rytmie tego poematu. Od Lukrecjusza przejął twórca nowoczesnego eseju zasadniczy gest: odrzucenie opowieści o świecie jako dziele opatrzności, zbornym i celowym. Zamiast tego – ruch, przypadek, rozpad. U Montaigne’a nie ma już kosmologii, jest codzienność: krucha, zmienna, nie dająca gwarancji. Ale i w tej lukrecjuszowo-owidiańskiej niestabilności odnaleźć można przecież spokój. I naukę: że myśl – o ile ma być wierna rzeczywistości, którą próbuje uchwycić – powinna nauczyć się trwać w rozproszeniu.

Życie jest – pisał współczesny Montaigne’owi i bliski mu przecież profilem Szekspir – „opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości, nic nie znaczącą”. Emocje są tu inne, ale konkluzja ta sama.

Świat nie musi mieć sensu, by zasługiwać na uwagę, współczucie, czułość.

Nim zacznie się POTOP, nim wciągną nas wiry i pokryją fale, zatrzymajmy się na chwilę nad innym, straszniejszym odeń kataklizmem – tym, który akurat się nie wydarzył, i przez jakiś czas jeszcze nie wydarzy, skoro Jowisz pomiarkował się w porę („odkłada gromy” i „wybiera inną karę”).

Stoicy mawiali: ekpyrosis – kosmiczny pożar, zognienie, unicestwienie wszystkiego, co materialne.

Ważne jest tu słowo correpta (w. 257). Gramatycznie jest to żeński imiesłów bierny czasu przeszłego od corripio, corripere, co znaczy: „pochwycić”, „porwać”, „pojmać” „złapać”, „rzucić się na coś” itp. W formie imiesłowowej, jak u Owidiusza, tłumaczy się ten czasownik jako: „zagarnięta” lub „zawłaszczona” (w kontekście grabieży); „postawiona przed sądem” lub „oskarżona” (np. u Tacyta); „dotknięta” lub „strawiona” (przez ogień, chorobę, śmierć).

A zatem „zajęta stolica w niebie” to miejsce strawione przez płomienie, ale zarazem zagrabione, zajęte siłą. Uzurpator wie (bo „zapisano”; w oryginale dosłownie: „jest [zapisane] w losach”), że „nadejdzie czas”, gdy królewska siedziba – „strawiona” / „zagrabiona” – zginie w ogniu; że aktualny porządek upadnie i dopiero na jego zgliszczach narodzi się coś nowego.

Ale to kiedyś, w przyszłości.

Wcześniej Ojciec da nieraz jeszcze upust swoim emocjom. „Ukarałem jednego, lecz czeka to wielu”. Jak teraz, gdy zamyślił (zresztą, o czym nie zapominajmy, ku przerażeniu całego swego dworu), że świat skąpie w dewastujących nawałnicach i „przepadnie ludzkość / pod wodą”…

JACEK HAJDUK

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek