Jedna powieść, jedna sztuka oraz sześć opowiadań to niemal cały dorobek, jaki pozostawiła po sobie Jane Bowles. To wystarczyło, by Truman Capote uznał ją za geniusza, a John Ashbery za „jedną z najświetniejszych współczesnych pisarek spośród tworzących we wszystkich językach”. Mało znana wśród szerokiej publiczności, potrafiła zjednać sobie grono wiernych odbiorców darzących ją fanatycznym uwielbieniem.
Jej życie obrosło legendą. Urodziła się w 1917 roku w Nowym Jorku, w zamożnej rodzinie żydowskiej. W dzieciństwie przeszła gruźlicę kolana, po której do końca życia utykała. Nagła śmierć ojca (miała wówczas trzynaście lat) obudziła w niej niezliczone lęki. Gdy była młoda, odbierano jej fobie jako pełną afektu grę, w istocie żyła w ciągłym przerażeniu, które po latach doprowadziło ją do klinicznej depresji. W 1938 wyszła za mąż za Paula Bowlesa, kompozytora i przyszłego autora powieści Pod osłoną nieba. Małżeństwo okazało się trwałe, chociaż oboje przejawiali homoseksualne upodobania (gdy jako pani Bowles zaczęła wieść dionizyjski tryb życia na łonie cyganerii nowojorskiej, nazywała siebie „kulawą lesbą”). W roku 1948 państwo Bowles przenieśli się do marokańskiego Tangeru, gdzie niemal bez przerwy przyjmowali gości z artystycznych i literackich kręgów Nowego Jorku. W Tangerze Jane zakochała się w uchodzącej za czarownicę wieśniaczce o imieniu Cherifa, która – wedle słów Capote’a – była „tak szorstka w obejściu, że tylko geniusz równie dowcipny i oddany skrajnym osobliwościom, jak pani Bowles, mógł ją znieść”. W 1957 roku pisarka miała atak apopleksji, po którym nie ukończyła już żadnego tekstu. Dziesięć lat później, z diagnozą schizofrenii, znalazła się w przyklasztornej klinice w Maladze, gdzie spędziła ostatnie lata życia. Zmarła 4 maja 1973 roku.
Proza Jane Bowles zdumiewa. Kiedy w 1943 ukazała się w Stanach Zjednoczonych jej powieść Dwie poważne damy (wyd. pol. 2005, przekład Andrzeja Sosnowskiego) publiczność zareagowała konsternacją. Nie inaczej było z opowiadaniami, które nawet krytyków wprawiały w zakłopotanie. Określali je jako „bezużyteczne” i „neurotyczne” lub – z większym polotem – jako „bezcelowo chorobliwe”. Nawet Paul Bowles przyznawał, że nie rozumie Obozu Katarakta – co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że pomagał Jane ukończyć ten tekst.
W skład zbioru Proste przyjemności (1966, wyd. pol. 2004 w przekładzie Pawła Lipszyca) wchodzi sześć opowiadań i krótka sztuka dla marionetek. Niełatwo uciec przed ich mroczną atmosferą i uwolnić myśl od dziwacznych, często na granicy obłędu, zachowań bohaterów, a właściwie – bohaterek. „Mężczyźni są cali złożeni z pozorów, nieciekawi. Kobiety są głębokie, tajemnicze – i obsceniczne” – uważała Bowles. Stosownie do tej opinii tworzyła postaci męskie o wnętrzu wyjątkowo nieskomplikowanym. Postaci kobiece natomiast odmalowane są z psychologicznym wyrafinowaniem. Przedmiotem fascynacji pisarki było ukryte życie zwyczajnych na pozór kobiet w średnim wieku, takich jak Alva Perry z tytułowego opowiadania. Pani Perry, poważna i pełna godności, po śmierci męża wiedzie samotny, uporządkowany żywot z dala od miejskiego gwaru. Kiedy po jedenastu latach dobrowolnego odosobnienia zdecyduje się przyjąć od sąsiada zaproszenie na kolację w restauracji, ta konfrontacja ze światem zewnętrznym odsłoni jej inne oblicze i przywiedzie do nieoczekiwanego finału.
Lęk przed światem jest charakterystyczną cechą bohaterek Jane Bowles (sama pisarka bała się niemal wszystkiego: ognia, wody, rekinów, wind i wielu innych rzeczy). Sadie, bohaterka Obozu Katarakta, panicznie boi się odejścia starszej siostry, Harriet. Ta ostatnia pragnie wyzwolić się z ciasno oplatających ją więzów rodzinnych i dlatego co rok wyjeżdża do Obozu Katarakta, za każdym razem przedłużając o kilka tygodni swój pobyt. Przenikliwość Bowles pozwalała jej pod powłoką codziennych zdarzeń dojrzeć czającą się grozę: w osaczeniu, jakiego ofiarą pada Harriet; w złu, jakie w zadziwiająco naturalnym odruchu wyrządza Lilina z Gwatemalskiej idylli; wreszcie – w alienacji małej Mary, bohaterki opowiadania Zielony cukierek, która ze zgoła niedziecięcą dyscypliną ćwiczy się w nieczułości, wykuwając z niej tarczę przed ludźmi. Na tym tle tytuł zbioru – Proste przyjemności – brzmi cokolwiek perwersyjnie.
Jedyną rzeczą, która łagodzi okrucieństwo tej prozy, jest subtelna dawka absurdu. Bowles uważała pisanie za „najbardziej obmierzłą ze wszystkich czynności”, przychodziło jej ono z wielkim trudem, ale kiedy już stawiała pióro na papierze, to świadomość potworności świata połączona ze zmysłem ironii dyktowała jej słowa składające się w najbardziej osobliwe konstelacje: gdy señora Ramirez z Gwatemalskiej idylli powie podróżnemu, którego pragnie uwieść, że w jej naturze leży kochanie mężczyzn i całowanie się, usłyszy w odpowiedzi: „Cóż […] nikt nie nacałuje się tyle, ile by chciał. Większość ludzi jest sfrustrowana. Zdziwiłaby się pani, ilu jest w moim kraju ludzi sfrustrowanych, a zarazem przystojnych”.
Udrękę pisania Jane tłumaczyła blokadą woli; jej lekarz twierdził, że powodem, dla którego nie pracowała, był brak równowagi. Lekarska diagnoza nader trafnie, choć zupełnie przypadkowo, ujmuje główną cechę bohaterek powieści Dwie poważne damy, albowiem brak równowagi charakteryzuje zarówno panią Copperfield, jak i pannę Goering. Obydwie pochodzą z dobrego towarzystwa, obydwie są bogate i obydwie z dziwną zapamiętałością podejmują działania autodestrukcyjne – co zdumiewa, gdy weźmie się pod uwagę cel, do jakiego dążą: pani Copperfield jedynie do szczęścia, zaś panna Goering – wyłącznie do zbawienia.
Christina Goering podejmuje decyzję o opuszczeniu pięknego rodzinnego domu. Chociaż dom daje jej „przyjemne poczucie bezpieczeństwa”, postanawia w interesie swojego planu zbawienia zamieszkać w obskurniejszym miejscu. Plan polega na tym, by zmieniać się „z własnej woli i w zgodzie z podszeptami naszej wewnętrznej natury, zanim one same narzucą nam zmiany w sposób arbitralny”. Wewnętrzna natura panny Goering każe jej wprowadzić się do małego domku na wyspie, zupełnie pozbawionej zalet, bo przecież nie można do nich zaliczyć położonego na końcu wyspy miasteczka – zapadłej dziury, która budzi lęk, szczególnie że widziany z niej przeciwległy brzeg „jest równie obmierzły jak sama wyspa”. Mimo to, a raczej właśnie dlatego, wsiada na prom i płynie na drugi brzeg. „Nie jadę tam dla zabawy – powie. – Jadę, bo jest taka konieczność”. Od tej chwili powieść nabiera cech paraboli, a przeprawa staje się rodzajem inicjacji. Miejsce, do którego dociera panna Goering, zamieszkałe jest przez ludzi wiodących spowolniony, jakby pozaczasowy żywot. Andy, antypatyczny mieszkaniec dziwnego miasteczka, nazywa je środkiem koszmaru. Choć panna Goering wolałaby wrócić do swojego domku, zostaje z Andym – ale tylko po to, by po kilku dniach odejść z jeszcze bardziej odrażającym typem.
O ile dla Goering interesujące jest jedynie to, co nieznane, o tyle dla Copperfield każde nowe zdarzenie oznacza szok. Znamienne, że pani Copperfield, podczas podróży z mężem do Panamy, również wybiera zapadłą dziurę – jest nią dzielnica, w której mieści się Hotel de las Palmas. Tam poznaje dwie umiejące cieszyć się życiem kobiety: właścicielkę hotelu oraz młodą prostytutkę Pacifikę, w której się zakochuje. Odmowa towarzyszenia mężowi w wyprawach w głąb kontynentu kończy się rozpadem małżeństwa. Motyw podróży pani Copperfield z mężem został zaczerpnięty z życia, bowiem państwo Bowles odbyli podróż poślubną właśnie do Panamy. Paul po przeczytaniu powieści uznał, że Jane zrobiła z niego kompletnego idiotę. Trudno odmówić mu racji.
W 1969 roku, na cztery lata przed śmiercią Jane, Paul zabrał ją z kliniki w Maladze do Tangeru. Większość czasu spędzała, leżąc na podłodze w pokoju Paula i patrząc na niego w milczeniu. A kiedy już się odzywała, to zwracała się do kogokolwiek, kto akurat się pojawił, i pytała, czy pomoże jej się zabić.
AGNIESZKA PAPIESKA