HOME
Mariusz Wilk

Sacały

Z historią Sacał związana jest postać Pawła Nikołajewicza Rybnikowa – wicegubernatora guberni kaliskiej w latach 1867–1885. Pojawił się w Kaliszu w roku 1866, a więc po klęsce powstania styczniowego. Paweł Rybnikow kupił na terenie Wielkopolski kilka majątków, w tym leśny folwark Sacały.

Z tablicy informacyjnej na miejscu folwarku w lesie sacalskim

 

1. Z Andrzejem Rybnikowem, prawnukiem wicegubernatora Kaliskiej guberni Priwislanskogo kraja, umówiłem się w Kaliszu na dworcu. Zamierzaliśmy wspólnie przejść się do mogiły jego pradziada Pawła Nikołajewicza Rybnikowa na prawosławnym cmentarzu przy ulicy Górnośląskiej, a potem pojechać do Sacał – letniej daczy wicegubernatora. To była moja trzecia wizyta w grodzie nad Prosną w ciągu niecałego roku.

Pierwszy raz przyjechałem do Kalisza ubiegłym latem, aby spotkać się z autorem pierwszej polskiej książki o Rybnikowie – profesorem Krzysztofem Walczakiem. Wyszła w ramach serii „Kaliszanie”. Niewielka, ledwie siedemdziesiąt stron, wydana przez Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, którego profesor Walczak jest prezesem. Podziękowałem panu Krzysztofowi za egzemplarz z dedykacją, obiecując, że jak przeczytam, to wrócę do Kalisza, aby porozmawiać. Profesor narysował mi, jak trafić na mogiłę Pawła Nikołajewicza Rybnikowa na cmentarzu prawosławnym. Cały dzień padał deszcz.

 

 

Cmentarz greko-prawosławny w Kaliszu leży naprzeciwko cmentarza katolickiego po drugiej stronie Górnośląskiej, nieco na uboczu, na niewielkim wzniesieniu za zmurszałym murem po schodach, jak gdyby od razu na tamten świat. Dzięki rysunkowi profesora Walczaka bez trudu znalazłem mogiłę Rybnikowa i położyłem na niej czerwoną różę w imieniu Polsko-Rosyjskiego Towarzystwa Przyjaciół Rybnikowa. Na cmentarzu oprócz mnie nie było żywej duszy, nie licząc ptaków i drzew, ścieżki zaledwie widne pod zeszłorocznymi liśćmi, mogiły zarośnięte chwastem i trawą, krzyże pokoszone, cyrylica nieczytelna… Mur dookolny dawał poczucie ujuta – bycia u siebie – choćby na tym skrawku ziemi, a zarazem miało się wrażenie wyrzucenia poza margines Kalisza realnego, który pozostał za murami. Tam miasto tętniło życiem, tutaj cisza wibrowała w gałązkach drzew.

 

 

2. Powtórnie przyjechałem do Kalisza po lekturze książki o Rybnikowie, aby porozmawiać z profesorem Walczakiem. Konkretniej niż za pierwszym razem. Profesor zrazu zwrócił uwagę, że zdjęcie z pogrzebu Rybnikowa w Kaliszu, które zamieścił w monografii, okazało się odkrytką z innego pogrzebu, co zdradziła drobiazgowa analiza wywieszek ulicznych. Na jednej widnieje nazwa firmy, która nie istniała w czasie pogrzebu rosyjskiego wicegubernatora.

Siedzibą Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk rządziły duchy, unosząc się nad książkami. Duch starożytności, którego pierwszy ślad w piśmiennictwie pod postacią Calissii utrwalił Ptolomeusz w II wieku naszej ery i duch wielkopolskiego grodu, który ulubili sobie najwięksi polscy królowie, Jagiełło i Kazimierz Wielki, duchy Napoleona i Aleksandra II, ale poczułem także zapaszek miasta, które nieraz przechodziło z rąk do rąk, zostawiających na nim odciski palców, dziedziczne choroby i zmiany w urzędowym języku. Z okien Towarzystwa widziałem okazałą bryłę Pałacu Komisji Wojewódzkiej Kaliskiej, gdzie wicegubernator Paweł Nikołajewicz urzędował i chciałoby się przez teatralną lornetę zajrzeć do okien dawnej Resursy (okna za kolumnadą), to znaczy do Klubu Rosyjskiego, założonego przez Rybnikowa z braku lepszego zajęcia. W Klubie organizowano doroczne bale, różne loterie na cele patriotyczne i inne dobroczynne zbiórki, czytano rosyjską prasę według pietrozawodskich wzorów. Ale przede wszystkim w Resursie regularnie grywano w wista. W tamtych latach wist był chorobą rosyjskiej elity, zwłaszcza na prowincji. Jeszcze na karelskim zesłaniu Rybnikow o tym pisał i przestrzegał w „Gubernskich Wiedomostiach”, lecz widać sam nie potrafił się oprzeć karcianemu zabolewaniu.

 

 

Zapytałem profesora Walczaka o majątki ziemskie, które Rybnikow wykupował od państwa rosyjskiego, zabezpieczając, jak sądził, przyszłość sześciorga dzieci. Było tego 47 dziesięcin pod Dębem i 70 dziesięcin w Tykadłowie w powiecie kaliskim, 462 dziesięciny w Osinach w powiecie kolskim i 1240 dziesięcin w Jaskrowie w powiecie częstochowskim piotrowskiej guberni. I raptem to wszystko stracił, a zaraz potem umarł! Co się stało? Toż nie mogli go polscy szulerzy oszukać, co sugerują niektóre źródła, bo miał władzę i żandarmów w razie czego, więc musiał to być dług honorowy. A na co umarł?

Profesor skierował mnie do Archiwum Państwowego w Łodzi i dalej snuł rozmaite wątki z dziejów miasta. Mógłbym go słuchać bez końca, zwłaszcza że przeszłość Wielkopolski znam słabo, a wątek Kalisza tym gorzej, ale do Rybnikowa niewiele z anegdot profesora się odnosiło, więc zluzowałem uwagę i tylko jeszcze zanotowałem familię ostatniego gubernatora Michaiła Daragana, pod którym Rybnikow służył i który bardzo pomógł wdowie po Pawle Nikołajewiczu.

Na moją prośbę profesor Walczak zadzwonił do Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej i poprosił, aby jeszcze nie zamykali, bo polski pisarz z Rosji chciałby sfotografować portret Daragana, znajdujący się w zbiorach muzealnych. Daragan zasłynął wśród czynowników rosyjskich swoją sympatią do Polaków, podobnie zresztą jak Rybnikow… Ostatni raz widziano Michaiła Daragana na dworcu w Wołogdzie w czasie wojny domowej w postaci bezdomnego dziada w poszarganym białogwardyjskim mundurze.

 

 

Prosto z Kalisza pojechaliśmy do Łodzi, gdzie w Archiwum Państwowym czekała na nas teczka osobowa Rybnikowa, a w niej ponad dwieście dokumentów… Wnikając w wyblakłą cyrylicę, można było wyczytać, że Paweł Nikołajewicz Rybnikow zmarł w wieku 53 lat na jazwę żołądka. Zjadł go wrzód, a żona została z długami.

 

3. Trzeci raz przyjechałem do grodu nad Prosną z Andrzejem Rybnikowem, prawnukiem Pawła Nikołajewicza. Odnalazłem go w Warszawie, gdzie mieszkają tylko z Marzeną, bo dzieci już dawno wyfrunęły z kraju. Andrzej urodził się w 1955 roku w Brudzewie, dokąd rodzina Rybnikowych przeniosła się z Sacał w 1945 roku po rozkułaczeniu. Andrzej ma domek w Brudzewie i lubi jeździć w rodzinne strony na wakacje.

Jadąc do Kalisza, zastanawiałem się, kto nam zrobi zdjęcie do archiwum Towarzystwa Przyjaciół Rybnikowa, wszak to nie byle fota: wnuk na grobie dziada, słynnego rosyjskiego filologa i w dodatku ze mną, autorem tej byli. Z poprzednich odwiedzin zapamiętałem cmentarz prawosławny w Kaliszu jako zupełnie pusty, ale tym razem był… zamieszkany! Pod kamienną wiatą zbiorowej mogiły znalazło sobie przystań dwóch bomżów, czyli po polsku: bezdomnych. Nie tylko wyrwali się do zrobienia zdjęcia, ale żywo zainteresowali się, kto tam leży? A jak dowiedzieli się, że to pradziad Andrzeja, to poprosili o fotkę z nim na pamiątkę i zobowiązali się za dwadzieścia zeta przez cały rok sprzątać mogiłę Rybnikowa. Tyle wynosi roczne utrzymanie domowiny słynnego filologa w Polszy!

Z Kalisza pojechaliśmy via Brudzew do Sacał, mijając po drodze wielohektarowe panele elektryczne. Nowobogacki nieciekawy landszaft, nie ma na czym wzroku zawiesić. Powszędy reklamy opon.

 

4. Dopiero po zjechaniu z głównej asfaltowej drogi na leśny sacalski trakt znaleźliśmy się znienacka w świecie dziadkowych opowieści. Oto leśna droga, dużo szersza niż dzisiaj, w kolasce wdowa po filologu, dziadek Andrzeja i żandarm z ochrony, ale las się nie zmienił…

 

 

…i zaraz kamień, tak to była brama do folwarku, a za nią pierwsze budowle gospodarcze, z których już nawet nie zostały ostatki fundamentów. To chyba obory albo stajnie, gdzieś tutaj ruiny znikają pod murawą, nieco dalej była stróżówka, w której zwykle kwaterowali żandarmi z ochrony pradziadka (dziesięciu żołnierzy), bo należy pamiętać, że dookoła rozciągały się tereny powstańcze. Co było potem? Andrzej nie bardzo pamięta, gdyż opowieści dziadkowe się rozjeżdżają w jego wspomnieniach na te, które zasłyszał i te, które potem zapisał.

 

 

Przeszliśmy przez folwark jak przez powidok dziadkowych opowieści, legend rodzinnych i snów, powidok drżący już tylko pod powiekami Andrzeja, jego córek to zupełnie nie interesuje, a Marzena w ogóle nie lubi tego miejsca.

– Ot, chyba gdzieś tutaj – Andrzej był niepewny.

 

 

Po kilkudziesięciu metrach przedzierania się przez zarośla stanęliśmy nad leśnym wykrotem. To tutaj stał dworek Pawła Rybnikowa, jego ostatnie pristaniszcze na ziemi… Tu przepadło całe rodzinne archiwum, korespondencja z Lwem Tołstojem i parę innych rarytasów, wdeptanych w ziemię butami sołdatów sowieckich w 1945 roku. Tu…

 

 

Wrocław, październik 2025

MARIUSZ WILK

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek