Sonet osiemnasty cyklu pierwszego: poeta i maszyneria nowoczesności
Wiek XIX konfrontował – zwłaszcza po romantyzmie – poetę ze światem. Wiek XX, zwłaszcza gdy się już na dobre zaczął, czyli w czasie po Wielkiej Wojnie, stawiał poetę wobec nie tyle maszynerii świata, co wobec maszyny samej w sobie. Wobec inwazji nowoczesności, wobec hipertrofii techniki.
Temat ten pojawia się w kilku sonetach z cyklu orfickiego – ten, o którym mowa dzisiaj, jest pierwszy z rzędu – inicjuje niejako ten temat (który powróci jeszcze w sonetach 22., 23. i 24. części pierwszej, a potem w 10. i 22. części drugiej). Piszę „niejako”, osłabiam semantykę, gdyż ostrożność tu nie zawadzi – wszak temat gwałtownego, bolesnego, a często bezpowrotnego, zderzenia z nowoczesnością, w postaci obcej człowiekowi maszyny, pozostaje jednym z najważniejszych wątków liryki poprzedniego (podług chronologii) wielkiego cyklu Rilkeańskiego – cyklu z Duino.
To świetny wiersz w oryginale – Rilke oddaje temperaturę zderzenia człowieka progu nowoczesności (sam, żyjąc w latach 1875-1926, przeżył jedną połowę swego życia w XIX stuleciu, a drugą – w XX) z inkarnacją par excellence tejże nowoczesności: wersy się skracają, groza tego, co nowe i nowoczesne, wisi w powietrzu, dlatego – jak sądzę – w pierwszych dwu wersach poeta, bliższy Orfeuszowi niż maszynie, chroni się w apostrofie do Boga.
Tym razem, inaczej niż zwykle, będę się odwoływać do czterech polskich przekładów, także do najwcześniejszego, poczynionego w latach okupacji hitlerowskiej, spolszczenia Jerzego Kamila Weintrauba, gdyż on właśnie tę grozę, o jakiej pisze Rilke, widzi i słyszy mocniej niż tłumacze po-drugowojenni, a nawet, miejscami – lepiej niż sam Rilke, który miał tylko doświadczenia pierszowojenne.
Pierwsza strofa sonetu osiemnastego brzmi:
(U Weintrauba)
Ów nowy, groźny ton
słyszysz, o Panie?
Wznoszą go z wszystkich stron
jak zwiastowanie.
(U Jastruna)
Czy słyszysz Nowość, Panie,
tryby, co huczą i drżą?
Przynoszą zwiastowanie
ci, którzy wznieśli ją.
(U Antochewicza)
Słyszysz to Nowe, Panie,
jak huczy i dudni?
Nadchodzą Zwiastuni,
co dadzą mu trwanie.
(U Pomorskiego)
Słuchaj, Panie, nowiny
huków, dygotów.
Zwiastun ich narodziny
sławić by gotów.
Każdy z polskich tłumaczy kładzie nacisk na co innego: Weintraub akcentuje quasi-religijność nowoczesności, Jastrun próbuje – dość zawile i z osobliwą koncepcją utrzymania rymu – utrzymać równowagę między sferami sacrum i profanum, Antochewicz zmienia układ rymowy oryginału z przeplotu (który jest trampoliną bezwzględnego rytmu, takiego właśnie jak rytm maszyny) – na kompozycję okalającą (co osłabia odbiór), zaś Pomorski, gdyby nie inwersje (one też redukują nieubłaganą konsekwencję rytmu), byłby może najbliżej Rilkego. Wobec tego najbliżej jest jednak Weintraub – nie udziwnia ani języka, ani rytmiki – wypowiada obawę w zwrocie do dotychczasowego gwaranta bytu – Rilke wypowiada ją podobnie.
W drugiej strofie sytuacja czytających po niemiecku jest klarowna, lecz tych, co zdani są na polską serię translatorską – komplikuje się. Oto Weintraub zaciemnia raczej:
Nie rozdzwoniony świt,
co święty rośnie,
jeno maszyny zgrzyt
chwalą radośnie.
Jastrun próbuje objaśniać, ale robi się z tego nie-wierszowy, nieco rozwlekły, wykład:
I choć nic nie słyszymy,
poprzez grzmot każdej chwili,
lecz udział maszyny
chce, byśmy go chwalili.
Antochewicz – jeszcze bardziej niż Jastrun – idzie w stronę wyjaśnień ad usum delphini:
Choć słuch nasz tracimy
w tym huku szalonym,
lecz rozmiar maszyny
chce być chwalony.
Pomorski także nie unosi precyzji i prostoty oryginału:
Choćby ryki jej uszy
nam ogłuszały,
w swej maszyna bez-duszy
żąda pochwały.
W połowie sonetu-zmagania, sonetu-konfrontacji człowieka z maszyną, Rilke wykłada wszystkie karty na stół, mówi wprost:
Oto maszyny gra:
jak zgiełku krąg roztacza
i jak nas przeinacza.
(Weintraub)
Patrz, jak się ona
toczy i mściwa
osłabia nas i zużywa.
(Jastrun)
Spójrz na maszynę:
jak się toczy i mści
i pozbawia nas sił.
(Antochewicz)
Patrzaj maszynę;
warczy, mści się żelazna,
sił pozbawia, druzgoce.
(Pomorski)
Sens trzeciej strofy pozostaje bezsporny. Nie sposób nie dostrzec zawłaszczenia człowieka, dotychczas wolnego (a jeśli niewolnego, to z powodu przeciwieństw losu – tu odwieczny topos człowieka – Bożego igrzyska – oraz poprzez własne słabości), przez maszynę, maszynerię nowoczesności. Jastrun i Antochewicz podchodzą do tekstu tej strofy najbardziej dosłownie, Weintraub zauważa przeinaczenie, negatywną metamorfozę i buduje na niej metaforę. Natomiast spolszczenie Pomorskiego jest nieadekwatne – przez kuriozalną pomyłkę w pierwszym wersie – tłumacz nie widzi przecinka i przekłada: „Patrzaj maszynę” jak „Tańcz pomarańczę” (nawet, jak się zdaje, z aluzją do tamtego zawołania; archaiczna forma wołania pogłębia jeszcze konfuzję w poetyce odbioru), podczas gdy Rilke pisze wyraźnie: „Sieh, die Maschine” (dosłownie: „Patrz, ta maszyna”).
Jaki poeta progu nowoczesności daje wygłos opisowi zderzenia, bezbronnego właściwie, człowieka z machiną? To rodzaj przejęcia, zawłaszczenia, narzucenia swego, dominującego i szybszego, rytmu, proces raczej nieodwracalny – w różnym stopniu oddawany w polskich przekładach:
W niej siły naszej tętna,
gdy ona beznamiętna
i rozedrgana gna.
(Weintraub)
Niech beznamiętnie,
choć przez nas żywiona,
służy swym tętnem.
(Jastrun)
Choć z nas moc swą czerpie,
to niech beznamiętnie
pędzi i służy jedynie.
(Antochewicz)
A choć z nas ciągnie moce,
namiętności nie zazna
służąc nam czynem.
(Pomorski)
Widział Rilke śmiercionośną i jednokierunkową przemoc nowoczesności coraz wyraźniej: już w Maltem (1910) był nią przerażony – to prawdziwy pre-egzystencjalizm (Rilke widzi jaśniej i prędzej niż Heidegger); w Elegiach duinejskich(1912-1922) – narastało w nim przekonanie o jałowieniu cywilizacji, o jej umieraniu (Eliot czy Thomas Mann dostrzegli to nieco później); frazy sonetów będą opisywać tę nową kondycję człowieka – już nie wobec losu czy wobec bezimiennej, masowej śmierci, a wobec nieuchronnej mechanizacji istnienia – jeszcze inaczej.
Po Maltem, po cyklu duinejskim – pierwszy raz – pojawia się także możliwość (nikła i – być może jedynie – życzeniowa) owego „treibe und diene”, działania, które służy. Zdaje się Rilke (a wcześniej tak nie bywało) snuć ostrożne przypuszczenie, że – owszem – maszyna nowoczesności wykorzystuje nas, ludzi, ale my możemy doprowadzić ją do stanu, w którym także (działając, funkcjonując właściwie) ona będzie służyć nam. Już nie przewaga człowieka (zgoła niemożliwa), a wyrównanie rachunków, równowaga szans, jest tu pożądaną stawką w grze.
Rilke sam staje się – powoli i orficko – jednak nowoczesny.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY