Sonet dwudziesty drugi cyklu pierwszego: kwiat i książka, książka i kwiat
Sonet dwudziesty drugi cyklu pierwszego, napisany w Muzot między 2 a 5 lutego 1922, należy do najbardziej urokliwych i… najsmutniejszych w tej poezji. Urok widać w wersie ostatnim, wygłosowym, którego brzmienie, najprostsze z prostych, przeniosłam do tytułu (to skądinąd jedyny wers, który we wszystkich, analizowanych tu przekładach brzmi identycznie – choć inwersyjnie wobec oryginału – gdzie „Blume und Buch”, aliteracja i składnia pozostają przecież, także w przekładzie, w mocy). Cień pojawia się już, gdy wers przedostatni zestawić z ostatnim, i kiedy okazuje się, że książka jest po stronie światła, jasności, zaś kwiat tam, gdzie mrok. To sonet o przemijaniu (i trwaniu wbrew tej przypadłości kondycji ludzkiej), sonet rymów tak dokładnych, że aż przeglądają się w swych najdalszych wnętrzach, wątły i kruchy (nawet graficznie „szczuplejszy” niż większość Sonetów do Orfeusza; przypomina jedynie I, 9, lecz wydaje się, że I, 22 jest bardziej radykalny i nowoczesny; mniej jest opowieścią, bardziej – wezwaniem, imperatywem – chociaż temat sporu światłości z ciemnością pozostaje ten sam).
Rilke rymuje, inni wyliczają. Przeciw vanitas najlepsza jest enumeracja, nadmiar, zagadanie horyzontalnej pustki – przezwycięża się śmierć wielością, hiperbolą (wiedzieli o tym twórcy barokowi). Przynajmniej złudzenie takie się tworzy, że raczej coś niż nic.
Tym razem nie od rzeczy będzie czytać spolszczenia sonetu – od najstarszego, od Weintrauba. Wydaje się, iż prostota i nowoczesność Rilkego, razem wzięte, są dla tłumacza zbyt wysoko postawioną poprzeczką – nie przekłada, lecz tworzy omownie, opowiada ten sonet:
Oto nas droga gna.
Lecz z kroków naszych czas
dostrzega tylko w nas
ów bezruch, który trwa.
Mknął szybkoskrzydły wiatr,
już przewiał jego trud;
lecz przemijanie lat
musimy święcić wprzód.
Rzuć, chłopcze, męstwo twe
nie w pośpiech, który pierzchł,
nie w loty ponad świat.
Wszystko spoczywa w śnie:
świętość i ciemny zmierzch,
książka i kwiat.
Walorem wczesnego spolszczenia jest odwzorowanie układu rymów, występującego w oryginale. Już jednak semantyka, zarówno rymowa, jak i wersowa, stroficzna – jawi się jako inna; radykalną prostotę Rilkeańskich fraz naruszają nie tylko predylekcje Weintrauba do peryfrazy, lecz także amplifikacje oraz przesunięcia sensów, przeakcentowania: przedostatni wers „świętość i ciemny zmierzch” streszcza obydwie przypadłości tego przekładu: po niemiecku wers brzmi: „Dunkel und Helligkeit” („mrok i jasność” – istnieje jednak słowo „Heiligkeit” – świętość – czyżby tłumacz się po prostu pomylił?), a tautologiczno-amplifikacyjny „ciemny zmierzch” (pomijając, że «zmierzch» jest czymś innym niż «mrok») daje efekt odmienny od zamierzonego, nie wzmacnia znaczenia. Podobnie zmiana liczby mnogiej (Knaben) na pojedynczą (chłopcze) w strofie trzeciej – osłabia zawołanie – gdyż cały sonet rozgrywa się w liczbie mnogiej: pomiędzy nami – pędzącymi i przemijającymi a tymi, którzy trwają. Weintraub opowiada i dopowiada sonet Rilkego, nie jest to re-narracja ścisła. Gdyby przyjąć Tuwimową definicję przekładu jako zegara, który wskazuje ten sam dzień i tę samą godzinę, co oryginał, polski tłumacz wskazywałby czas przed napisaniem tego sonetu przez Austriaka (mimo, że spolszczenie powstaje kilkanaście lat po publikacji wiersza w oryginale). W niemieckim wierszu nie ma ani jednego przymiotnika, podkreślającego / dookreślającego rzeczownik, są samodzielne rzeczowniki i imiesłowy czynne w funkcji przymiotnikowej. To sonet bezprzydawkowy, chciałoby się rzec. Weintraub nie respektuje tej specyfiki, ba – tej dominanty, stąd ani uroda, ani radykalna wymowa sonetu nie objawiają się polskiemu czytelnikowi.
A Jastrun? Popatrzmy:
My, wciąż śpieszący,
lecz czasu krok – tylko
maleńką chwilką
we wiecznie trwającym.
Wszystko śpieszące
przeminie wczas,
tylko trwające
uświęca nas.
Niech nie porywa
was pęd i lot,
nie trwońcie młodych lat.
Wszystko spoczywa:
światło i mrok,
książka i kwiat.
Literalnie spolszcza Rilkego? Bardzo się stara, jest podobnie enigmatyczny i celny, oszczędza słowa, by wydobyć znaczenia. Nie ma u niego jednak chłopców (ani nawet chłopca) w strofie trzeciej, tylko jakieś bliżej nieokreślone „wy” (a napięcie między dorosłymi w ciągłym pośpiechu i dorastającymi, którzy mogliby uniknąć błędu bycia w pędzie – widoczne jest bardzo wyraźnie w oryginale). Notuję jeszcze jedno potknięcie Jastruna, jakim trzeba by nazwać ochotę na dydaktykę: w strofie trzeciej, Rilkeańskie polecenie – skierowane do chłopców – by nie rzucali odwagi w pęd („nicht in die Schnelligkeit”) i próbę lotu („nicht in den Flugversuch”), Jastrun opatrzył amplifikacyjnym wersem: „nie trwońcie młodych lat” (zauważmy – u Rilkego to raczej motywacja, łagodne napomnienie, u Jastruna – nagły Jachowicz z „Nie rusz, Andziu, tego kwiatka…”).
Bernard Antochewicz narusza konstrukcję rymową trzeciej i czwartej strofy (u Rilkego: abc abc), czasem wręcz decydując się na współbrzmienie niedokładne (wraz – kwiat) i przystając na brak finezji (lotu – polotu). Sonet Rilkego w tej wersji przekładowej przypomina bardziej, poetycko niekoherentny, zestaw praw kosmosu (zbędne majuskuły, podobnie jak u Jastruna – brak zwrotu do chłopców, bezpośrednio nazwanych), niż dramatyzm ludzkich w tym świecie wyborów (chociaż strofa ostatnia – gdyby nie amplifikacyjne „wraz” – byłaby, semantycznie najbliższa oryginału spośród wszystkich spolszczeń):
My wciąż Pędzący,
wszelako czasu brak
drobnostką będzie wciąż
w wiecznie Trwającym.
Wszystko Śpieszące
niebawem znika;
dopiero Trwające
nas wtajemnicza.
Swej odwagi, polotu,
nie darujcie prędkości,
ani próbie lotu.
Wszystko spoczywa wraz:
mrok i jasność,
książka i kwiat.
Pomorski archaizuje, opowiada, amplifikuje, nadinterpretuje. Gdy ktoś nie zna oryginału, czyta bardzo urodziwy sonet (z echami-cytatami z poezji polskiej), lecz przecież ewidentnie pouczający („Bo świat jest nieruchomy” – u Pomorskiego; „Wszystko spoczywa” – u Jastruna i Rilkego; „Nie w pędzie, chłopcy, w skok / nie lotem nad poziomy / zdołacie podbić świat” – u Pomorskiego; „Chłopcy, nie rzucajcie odwagi / w prędkość / w próbę lotu” – w dosłownym spolszczeniu Rilkego). Jeden jedyny Pomorski zachowuje wszak zwrot do chłopców – tak nazwanych – i w liczbie mnogiej. Układ rymów tłumacz zmienia, ale konsekwentnie i przekonująco. Zatem, powtórzę, Pomorski proponuje bardzo urodziwy wiersz, nie do końca jednak ekwiwalentny wobec oryginału, mniej surowy (w znaczeniu: in crudo), z przesuniętymi punktami ciężkości, proponuje pewną wariację na temat wiersza niemieckiego (wariację w znaczeniu muzycznym):
Niech pośpiech nagli nas.
Ale oboim światom
postępem mierzy czas
najbłahszy trwania atom.
Ten, co przyspieszał kroku,
znikł, obraz prysł;
dopiero bezruch oku
odsłania prawdy rys.
Nie w pędzie, chłopcy, w skok,
nie lotem nad poziomy
dołacie podbić świat.
Bo świat jest nieruchomy:
jak jasność i jak mrok,
książka i kwiat.
Wszyscy polscy tłumacze tego sonetu – najmniej Jastrun, którego przekład sytuuje się także najbliżej Rilkeańskich ducha i litery – nie dostrzegli owej próby Ikarowej próby lotu, nieudanej, a przecież wziętej z chłopięcego marzenia.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY