Łączy nas wiele – chociażby obecność w zespole „Res Publiki” Marcina Króla w latach jej świetności, czyli końca lat 80. i początku lat 90., czasów transformacji, nowych perspektyw dla humanistyki, krytyki, edytorstwa, bliski nam krąg „Zeszytów Literackich” czy Dom „Kultury” w Maisons-Laffitte.
Łaczą nas wspólne książki i postacie formacyjne. Sięgam kapryśnie do jednej z wielu półek naszych bibliotek: od Stylów politycznego myślenia. Wokół „Buntu Młodych” i „Polityki” Marcina Króla (1979) czy Książek zbójeckich Wojciecha Karpińskiego (1988), poprzez kolejne numery „Zeszytów Literackich” wydawanych w Paryżu, a później w Warszawie przez Barbarę Toruńczyk, numery paryskiej „Kultury” do jej ostatniego 647. numeru z września 2000 roku. W kraju połączył nas Jerzy Timoszewicz i Anna (Dunka) Micińska. Łączył i łączy zawsze Stempowski, Miłosz, Jeleński, Gombrowicz, Vincenz… Plejady literatury polskiej XX wieku w podzielonej powojennej Europie. Łączył nas Jerzy Giedroyc – „my wszyscy z niego” – moglibyśmy powtórzyć za Zygmuntem Krasińskim.
Wydawało mi się, że Czapski czy Wat stali jakby dalej od Kowalczyka, że Mieroszewski jest też dalej… Do czasu imponujących dwóch tomów Weny do polityki. O Giedroyciu i Mieroszewskim wydanych przez Pawła Kądzielę w Bibliotece „Więzi” w 2014 roku…
Zawsze myślę o Andrzeju Kowalczyku jako o jednym z najwybitniejszych w jego pokoleniu. Swoje „lata nauki i podróży”, żeby sięgnąć do wspaniałego tytułu Goethego, opisał w mojej ulubionej książce Miejskie:
W 1989 roku chyba napisałem do Redaktora list z pytaniem, czy mogę przyjechać i przeczytać jego korespondencję ze Stempowskim. Wrzuciłem kopertę do skrzynki i zdałem sobie sprawę z bezczelności prośby. Ale Redaktor nie tylko się zgodził, lecz i dał mi stypendium, gdy źródło, na które liczyłem, okazało się wyczerpane. Nad jego korespondencją z Hostowcem odsiedziałem trzy tygodnie u Jacka, w podziemiach bunkra bibliotecznego, walcząc z jesiennymi atakami dyskopatii. Wybrałem koło setki listów, które Jacek mi skopiował. Zapytałem Redaktora, czy mogę je zabrać i opublikować w Polsce. Liczyłem na kilka, oddał mi większość listów Stempowskiego, swoje zatrzymał.
Rozmowy ze mną nie dawały mu satysfakcji. O polityce polskiej słabe miałem pojęcie, o światowej żadne. Wciąż wypytywałem o Vincenza, Miłosza, Stempowskiego. Dopiero od Redaktora dowiedziałem się, że Polska zaprzepaściła swoją wielką szansę na Wschodzie. Książę Adam Czartoryski z portretu po lewej stronie spoglądał na mnie z rosnącym zniecierpliwieniem. Redaktor zapalał kolejnego papierosa, żeby dymem osłonić moje zakłopotanie. Naprzeciw zwierzęcia politycznego siedział analfabeta polityczny. Kiedy kompromitacja wydawała się nieunikniona, przypomniałem sobie gorączkowo ostatni artykuł Osadczuka i wypowiedziałem zaklęcie „Ukraina’’. Czartoryski łagodniał, Redaktor gasił papierosa i sięgał po szklaneczkę whisky. Zaczynaliśmy rozmowę o Kijowie, Kołomyi, Krymie. Z tych gawęd zrodził się pomysł wydania ukraińskiego tomu Stempowskiego „W dolinie Dniestru”. Potem Redaktor wysłał mnie do Kijowa.
To był początek drogi Andrzeja. Mało kto potrafił z tak czułą ironią i humorem pokazać jeden z momentów decydujących dla przyszłych nocy i dni. Jerzy Stempowski to największa bodaj fascynacja Andrzeja. Ile jej zawdzięczamy! Od pierwszych prób uchwycenia „prób” właśnie, czyli sztuki eseju Vincenza, Miłosza i Stempowskiego, w jego poznawczej relacji ze złożonością świata, którym poświęcił swój doktorat, pięknego przekładu z francuskiego Ziemi berneńskiej podanego po raz pierwszy do druku w „Regionach” Wiesława Myśliwskiego (bliskiego Festiwalowi Języka Polskiego), pierwsze sto listów Giedroycia do Stempowskiego, pierwsze wydanie ukraińskich pism Jerzego Stempowskiego W dolinie Dniestru, czy wydanie z Anną Micińską i Jarosławem Klejnockim korespondencji ojca Dunki, Bolesława Micińskiego z Jerzym Stempowskim. Wszystko to ukazało się w tajemniczym, prywatnym wydawnictwie LNB.
Przygotowując drugie wydanie W dolinie Dniestru, które od 24 lutego 2022 roku trzymam na nocnym stoliku, Andrzej odkrył zagięte bibułki maszynopisów listów Stempowskiego o sprawie Ukrainy i Polski w okupowanej przez nazich Europie, słanych w czasie wojny z Muri pod Bernem do Lizbony, do Adama Zielińskiego wysokiego urzędnika rządu londyńskiego. Te zagięte strony pominięte w pierwszym wydaniu okazały się rodzajem londyńskiej cenzury nałożonej na Kassandrę z Berna. Odegnijmy tylko jedną z nich:
W miarę jak Polska zbliżała się powoli do przepaści, naród ogarniało coraz większe zamroczenie, jakby operację rozbioru chciał przebyć pod chloroformem […]. Całkowite nieprzygotowanie do wojny było tylko fragmentem ignorancji i ogłupienia powszechnego […]. Cały kontynent znajdował się w stanie zamroczenia umysłowego, który stał się łatwym łupem Hitlera. Czy i jakimi drogami Europa i Polska będą mogły podnieść się z tego upadku, który poprzedził i przygotował zwycięstwa niemieckie? Czy pogrążona nadal w pomroce Europa stanie się z kolei łupem Stalina?
– pisane z Muri w maju 1942 roku!
Swoje wspaniałe posłowie do nowej, pełnej edycji W dolinie Dniestru Stempowskiego Andrzej zadedykował pamięci Sołomiji Pawłyczko (1958–1999) pisarki, tłumaczki, profesor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Andrzej był blisko ostatniej inicjatywy wydawniczej Jerzego Giedroycia – już po 1989 roku, który był działem wód dla „Kultury”, dla Polski i dla Europy – „Archiwum Kultury”, korespondencji Jerzego Giedroycia, tworzącej terytoria „Rzeczpospolitej epistolarnej” (słynne określenie Andrzeja). Pierwszy tom tej serii – korespondencja Redaktora z Witoldem Gombrowiczem była przygotowana właśnie przez Andrzeja w 1993 roku. Później, w 1997 roku, otrzymaliśmy pierwszą bodaj książkę o Stempowskim Nieśpieszny przechodzień i paradoksy. Rzecz o Jerzym Stempowskim. Dedykowaną Jerzemu Giedroyciowi. Jerzy Timoszewicz, szara eminencja spraw Stempowskiego w kraju, czytał ją z ołówkiem w ręku pełen najwyższego uznania dla perspektyw poznawczych i pisarstwa autora! Rok później dostaliśmy wspaniałą dwutomową edycję Listów Jerzego Stempowskiego i Jerzego Giedroycia, prawdziwą perłę serii „Archiwum Kultury”. Obaj trzymamy się marzenia o wydaniu całej tej korespondencji…
Klejnot w koronie to trzytomowa edycja korespondencji Marii Dąbrowskiej z Jerzym Stempowskim, początek serii dotyczącej „dynastii Stempowskich” (tak Miłosz w liście do Giedroycia!) wydanej przez Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską wspólnie z Towarzystwem „Więź”. Razem z Dziennikami Marii Dąbrowskiej (słynna edycja Tadeusza Drewnowskiego) te trzy tomy korespondencji do roku 1955, roku śmierci Dąbrowskiej, są naszym Doktorem Żiwago, jak Marię Dąbrowską określiła Barbara Toruńczyk w swoim odkrywczym eseju, jeszcze na łamach paryskich „Zeszytów Literackich”. Doktorem Żiwago to znaczy świadectwem życia, miłości, myśli, refleksji w kolejnej odsłonie „mrocznych czasów” powojennej Polski w podzielonej Europie.
Przypominam dary od Andrzeja dla nas wszystkich. Dary, do których każdy z nas może wrócić. Stały się teraz raz jeszcze boleśnie aktualne. Wojna w Ukrainie, która jest – zawstydzając nas raz po raz – obroną Europy, obroną liberalnego centrum prawa, indywidualnej wolności i rozumnej tradycji jako jedynej przestrzeni wolności dla wszystkich obywateli Europy, Ukrainy i Polski. Ocalenie tej tradycji, która znalazła tak fascynujący, „jagielloński”, nowoczesny wyraz w Domu „Kultury” w Maisons-Laffitte pod Paryżem, w myśli Jerzego Giedroycia, jest tym intymnym, rzadko ujawnianym „skarbem” – jak by go nazwała wielka Hannah Arendt – „skarbem” w pieczy archiwisty, edytora, redaktora Andrzeja Stanisława Kowalczyka.
Tak było, gdy przygotował dla wydawnictwa Czarne (decydująca tu była fascynacja Andrzeja Stasiuka Stempowskim) pełną poprawioną edycję esejów i notatek z podróży Stempowskiego Od Berdyczowa do Lafitów. Tak było, gdy w 2006 roku Krzysztof Czyżewski w swoim „Pograniczu” w Krasnogrudzie wydał dwie książki. Dzisiaj widzę w tym prawdziwie wzbogacający nas zbieg okoliczności – to była rewelacyjna dla nas wszystkich Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Białoruś 1589–1992 wielkiego historyka amerykańskiego Timothy Snydera i od Bukaresztu do Lafitów. Jerzego Giedroycia rzeczpospolita epistolarna Andrzeja Stanisława Kowalczyka. „Dajesz mi czarodziejski pierścień, który, odwrócony / Świeci w dół niewidzialnym dla nikogo klejnotem wolności” – moglibyśmy powtórzyć za Miłoszem.
I nie z pedanterii muszę przypomnieć naszego wspólnego przyjaciela Basila Kerskiego i Gdańsk miasto wolności! To Andrzejowi i Basilowi zawdzięczamy rozmowy z berlińskim Ukraińcem – fascynującym Bohdanem Osadczukiem. Zawdzięczamy trudne edytorsko i historycznie przedsięwzięcie, jakim było przygotowanie antologii „Kultury” z lat 1976–2000, dopełnienie antologii „Kultury” za lata 1946–1975 autorstwa nieodżałowanej Grażyny Pomian.
Andrzejowi Kowalczykowi, ale i patronatowi prezydentów Gdańska Aleksandry Dulkiewicz i Lublina Krzysztofa Żuka, zawdzięczamy antologię Litwy na łamach „Kultury”. Ukazała się w 450. rocznicę Unii Lubelskiej w zasłużonej serii Andrzeja Peciaka „W kręgu paryskiej Kultury”, dzisiaj wydawanej pod auspicjami profesor Iwony Hofman i jej Pracowni Badań nad Instytutem Literackim w Paryżu, w ramach UMCS w Lublinie. Kultura – Litwa. Wspólny wiek dwudziesty została poświęcona pamięci Pawła Adamowicza. Wspólny wiek dwudziesty – ten podtytuł jest znaczący!
Pamiętajmy, zwłaszcza teraz, że Litwę, Ukrainę i Polskę łączy wspólny tragiczny wiek dwudziesty. I nie pozwólmy, żeby tę wspólnotę losu, historii i wolności nawiedzały destrukcyjne chimery nacjonalizmów.
Na koniec tej laudacji, zacytuję fragment listu Wojciecha Karpińskiego, jednego z ukrytych mistrzów dla kilku generacji humanistyki polskiej – parafrazując wspaniałe zdanie Kota Jeleńskiego o miejscu Nicoli Chiaromontego w dwudziestowiecznej konstelacji wolności – z listu z 15 stycznia 2015 roku do Bohdana Paczowskiego:
Właśnie dostałem od Andrzeja Kowalczyka jego najnowszą pasjonującą książkę „Wena do polityki. O Giedroyciu i Mieroszewskim”, Biblioteka „Więzi”, dwa tomy sporego formatu, razem ponad 900 stron, ale czytam z przejęciem, świetnie opowiedziana historia politycznych idei ich obu, historia „Kultury” z perspektywy Giedroycia czasem, aż bolesna w lekturze (prawdziwie przedstawiony stosunek do Kota, do Wata, do Czapskiego) i zadziwiające, jak różne od mojego widzenia „Kultury”, tego co było w niej ważne – ale obie wizje gdzieś się spotykają przede wszystkim w budowie tej „napowietrznej instytucji”, której twórcą był niewątpliwie Giedroyc.
*
Laudację przypominającą najważniejsze, co zawdzięczamy profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego Andrzejowi Stanisławowi Kowalczykowi, miałem przyjemność wygłosić w sierpniu b.r. na Festiwalu Języka Polskiego w Szczebrzeszynie, z okazji wręczenia mu Nagrody Wielkiego Redaktora. Jednym z fundatorów Nagrody jest mecenas Tomasz Kopoczyński, prowadzący znaną kancelarię prawną w Gdyni. W tym miejscu chciałbym wyrazić w imieniu swoim i organizatorów Festiwalu ogromne uznanie dla mecenasa Kopoczyńskiego. Więcej niż uznanie – podziw dla jego prywatnego mecenatu kultury: kultury literackiej, intelektualnej, naukowej, społecznej, twórczej. Ustanowione przez niego „Debaty” w Dworku Sierakowskich w Sopocie stały się ogólnopolską legendą. Teraz sięgnął do Szczebrzeszyna z Nagrodą Wielkiego Redaktora. Kto potrafi dzisiaj dostrzec pracę nad tym, co nazywamy ocalaniem i ustanawianiem nowego początku dla bogactwa tradycji kultury, która określa nasze dziedzictwo? Trzeba było do tego oka i umysłu Tomasza Kopoczyńskiego. Trzeba było zrozumienia tego w lot przez organizatorów Festiwalu w Szczebrzeszynie. Nagroda Wielkiego Redaktora wydobywa na forum publiczne to, co pozostałoby niewidoczne albo doceniane tylko w wąskim kręgu specjalistów.
PIOTR KŁOCZOWSKI