Zapiski w szarym 100-kartkowym zeszycie zaczęłam prowadzić, żeby rozładować kipiące we mnie emocje wywołane warunkami życia pierwszych dni stanu wojennego, zaradzić przymusowej bezczynności, zapanować nad niszczącym poczuciem bezsilności, zwalczyć bezradność. W ciągu jednej nocy została zamrożona wszelka działalność, urwane kontakty, zablokowany dostęp do informacji. Tym, których nie internowano, nie aresztowano, grożono represjami. Zapiski miały charakter osobisty, intymny i nie miałam zamiaru ich publikować. Dziś zdecydowałam się je ogłosić, bo tamte emocje zblakły, a dziennik czytany po czterdziestu latach nabiera wyrazistości, obserwacje i komentarze w nim zawarte, aktualności. Do oryginalnego tekstu włączyłam uzupełnienia, wyjaśnienia, rozwinięcia, które, jak sądzę, są potrzebne tym, którzy nie mogą pamiętać tamtego czasu.
P. S.
7 lutego (57) – niedziela
Odbyłam z Julką rozmowę na tematy zasadnicze. Zaczęło się od tego, że upiekłyśmy wczoraj wspólnie ciasto, które Natalia powiozła do Jaworza. Julka pytała czy na pewno napisałam na cieście „całujemy mocno” oraz oświadczyła, że chciałaby, żeby tam było także napisane, że Julka zrobiła ciasto dla Witka, a Natalia zawiozła. Zaproponowałam Julce napisanie listu o tym wszystkim, ale ona z kolei wymyśliła, że mogę do Witka zatelefonować. I tu nastąpiła tzw. „trudna” rozmowa: – Dlaczego nie możesz zatelefonować do Witka? – Bo jest wojna i nie pozwalają do niego dzwonić. – To gdzie jest Witek? – Witka zamknęli żołnierze. – Ale dlaczego? – Boją się go, widocznie. – Ale dlaczego, czy on jest wilkiem? Dalej było o tym, że się boją, bo Witek mówi prawdę i że trzeba mówić prawdę, żeby być CZŁOWIEKIEM. Nie wiem ile z tego Julka zrozumiała, chociaż o tym, że prawda jest wartością wiedziała już wcześniej i dała temu wyraz w rozmowie. Na koniec oświadczyła, że chce, żeby wojna się skończyła. Chciała też ze mnie wydobyć odpowiedź na pytanie, kiedy się skończy wojna i czy jeśli się skończy, to Witka wypuszczą.
Ostatnio Julka połknęła porcję nauk o życiu. Tak się jakoś sytuacje układały. Wczoraj w tramwaju ustępowałyśmy miejsca jakiejś staruszce (więcej chętnych nie było, chociaż czteroletnia Julka jeszcze kiepsko stoi w tramwaju). Julka ostro protestowała (dotąd to jej ustępowano miejsca), ale zdołałam jej wytłumaczyć, dlaczego i po co tak się postępuje i że nie możemy się oglądać na innych. W drodze powrotnej znów miałyśmy staruszkę i tym razem Julka wstała bez słowa sprzeciwu. Ciekawostką jest, że i tym razem brak było jakiejkolwiek reakcji ze strony stojących i siedzących (w tramwaju) obywateli PRL, stanowiących dość reprezentatywną próbkę dla płci, wieku i zatrudnienia.
8 lutego (58) – poniedziałek
W ubiegły piątek (29 stycznia) odbyło się pierwsze po wojnie przedstawienie Wesela w Teatrze Narodowym. Był to jednocześnie pierwszy po wojnie (i jak się okaże ostatni) występ na deskach scenicznych „znanego polskiego aktora [Janusza] Kłosińskiego”. Tak zaprezentowany pojawił się na ekranach telewizorów w końcu ubiegłego roku, żeby nas poinformować, jak cieszy go i uspokaja wprowadzenie stanu wojennego. Natomiast na wspomnianym spektaklu w Teatrze Narodowym, tłumnie zgromadzona publiczność nie omieszkała wyrazić swojego stosunku do p. Kłosińskiego i jego przemówienia telewizyjnego. Każde jego wejście na scenę wywoływało huraganowe oklaski, zagłuszające wypowiadane kwestie i trwające do chwili opuszczenia przez niego sceny. Kłosiński grał Żyda i jego rola wygasa przed końcem przedstawienia. Skoro nie miał się już pojawić na scenie widzowie zaczęli wstawać z miejsc z okrzykami: skończyło się najlepsze, idziemy do domu, nic ciekawego już nie będzie, nie warto zostawać, opuszczali salę. W poniedziałek (1.02) WRONa zwołała w teatrze zebranie zespołu i zażądała, żeby potępił zachowanie publiczności na piątkowym spektaklu. Zespół nie potępił. Kłosiński odchodzi na emeryturę. Teresa [Bogucka] opowiadała, że kiedy w obecności ks. [Stanisława] Małkowskiego zastanawiała się czy to nie za surowa kara, powiedział: „Grzech był publiczny, to i pokuta musi być publiczna”. Podobno wyklaskano ze sceny także Stanisława Mikulskiego, który pojawił się w TV dwukrotnie. Raz po projekcji jakiegoś filmu wg scenariusza [Wojciecha] Żukrowskiego, w którym grał (rozmawiał z Żukrowskim o filmie). Drugi raz w koncercie życzeń telewizyjnym (jest to stały program, w którym od dawna występował). Chociaż nie powiedział nic brzydkiego, sam fakt pojawienia się w telewizji wystarczył. Okazuje się, że w środowisku aktorskim prowadzi się listę kolaborantów (poza wymienionymi trafił tam także Czesław Niemen). Obowiązującą normą jest niewspółpracowanie z telewizją w żadnej formie. Przerwano wszelkie próby i kręcenie filmów dla TV. Dlatego karmieni jesteśmy różnymi starymi programami. Sama już (nawet w tych zapiskach) stawiałam sobie pytanie o to, czy współpraca lub praca dla TVP jest kolaboracją i dobrze się poczułam, kiedy dowiedziałam się, że sami zainteresowani odpowiedzieli na to pytanie tak samo jak ja.
Z relacji nadchodzących z Gdańska wynika, że po Dniu „Solidarności” (składanie kwiatów pod pomnikiem 1970 r. – 30 stycznia) panuje tam terror. W Warszawie znaczne nagromadzenie patroli. Często rewidują. Ale Jacek B[arankiewicz] przyniósł znów pogodną relację z tego, co przydarzyło się znajomej z pracy jego matki. Szła Nowym Światem i była legitymowana i rewidowana przez wojskowy patrol. Wzięli torebkę, przeglądali, nic nie znaleźli, zwrócili. Pani wzięła torebkę, ale kawałek dalej postanowiła sprawdzić czy coś je nie zginęło (Anrzejowi Klarkow[skiemu] po rewizji plecaka brakowało kołowrotka od wędki za 5 tys. zł). Weszła do bramy, zajrzała do torebki i znalazła karteczkę, której tam przedtem nie było. Na kartce było napisane: Prędzej skona WRONa niż ORŁA pokona. Przełożyła ulotkę w bardziej bezpieczne miejsce, ale nie spotkała żadnego innego patrolu, który poszukiwałby czegoś w jej torebce. Potem znów przechodziła Nowym Światem i ten sam patrol uprawiał swoją działalność.
Dziecko legitymowanych na ulicy rodziców zapytało: „Tatusiu dlaczego ten Niemiec mówi po polsku?”. Babcia Czesia skarży się, że dziś na spacerze Julka na widok przechodzącego żołnierza zawołała: „A niech marznie!”. A więc przesącza się w dziecko nasz jad nienawiści. Czy ją przed tym chronić? Ale jak? I tak, na szczęście, nie chodziła wystarczająco długo do przedszkola, żeby utrwalić schemat: zły w mundurze = Niemiec. A jeśli zaczyna w niej tkwić, że zły = w mundurze? Ale czy inna jest rzeczywistość? Co jest gorsze, nadmiar ufności czy nadmiar nieufności? Przecież dla czterolatka jest czarne i białe, dobre i złe. A przede wszystkim, karmi się naszymi emocjami. Oczywiście, ludzie są różni. Nie są jednakowi ci co noszą mundury, tak samo jak nie są jednakowi ci co ich nie noszą. Ostatnio miał miejsce proces Krzysztofa Ołki za próbę przyczepienia ulotki. Był to najwyższy dotąd wyrok wymierzony przez sąd warszawski – 4 lata. Cala sprawa pokazuje jak wiele może zależeć od jednostek. Informacje pochodzą z relacji obserwatora procesu. Chłopaka próbował złapać przy przyklejaniu ulotki przechodzień, Zbigniew Trojanowski – mistrz kablowy, zam. w Warszawie przy ul. Głogowej 22. Chłopak zdołał się wyrwać i wskoczyć do tramwaju. Wtedy mistrz kablowy zatrzymał milicjanta i poprosił o zatrzymanie tramwaju i ujęcie zbiega. Milicjant jakoś się wykręcił brakiem czasu lub niewiarą (gdyby mistrz Trojanowski był ubekiem, a nie jedynie prawomyślnym obywatelem, zatrzymałby tramwaj sam lub potrafił skłonić do tego milicjanta). Wtedy Trojanowski poprosił o tę samą przysługę przechodzący patrol wojskowy, który z chęcią Ołkę schwytał i dostarczył do sądu. Gdybyśmy chcieli wartościować na skali przyzwoity – łobuz po ubiorach i mundurach, to tu kolejność byłaby dokładnie odwrotna od oczekiwanej (milicjant – żołnierz – cywil zamiast żołnierz – cywil – milicjant). Mistrz kablowy Trojanowski jest moim kandydatem do donosu, a dokładniej jego adres. Taki numer wykonano już [Wojciechowi] Żukrowskiemu. Anonimowy informator powiadomił WRONę, że pod adresem Karowa 14/16 ukrywa się Zbigniew Bujak. Najpierw przetrząsnęli Żukrowskiemu mieszkanie, a potem zainteresowali się do kogo ono należy. Muszą teraz działać szybko, bo był donos na [Zbigniewa] Janasa i przez brak pośpiechu ścigających Janas zdołał uciec.
14 lutego (64) – niedziela
Minął kolejny tydzień. We środę młodzi chłopcy podpalili pomnik Dzierżyńskiego, rzucając chyba butelkę z benzyną. We czwartek, piątek i sobotę od godziny dziesiątej wieczór do później nocy jeździły w kółko po Żoliborzu trzy, te same (sprawdzaliśmy numery) transportery. W innych dzielnicach – to samo. Dziś podobno podano w TV, że się to nazywa AKCJĄ SPOKÓJ.
Wczoraj (13) zajścia uliczne w Poznaniu. Ulotki wzywały ludzi na plac Mickiewicza. Wprowadzono „zaostrzenie przepisów stanu wojennego”.
Przepisuję Mirkowi pracę magisterską za zgodą Witka na jego maszynie do pisania. Nasza jest trefna, nocami przepisuję na niej niecenzuralne rzeczy, nie powinna być kojarzona z konkretnym nazwiskiem, a praca magisterska ma autora i przed oprawieniem musi przejść przez urząd cenzury. Jestem pod wrażeniem, że siedzę przy biurku Witka, że pracując patrzę przez okno na placyk Tucholski i mam przed sobą ten sam widok co on, gdy tworzy. Idzie mi to pisanie jakoś powoli. Może dlatego. W piątek miałam jakiś atak, chyba kamicy i całą sobotę spędziłam u Bogdana [Zajączkowskiego] w szpitalu na badaniach.
Jest ponuro. Coraz częściej myślę, że jedyna nadzieja, która nam pozostała leży w posępnej filozofii „im gorzej, tym lepiej”. Nastroje wśród ludzi, szczególnie wśród młodzieży – coraz bardziej odwetowe. Tyle nienawiści, że aż strach o tym mówić. Wydaje się, że polityka WRONy systematycznie prowadzi do jej dalszego kumulowania. Coraz więcej plotek i krążących wieści, że „podobno gdzieś ukradziono broń, gdzieś podłożono bombę (w Bielsku Białej podobno wysadzono komendę MO, w Wujku „ukręcono głowy jedenastu milicjantom”) itp., itd.
Dziś wiadomość, że związki branżowe normalnie urzędują. Nie zajmują się jawną działalnością związkową, ale urzędują za swoimi biurkami.
15 lutego (65) – poniedziałek
Od pięciu dni Mirek ma 36 lat. Niezadługo i moje urodziny. Czy też będą wojenne? Ostatnio często zadaję sobie pytanie czy przeżyliśmy już swoją „porcję wolności”. Wygląda na to, że opuszcza mnie już nadzieja. Może jednak będzie to tylko chwilowe. Informacje, które napływają świadczą o tym, że w kraju dzieje się dużo, że wszędzie się gotuje, że ludzie nie mają zamiaru jeszcze się poddawać. To powinno krzepić. W Świdniku obowiązuje godzina policyjna od godziny 19. W ten sposób WRONa walczy z akcją bojkotu DTV, w której uczestniczyli mieszkańcy Świdnika. O siódmej wieczorem wszyscy wystawiali w oknach telewizory (ekranami do ulicy) i tłumnie wylegali na ulice na rodzinne spacery.
Wczoraj byli Perła z Dankiem i Małgosią. Małgosia najpierw była trochę niepewna, ale w końcu tak się rozbawiła z Julką, że nie można jej było zagonić do domu. Dowiedzieliśmy się skąd się wzięła nasza paczka erefenowska. Okazuje się, że to Krzyś Michalski, którego o to pytano, podał m.in. nasz adres. Miasteczko Bergstaadt Oerlinghausen (do paczki załączono widokówkę) ufundowało paczki i wynajęło TIR, który te wszystkie dary przywiózł. Danek [Kalbarczyk] opowiadał, że to Józek Chajn w Białołęce był autorem sposobu na to jak zachować się wobec propozycji podpisania deklaracji lojalności. Opowiadano nam, że wiele osób tak robiło, nie wiedziałam, że Józek był pierwszy. Kiedy panowie ubecy podsunęli mu rzeczony papier do podpisania zapytał: „A panowie to już podpisali?”. „My nie musimy” – odpowiedzieli. „To ja też nie muszę” – powiedział z kolei Józek.
Dziś rano kupiłam 1 litr mleka, serek homogenizowany (chudy), trzy zupy w proszku i zapłaciłam 99 złotych polskich. Zupa koperkowa podrożała z 4.20 zł na 11 zł i to jest jeszcze stosunkowo niedużo.
Ukazuje się coraz więcej gazet. Są już chyba trzy tygodniki („Tyg. Wojenny”, „KOS”, „Mazowsze”). Wpadły „Wiadomości” razem z drukarnią. Ostatnio złapali Wojtka Ostrowskiego, Aldonę Jawłowską (internowani).
14 lutego dotarła do nas odręcznie napisana informacja z FSO od pracujących tam robotników. Przytaczam ją dosłownie:
„Internowani w FSO 13 XII: Dyner Jerzy – oddelegowany do Regionu, Puchowski – członek zarządu fabrycznego; Skoczeń Tadeusz – internowany przypadkowo, znany bezpiece za dowcipy. W czasie walki o wolne soboty nosił na plecach tablicę z napisem: Zmuszają mnie do pracy w wolne soboty. Przed wojną obiecał jednemu partyjnemu, że jeśli odda legitymację, to go w nagrodę wyniesie na plecach za bramę. Partyjny oddał legitymację, a Skoczeń wyniósł go.
Strajk. W dniach 14 – 15 XII strajk okupacyjny w Narzędziowni (Zakład nr 5) – Komitet Strajkowy: Głowacki Edward, Janusz Pieńkowski, Zygmunt Kamiński. Także okupacyjny strajk w Spawalni, do której dołączyły się Tłocznia, Montaż, Mała Spawalnia.
15 XII strajk zmianowy na Odlewni (Zakład nr 7) – spisanie postulatów – Wiśniewski (wiceprzewodniczący zarządu fabrycznego FSO. Postulaty: (1) uwolnić internowanych, (2) odwołanie stanu wojennego, (3) spotkanie z Wałęsą. Postulaty odnieśli dyrekcji: Edward Jankowski, Edward Bereza, Józef Boczoń, Siemiński. Około godz. 14 koniec strajku zmianowego, część załogi Zakładu nr 7 przeszła do Zakładu nr 5.
W nocy z 15 – 16 XII akcja ZOMO. Odcięto wszystkie drogi dojazdowe do FSO wozami pancernymi. Lufy czołgów były skierowane na wychodzących przez rozbitą bramę robotników. Akcja na hali przebiegała spokojnie. Kiedy ZOMO weszło przez okno doznało szoku z powodu grobowej ciszy – robotnicy siedzieli bez ruchu w końcu hali. ZOMO myślało, że to zbiorowe samobójstwo. Atmosferę rozładował głos jednego z ZOMO-wców «Jezus Maria! Chyba żyją!». Na bramie brano z listy i przewożono na komendę Praga-Pn (ul. Cyryla i Metodego). 30 osób dostało kolegium od 4 – 5 tys. zł. Pozostawiono w areszcie Pieńkowskiego (przewodniczący na Zakładzie nr 5), Kamińskiego (oddelegowany do Regionu do kolportażu). Wszyscy trzej[1]z 12 na 13 XII uniknęli internowania wybywając z domu. Ich proces w trybie doraźnym rozpoczął się 28. XII a zakończył 5. I. Wyrok oddoraźniający, wszyscy trzej po dwa lata (prokurator żądał 8 lat dla Pieńkowskiego, po 7 lat dla pozostałych) Obie strony wniosły odwołanie do Sądu Najwyższego.
17 XII w mieszkaniach Boczonia (przewodniczący na Zakładzie nr 7), Jankowskiego, Berezy (mąż zaufania), Siemińskiego (z wyjątkiem Jankowskiego, który po 14:00 15 XII poszedł do domu, trzej pozostali uczestniczyli w strajku na Zakładzie nr 5 i następnie mieli kolegium) była rewizja i wszystkich czterech aresztowano. Sprawa rozpoczęła się 30 XII, a 7 I zakończyła się wyrokiem uniewinniającym w trybie doraźnym. Przewodniczącym była Lidia Misiurkiewicz. Wiśniewski dostał na kolegium dwa miesiące aresztu. Za wszystkich pięciu z Odlewni składała poręczenie POP na FSO, prosząc o uchylenie aresztu – niestety nie pomogło.
Obecnie na FSO. Przewodniczący zarządu fabrycznego FSO, Puścian, choć był na Narzędziowni jest na wolności. Nie podpisał listy lojalności, nie przyjął propozycji współpracy z SB. W dyskusjach z komisarzami jest odważny. Na pytanie komisarzy co ludzie myślą o nich, odpowiedział, że chcą powywieszać komisarzy.
Wiśniewski nie siedział swoich dwóch miesięcy do końca i jest już w pracy, możliwe, że pomogły mu obciążające zeznania na sprawie Pieńkowskiego. (Już przed 13 XII Pieńkowski uważał Wiśniewskiego za człowieka niepewnego, co oświadczył w sądzie). Mistrzowie biorący udział w strajku dostali wymówienia zamienione na przeniesienie: m.in. Woźniak (PZPR). Poszczególne zakłady są odizolowane od siebie. Przechodzenie z zakładu do zakładu za specjalną przepustką.
Około 100 osób pozbawiono kwater prywatnych opłacanych przez Zakład. 160 osób przeniesiono do innych zakładów (głównie o charakterze zmilitaryzowanym): Nowotko, WSK, Okęcie.
Około 30 osób z Narzędziowni przeniesiono na inne działy. W najbliższym czasie w FSO pojawi się około 70 pracowników – wtyczek bezpieki. Mają miejsce masowe występowania z PZPR np. na Zakładzie nr 5 na wydziale 50-12 na 200 osób zatrudnionych, 58 było partyjnych; obecnie tylko 7 pozostało w PZPR.
Z 250 talonów na «Zastawy» dla załogi, załodze dano tylko 50, a reszta dla MO, SB i ZOMO.
Znaczki «Solidarności» są w pracy noszone, chociaż mało. Wychodzi już biuletyn fabryczny. 4.II wiadomo o pierwszym numerze. Masowe ulotkowanie ścian, mimo pilnujących kapusiów.
Na zakładzie nr 5 działa Komisja. Są samo wystarczający, jeśli chodzi o pieniądze przeznaczone dla rodzin internowanych, aresztowanych, na zwroty za kolegia. W ostatnim tygodniu stycznia na Spawalni FIATA, ktoś napisał na tablicy, żeby wieszać czerwonych. Poszła pogłoska, że 30.I wyleci hala spawalni w powietrze. W oznaczonym dniu w zakładzie było pełno milicji. Okazało się, że nie była to prowokacja SB, ale dowcip robotników”.
Na tym kończy się relacja z FSO. Mirek przyniósł wczoraj wiadomość o nowym zarządzeniu prezydenta miasta, że nie wolno pociągać do odpowiedzialności za noszenie znaczków SOLIDARNOŚCI. To trzeba sprawdzić i ew. wydobyć parametry tego zarządzenia.
[W tym miejscu do zeszytu wklejona jest strona zielonej przebitki z przepisanymi na maszynie tekstami dwóch wierszy/pieśni nieznanego autora].
Mniejsze zło
(Autor nieznany)
Mogliby przecież zabić stokroć więcej,
Pojemność więzień zwiększyć parę razy…
Ciesz się narodzie i skowycz w podzięce
Że oszczędzono ci sroższe ukazy.
Czyż uczyniono coś ponad konieczność,
Nad nieuchronność zdrady, kłamstwa, kaźni?
Wątpisz? Lat siedem za myśl niedorzeczną
O niewdzięczniku, brak ci wyobraźni!
Mogliby przecież i do snu twojego
Wedrzeć się nocą przez drzwi wyłamane.
Jeszcze pożyjesz- nie ma tego złego…
Póki i ciebie nie stawią pod ścianę.
Cóż im wzbraniało rozmiażdżyć czołgami
Nie tylko bramy hut, kopalń i stoczni,
Mniej dobrotliwie tłuc pałką, szczuć psami,
Gorliwiej słuchać moskiewskiej wyroczni.
I czy zważyłeś, że robią to sami?
Że samodzielnie od Wielkiego Brata
Biorą rozkazy, spieszą z raportami…
Czy doceniłeś suwerenność kata?
Jeszcze oddychasz, więc sław dobrą wolę
Nim ci języka nie wyrwą wraz z kneblem,
W lufę kamery spójrz z miedzianym czołem
I stań na baczność w hańbie niepodległej.
Jeszcze nie tym razem
(Autor nieznany)
Jeszcze tym razem czołg, pałka i tarcza
Jeszcze tym razem może wam wystarczą.
Jeszcze tym razem można zdeptać butem…
Lecz raz następny? … O, nie wątpię o tym,
Fala przybierze i znów tamy zerwie,
A wtedy drżyjcie, bo wtedy zapewne
Już nic nie wstrzyma tych, którzy raz jeszcze
Głowy schylili, bo oni p o w s t a n ą
I znów wyjdą i wyłamią bramy.
Dzisiaj wy butni, wy dzisiaj zwycięscy –
Pomyślcie o tym, że to wasz dzień klęski.
Żeście przegrali, Bi „lekcji historii”
Nikt nie przebaczy, ani nie zapomni.
Ci – dziś za kratą – mają swych przyjaciół
Ci – dziś w niewoli – mają siostry, braci,
Pomordowani mają cały naród.
On ich poniesie. Do oczu wam staną,
Zakryjcie twarze, bo patrzą tysiące
Co nie zapomną. Patrzcie, ci klęczący
Dziś pochyleni i dzisiaj milczący,
Jutro mądrzejsi, silniejsi legendą
O tych co padli – ci was sądzić będą,
Tym bezwzględniejsi, im bardziej dziś zgięci,
Im więcej dzisiaj na waszych obliczach
Błysków tryumfu, im dziś w waszych oczach
Więcej jest pychy, im więcej pogardy
Tym bardziej wyrok będzie kiedyś twardy,
Tym większą siłą wasze ślady, godła
Zdeptane będą do korzenia, do dna wykarczowane
I nie pozostanie z waszych budowli na kamieniu kamień.
Wy nie zdołacie nawet obca armią
Stawić nam czoła. Zetrzeć Solidarność
Z murów możecie, ale nie z pamięci.
Kiedyś powiemy wam: bądźcie przeklęci.
Pięść się zaciśnie i będziecie w matni
Gdy wyruszymy na „Bój nasz ostatni”.
16 lutego (66) wtorek
Byłyśmy z Natalią u Ady Diemowej. Była w niedzielę w Jaworzu. Widziała się też z Witkiem. Znów zmieniono tam komendanta i lekarza i zaostrzono rygor.
Wieczorem u Krysi Koftowej. Dawno się nie widziałyśmy i dziś spędziłyśmy miło kilka godzin. Przyniosłam stare prześcieradło, na którym Krysia malowała kolorowe kwiaty. To ma być spódnica dla Julki na bal ostatkowy w przedszkolu. Bal odbędzie się w czwartek. Ustaliłyśmy z Krysią, że Julka będzie przebrana za Cygankę, ale Mirek po obejrzeniu wyrobu zadecydował, że to raczej przebranie za WIOSNĘ. Bo ZIMA WASZA, WIOSNA NASZA.
U Krysi – Darek opowiadał co widział jego ojciec na placyku przed Braćmi Jabłkowskimi. Potem Mirek opowiedział o tym samym zdarzeniu, które znał z relacji innego świadka. Kiedy porównaliśmy, okazało się, że ojciec Darka stał w centrum zajścia, a informatorka Mirka – na zewnątrz. Dzięki temu relacje znakomicie się uzupełniają. A było to tak: Szedł chłopak, który miał przypięty do płaszcza znaczek „S”. Nie wiem dokładnie w którym miejscu zbiegu ulic: Bracka, Krucza, Szpitalna, Rutkowskiego i Hibnera miało miejsce to zdarzenie, ale wyobraziłam sobie, że na wysepce w kształcie serka, który tworzy się między przecinającymi się ulicami. To jest tak ruchliwa ulica, że w innym miejscu nie byłoby dość przestrzeni. Tak więc, z jednej strony szedł chłopak ze znaczkiem, a z drugiej patrol, najprawdopodobniej ZOMO (ludzie mają kłopoty z rozróżnieniem służb – wszyscy chodzą w takich samych panterkach moro. Podobno można ich rozróżniać po szalikach – wojsko nosi zielone – a najskuteczniej po orzełkach.) Patrol prowadził sierżant z karabinem maszynowym przewieszonym przez piersi. Kiedy znaczek z napisem SOLIDARNOŚĆ zakłuł go w oczy zatrzymał chłopaka i zażądał dowodu.
„No co, będziemy się teraz tłumaczyć” – wycedził sierżant trzymając w łapach dowód. „Z czego mam się tłumaczyć” – zapytał chłopak, spokojnie i z godnością. „Nie udawaj, że nie wiesz” – zaczął podniecać się sierżant. Rozejrzał się dookoła. Nie byli już sami. Od początku zajścia zaczęli otaczać ich ludzie. Wianuszek widzów robił się coraz grubszy. To podnieciło sierżanta bardziej, zaczął chłopcu wymyślać wymachując przy tym jego dowodem. Próbował powiedzieć co mu może zrobić. Ale gęstniejący tłum – od początku czujny (ale ciekawski) – zafalował. Zaczęły padać okrzyki pełne emocji. „Oddaj dowód, puść chłopaka, patrzcie, przyczepił się łobuz”. Ale także: „gestapo, dranie itp.”. Żołnierze z patrolu, od początku bierni i jakby dystansujący się od sierżanta zaczęli się wycofywać powoli poza kordon rozjuszonych ludzi. W pewnej chwili, starsza kobieta przepchnęła się do sierżanta, złapała z lufę karabinu i przyłożyła ją sobie do brzucha. „No, strzelaj teraz, ty Hitlerze” – rzuciła sierżantowi, patrząc mu wyzywająco w twarz. Sierżant zamilkł, tłum na chwile oniemiał. Kobieta, w tej chwili zaskoczenia sprała sierżanta po pysku. Żołnierze z patrolu wycofali się zupełnie z tłumu. Tymczasem na zewnątrz, ludzie, którzy nie mogli zobaczyć tego co się dzieje w centrum, informują się nawzajem o zajściu. Zatrzymali chłopaka za noszenie znaczka „S”. Dowód mu zabrali. Tłum otaczający zajście liczył już ponad 100 osób. Wtedy właśnie przejeżdżał obok radiowóz. Zatrzymał się na widok zgromadzonego tłumu. „Chcą go zabrać, otoczyć radiowóz, nie dajmy im odjechać” – zaczęli wołać ci, którzy spostrzegli podjeżdżający radiowóz. Wokół radiowozu rozkwitł drugi wianuszek ludzi. Ze środka wysiadł zdezorientowany oficer. „Co się tu dzieje?”. „Zatrzymany się stawia. Obraźliwie się odzywa” – informuje sierżant przepchnąwszy się przez tłum do oficera. Tłum znowu zafalował. „Łże jak pies – kłamstwo – sam jest ordynarny”. Oficer rozejrzał się w koło, ocenił sytuację. „Zwrócić dowód” – zadysponował. W tłumie zerwały się oklaski. „Brawo, tak postępuje prawdziwy Polak” – ludzie popadli w przeciwny skrajnie nastrój entuzjazmu. Mile połechtany uznaniem oficer poprosił: „A teraz, drodzy państwo, bardzo proszę, rozejść się”.
W ciągu paru chwil na placyku zapanował normalny, codzienny ruch.
PAULA SAWICKA
[1] Brak trzeciego nazwiska – nie wiem czy przez nieuwagę pominęli je autorzy ulotki, czy ja przy przepisywaniu jej.