HOME
Ewa Bieńkowska

Pisane nocą

Zastanawianie się nad Dziennikiem pisanym nocą to zadanie znacznie trudniejsze niż analizowanie opowiadań Herlinga-Grudzińskiego. Z przyczyn oczywistych: opowiadania, chociaż w sumie składają się na dwa grube tomy, są formami krótkimi, zakończonymi — są jak małe szkatułki, które po kolei możemy otwierać, żeby do nich zajrzeć. Dziennik — choć w tytule występuje w liczbie pojedynczej — jest siedmiotomowym ogromem, wężem biegnącym równolegle do biografii autora i w dużej mierze — wbrew autodefinicji narzuconej przez samego Herlinga — odbijającym ją. To odbijanie nie było równomierne we wszystkich dziesięcioleciach, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przechodziło przez surowy filtr „obiektywizmu”, niechęci do dziennikowej „intymności”. W latach dziewięćdziesiątych kontrola zelżała, autor zaczął nawiązywać do swego życia, minionego i obecnego, w dużym stopniu powierzając się czytelnikowi.

Za wyjaśnienie pierwszej decyzji pisarza — obiektywizmu — może posłużyć jego opinia o różnicy między Dziennikiem własnym a Dziennikiem Gombrowicza: Gombrowicz był postacią tak wielkiego formatu, że wszystko, co pisze o sobie, przeżycia, uczucia, zwierzenia, staje się interesujące. On sam, Herling, nie jest taką osobowością, dlatego woli zaprezentować czytelnikowi „kronikę epoki”, gdzie pisarz zaledwie szkicuje swoją sylwetkę na obrzeżu. Ale owa „kronika epoki” po prostu Herlinga fascynuje, jak mało kogo z pisarzy polskich (może jeszcze Stempowskiego?), i jego pasja do wydarzeń, kt.re są wyrazem nacisku polityki i ideologii na ludzkie masy, odzwierciedleniem przemian cywilizacyjnych, nie wymaga żadnych usprawiedliwień. Czytelnicy kolejnych numerów „Kultury”, kolejnych tomów Dziennika wiedzą: chłonęliśmy, jak urzeczeni, ten sposób pisania o historii obecnej, o historii przeszłej i jeszcze nieobeschłej, o dzisiejszym Zachodzie, o Polsce, o Rosji. W znanym nam kręgu lektur nikt nie wziął na siebie takiego zadania.

 

Konstanty A. Jeleński, Gustaw Herling-Grudziński, Wojciech Karpiński, Paryż, 1985 (fot. Krzysztof Jung)

 

W latach dziewięćdziesiątych wiele się zmienia w życiu Herlinga. Z jednej strony Polska i kraje wschodniej Europy odzyskują niepodległość — przełom ogromny dla emigranta politycznego, który najpierw bronią, potem piórem walczył o to przez całe dojrzałe życie. Szybko zauważymy, że nowa Polska niezbyt podoba się pisarzowi i w zapiskach traktuje jej chwalców (chwalców rozwoju ekonomicznego, chwalców świeżej demokracji) z ironią bądź gniewem. Gdy zaczyna podróżować do Polski, ton nieco mięknie, w każdym razie zostaje równoważony tonem pozytywnym. Herling zachwyca się niemal wszystkim, co spotyka na swojej drodze: ludzie, miasta, wydawnictwa, sesje uniwersyteckie z racji doktoratów honoris causa. Ale jest to jakby świat wydzielony, świat jego wędrówek po Polsce, które przynoszą mu, jako pisarzowi i człowiekowi, niesłychane zadośćuczynienie za gorzkie dziesięciolecia emigracji. Gdy Herling wraca do Neapolu, czar pryska, jesteśmy w innej strefie i powraca ton bezwzględnej, często napastliwej krytyki.

Z tych dwóch nakładających się na siebie rzeczy: wolności Polski i uznania, hołdu dla pisarza, wybija się nowa postać Herlinga-Grudzińskiego. Czy uznał, że jest teraz osobistością na tyle ważną, że również to, co napisze o sobie, o swoich ukrytych przeżyciach i wspomnieniach, będzie interesowało ludzi? Jest tak, jakby starzejąc się, pisarz odzyskiwał dla swojego pisarstwa całe obszary spychane przedtem na dno pamięci. Tak będzie w opowiadaniach, tak będzie w Dzienniku. Ale nie znaczy to wcale, że Dziennik zmieni zasadniczo charakter. Jest tym samym Dziennikiem — kroniką czasów, tylko autor dopuszcza do głosu nurt bardziej osobisty, zwłaszcza wspomnienia. Rzeczy najsekretniejsze przekaże w obu tomach Rozmów prowadzonych z Włodzimierzem Boleckim. Rozmowa to nie „dzieło”, chociaż trwa na piśmie, inna jest jej estetyka, inna metafizyka. Co do Dziennika, autor chce go do końca kontrolować, właśnie dlatego, że jest jego „dziełem sztuki”, dziełem najwyższym.

Ktoś, kto interesuje się bliżej Herlingiem — „synem czasu” — ma do dyspozycji niezwykle złożoną i konsekwentną całość: Dziennik pisany nocą, eseje, opowiadania, rozmowy, wywiady. Czy zwykłą oczywistością będzie stwierdzenie, że w każdej z tych odmian twórczości autor zarysowuje się jako ta sama osoba (z rozmaicie przenoszonymi akcentami)? Dziennik zawiera przecież fragmenty eseistyczne i „embrionalne” szkice opowiadań. Ale Herling do opowiadań dorzuca coś nowego dla autora Dziennika. Czyni niepokojącym problemem dwie sprawy wyczuwalne słabiej w Dzienniku: radykalizm (moralny, metafizyczny) oraz irracjonalność (przeciwstawioną kultowi rozumu u współczesnych). Można tu odpowiedzieć, że opowiadania są mniej wiążące od zapisów Dziennika — włada nimi zmyślenie, fikcja narracyjna, skrót, symbol. Ale u Herlinga te funkcje wydają się odwrócone — pisarz jest śmielszy i bardziej może osobisty w nowelach, gdzie konwencja zdrowego rozsądku przestaje obowiązywać. Nie można czytać Dziennika tak, jakby opowiadania nie istniały, nadają one nowy smak, nowy dźwięk kronikarskim jakoby notatkom. Herling wyłania się z tej całości — w ostatnim dziesięcioleciu — coraz bardziej zuchwały, odrębny, coraz bardziej będący sobą.

Podobnie jak w przypadku Gombrowicza, głosy bywają podzielone: co jest ważniejsze, co pełniej, bogaciej ukazuje autora? I jak przy Gombrowiczu, można twierdzić, że „zmyślenie” (literackie) jest uboższe, bardziej jednostronne od „życia” (zapisanego w dzienniku). Czyli, że tak czy owak Dziennikbędzie miał pierwszeństwo. Również dlatego, że takiego Dziennika (poza Herlingiem, poza Gombrowiczem) nie ma — formy literackiej tak pomyślanej, tak przeprowadzonej, pozwalającej na szerokim oddechu zbliżyć się do tak wyjątkowych osobowości. Nie warto się kłócić o pierwszeństwo, chociaż, jak wiadomo, „sąd smaku” każdego z nas chciałby pretendować do uniwersalności. Otwórzmy Dziennik pisany nocą — od razu jesteśmy osaczeni przez czasy, miejsca, ludzi, historię. Kronika pisana nocą, dosłownie czy metaforycznie, jest czymś więcej niż „kroniką” — w ciszy nocy (przerywanej tylko skargą bezdomnych kotów) jej pozornie kronikarski dystans staje się pasją, gniewem, cierpieniem, przebijaniem się do zrozumienia.

EWA BIEŃKOWSKA

Fragment książki Ewy Bieńkowskiej „Pisarz i los. O twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego”. Warszawa, Zeszyty Literackie, 2002.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek