HOME
Jan Zieliński

Spod powieki (I)

Poniedziałek, 24 marca

W Jankach na najnowszym Sorrentino. Grają tylko o 21.40, jesteśmy jedynym widzami. Narracja powolna, w tempie Zeszłego roku w Marienbadzie. Tytułowa Parthenope to ucieleśnienie mitu założycielskiego Neapolu, miasta, od którego Sorrentino nie może się uwolnić. A skoro Neapol, to kto z bohaterów filmu gra rolę Masaniella, przywódcy lokalnego buntu biedaków, który został wyniesiony na piedestał? Przecież nie student, który pierwszy rzuca pochodnię na uzbrojonych po zęby policjantów. Nie Criscuolo, popularny wśród neapolitańskiego plebsu mafioso. Myślę, że najbliżej do Masaniella, stojącego ponad wszystkimi, jest tu jednak cynicznemu i demonicznemu kardynałowi od cudu świętego Januarego, który wie, czego chce i wie, co ma robić. Mocny film.

Środa, 26 marca

Koniec szwajcarskiej wielojęzyczności? Rada półkantonu Appenzell-Ausserrhoden postanowiła usunąć nauczanie języka francuskiego ze szkół podstawowych. Komentarz sprawozdawcy parlamentarnego „NZZ”: „Bądźmy szczerzy – większości z nas z trudem przychodzi lektura tekstu w języku obcym. Nawet w Szwajcarii, choć zagranicą chętnie opowiadamy, jakim to Szwajcaria jest krajem czterojęzycznym. Owszem, Szwajcaria jest krajem czterojęzycznym. Ale my niestety nie”. Już dziś posłowie Szwajcarii romańskiej w ważniejszych debatach próbują przemawiać po niemiecku, żeby dotrzeć do kolegów ze wschodniej części kraju. Jeśli inne kantony pójdą w ślady Appenzell-Ausserrhoden, z czasem coraz trudnej będzie się Szwajcarom między sobą porozumieć.

Czwartek, 27 marca

Wchodząc rano do dużego pokoju czuję jeszcze drżenie powietrza, przymykam oczy i słyszę solowe partie koncertu wiolonczelowego Edwarda Elgara, zastygłe w kubiku Dolby Surround (wczoraj oglądaliśmy Tár Todda Fielda). Nie otwieram oczu, żeby nie zobaczyć gdzieś na ścianie kené, ornamentu znad Ukajali, złowrogiego labiryntu, w którym zamknęło się życie tytułowej bohaterki. Składam dłonie przeplatając palce i mocno, do bólu, zaciskam.

Sobota, 29 marca

Wczoraj przyjechaliśmy do Torunia na dzisiejsze robocze posiedzenie rady Fundacji Hilarego Krzysztofiaka. Maria nie była tu od czasów szkolnych, dla mnie to okazja powrotu do miasta, z którego mam dobre wspomnienia sprzed ponad pół wieku, kiedy przez rok studiowałem na tutejszej polonistyce (słuchając wykładów Konrada Górskiego i Artura Hutnikiewicza).

Rano w Krzywej Wieży wystawa kilkunastu litografii Georgesa Bracque’a. Najbardziej podoba mi się biała, „negatywowa” gałązka liści winorośli na tle ultramarynowego owalu, uosobienie intymności.

Potem w Centrum Sztuki Współczesnej wystawa „Nie pytaj o Polskę” z dużej kolekcji prywatnej Katarzyny Szafrańskiej i Wojciecha Szafrańskiego. Dobry przekrój przez sztukę, głównie powojenną jako zwierciadło społeczeństwa. Dla mnie osobiście odkrycie: oryginalne, zaczepne prace poznańskiego malarza Ildefonsa Houwalta z lat pięćdziesiątych. Zabawny drobiazg: urzędowa tabela, przedstawiająca Znaki zakazu i ograniczenia jazdy, z odręcznymi dopiskami Witkacego (tu: kursywą), w stylu „Zakaz przejazdu wozów ciężarowych z pojęciami Husserla” albo „Zakaz pozostawiania pojazdów dla postoju w idealizmie”.

Wieczorem zebranie w siedzibie Fundacji, w willi Zofijówka, w której przed wojną Kazimiera Żuławska prowadziła pensjonat (Przemysław Pawlak w biografii, którą wciąż podczytuję, cytuje list Witkacego do niej, z listopada 1922, w którym pisarz dopytuje się o warunki podróży do Torunia: „Czy można przez Skierniewice? Czy częste są katastrofy kolejowe i w jakich godzinach przeciętnie zachodzą?”; my jechaliśmy autem i zachodziliśmy w głowę, co miał na myśl kierowca TIRa, który przyczepił sobie z tyłu wielką tablicę: „TRZEBA JEBAĆ ŻEBY / Z BIEDY SIĘ WYGRZEBAĆ”, czy użył słowa-wytrychu w znaczeniu seksualnym, czy bojowym, czy chodziło mu raczej o usprawiedliwienie nieuczciwości?).

Niedziela, 30 marca

W ratuszu zwiedzamy bogate i różnorodne zbiory Muzeum Okręgowego. Dłuższe przystanki przed obrazem Salvator Mundi (Kraków, ok. 1500), na którym u stóp Chrystusa stoją jak kukiełki fragmentarycznie zachowani donatorzy; przed nieznaną świętą jedzoną przez anonimowe korniki; przed pogodnym, rozjaśnionym obrazem Henryka Wańka (Jak długo jest droga…, 1975); przed warsztatem rzemieślnika śląskiego malarza Jacka Yerki. Jest też trochę malarzy emigracyjnych, wśród nich Stanisław Frenkiel (Lot i jego córki). Spory dział sztuki młodopolskiej i międzywojennej (wypatruję nieznany mi rzeźbiarski portret Zygmunta Lubicz-Zaleskiego, ekspresyjne dzieło Dunikowskiego z roku 1915).

Przed odjazdem podjeżdżamy na chwilę pod dom, w którym, jak mi się zdaje, mieszkałem przez rok na stancji: Wyspiańskiego 2. Widzieliśmy też tory tramwajowe, na których zginął kolega z pierwszego roku – pamiętam zagubienie i niemą rozpacz rodziców w korytarzu dziekanatu: wysłali syna do miasta, żeby się kształcił, a teraz przyjechali, żeby go pochować.

Piątek, 4 kwietnia

Czubkiem nosa muszę (postcovidowo) dotknąć delikatnych pręcików, żeby poczuć deserowy zapach kwitnącej mirabelki. Łaskocze.

*

Czy można wytłumaczyć dzieciom, jak funkcjonuje Trump? Taką (całkiem, MSZ [1], udaną) próbą jest książka dla dzieci i dorosłych, „malowana bajka” Olivera Jeffersa, The Fate of Fausto (HarperCollins, Londyn 2019). Tytułowy Fausto to człowiek, który wierzy, że wszystko do niego należy i który rusza w świat, żeby sprawdzić stan swego posiadania. Pyta po kolei, od małego do dużego, czy do niego należą: kwiatek, owcę, pole, las, jezioro, wreszcie górę i morze. Mniejsi partnerzy dialogu albo zgadzają się od razu, albo z wahaniem, więksi stawiają opór, który Fausto pokonuje tupaniem i wygrażaniem pięścią. Tylko morze pozostaje niezłomne. Książeczka została napisana w roku 2015. W czerwcu tamtego roku Donald Trump zapowiedział, że będzie kandydował w wyborach. Kto w realu okaże się morzem?

Sobota, 5 kwietnia 2025

Nagła niedyspozycja zmusiła mnie do rezygnacji z prowadzenia spotkania na temat polsko-amerykańskiej edycji wierszy Witolda Wirpszy. Leżę w sypialni i patrzę, jak na stojące na zewnętrznym parapecie piękne hiacynty padają grube płatki śniegu. A wczoraj było +18!

[Dopisane po miesiącu:] Chciałbym w tym miejscu dodać dwa słowa – o czym zapewne mówiłbym w Domu Literatury, o swojej przygodzie z tą edycją. Apotheosis of Music, pierwszy zbiór wierszy Wirpszy w języku angielskim, jest dziełem małżeńskiego duetu przekładowego, publikującego od lat pod pseudonimem Frank L. Vigoda, a złożonego z muzykolożki Ann Frenkel, amerykańskiej native speaker, oraz Gwidona Zlatkesa, polskiego poety, edytora i wędrowca. Nasza znajomość datuje się od roku 2000, kiedy przygotowywałem w Bibliotece Narodowej dużą wystawę na stulecie urodzin Aleksandra Wata, a Frank L. Vigoda już wówczas tłumaczył jego wiersze, z czego z czasem urósł pokaźny tom Against the Devil in History [2]. Miałem skromny wkład w tamtą edycję (tekst na „plecki”), toteż tym razem Gwido zwrócił się do mnie, proponując napisanie wstępu. Powstał nieoczekiwanie dość osobisty i bardzo długi esej, sytuujący poezję Wirpszy w nawiązaniu do pokazywanej w Warszawie amerykańskiej wystawy fotografii The Family of Man a także do roli fotografii w życiu kilku pokoleń rodu Wirpszów. Zlatkes nie zdecydował się na druk, argumentując, że mój tekst odwołuje się do innych wierszy, niż zamieszczone w jego wyborze, i że porusza konteksty nieznane czytelnikom amerykańskim. Nie mam mu tego za złe, skoro zgodziłem się poprowadzić warszawskie spotkane i skoro teraz piszę o tej edycji. Swój tekst dałem do druku gdzie indziej [3]. A dziś spod powieki wyjmuję fragmenty o oczach z wiersza Autoportret (w miarę niewidomy). Na jednym z młodzieńczych autoportretów Rembrandta: „lewe oko jest jakby zamglone, prawe / Patrzy bystro […]”. Frank I. Vigoda widzi to tak: „The left eye seems cloudy, while the right / Gazes sharply […]”. Na autoportrecie Tycjana „oczy spokojne, barwy różnymi sposobami / Zmierzają ku czerwieni, ale nie krwistej. Dlaczego?” („with calm eyes, colors variously / Tending towards reds, but not blood red. Why?”). Natomiast we własnym autoportrecie „open eyes will be sightless. There will be blind despair, / But no angel of melancholy with objects / Scattered around, no fragments of faces in shadow / Or light, no coiffured hair or strong hands. Who needs it” [4]. Bo i po co inne atrybuty, skoro są oczy?

*

Wyjdzie, zdaje się, kolejne wznowienie mojego pierwszego przekładu – Słonecznej loterii Philipa K. Dicka. Z tej okazji obejrzeliśmy nakręcony na podstawie opowiadania Dicka z roku 1966 film Total Recall (1990). Wziąwszy w nawias niepotrzebne multum scen zupełnie zbędnej przemocy i okrucieństwa tudzież prostackie naiwności – można było śledzić zachowany do samego końca wątek zamazanej granicy między snem a jawą, a kulminacyjna scena, w której zmutowany przywódca rebeliantów zagląda do umysłu głównego bohatera była dla mnie dziwnie swojska, jak wizyta we własnym mózgu. Albo jak niespełniony sen o Irydionie.

Sobota, 12 kwietnia

22 lutego spędziliśmy chyba dwie godziny w kościele katolickim pod wezwaniem Imienia Maryi w Hararze – biskup Pagano był wtedy w Rzymie, przy ciężko chorym papieżu; rozmawialiśmy z dwoma księżmi kapucynami, jednemu Klara obiecała zorganizować w korpusie dyplomatycznym zbiórkę na nowy plac zabaw dla dzieci z sierocińca, drugi zaprosił nas na wspólne śpiewy z przybyłymi z całej Etiopii klerykami (wspominałem o tym w dzienniku). Dziś przyszła wiadomość, że jeden z kapłanów z tego kościoła, ks. Habtewold (potocznie zwany Abba Habte) został 23 marca porwany przez rebeliantów oromskich i – pomimo złożenia żądanego okupu – najprawdopodobniej zamordowany.

 

„Kapłan z Hararu”. 22 II 2025. Fot. Jan Zieliński

 

Niedziela, 13 kwietnia

Na weekend przyjechała Patricia z Chicago, jest okazja do nadrobienia zaległości kulturalnych. Wczoraj byliśmy – po raz pierwszy – w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ogólne wrażenie pozytywne: centralne położenie budynku, imponująca wysokość sal, nieagresywne oświetlenie, poziom, na którym umieszczono napisy (nie na wysokości kolan, jak to bywa w wielu muzeach), jakość powietrza.

I jeszcze jedno: nieodłącznym elementem zwiedzania jest tu, bardziej niż w innych muzeach, sama publiczność. Mogę sobie łatwo wyobrazić barwny film dokumentalny, nakręcony z jednej kamery, umieszczonej w centralnym punkcie, gdzie zwiedzający, którzy wjechali windą, mieszają się z tymi, co wchodzą schodami. Parada awangardowych strojów i fryzur.

Ekspozycja jest połączeniem prezentacji stałych zbiorów z wystawami czasowymi. Dla mnie najciekawsze były w tym zestawie prace Marii Jaremy, a zwłaszcza cykl fotografii zrobionych przez Abakanowicz: surrealistycznych rzeźb, wykonanych z wyplutej gumy do żucia. Wiele czasu spędziłem też w archiwum Zofii Kulik i Pawła Kwieka, zwłaszcza przed dokumentalnym filmem telewizyjnym Działania, zrealizowanym w gmachu telewizji we wrześniu 1972 przez środowisko warszawskich hippisów, w którym się wówczas obracałem (poeta Jacek Dobrowolski, muzycy Milo Kurtis i „Krokodyl”, malarz Andrzej Kasprzyk). Oto kadr, na którym Jacek Dobrowolski zdaje się fukać na dzika [5]:

 

Kadr z filmu „Działania”.

 

Podobało mi się przestrzenne zestawienie (po skosie) rzeźby Bałki Czarny papież i czarna owca [6] z obrazem Ewy Juszkiewicz, bez tytułu, przedstawiającym kobietę w białym renesansowym stroju, z białym pieskiem na kolanach i z głową, zasłoniętą wachlarzowatym kapturem [7]. Między tymi dwoma kontrastowymi obiektami ujrzałem bowiem spod powieki siedzącą w pozie czarnego papieża, z nałożonym ośmieszającym strojem sambenito postać skazańca z Trybunału Inkwizycji Goyi.

 

 

Dzisiaj Muzeum Etnograficzne. Oryginalnie pomyślana wystawa „Wybielanie” – próba spojrzenia na zbiory własne pod kątem modnej problematyki dekolonizacji. Punktowo wybrane eksponaty, które pozwalają spojrzeć na obiekty pochodzące z Afryki z uwzględnieniem wrażliwości mieszkańców tego kontynentu i ich praw do własnego dziedzictwa. (W tej perspektywie omawia też tę wystawę Karol Sienkiewicz w „Dwutygodniku”: Dęby i baobaby). Mam wrażenie, że to tylko czubek góry lodowej. Wystarczy przejść do stałej ekspozycji, pokazującej sztukę ludową, żeby się natknąć na taki kwiatek, jak cytat z dawnego albumu wycinanek: „U ludów pierwotnych piastujących prastarą kulturę spotykamy niezliczone objawy tej nieprzepartej potrzeby, jak na przykład u tak zwanych dzikich – tatuowanie… u jaskiniowca na obgryzionej przed chwilą kości – rzeźby…” [8]. I co ma z tym zrobić dyrekcja Muzeum? Zostawić? Usunąć? Zostawić, ale opatrzyć komentarzem?

Etnografia to zresztą niebezpieczna dziedzina. W innej sali, nowocześnie pomyślanej jako stała ekspozycja „Porządek Rzeczy. Magazyn Piotra B. Szackiego” na jednym z regałów leżą rozmaite formy do wyciskania kostek masła. Przeważnie mają napisy, które z daleka i w lustrzanym odwróceniu trudno odczytać. Zrobiłem zdjęcie, a kiedy obróciłem je wzdłuż osi w komputerze, pokazały się wyraźnie niemieckie napisy: Deutsche Landbutter, Centrifuge. Świadczy to, że obiekty pochodzą z Ziem Odzyskanych, ewentualnie z terenów, na których wytwarzaniem masła i serów zajmowali się Szwajcarzy. Nie ma w tym nic złego, przeciwne, może warto taki temat wyeksponować?

 

„Formy do masła”. Fotografia lustrzanie obrócona. Jan Zieliński 2025

 

A wieczorem, w ramach Festiwalu Lamentacje, zorganizowanego przez Teatr Polski, w ATM Studio przy Wale Miedzeszyńskim podwójny spektakl Medee / Materiały do „Pokojówek”, przysłany z Wrocławia przez Instytut im. Jerzego Grotowskiego. O ile pierwsza część, głównie dzięki egzotycznym pieśniom znad wschodniej części basenu Morza Śródziemnego i uniwersalnemu przesłaniu o losie uchodźców jeszcze się jakoś broni, o tyle druga, obudowująca drobne fragmenty sztuki Geneta kwestiami z przesłuchań i rozmów o pracę, a przede wszystkim natrętnymi komunikatami agencyjnymi francuskiego radia czy telewizji (w oryginale) jest mimo wysiłków aktorek nieporozumieniem.

Poniedziałek, 14 kwietnia

Okazuje się, że poezja, pisana w języku wilamowickim (gwara bądź język, używany dziś przez nielicznych miejscowych starców i małe grono młodych entuzjastów w Wilamowicach, między Bielskiem a Oświęcimiem, a ponadto przez jednego Japończyka) powstała najpierw w innym miejscu językowego pogranicza monarchii austrowęgierskiej, a mianowicie w Trieście. Tam to trafił w swej karierze zawodowej pracownika kolei Florian Biesik z Wilamowic.

*

Robiąc z myślą o nowym wydaniu korektę przekładu Słonecznej loterii wynotowałem sobie trzy zdania z tej powieści, które mają dla mnie szczególne znaczenie: „W świecie przypadku niczego nie można przewidzieć”; „Problem w tym, jak oprzeć strategię na przypadku, a równocześnie zmierzać konsekwentnie do celu”; „Gwiazdy otwierają się jak róże”. Pierwsze dwa przypominały mi się, kiedy przeglądałem sprawozdanie z piątkowych debat kandydatów na prezydenta w Końskich. Takie sformułowania, jak „debata była rodzajem teatru”, „jest pan wytworem laboratorium politycznego”, „czasy mamy nieprzewidywalne”, „wylosował wersję przeciwną”, „Polska znajduje się w chaosie, a świat na geopolitycznym zakręcie”, „ta klauniada, ten cyrk” – nazwisk mówców nie podaję, bo za parę miesięcy o większości z nich mało kto będzie pamiętał – pokazują, jak wciąż aktualna jest ta przedziwna powieść Dicka o świecie, którego przywódca (Lotermistrz) wybierany jest obrotem butelki.

Wtorek, 15 kwietnia

Film B. J. Novaka Vengeance (2022). Rzecz o potrzebie opowiadania historii w dzisiejszym świecie, konkurującej z potrzebą przeżywania historii. O nagrywaniu i byciu nagrywanym. Fabularnie bardzo przypomina Lalka Zbigniewa Herberta.

Środa, 16 kwietnia

Wczoraj pod wieczór do gabinetu wpadł brzęczący owad, uderzył mnie w serce i ucichł. Rano na lewo od biurka znalazłem martwą osę.

Czwartek, 17 kwietnia

O Wincentym Polu: „Przyrodę rozumiał i zżył się z nią tak dalece, iż jako ociemniały starzec podobno po szumie liści drzewo każde rozpoznawał” [9].

*

Przeglądam Nord Stream, książkę dwóch niemieckich dziennikarzy śledczych o tym, jak Niemcy (pośrednio) finansowali wojnę Putina z Ukrainą [10]. Zainteresowała mnie potoczna nazwa wyposażonych w kamerę robotów, które wpuszcza się w celach kontrolnych do Gazociągu Północnego: „Molche”. To przecież z Čapka, Inwazja jaszczurów po niemiecku nosi tytuł Krieg mit den Molchen! W ten sposób literatura wchodzi w sam środek dzisiejszych konfliktów.

Piątek, 18 kwietnia

Maria zainstalowała sobie aplikację, pozwalającą identyfikować głosy ptaków. Dzięki temu wiemy, że nad Stawami Walczewskiego w Grodzisku mieszka wydający melodyjne trele ptaszek o kwietnej nazwie: pierwiosnek. Przypomniał mi się Józef Mackiewicz, który w Monachium obserwował i dokarmiał ptaki; w liście do Pawlikowskiego oznajmiał z dumą, że mają z żoną na oknie trzynaście gatunków, a jest wśród nich „Pleszka ogrodowa (nie mieszać z pliszką!)” [11].

Wielka Sobota

Rano Maria poszła nad staw, zobaczyła wielką martwą rybę. Myślała w pierwszej chwili, że to sprawka czapli siwej, ale nie było śladów obrażeń: orfa zmarła ze starości (a może też z wyczerpania – parę dni temu w stawie odbywało się wielkie tarło). Musiałem wykopać grób dla wielkiego pomarańczowo-białego cielska.

A potem Maria woła mnie do ogrodu zimowego, pokazać, jak przebarwiają się chińskie róże. Widzę spektrum barw Zmartwychwstania Matthiasa Grünewalda. Natura próbuje na swój sposób dopasować się do czasu sakralnego?

 

„Z Grünewalda”. Opypy, Wielka Sobota 2025

 

Wielkanoc

W ogrodzie dzięki nowej aplikacji rozpoznany został malutki ptaszek zniczek zwyczajny (po łacinie: regulus ignicapilla czyli król ognistowłosy, a więc też, jak mały znicz, płonący), krewny mysikrólika. A także piegża.

*

Maria czyta na tablecie kolejną w ostatnim czasie powieść Elizabeth Strout [12]. Co chwila dochodzi do końca rozdziału i palcem przesuwa na górę ekranu początek następnego. Mówię: „Dlaczego tak szybko przechodzisz do następnego rozdziału? Koniec jest po to, żeby się zastanowić nad przeczytanym”. Jest oburzona, że ją tak kontroluję, ale tłumaczę, że to nie krytyka, tylko ciekawość. Wtedy przyznaje: „Rzeczywiście, ten rozdział stawia ciekawą sprawę. Bohaterką jest pisarka, która idzie na spotkanie autorskie innej pisarki. Tamta w jednej ze swych książek pisze o pisarce, która wywołała oburzenie stwierdzeniem, że żyjemy w kraju, którego prezydent jest zdziecinniały ze starości, a rządzi jego żona, kierująca się tym, co wyczyta w kartach (w domyśle krytyka Reagana i Nancy Reagan). I na tym spotkaniu ktoś pyta tamtą autorkę, czy sama też tak uważa. Ona odpowiada, że wymyśliła postać, która tak myśli”. Ja: „Tak, w takiej sytuacji nie ma znaczenia, co naprawdę uważa autor, nie o niego tu chodzi”.

Poniedziałek Wielkanocny

W same święta zmarł papież Franciszek. Podobnie jak ten, od którego przybrał imię, starał się nawrócić sułtana – w tym wypadku cara. Wyszło, jak wyszło, ku ubolewaniu Ukrainy. W odróżnieniu od św. Franciszka nie zbliżał się zanadto do naszych mniejszych braci, choć poświęcił im trochę uwagi w dwóch encyklikach. Kiedy próbował wypuścić gołębie pokoju, skończyło się krwawo. Ale na Placu Św. Piotra pozwolił zainstalować rzeźbę: pełną ludzi łódź – jako znak troski o los uchodźców. Niech spoczywa w pokoju.

A pomysłodawcą łodzi był kanadyjski jezuita rodem z Moraw, obecnie kardynał, Michael Czerny – dziś wymieniany wśród kilku najpoważniejszych kandydatów na kolejnego papieża.

Niedziela, 27 kwietnia

Od pewnego czasu Milanówek oblepiony jest plakatami pod hasłem „Vivat Szczepkowski!”, nieco paradoksalnym, jako że odnosi się ono do rzeźbiarza Młodej Polski i okresu międzywojennego, Jana Szczepkowskiego, który zmarł w roku 1964. Świętowany jest jubileusz stulecia Międzynarodowej Wystawy Sztuk Dekoracyjnych i Przemysłowych w Paryżu, na której Szczepkowski otrzymał złoty medal. Organizatorzy celebrują też sfinalizowanie remontu okazałej willi rodzinnej Morozowskich i Szczepkowskich – to Willa Waleria, dziś siedziba Milanowskiego Centrum Kultury. Pamiętamy ten budynek z Nocy Muzeów jeszcze przed pandemią – postęp jest rzeczywiście ogromny.

Wysłuchaliśmy ilustrowanego przezroczami wykładu o życiu i twórczości Szczepkowskiego. Zainteresował mnie drobny epizod szwajcarski: ołtarz maryjny, zamówiony u Szczepkowskiego po jego sukcesie na wystawie paryskiej dla kościoła w Echarlens w kantonie fryburskim, który ostatecznie nie został przez Szwajcarów zakupiony. Trochę potem poszperałem. Jerzy Warchałowski pisał: „[…] ołtarz ten stanowi trwały dorobek polskiej rzeźby kościelnej w drzewie, przynosi nowy styl, który ma własność zapładniającą wytworzył już naśladowców nie tylko u nas, ale i zagranicą” [13]. Projekt opublikował Mieczysław Wallis w artykule o Szczepkowskim w „Wiadomościach Literackich” (1936 nr 45). Ołtarz przetrwał wojnę, był pokazywany na wystawie w Częstochowie w roku 1947. Z tej okazji przedstawiono w prasie jego przedwojenną wędrówkę: „[Paryż], Padwa, Drezno, Monachium, Berlin, Wiedeń, wreszcie Wenecja oglądały oryginalne dzieło. W tych tułaczkach obraz zdobył szereg złotych i srebrnych medali i entuzjastyczne przyjęcie krytyków i prasy”) [14].

Po wykładzie obejrzeliśmy tę część dorobku artysty, która pozostała w Milanówku, oraz małą wystawę rzeźby współczesnej. Z okazji jubileuszu ukazał się też pierwszy numer gazety „Głos Walerii”. Wyjmuję z niego wiersz Tuwima Sprawozdanie z podróży na wystawę sztuki dekoracyjnej w Paryżu z tomu Słowa we krwi: „Jest w tym Paryżu / Dużo krzyku i rozpusty. / I jest / „Exposition des Arts Décoratifs”. / A ja siedzę w knajpce w pobliżu / I piję apéritif, / Piąty czy szósty. // Na trotuarze / W krześle plecionym / Siedzę i gwarzę / Z drzewem zielonym: /– Arbre! Ecoutez! / Votre santé! / C’est vous – le plus beau pavillon polonais!”.

Poniedziałek, 28 kwietnia

Zygmunt Radek, Poezje wybrane, w prowadzonej przez Piotra Mitznera serii Biblioteka Zapomnianych Poetów, z posłowiem Piotra Matywieckiego. Wielkim zwolennikiem tego poety był Paweł Hertz, który drukował jego wiersze w „Kuźnicy”: „Nigdy go nie widziałem, otrzymywałem wiersze pocztą i dawałem je do druku. Były zupełnie inne, niż to wszystko, co wtedy pisywali młodsi od nas adepci poezji, nic w nich nie przypominało nawet, że są pisane w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Radek znikł mi z oczu, tylko kilkanaście wierszy ukazało się w oddzielnym zbiorze, nie notują go historycy literatury tamtego okresu” [15]. Szczupły tomik otwiera rewelacyjny wiersz Szewcy – zbiorowy portret rzemieślników, stłoczonych w suterenach, którzy wyglądając przez okienka widzą tylko buty, wiersz zakończony apokaliptyczną wizją i zaskakującą puentą, którą odnotowuję spod powieki: „Szewc – pewien siwy – / słysząc to, tak w Żywota Bramę oczy wlepił, / że łojówki płomykiem źrenice oślepił”. Czy ten szewc to przypadkiem nie Jakub Böhme, szewc i mistyk z Görlitz? Świetny jest też Remington, oniryczna wizja maszyny do pisania, na której poprzedni jej właściciel wystukuje scenariusz filmu niemego z Maxem Linderem, a może filmu o gladiatorach i wyścigach kwadryg („Czcionki podniesione / Jak czarne konie biją liter kopytami”). I tutaj zakończenie jest apokaliptyczne: „Mechanik przyjdzie tutaj w drelichu cheruba, / Który zbiera litery dla znaków na niebie”.

O autorze, który nazywał się Zygmunt Radzio (1925-1997), rzeczywiście niewiele wiadomo – chorował, ostatnią połowę życia spędził w zakładzie zamkniętym. Myślę, że po obecnej edycji warto pokusić się o zebranie całego jego dorobku i wydanie krytyczne. Na przykład dedykowany Pawłowi Hertzowi wiersz, drukowany tutaj pod incipitem Szkolny wieniec… ma też wersję zatytułowaną Szyby, w której pierwsza strofa kończy się słowami „Urok pierwszej miłości powraca. Jak opium / Barwy plaży, miód trzmieli i wakacji szkarłat”. To fragment nieporównanie silniejszy niż obecne: „Obraz pierwszej miłości wraca w strasznej kopii. / Płomienie zbyt gwałtowne, więc gwiazda umarła”.

*

Life Or Something Like It (2002), amerykański film o reporterce telewizyjnej z Seattle, która u progu nowojorskiej kariery dowiaduje się od zwariowanego ulicznego proroka, że za tydzień umrze. Moralitet w świecie blichtru, w którym na koniec zwycięża przesłanie, że warto każdy dzień przeżywać tak, jakby miał być ostatnim. Najsympatyczniejszy Tony Shalhoub w roli proroka Jacka – tutaj wie wszystko, co będzie, podobnie jak w niezapomnianym serialu o detektywie Adrianie Monku wiedział zawsze dokładnie, co było.

*

Kalifornijska poetka Robin Coste Lewis (rocznik 1964) spędziła dłuższy czas w archiwum Kawafisa w Atenach – rezultatem jest tom jej wierszy Archive of Desire, który ma się ukazać jesienią nakładem nowojorskiego wydawnictwa Alfred A. Knopf. Z opublikowanej teraz próbki wyjmuję słowa poety, zapisane na karteczce, przypiętej do wiersza, starannie przepisanego i wetkniętego do osobistych papierów: „Ten wiersz nie musi być drukowany. Ale może tutaj pozostać. Nie zasłużył na zniszczenie”. I komentarz Lewis: „Co znaczy: po mojej śmierci może być czytany”. Oto jak Kawafis wprowadza subtelną gradację własnej twórczości…

Wtorek, 29 kwietnia

Warto zaglądać do starych ksiąg choćby dla soczystego języka i barwnego obrazowana. Oto cytat z zażartej polemiki, jaka towarzyszyła wprowadzaniu w Polsce zreformowanego kalendarza gregoriańskiego na przełomie XVI i XVII wieku – przypowiastka o lwie i komarze. Jezuita Marcin Łaszcz zwraca się do krakowskiego astronoma i astrologa Jana Latosza: „Wszakeś świadom onej historyjej: gdy pan komor, abusus patientia Leonis [nadużywając cierpliwości Lwa], do woli się Lwa nagryzł, krwią się jego opił, a już jako po wygranej nazad z tryumphem lecąc, skrzydełkami trąbił, wpadł nieborak na pajęczynę, z której się już dalej wybić nie mógł, zostało tam chudziątko uwichłane i tak sine opera Leonis [bez udziału Lwa], małej krzywdy Lwowej swoją wielką szkodą przypłacił” [16].

*

Zdarza się czasem, że człowiek otworzy na chybił-trafił tom wierszy, przeczyta jeden, ten mu się spodoba, więc czyta „po bożemu”, od deski do deski. Taki był mój przypadek z tomem Loli (Leonii) Szereszewskiej w tej samej Bibliotece Zapomnianych Poetów. Krótki Erotyk opowiada o trzech płaczach. Przytoczę tu trzecią strofę:

 

Trzeci raz – nie pytaj,

Nie pytaj mnie proszę…

…Trzeci raz płakałam

Przez ciebie z rozkoszy [17].

 

Przeczytawszy całość nadal uważam, że najlepszy jest ten Erotyk [18]. A spod powieki odnotowuję jeszcze końcówkę wiersza Las („Łza ci wówczas wypływa spod powiek / I krople krwi cię znaczą – rude muchomory” [19]) oraz koniec utworu Upał nad morzem („A słońce zlepia powieki różowym, kleistym miodem” [20]).

Z Posłowia: „Niekiedy [Szereszewska] sięgała po «obrazowanie jubilerskie», w czym można by upatrywać inspiracji szkoły Le Parnasse, chociaż motyw «szmeru rozsypanych pereł» (Bożek) przywołuje na myśl Perlen entrollen (Perły się toczą) Rainera Marii Rilkego. Szereszewska ceniła twórczość austriackiego poety, czego dowodem są wiersze opatrzone dopiskiem «z R. M. Rilkego» w tomie Niedokończony dom” [21]. Mowa tu o dwóch wierszach bez tytułu, inc.: Siedzimy razem zamyśleniWspomnienie święte świąt lazarowych… [22] (Wierszy tych nie uwzględniono w niniejszej edycji).

Czwartek, 1 maja

In Darkness (2018) Anthony’ego Byrne’a z Natalie Dormer w roli niewidomej pianistki, film mroczny jak jego tytuł i okrutny jak wojna w byłej Jugosławii, która stanowi jego splątany niczym węzeł wisielca kontekst.

Piątek, 2 maja

Prywatny dyskusyjny klub filmowy w Milanówku przekształca się ostatnio w mini-festiwal filmów Sorrentino. Dzisiaj: La grande bellezza (2013). Trochę hołd dla Felliniego, a trochę z nim polemika, zrealizowana z bogactwem, wręcz przepychem. Wspaniała, starannie przemyślana oprawa muzyczna (m. in. Dies Irae Zbigniewa Preisnera). Rzym. Starzejący się prozaik, który kiedyś wydał jedną znakomitą powieść, a potem zamilkł, zadowalając się wywiadami i drobnymi tekstami dziennikarskimi, zastanawia się, dlaczego przestał tworzyć i dochodzi do wniosku, że nie umiał oddać wielkiej urody życia. Ciągle jeszcze adorowany przez kobiety, szuka sensu życia i swojej tożsamości. Karlica, która u Felliniego byłaby budzącym sympatię curiosum, tutaj jest kobietą potężną, trzęsącą wpływową gazetą. Rzym Sorrentino jest dekadencki, jak Rzym Felliniego i jak Rzym Nerona, a główny bohater – czuły i nieco bezradny.

Sobota, 3 maja

„Literatura na świecie” pod redakcją Marcina Szustera wydała dwa nietypowe numery. Nr 1-2/2005 składa się z 22 esejów – najczęściej pisarzy o innych pisarzach. Ujęła mnie już pierwsza pozycja – O stopniowym kształtowania myśli w trakcie mówienia Heinricha von Kleista w tłumaczeniu Mateusza Falkowskiego, jako że ślady lektury tego eseju można znaleźć w korespondencji Schulza z roku 1938 i w jego opowiadaniu Kometa (pisałem o tym w „Wielogłosie” 2013 nr 2). Natomiast „Literatura na Świecie” 2025 nr 3 to numer „polski”, w tym sensie, że zawiera przekłady tekstów pisarzy, posługujących się zazwyczaj polszczyzną, którzy napisali je w językach obcych. Są wśród autorów twórcy z przełomu wieków (Wincenty Korab-Brzozowski, Przybyszewski i Rittner), są też XX-wieczni emigranci jak Janina Katz, Pawel Mayewski, Jerzy Pietrkiewicz czy Piotr Rawicz. Jest francuska symbolistka Marie Krysinska; zabrakło Czesława Karskiego, którego także cenił Baudelaire i o którym pisał Benjamin.

Niedziela, 4 maja

Grotowski polityczny Agnieszki Wójtowicz (Instytut Teatralny 2022). Próba pokazania mało znanego oblicza twórcy Teatru Laboratorium – jego uwikłania w politykę, jego partyjności, kompromisów, swoistej gry, prowadzonej z władzą. Rzecz oparta na dokumentach, często publikowanych po raz pierwszy i na rozmowach z uczestnikami wydarzeń, często dziś już nieżyjącymi. Grotowski jawi się autorce „nie tylko jako artysta, lecz przede wszystkim jako wytrawny gracz, strateg i polityk, którego do podjęcia takiej postawy zmusiła sytuacja. Zdumiewa siła i determinacja artysty w dążeniu do celu” (s. 138).

Książka Agnieszki Wójtowicz jest swoistą mozaiką, wymagającą od czytelnika współudziału, który wszakże jest wynagradzany z nawiązką. Kilka przykładów. W Październiku 1956 Grotowski działa w krakowskim ruchu studenckim. Do komisji Studenckiego Komitetu Rewolucyjnego przychodzi trzech ludzi, dowiedzieć się, jak długo potrwają rządy młodzieży w Krakowie. Gdy się dowiadują, że ze dwa tygodnie, odpowiadają, że w takim razie oni, chcąc uczcić takie ważne dni, przez dwa tygodnie nie będą kraść. To była delegacja krakowskich złodziei (s. 39 i 298).

Teatr-Laboratorium Grotowskiego w Opolu w roku 1964 postanawia, że wszyscy zapiszą się do partii. „Umówiono się, że nie będzie to dotyczyć Mai Komorowskiej (bo obca klasowo) […]” (s. 347).

W początku lat sześćdziesiątych Grotowski zaproponował, że oprócz „normalnych” spektakli teatralnych w Opolu zespół będzie jeździł po prowincji z programami estradowymi. Ton tym spektaklom nadawał Jerzy Falkowski: „człowiek szalony, pozbawiony lęku, obdarzony humorem, niezwykłą pamięcią i iście wariacką wyobraźnią” (to cytat z artykułu Kazimierza Kowalskiego, s. 181). Raz mało nie skończyło się linczem, kiedy w Głogówku (zwanym wówczas potocznie „małym Berlinem”) pokazywali program antyhitlerowski, wywołując tym wcale nie aplauz, tylko oburzenie i protesty publiczności (s. 183).

Ciekawy, chyba zupełnie dotąd nieznany jest przewijający się przez książkę wątek kontaktów Grotowskiego z mijalowcami (komunistyczna frakcja prochińska), którzy interesowali go jako zjawisko z marginesu obozu władzy. Wójtowicz twierdzi, że wpływ na koncepcję spektaklu Studium o Hamlecie (1964), w którym Hamlet jest Żydem, miało właśnie spotkanie Grotowskiego z mijalowcem Józefem Śniecińskim, który pokazał mu ulotki o treściach antysemickich. Śnieciński, nawiasem mówiąc, to barwna postać. Dziennikarz „Sztandaru Młodych” i twórca Rozgłośni Harcerskiej, w roku 1964 został skazany na kilka lat więzienia za wydanie nielegalnej broszury. Wyrok odsiedział. Potem, w wolnej Polsce, stworzył wydawnictwo Zarządzanie i Finanse oraz pisma „Nowa Europa” i „Gazeta Bankowa”; równocześnie wydawał dochodowy tygodnik „Detektyw”. Andrzej Bratkowski w rozmowie z autorką książki wspomina: „Firma Śniecińskiego świetnie prosperowała, nie zauważyłem u niego jakichkolwiek ideologicznych resentymentów, może poza jednym, gdyż raz zobaczyłem zatrudnionego u niego w biurze Stanisława Kociołka” (s. 268). Pikanterii dodaje temu wspomnieniu fakt, że Kociołek najpierw jako sekretarz KW PZPR podczas procesu Śniecińskiego i jego kolegów, organizował wiece antymijalowskie, a potem, po wyjściu skazanych na wolność, załatwił Śniecińskiemu pracę. „W 1990 r., gdy Kociołek, obciążony Marcem ’68 i Grudniem ’70, był bez szans na znalezienie pracy – Śnieciński zaproponował mu posadę w swoim wydawnictwie. Twierdzi, nie bez kokieterii, że przyjął po prostu dobrego fachowca” („Gazeta Wyborcza” 13 maja 1996).

Książka Grotowski polityczny jest wydana w specyficznej szacie typograficznej, przypominającej liczne obce mi klasowo publikacje Wydawnictwa Krytyki Politycznej: ocieka czerwienią. Ale czyta się wartko i przeczytać ją warto.

Wtorek, 6 maja

Książce, o której pisałem w tym dzienniku 25 lutego z Addis Abeby przyznano dziś nagrodę Goncourtów w dziedzinie biografistyki: podczas wrześniowego salonu książki w Nancy otrzyma ją Anca Visdei za żywot Ciorana. Gratulacje.

Piątek, 9 maja

Wybrałem się do biblioteki uniwersyteckiej, która miała być dziś otwarta po wczorajszej żałobie, ogłoszonej w wyniku morderstwa, do jakiego doszło przedwczoraj na kampusie. Już z daleka widzę, że znów coś się dzieje – budynek otoczony taśmą, straż pożarna, ochroniarze. Podobno ktoś wysłał anonimową widomość o bombie. Próbuję skorzystać z czytelni romanistycznej, w budynku naprzeciw BUWu, ale też zamknięta, nie ma studentów, bo żałoba. Widzę jednak, że toczy się jakaś konferencja. Po angielsku. Temat dziwaczny: Forgotten, Misplaced, Marginalized: Speculations We Don’t See. Trzydniowa sesja z udziałem ponad 60 referentów z całego świata, firmowana przez Ośrodek Studiów Amerykańskich UW. Trafiam na panel, w którym Simon Spiegel z uniwersytetu w Zurychu mówi o pierwszym szwajcarskim filmie SF. Chodzi o film Frediego M. Murera Swiss Made 2069 z roku 1968. Wizja Szwajcarii po stu latach, kraju, w którym obywatele są doskonale zintegrowani z systemem, a ci, którzy nie umieli się dopasować, żyją w rezerwatach, uprawiając swoje ogródki, tolerowani, dopóki nie szkodzą tym zintegrowanym i systemowi (film można zobaczyć w sieci, polecam [23]).

W dyskusji po referacie, nawiązując do współpracy Murera z jego rówieśnikiem, słynnym H. R. Gigerem, a zarazem do tego, że inny szwajcarski malarz współczesny, Franz Gertsch, był w latach siedemdziesiątych zafascynowany Patti Smith i środowiskiem hippisów, pytam o kontakty twórcy filmu z kulturą alternatywną. Simon Spiegel rzuca nazwisko: Alex Sadkowsky. Murer nakręcił o nim film pod wymownym tytułem Sad-is-ficton (1969).

Sprawdzam w domu. Urodzony w roku 1934 w Zurychu w rodzinie artystów, ojciec pochodził z gminy Jabłonna Lacka pod Sokołowem Podlaskim. Malarz, ale także muzyk jazzowy, grafolog, tancerz i poeta. Od roku 1958 obywatel Szwajcarii. Zbudował pracownię w wielkim wiejskim domu w kantonie Argowii, ale długie miesiące spędzał w różnych miejscach świata – w Stanach, w Rosji (był tam z Maxem Frischem), na Dalekim Wschodzie. W Irlandii napisał powieść Die chinesische Wespe. Chińska osa w Dublinie? Tak, w trzech tomach.

Alex Sadkowsky umarł trzy miesiące temu, 8 lutego.

Poniedziałek, 12 maja

Z rozmowy z Danielem Mendelsohnem, autorem nowego amerykańskiego przekładu Odysei (w „The New York Review of Books”) dowiedziałem się o istnieniu książki, którą chcę koniecznie w wolniejszej chwili przeczytać. Anne Amory Parry, Blameless Aegisthus. A study of αμύμων and other Homeric epithets. Brill, 1973 (wznowienie 2018). Cała książka, trzysta stron, o jednym słowie, o tajemniczym epitecie, którym na zgromadzeniu bogów Zeus obdarzył Ajgista. Sięgam na półkę po przekład Józefa Wittlina: „Jął mówić ojciec wszystkiego rodu i bogów i ludzi, / Ile że w sercu rozmyślał o przednim mężu Ajgiście” [24]. W stosownym czasie dam znać, czy αμύμων znaczy „przedni”.

JAN ZIELIŃSKI

[1] Moim skromnym zdaniem.

[2] Aleksaner Wat, Against the Devil in History. Poems, Short Stories, Essays, Fragments. Translated by Frank I. Vigoda. Bloomington, Indiana, Slavica, 2018.

[3] Z genealogii zdjęć. W: Synthesis viginti. Bielańskie studia humanistyczne. Red. Dominika Budzanowska-Weglenda, Dorota Kielak. Warszawa, Wydawnictwo Naukowe UKSW, 2020, s. 183-195.

[4] Witold Wirpsza, Apotheosis of Music. Translated from Polish by Frank I. Vigoda. New York, World Poetry Books, 2025, s. 20-25.

[5] Sprawca prostuje: „Fukałem na kulkę-motek czerwonej przędzy dyndający nad prawym strażnikiem. Ten film był pokazywany w Tate Gallery”.

[6] https://artmuseum.pl/prace/msn-k1-150

[7] https://archiwum.artmuseum.pl/pl/kolekcja/praca/juszkiewicz-ewa-bez-tytulu

[8] [Bruno] Korczak-Chodorowski, Sztuka ludowa. Wycinanki. Wycinały dziewczęta pod kierunkiem Anastazji Pawlinianki. [Warszawa 1905], Piotr Laskauer S-ka, tekst pod tabelą II i IV.

[9] Julian Olszak, O Wincentym Polu – nie tylko poecie.  „Rocznik Przemyski” t. XI s. 418.

[10] Steffen Dobbert, Ulrich Thiele, Nord Stream: Wie Deutschland Putins Krieg bezahlt. Klett-Cotta 2025 (premiera 20 lutego).

[11] Józef Mackiewicz, Barbara Toporska, Michał K. Pawlikowski, Listy. Londyn, Kontra, 2022 (Dzieła, t. 34) s. 179.

[12] My Name Is Lucy Barton. Random House 2016. Istnieje polski przekład Bohdana Maliborskiego, Warszawa, Wielka Litera, 2016.

[13] „Kurier Warszawski” 1932 nr 355, cytowane z okazji salonu zimowego w IPS-ie.

[14] (l), Obrazy święte – muszą być piękne. Wystawa, która budzi poczucie piękna. „Gazeta Ludowa” 1947 nr 236.

[15] Barbara N. Łopieńska, Paweł Hertz, Sposób życia, Warszawa 1997, s. 90.

[16] [Marcin Łaszcz] Szczęsny Żebrowski, Zwierciadło roczne, na trzy części rozdzielone. Kraków, W drukarni Łazarzowej, 1603, s. 104.

[17] Lola (Leonia) Szereszewska, Nieskończone zdania. Wybór i szkic monograficzny Rozalia Wojkiewicz. Lublin, Wydawnictwo Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, 2024, s. 50.

[18] Ex post widzę w Posłowiu, że na ten sam wiersz zwrócił uwagę Bolesław Miciński (Nowości poetyckie, „Prosto z Mostu” 1936 nr 28); Rozalia Wojkiewicz cytuje jego zachwyty, porównania do Dantego, opatrując je wszakże czujnie uwagą: „czyżby z ironią”… Oj, tak.

[19] Tamże, s. 42.

[20] Tamże, s. 76.

[21] Tamże, s. 111.

[22] Lola Szereszewska, Niedokończony dom. Warszawa, Księgarnia F. Hoesicka, 1936, s. 32 i 33.

[23] https://www.youtube.com/watch?v=_jLCFpU8HPM&ab_channel=RORETILMM

[24] Homer, Odyseja. Przekład z greckiego Józefa Wittlina. Wydanie III, zmienione. Londyn, Veritas, 1957 s. 45.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek