Jakiś czas temu Marek Zagańczyk zachęcił mnie do przyjrzenia się podczas moich badań nad zapiskami Zygmunta Mycielskiego wątkom dotyczącym Żydów i Izraela. Przyznam, że ani nie jest to temat, w którym czuję się kompetentna, ani nie wydawał mi się on specjalnie w pisarstwie Mycielskiego istotny. A jednak okazuje się, że i w tym punkcie można znaleźć u Mycielskiego sporo cennych myśli i spostrzeżeń.
Na pierwsze miejsce wybija się wizyta, którą Mycielski złożył w Izraelu pod koniec 1959 roku, na zaproszenie izraelskich muzyków. Po powrocie z tej wyprawy, w grudniu 1959 roku, w swoim prywatnym (niepublikowanym dotąd) dzienniku zapisał: „Znowu przez prawie dwa miesiące nie byłem w Polsce. Objechałem Rzym, Neapol, Izrael i wróciłem przez cudowne Ateny. Powrót do kraju sprawia mi zawsze wrażenie cudownej egzotyki. Może dlatego tak lubię Polskę?”.
Przygotował wówczas kilka korespondencji – Listów z Izraela, które w części (bo nie wszystkie, o co zresztą Mycielski toczył z redakcją boje) opublikował na początku 1960 roku „Przegląd Kulturalny”. Zastanawiając się nad tym, co napisać w owych korespondencjach, notował we wspomnianym wyżej dzienniku: „Powiedzieć wszystko co wiem i co myślę o Żydach i Izraelu? Pozostać na pozycjach człowieka, który przez dwa tygodnie pętał się między Tel Awiwem, Jerozolimą, Jeziorem Genezaret i Morzem Czerwonym? Byłem tam zanadto przyjmowany, a za mało wetknąłem nosa pod podszewkę. Zresztą, jak tu dziś wtykać nosa pod podszewkę?”.
Mycielski jechał do Izraela z niekłamanym zaciekawieniem, trochę jak do „niepisanej, polskiej w znacznej mierze kolonii nad Morzem Śródziemnym”. Mieszkało tam przecież wielu polskich muzyków, których znał sprzed wojny, a którzy wyjechali wówczas jeszcze do Palestyny, aby zasilić szeregi utworzonej tam w 1936 roku przez wybitnego polskiego skrzypka Bronisława Hubermana orkiestry symfonicznej. Orkiestry, która wkrótce miała stać się jedną z najlepszych orkiestr świata. Dziś na stronie internetowej Izraelskiej Orkiestry Filharmonicznej można przeczytać nie tylko o tym, że utworzył ją Huberman, ale i że w pierwszej dekadzie jej istnienia dominującymi wśród muzyków językami były niemiecki, polski, węgierski i rosyjski, a tylko muzycy młodszego pokolenia umieli posługiwać się hebrajskim.
Trudno się zatem dziwić, że mieszkający w Izraelu muzycy (niektórzy od 1936, inni dotarli tam po wojnie, zwłaszcza kiedy oficjalnie powstało państwo Izrael) chętnie witali kolegę kompozytora z Warszawy. „Wczoraj odbyło się w Tel Awiwie moje powitanie” – wspominał Mycielski, już w opublikowanym po latach przez Iskry dzienniku. „Przyszło mnóstwo ludzi do sali klubu MILO, muzycy, wszyscy tutejsi kompozytorzy, Ben Chaim, Odeon Partas, Tal z Jerozolimy, Borkowitsh, przedstawiciele towarzystwa Polsko-Izraelskiego, ktoś z naszego poselstwa, oczywiście Karol Klein etc. Coś ponad 50 osób. Mnóstwo hebrajskich przemówień, które mi tłumaczono, mnóstwo Żydów z Polski, którzy się przepychali z pytaniami o [Zbigniewa] Drzewieckiego, [Zygmunta] Grossa, [Jana] Maklakiewicza, o różnych ludzi, których nie znam, o Kraków, Lublin, Łódź. Odpowiadałem, co było tłumaczone na hebrajski dla tych, którzy nie rozumieli”.
Muzyce, z którą sam zetknął się podczas owej izraelskiej wizyty poświęcił ostatni, piąty List z Izraela (którego „Przegląd Kulturalny” nie chciał już opublikować). Zachwyca się tam najpierw pokazanymi mu w jerozolimskim Etnologicznym Instytucie Orientalistyki niezwykle bogatymi zbiorami folkloru „zawleczonego tu ze wszystkich zakątków świata”. „Boże drogi – notuje – czemu ja tam nie mogłem zostać dłużej i przesłuchać tych 4000 taśm, które ta kobieta [niezwykle zasłużona dla badań nad muzyką tego rejonu prof. Edith Gerson-Kiwi], nagrała!”.
Dopiero w drugiej kolejności pisze o sali koncertowej w Tel Awiwie, wyprzedanej na każdy koncert i budującej się wówczas sali koncertowej w Jerozolimie, zapisując z podziwem: „Jak widzimy, Żydzi potrzebują muzyki jak wody, mają jednak więcej muzyki niż wody. Orkiestry jeżdżą po kraju, mnożą się, chórów jest dużo, kompozytorów też, i to bardzo zdolnych i ciekawych”. O założonej przed laty przez Hubermana orkiestrze notuje zaś: „Czułem się tam znowu jak w domu, gdy poszedłem za kulisy. Czternastu członków tej orkiestry pochodzi z naszych orkiestr, przeważnie z dawnej orkiestry warszawskiej Fitelberga [chodzi o założoną w 1935 roku przez Grzegorza Fitelberga w Warszawie Orkiestrę Polskiego Radia, reaktywowaną po wojnie w Katowicach, czyli dzisiejszy NOSPR]. W tym koncertmistrz, Józef Kamiński, który mi kazał pozdrowić najserdeczniej Grażynę Bacewiczównę, bracia Ginsburgowie, z których jeden jest pierwszym wiolonczelistą, a drugi pierwszym perkusistą i wielu innych”. I dodawał z uznaniem: „Muzyków do tej orkiestry dobierał Huberman z całego świata. Mozaika ta dała wspaniały rezultat”.
To tylko fragmenty obszerniejszych zapisków, kreślących obraz muzyki w Izraelu w 1959 roku widziany oczami kompozytora z Polski. I o ile wątków żydowskich jest w pisarstwie Zygmunta Mycielskiego więcej, to nigdy już tak wiele miejsca nie poświęcił on muzyce i muzykom w Izraelu.
BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA