HOME
Jan Zieliński

Spod powieki (N)

Niedziela, 12 października

Umarła Diane Keaton, która zaczynała karierę na Broadwayu w pierwszej obsadzie musicalu Hair (z czasem doszła do głównej roli Sheili). Z tej okazji obejrzeliśmy dziś z przyjemnością, acz nie po raz pierwszy, Something’s Gotta Give (2003) obserwując, jak nie tylko bohaterka filmu, ale i sama aktorka bawi się grą w duecie z Nicholsonem.

 

Piątek, 17 października

W taksówce lokalnej korporacji, największej w okolicy, ogłoszenie o poszukiwaniu kierowców, z dyskryminującym dopiskiem: „Tylko Polacy”. Nur für Polen?

*

Erich Unglaub, który z pomocą programu DeepL przeczytał praski odcinek Spod powieki, dodaje: „Nawiasem mówiąc: Rilke pisał zawsze ołówkami Koh-i-Noor”.

Właśnie, Rilke a ołówki. Jest oczywiście ta scena w Maltem, często (i bardzo rozmaicie) interpretowana, kiedy bohater, siedząc w Bibliothèque nationale, wspomina spotkania z dziwnymi ludźmi, jakie mu się ostatnio przydarzały, wśród nich z tą kobietą, która, stojąc u jego boku przed wystawą, pokazywała mu „stary, długi ołówek, wysuwający się nieskończenie powoli z jej zniszczonych, zaciśniętych rąk”, a on czuł, „że to był znak, znak dla wtajemniczonych, znak, który znają wyrzutki” (przekład Witolda Hulewicza). Są rysunki Rilkego, czasem połączone z wierszami, które trafiły ostatnio do obiegu publicznego po zakupie przez archiwum w Marbach zbiorów archiwum rodzinnego w Gernsbach (ukazał się w Aufbau Verlag tom, zwierający półtorej setki takich prac). I wreszcie są drobne zapiski ołówkiem, poczynione w przewodnikach i innych książkach użytkowych albo notatnikach. Jak słówko Thürwand, zapisane (ołówkiem) w notatniku wiosną roku 1910 podczas zwiedzania weneckiego kościoła Santa Maria Formosa (czyli Matki Boskiej Kształtnej), w którym poeta szukał epitafiów dwóch „młodo zmarłych” szesnastowiecznych Flamandów nazwiskiem Hellmann (Helman). Znalazłszy, przepisał inskrypcje. Śladem tego jest fragment pierwszej z Elegii Duinejskich: „Od owych młodych umarłych biegnie ku tobie jej szept. […] Lub jakiś napis narzucał ci się z powagą, / tak jak niedawno płyta w Santa Maria Formosa?” (przekład Mieczysława Jastruna). Kościół ten, wzniesiony w roku 1492, leży w zasięgu krótkiego spaceru od kościoła Świętego Bartłomieja, gdzie kilka lat później Dürer namaluje swój różańcowy obraz.

Helmanowie to katoliccy kupcy z Antwerpii, którzy działali w kilku miastach europejskich i w Stambule. Handlowali biżuterią i drogimi kamieniami, ale także cukrem i tkaninami. Antonio zmarł w 1582, a Guglielmo w 1593, a więc na kilka lat przed przeniesieniem obrazu Dürera do Pragi. W roku 1596 młodszy ich brat, Carlo, był w grupie kupców flamandzkich (nazione fiamminga), konsultowanych przez senat Wenecji w kwestii założenia nowego banku państwowego. Guglielmo już wcześniej otrzymał weneckie obywatelstwo; w roku 1583 zawiadamiał swego przedstawiciela w stolicy imperium otomańskiego, że nie udało mu się nabyć odpowiednich dla żony sułtana (skądinąd branki weneckiej) diamentowych kolczyków w Wenecji i będzie szukał czegoś odpowiedniego w Niderlandach. Takie problemy miewali w szesnastym wieku młodzi kupcy flamandzcy [1].

 

Niedziela, 19 października

Tina od rana śpi, zwinięta w kłębek, nie jak zwykle w swoim koszyku na moim biurku, tylko w prawie pustym pojemniku na drewno do kominka. Chce dać do zrozumienia, że wybiera kremację?

*

W „Wyborczej” rozmowa z prof. Tadeuszem Doboszem, genetykiem, który brał udział w oględzinach serc Sobieskiego, Kościuszki i Chopina. Z mnóstwa fascynujących szczegółów wyjmuję fragment z opisu niedoszłych oględzin. „Oglądałem ten nagrobek. Przykrywa go granitowy czy bazaltowy blok, który waży nawet 26 ton. W czasie wojny obok rozerwał się granat moździerzowy. Po uderzeniu odłamków płyta może być spękana, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Później miałem sen. Śniło mi się, że sprowadzam dźwig, który podnosi tę płytę. Nagle bryła pęka, fragmenty granitu spadają i miażdżą serce Piłsudskiego i trumnę jego matki. Mówią, sen mara – Bóg wiara, ale zrezygnowałem ze starań o odsłonięcie grobu”. Mowa o sercu, pochowanym w Wilnie.

 

Środa, 22 października

Jestem w Krakowie online na zainicjowanym przez Jacka Hajduka Seminarium Ovidianum. Ściągnęła mnie tu osobliwa książeczka, jaką wydał w XVI wieku włoski humanista Ercole Ciofano, a konkretnie drugie wydanie jego komentarzy do Fasti Owidiusza (Antwerpia, Plantin, 1581). Rzecz była dedykowana „Pawłowi Uchańskiemu, panu na Służewie, staroście drohobyckiemu”, posłowi króla Stefana Batorego, „za którego przybyciem do Miasta znaleziono podobiznę Owidiusza” i zawiera list Ciofano do tegoż Uchańskiego (z roku 1579) oraz poświęcony Polakowi epigramat, wiersze ku czci edytora, tudzież portret Owidiusza „z prastarego kamienia sulmońskiego, który Giulio Agapite ofiarował Ercole Ciofano”. Napis w otoku podkreśla pochodzenie Owidiusza z Sulmony.

 

 

Książka zaskakuje dysproporcją między niewielką objętością sześciu „ksiąg” komentarzy a rozbudowaną „obudową” edytorską. Komentarze liczą po kilka (5-9) stroniczek w ósemce, teksty towarzyszące wraz z ilustracją zajmują 10 stron. Zastanawiałem się, skąd ta dysproporcja. Główny gość krakowskiego seminarium, znawca średniowiecznych i renesansowych losów dzieł Owidiusza prof. Frank T. Coulson (dawniej Toronto, obecnie Ohio State University) potwierdził moją intuicję, że to wyjątkowy przypadek. Przypuszczam, że głównym celem wydania tego dziełka była promocja rodzinnego miasta Owidiusza i Ercole Ciofano – Sulmony.

Tu przypomnę, że Jerzy Stempowski był w Sulmonie na uroczystościach podwójnego tysiąclecia narodzin Owidiusza i napisał esej Sulmona – 1958, w którym wspomina także o staropolskich spekulacjach na temat pobytu wygnanego poety na terenach Sarmacji. Stempowski pisze: „W świetle legendy rozumiemy lepiej motywy, dla których Paweł Uchański, poseł Stefana Batorego w Rzymie, poznawszy tam humanistę z Sulmony, nazwiskiem Ercole Ciofano, pokrył koszty druku książki tego ostatniego o Owidiuszu. Sława poety rzucała wówczas pewien blask także na kraj, który Uchański reprezentował w Rzymie” [2].

 

Czwartek, 23 października

Znów jestem w Krakowie, dziś „na żywo”, na spotkaniu inauguracyjnym „Środkowoeuropejskich seminariów Jerzego Stempowskiego”. Na Gołębiej, w sali im. prof. Tomasza Weissa, którego dobrze pamiętam z konferencji o literaturze młodopolskiej we wczesnych latach osiemdziesiątych. Na suficie belka z wyrytą datą: 1747. To by się Stempowskiemu podobało.

 

 

A w ogóle, to dobrze być wśród ludzi, którzy są w Stempowskim zadomowieni, bez względu na to, skąd do Krakowa przybyli – z Warszawy, Poznania czy Berna i Bambergi. Rozmowa toczy się zarówno wokół źródeł myślenia i wrażliwości berneńskiego eseisty, jak i wokół jego oddziaływania, ze szczególny naciskiem na to, co dzieje się na styku myśli i krajobrazu. Temat mojego referatu – Rzeki i granie łańcuchów górskich u Jerzego Stempowskiego jako granice do przekraczania. Wśród prelegentów jest laureatka tegorocznej nagrody NIKE, Eliza Kącka.

 

Piątek, 24 października

Rano w strugach deszczu, brodząc wśród mokrych liści, podążam Plantami pod Wawel. Cel: dominikański kościółek Świętego Idziego, w którym chcę obejrzeć posąg fundatorki wystroju miejsca pamięci św. Jacka, Katarzyny Wapowskiej. (Po drodze mijam ławeczkę, na której Hugo Steinhaus ze Stefanem Banachem dyskutują nad jakimś problemem matematycznym, nie zważając na ściekające im z brody i palców krople deszczu.) Zdumiewające, jak blisko od tego kościółka, w którym jest jej posąg, do Wawelu, gdzie z ręki Zborowskiego zginął jej mąż, gdzie lamentowała nad jego zwłokami przed królem Francuzem, gdzie potem więziono w wieży zabójcę Wapowskiego i ścięto go na dziedzińcu (po drodze mijam tablicę, która głosi, że tutaj, w areszcie miejskim, latem roku 1903 przebywał oskarżony o włóczęgostwo przyszły autor Przygód dobrego wojaka Szwejka; w Krakowie łatwo o takie spotkania ponad epokami).

Święty Idzi w remoncie, więc idę (kłaniając się lekko po drodze osobliwemu pomnikowi Piotra Skargi), do klasztoru i głównego kościoła dominikanów, czyli do Świętej Trójcy. Tam nad głównym ołtarzem jest grób św. Jacka, tam w rozległych krużgankach znaleźć można np. płytę nagrobną Szymona Zimorowica, autora Roksolanek. A także wzruszający nagrobek renesansowej damy (nazwałem ją mateczką), która leży we wdzięcznej pozie, z prawą ręką pod głową, z książką w lewej, a nad nią wznoszą modły do Ukrzyżowanego dzieci: dwóch synów i pięć córek. Mateczka śpi.

 

 

Na innym nagrobku epitafium Anny Pisarskiej córki Achacego, morsztynowski wiersz z motywem rzeki: „Bystre Sreniawy nurty jak prędko płyniecie / Tak nagle tym kamieniem rozbite toniecie / […] / Stąd żal, stąd i łzy rosną, że bliskie nadzieje / Razem niebo odbiera, płonne kwiaty sieje / W lipcu samym, gdy kwitnie, wonna roza ginie / Łzami już, nie krzystałem tu Sreniawa płynie”.

Bardzo bogate w cenne eksponaty Muzeum Dominikańskie. Odnajduję tu dwa filuterne alabastrowe aniołki, jeden z klepsydrą, drugi z trupią czaszką, pochodzące z dawnego nagrobka św. Jacka. Są też dwa pełne tkliwości alabastrowe posągi Matki Boskiej Jackowej, krakowski i lwowski. Jest portret uczonego Abrahama Bzowskiego, krzewiciela idei bractw różańcowych. I odcisk pieczęci majestatycznej królowej Jadwigi Andegaweńskiej. Jest Koronacja Maryi, zapewne pędzla znakomitego środkowoeuropejskiego malarza Georga Pencza. Z ciekawostek: drzewo genealogiczne Guzmanów (rodziny św. Dominika), malowane w Krakowie, oraz wielka tablica różańcowa z Frankonii, z początku XVI wieku.

*

Po wyjściu od dominikanów wpadam na chwilę na Rynek do Międzynarodowego Centrum Kultury, żeby na wystawie Brâncuși. Rzeźbienie światłem zobaczyć jedno zdjęcie, wykonane w latach trzydziestych przez rumuńskiego rzeźbiarza. Rzecz nazywa się Krystalizacja w kąpieli fotograficznej i stanowi efekt eksperymentowania artysty z dokumentowaniem przebiegu różnych powolnych procesów chemicznych i biochemicznych. Z opisu: „Urządziwszy w pracowni ciemnię, Brâncuşi przeprowadzał alchemiczne wręcz eksperymenty z obrazem. Utrwalał zachodzące w kąpielach fotograficznych sekwencje krystalizacji chemicznej, kiedy indziej z substancji mineralnej czynił przedmiot wizualnej analizy, transformując je w opalizującym świetle. Fotografował też gałązki roślin – na czarnym tle i w warunkach słabego oświetlenia – a także kwiaty w wazonach, skupiające nikłe światła nocy”.

Chciałem zobaczyć żelatynowo-srebrową odbitkę tej właśnie fotografii ze względu na Marię Pawlikowską, autorkę tomu Krystalizacje, która w Szkicowniku poetyckim wspomina lekturę starego traktatu z opisem sztucznego wywoływania procesu palingenezy roślin. Źródło tego cytatu odszukała Sylwia Stolarczyk w pracy doktorskiej o Pawlikowskiej, zatytułowanej Poetka – szamanka: „Ojciec Kircher, starając się wytłumaczyć ów podziwu godzien fenomen, powiada, że moc twórcza każdej mieszanki skupia się w owych solach i że z chwilą, gdy gorąco wprawia je w ruch, natychmiast się podnoszą i krążą niczym wir w szklanym naczyniu. Sole te, w zawiesinie, która daje im swobodę przemieszczania, przybierają tę samą postawę i tworzą te same postaci, jakie nadała im pierwotnie natura: zachowując skłonność do stania się tym, czym były, wracają ku swemu pierwotnemu przeznaczeniu i układają się tak, jak były ułożone w żywej roślinie”. Te słowa przystają do tego, co widać na fotografii rumuńskiego artysty. A w dodatku autorka pracy odnalazła je, jak pisze, w osiemnastowiecznej księdze, opatrzonej na marmurkowej wyklejce ekslibrisem „z motywem wstającego z popiołów Feniksa i napisem: «Uratowana z ognia i wody podczas wielkiego pożaru Bawarskiej Biblioteki Państwowej w marcu roku wojny 1943»”. Oto piętrowy przykład niezatapialności niektórych, zdawałoby się, utopijnych, pomysłów: jak ożywić rośliny? Jak mimo wojen i pożarów wiązać nitki tradycji.

 

Sobota, 25 października

Nie lubię redundancji, unikam więc odwoływania się do tekstów ze strony internetowej, na której się ten dziennik już od ponad roku ukazuje. Tym razem jednak muszę zrobić dwa wyjątki.

Henryk Citko we wstępie do swego kalendarium życia i twórczości Zbigniewa Herberta projektuje pewien swój pomysł na osobny tekst: „Ciekawe byłoby bliższe przyjrzenie się podobnemu stylowi życia Herberta i na przykład Rainera Marii Rilkego, tak bliskiego autorowi Pana Cogito i cenionego przez niego. Pół wieku wcześniej niż Herbert ten poeta bez ojczyzny, urodzony w Pradze, również zmieniał miejsca pobytu: od Monachium, przez Berlin, Rzym, Paryż, włoskie Duino, po szwajcarskie Château de Muzot, gdzie osiadł w ostatnich latach życia. Nieustannie podróżował po Europie, mając, w innym czasie i w innych okolicznościach niż Herbert, więcej szczęścia do hojnych wielbicieli i wielbicielek jego talentu oraz protektorów, którzy użyczali mu swoich posiadłości. Herbert podróżował, zapożyczając się, wykorzystując liche honoraria krajowe, musiał liczyć na korzyści płynące z nagród zagranicznych oraz publikacji jego utworów na Zachodzie. Obaj mieli szczęście spotkać wydawców inwestujących w ich twórczość – Herbert Siegfrieda Unselda z Suhrkamp Verlag, Rilke Antona Kippenberga z Insel Verlag. Pasją obu była poezja. Obaj pieczołowicie dbali o swoje archiwum, dzięki czemu możliwe jest szczegółowe odtworzenie meandrów ich życia”. Chętnie przeczytam taki tekst, nie tylko dlatego, że interesuje mnie polska recepcja Rilkego, także dlatego, że intuicyjnie nie do końca mi ta paralela pasuje. Ale może dam się przekonać.

Spod powieki wypatrzyłem natomiast takie zdanie we wstępie Ewy Bieńkowskiej do jej Domu powrotów, złożonego z tekstów publikowanych na łamach „Zeszytów Literackich”: „Opracowując obecną książkę miałam poczucie, że daję do druku część osobistego dziennika, z dziennikową wielorakością, niespójnością – tak jakbym zapisując własne widzenie świata, musiała wziąć pod uwagę ruch, rozbieganie gałki ocznej”. To spostrzeżenie bardzo jest bliskie mojemu pojmowaniu dziennika osobistego czy intymnego.

*

Przeczytałem Dystychy Katona [3]. Małe, poręczne, dwujęzyczne wydanie łacińsko-polskie tekstu, który powstał u schyłku starożytności a popularność zyskał w wiekach średnich. Był tłumaczony (m. in. przez Szymona Klonowica), był komentowany (za najdoskonalsze uchodziły objaśnienia Erazma z Rotterdamu), służył wielu pokoleniom uczniów jako z jednej strony lekcja łaciny (krótkie sentencje łatwiej zrozumieć i przyswoić), z drugiej zaś naturalna lekcja życiowych mądrości.

Kiedy mickiewiczowski Tadeusz Soplica wraca do domu, do swego dziecinnego pokoju, widzi portrety polskich bohaterów. Najpierw Kościuszko. Potem Rejtan: „A przed nim leży Fedon i żywot Katona”. Mowa tu o dialogu Platona i o jednym z żywotów równoległych Plutarcha, który Katona Starszego zestawił z Arystydesem. Z Katonem od dystychów nie ma on, prócz imienia, wiele wspólnego. Ale skojarzenie z dystychami nie jest całkiem absurdalne – przecież mickiewiczowskie Zdania i uwagi też mają przeważnie budowę dwuwierszową i charakter sentencji etycznych.

Przejdźmy od Mickiewicza do (Józefa) Mackiewicza. Szesnasty tom jego dzieł zebranych nosi tytuł Nudis verbis. W Dystychach Katona czytamy: „Dziwisz się, że piszę wiersze prostymi wersami? / Ta zwięzłość sprawiła, że dwa sensy łączę” („Miraris verbis nudis me scribere versus? / Hec brevitas sensus fecit coniungere binos”, IV 49).

Nauki późnostarożytnego autora bywają zdumiewająco nowoczesne. Przykład: aż dwa dystychy są protestem przeciwko składaniu bogom ofiar ze zwierząt: „Głupotą jest upatrywać [swego] ocalenia w śmierci drugiego [stworzenia]” (V 14); „Nie sądź, że boga przebłagasz, gdy czcisz go krwawą ofiarą” (IV 38).

Dominika Budzanowska-Weglenda opatrzyła swój płynny przekład obszernym aparatem krytycznym. Książka nie stała się przez to ciężka i nieprzystępna. Warto mieć ze sobą w drodze ten tomik, który świetnie mieści się w kieszeni, nie obciąża jej wcale, a może się przydać w rozmaitych sytuacjach. Milknę jednak, jako że przecież przeczytałem: „Najbliższy bogu jest ten, co umie rozumnie milczeć” (I 3).

*

Obejrzeliśmy w tych dniach drugi sezon serialu The Diplomat (Netflix). Gorszy od pierwszego, ale może to znak czasów, które schodzą na psy. Czekam na trzeci sezon, przewidując, że na pierwszy plan wyjdzie postać, grana przez Allison Janney, która, póki co doszła do stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych i ma poważne kłopoty, ale to chyba nie koniec jej możliwości.

 

Niedziela, 26 października

„The New York Review of Books” zachęca do lektury monografii Catherine Connybeare Augustine the African (Liveright 2025), która pokazuje afrykańskie aspekty biografii św. Augustyna, przypominając, że za jego czasów kościół chrześcijański był silniejszy w północnej Afryce (800 biskupów) niż w Italii (80 biskupów). Afrykańskość bywała argumentem w polemikach, jakie wiedli z Augustynem św. Hieronim czy pelagianin Julian. Sam Augustyn większość swego życia, od urodzenia w Tagaście do śmierci w Hipponie, spędził na niewielkim obszarze dzisiejszej północno-wschodniej Algierii, a przez dziesięć lat był manichejczykiem.

*

Wiadomość z Addis Abeby: jutro wraca tam z Czech pramatka Lucy (którą udało nam się obejrzeć we wrześniu w Pradze).

 

Poniedziałek, 27 października

„Najważniejsze jest pierwsze zdanie. Jeśli nie masz pierwszego zdania, nie pisz” (Wiesław Myśliwski).

„Przychodzi taki czas, kiedy nie wolno się już dłużej kryć”. Tak brzmi pierwsze zdanie książeczki Antonia Scuratiego, włoskiego komparatysty, stałego felietonisty „Corriere della sera” i autora pięciotomowej sagi o Mussolinim i włoskim faszyzmie. Tomik Faszyzm i populizm [4] to rozszerzony tekst wykładu, wygłoszonego we wrześniu 2022 roku podczas dorocznej konferencji Rencontres internationales w Genewie. Główne przesłanie kryje się w tytule i w stwierdzeniu, że wielu współczesnych liderów czerpie, czasem „nieświadomie i niebezpośrednio” z Mussoliniego, nawet jeśli się do tego dziedzictwa nie przyznają.

Scurati ma charakterystyczny dla urodzonego powieściopisarza dar malowania zapadających w pamięć scen. Oto Mussolini pod wpływem impulsu wskakuje na ciężarówkę wiozącą ardytów – elitarną jednostkę „psów wojny”, złożoną z gotowych na wszystko bandytów, którą w czasie pokoju chciano rozwiązać, a on tym jednym skokiem uczynił z nich swoich oddanych gwardzistów [5]. Albo po pierwszej porażce wyborczej faszystów Mussolini zarzeka się kochance, że zerwie z polityką i będzie szukał innego zajęcia: zacznie zarabiać na życie jako wędrowny skrzypek, napisze sztukę teatralną albo powieść (komentarz Scuratiego: „ciekawe, dlaczego każdy kto nie wie, co zrobić z życiem, myśli o pisaniu powieści”, s. 49). Ciekawe jest też inne spostrzeżenie, że Duce „jako pierwszy przywódca w dziejach, pokazywał się swemu ludowi bez ubrania, ulokował swe ciało w centrum sceny politycznej” (s. 83). Stało się tak dlatego, że Mussolini „zrozumiał, że w epoce mas komunikacja polityczna nie będzie przebiegała między umysłami, ale stanie się prawie fizyczną interakcją między ciałem przywódcy a ciałem wyborczym” (s. 84). Kończy tomik definicja demokracji jako winorośli, która „wymaga stałej opieki, mądrych zabiegów, miłości i oddania. […] To codzienna praca, praca, która trwa całe życie. Tylko w takich warunkach z owoców tej cudownej i delikatnej rośliny otrzymamy słodkie wino demokracji” (s. 96).

 

Wtorek, 28 października

Dzień pożegnania Mirka Chojeckiego. Msza w katedrze. Mnóstwo ludzi. Po mszy przemowy. W odczytanym liście urzędującej głowy państwa retoryka sparringowa: „Mocno trzymał gardę”. W wystąpieniach przedstawicieli kombatantów i działaczy opozycji demokratycznej krytyka aktualnego stanu prawnego, który sprawia, że zmarły, jedna z najważniejszych osób tej opozycji, formalnie nie miał prawa do statusu działacza (ktoś krzyczy: „skandal”). Po pogrzebie na Powązkach wojskowych, z honorami należnym kawalerowi Orderu Orła Białego, wielogodzinne spotkanie krewnych i znajomych królika. Sala kina „Kultura” wypełniona. Wspomnienia i wspominki. Przywołane są różne wcielenia Choja, od hippisa, przez podziemnego drukarza i wydawcę, działacza KORu, emigranta, po filmowca dokumentującego historię i kulturę polską. Fragmenty filmów dokumentalnych, świetne występy muzyczne – Jacka Kleyffa, Antoniny Krzysztoń, Mila Kurtisa, który pożegnał Mirka wzruszającą grecką melodią, graną na klarnecie. Całość na luzie, bez zadęcia, bez pretensji (w obu tego słowach znaczeniach). Z poczuciem, że odszedł ktoś wyjątkowy, kto jednoczył różnych ludzi.

 

Niedziela, 2 listopada

W wieczór zaduszny Franz Agnieszki Holland w Grodzisku. Szkoda, że nie grali tego we wrześniu w Pradze, poszlibyśmy do kina w pasażu Lucerna, tam jeszcze mocniej wybrzmiałaby ta cudownie płynna mieszanka języków – najwięcej niemieckiego, potem czeski, potem jidysz, parę słów po hebrajsku. Tam też mocniej odbierałoby się związek z tym magicznym miastem, z jego ulicami i uliczkami, bramami, podwórkami, schodami.

Piękny film o człowieku, który chciał latać jak ptak (jak kawka?), jak anioł. Który pisał jak ptak, albo jak anioł. Gimnastykował się jak anioł. Tańczył jak ptak. O jego prozie, równocześnie strasznej i śmiesznej. Także o całym przemyśle, jaki na jego sławie zbudowano. Pada tam zdanie, może trochę, ale chyba tylko trochę przesadzone, że stosunek stron zapisanych przez Kafkę do stron napisanych o nim wyraża się jak jeden do miliona. Zarazem jest to film o słowie, o jego wadze, o odpowiedzialności za słowo. Za każde słowo, słówko (znakomita scena z żebrakiem). I o tym, że jest związek (w sensie przeczucia, nie odpowiedzialności) między maszyną tortur, opisaną w Kolonii karnej (1914) a tym, co się w tej części Europy będzie działo trzydzieści lat po napisaniu opowiadania i dwadzieścia po śmierci autora. Ta scena była dla mnie najtrudniejsza do zniesienia, ale chyba niezbędna.

I jeszcze jedno: to film o potrzebie ciszy, o ciągłej inwazji jazgotu i zgiełku. O czym piszę w cichych Opypach, nocą, spoglądając na Tinę, która śpi na biurku w swoim koszyku. Błoga jesteś, ciszo, bądź pozdrowiona.

 

Wtorek, 4 listopada

14 maja zeszłego roku pisałem w Spod powieki: „29 kwietnia 1959 roku, nocą, szwajcarski artysta Kurt Fahrner odsłonił na bazylejskim placu Franciszkanów Bosych (Barfüsserplatz) swój nowy obraz, któremu nadał tytuł Obraz ukrzyżowanej kobiety naszych czasów”. Opisywałem też skandal, jaki to wywołało, prześladowanie dzieła i artysty. Wówczas okazją do przypomnienia tamtej prowokacji był zakup obrazu Fahrnera do zbiorów bazylejskiego Muzeum Historycznego. Obecnie w tym samym mieście pojawiła się oparta na podobnym pomyśle instalacja Anglika, Masona Storma, zatytułowana Saint or Sinner, która przedstawia odzianą w więzienny uniform figurę Donalda Trumpa, rozkrzyżowaną na noszach. Jest ona ustawiona pod kątem 45 stopni, bo, jak tłumaczy przedstawiciel galerii, gdyby leżała, wyglądałoby to na egzekucję, gdyby stała – na ukrzyżowanie, a tak tytułowa niepewność pozostaje. Nie można powiedzieć, że pies z kulawą nogą się tą instalacją nie zajął – owszem, niektórzy przechodnie przystają, robią zdjęcie. Ale skandalu nie ma.

 

Poniedziałek, 10 listopada

Czytam o katastrofie kolejowej pod Bratysławą, a konkretnie koło stacji Pezinok. Znajoma nazwa. Tam urodził się w roku 1666 jeden z najciekawszych barokowych malarzy środkowoeuropejskich (pisałem w dzienniku 8 sierpnia 2024 roku o pięciu jego obrazach, widzianych wówczas w Budapeszcie). Niedawno w Pradze kupiłem sobie małą monografię grafik, sporządzanych wedle jego obrazów [6]. Zwraca w niej uwagę opis albumu mezzotint Bernharda Vogla Ioannis Kupezky, incomparabilis artificis, imagines et picturæ (Norymberga 1745), z łacińskimi cytatami, które charakteryzują portretowaną osobę (portret Piotra Wielkiego ma motto z Owidiusza), formując zarazem alegoryczne, uniwersalne znaczenie obrazu. Poza tym cyklem, ale w jego duchu, powstała mezzotinta Vogla, przedstawiająca jego mistrza Eliasa Christopha Heissa, a zarazem będąca alegorią sztuki czarnej: pod portretem znalazł się kartusz z wizerunkiem czarnoskórej kobiety o obfitych kształtach, podpisany NIGRA ATTAMEN FORMOSA („jestem czarna, ale kształtna”), co się ładnie rymuje z nazwą weneckiej świątyni, w której Rilke będzie szukał nagrobków braci Helman…

 

Wtorek, 11 listopada

Recenzja Kathryn Murphy w „Literary Review” pod świadomie dwuznacznym tytułem A Devotion to Art, w którym oddanie sztuce łączy się z pobożnością – doprowadziła mnie do książki Vermeer: A Life Lost and Found, której autorem jest Andrew Graham-Dixon (Allen Lane, 2025).

Ta nowa biografia wielkiego malarza jest skupiona wokół spraw religijnych. Graham-Dixon podkreśla w niej rolę pary mecenasów Vermeera (Maria de Knuijt i Pieter Claesz van Ruijven), którzy mieszkali w Delft w Domu Pod Orłem i posiadali, a zapewne także zamówili 20 jego obrazów. A w szczególności Marii de Knuijt, bo to ona miała pieniądze i znała Vermeera od dziecka. Para ta należała do Bractwa Remonstrantów (przekonaniami bliskiego Braciom Polskim), którzy odrzucali doktrynę Kalwina o predestynacji. Graham-Dixon ustalił, że Dom Pod Orłem stał tuż obok tajnej świątyni remonstrantów. Główna teza książki sprowadza się do przekonania, że obrazy, malowane przez Vermeera dla Marii de Knuijt miały służyć jej współwyznawczyniom w codziennej kontemplacji modlitewnej. Więcej, autor ustalił, że pierwszy kupiec wystawionych po śmierci małżeństwa na aukcji obrazów też należał do Bractwa, a zatem rozumiał ich dewocyjny sens. Najważniejszy akapit brzmi: „Przypuszczenie, że większość obrazów Vermeera to obrazy pobożne, które miały towarzyszyć członkom Bractwa w ich pobożności potwierdza się znacznie dzięki odkryciu, że ktoś tak silnie związany z ruchem remonstrantów jest pierwszą udokumentowaną osobą, jaka nabyła jeden z tych obrazów w wolnym handlu. Issac Rooleeuw nie tylko jest pierwszym nabywcą płótna Vermeera na aukcji, zapewne jest też ostatnią osobą, jaka rozumiała, czym były te obrazy, co znaczyły i dlaczego stanowiły całość”. Książka Grahama-Dixona, napisana lekko i ze swadą, stanowi ciekawą próbę odbudowania zatartego sensu vermeerowskich wnętrz z kobietami, zatopionymi w prostych, ale znaczących czynnościach.

Są też w nowej biografii dwa małe polonica; pierwsze: w roku 1653 niderlandzcy reformowani protestanci zarzucali remonstrantom, że są skrytymi współwyznawcami przybyłych z Polski socynian (s. 136); drugie zostało powtórzone za artykułem, jaki Stephan Koja[7] zamieścił w katalogu wystawy drezdeńskiej Johannes Vermeer: On Reflection w roku 2021. Otóż „obraz w obrazie”, czyli kupidyn na ścianie pokoju Czytającej list został zamalowany nie przez samego Vermeera, tylko wiele lat po jego śmierci uczynił to Jean-Baptiste Slodtz, który ofiarował tak przerobiony obraz (jako rzekome dzieło Rembrandta!) królowi Polski Augustowi III, licząc na posadę nadzorcy kolekcji królewskiej w Dreźnie. Pod zdjętą warstwą przemalowania była gruba na jakieś 80 lat warstwa kurzu.

Książka ma się ukazać po polsku nakładem wydawnictwa Marginesy.

*

Wieczorem Volver Almodóvara (2006). Nie jestem pewien, czy kiedyś widziałem; oglądałem jak nowy. Dzisiejsze krajobrazy regionu La Mancha są tu pełne wysokich białych wiatraków prądotwórczych – to z nimi musiałby walczyć współczesny Don Kichot. Jak ci, co przecinali nitkę podwodnego gazociągu?

 

Środa, 12 listopada

W Podkowa Wine Depot. Przy kontuarze młody człowiek, który się przedstawił jako kucharz, wpisuje coś pilnie do grubego zeszytu. Coś mnie tknęło i zagaduję koleżeńsko: „A kolega powieść pisze”. On: „Nie, na razie robię kalkulację. Ale rzeczywiście mam zamiar napisać powieść. Studiowałem nawet polonistykę”. Ja: „Ja też. A gdzie?” On: „Na UW. Ale przetrwałem tylko dwa lata. Wykończyła mnie fonologia”. Obraca zeszyt do góry nogami, pokazując skomplikowane wykresy, dziesiątki dziwnych nazw i zadania w rodzaju: „Zapisz to zdanie fonologicznie”. Kto wie, może za parę lat przybędzie nam wybitny powieściopisarz?

*

Wieczorem Musik i mörker (Muzyka w mroku) Bergmana (1948), miejscami mroczny jak jego tytuł, ale przecież optymistyczny film o uważności, o miłości, silniejszej niekiedy od przesądów czy stereotypów, o potędze muzyki. Film jak klawiatura.

 

Piątek, 14 listopada

Wypad do Łowicza i Walewic.

Najpierw zwiedzanie podziemi katedry łowickiej i muzeum diecezjalnego z kompetentną i sympatyczną przewodniczką. Kilka lat temu wykonano olbrzymią pracę wydrążenia korytarzy dla zwiedzających i odpowiedniego przystosowania krypt. W katedrze pochowano 12 arcybiskupów gnieźnieńskich i prymasów Polski. Mnie najbardziej interesuje wykonany przez Jakuba Michałowicza z Urzędowa nagrobek prymasa Jakuba Uchańskiego (rodzonego stryja Pawła, posła Stefana Batorego w Watykanie, który sfinansował książkę o Owidiuszu). Miał też najciekawszą historię. Sama trumna znajduje się w podziemiach. O tym, jak wyglądał oryginalny nagrobek, przekonać się można w katedrze z planszy rekonstrukcji, dokonanej przez Witolda Kieszkowskiego w roku 1950, która wisi naprzeciw tego, co z pierwotnego nagrobka pozostało. Tu z kolei, w alabastrowej figurze śpiącego arcybiskupa, najciekawsze są dłonie, ozdobione na wierzchu krzyżami greckimi – lewa, z palcem wskazującym i pierścieniem, startymi do gładkości od pocałunków wiernych, spoczywająca na grubej księdze. Reszta nagrobka musiała ustąpić miejsca relikwiom św. Wiktorii. Później, w Muzeum Regionalnym, natrafimy na hermę z tego nagrobka („Depozyt Muzeum w Nieborowie i Arkadii”, tam bowiem trafiły usunięte z katedry części nagrobka).

Wśród portretów biskupów jest też nieszczęsny Kajetan Sołtyk (negatywny bohater Ksiąg Jakubowych) – bodaj kopia wizerunku wykonanego przez Bacciarellego, który wisi w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Z ciekawostek – skromny, ale bardzo rzadki kalendarz eucharystyczny, przypominający proboszczom o konieczności odświeżenia zapasu Najświętszego Sakramentu, znaleziony ponoć podczas wizytacji jednej z parafii na śmietniku.

 

 

Jeszcze jedno: pierwszy sarkofag, na jaki natknęliśmy się w podziemnym korytarzu krypt, zawiera szczątki osobistości, znanej mi ongiś osobiście. Podczas pielgrzymki papieża w roku 1983 pracowałem jako tłumacz amerykańskiej telewizji. Pod koniec męczącego dnia Alojzy Orszulik, który nie był jeszcze biskupem, tylko sekretarzem komitetu prasowego, dosiadł się do nas na ulicy (czekaliśmy z kolegą na krawężniku na koniec dnia zdjęciowego) i spontanicznie radził się w kwestii jakiegoś sformułowania angielskiej wersji komunikatu prasowego. Zapamiętałem tę jego otwartość.

Zwiedzanie muzeum daje też sposobność spojrzenia na nawę główną świątyni niejako zza pleców archanioła, wieńczącego organy. Ten widok zapiera dech.

 

 

Ponadto w łowickiej katedrze dwie rzeczy rzucają się w oczy. Prawie wszystkie postacie świętych na obrazach ołtarzowych ubrane są w srebrne, częściowo złote sukienki. A na ołtarzach leżą kolorowe łowickie pasiaki. Koloryt lokalny.

*

O łowickim Muzeum Guzików pisałem w tym dzienniku, nie widząc go jeszcze (może przez sentyment do motywu guzika w poezji?) 29 czerwca 2023. Teraz miałem możność konfrontacji z rzeczywistością. Chwaląc nadal inicjatywę powiem, że realizacja jest bardzo, bardzo skromna: kilka plansz, na których umocowano guziki, poniżej nazwiska tych, którzy je nosili. Reszta pozostawiona jest wiedzy i wyobraźni widza. Może inaczej to wygląda z przewodnikiem, ale przewodnika, choć zapowiadałem przyjazd, nie było.

*

Po południu zwiedzamy – jako jedyni – Muzeum Regionalne.

*

A gdybym był dzisiaj w Paryżu, poszedłbym, zaproszony przez Małgorzatę Grygielewicz, do Księgarni Polskiej na bulwarze Saint-Germain na wieczór promocyjny dwutomowej i dwujęzycznej edycji polskiego futuryzmu: Le futurisme polonais (1918-1924). Poésie – manifestes – déclarations, Brill 2025. Sześć lat pracy, poświęcone zbadaniu i prezentacji sześciu lat działania tej ważnej formacji, której jednym z przywódców i najlepszym poetą był niewątpliwie Aleksander Wat.

 

Sobota, 15 listopada

Przy śniadaniu w pałacowej jadalni oglądamy duży obraz, przedstawiający scenkę z udziałem długonogiego konia, eleganckiego mężczyzny, psa myśliwskiego i truchła zająca, aportowanego przez psa. Kręta linia od zająca, przez pysk psa, udo młodzieńca, jego rękę i głowę konia tworzy jakiś tajemniczy hieroglif. Podpis: Bruyère née Lebarbier. Sprawdzam, była taka malarka francuska na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku, na imię miała Élisabeth. Czytam artykuł Pawła Ignaczaka o malowanych przez nią portretach Polaków. Okazuje się, że na paryskich salonach wystawiała koło dziesięciu, może kilkanaście portretów osób, należących do wielkich rodów wielkopolskich, przede wszystkim Mielżyńskich. Nawiązuję kontakt z autorem, który nie wiedział o obrazie w Walewicach. Wszystko wskazuje na to, że jest to portret Melchiora Szczołdrskiego, pokazywany na salonie w roku 1802. Zaglądam do katalogu, jest: „Mme BRUYERE (née Lebarber). 37. Repos de chasse. Portrait en pied de Mr le comte Melkior Szoldrsky”. A zatem Odpoczynek na polowaniu.

Portretowany młodzieniec dożył sędziwego wieku, wierny swoim koniom. „Dnia 1 października tegoż roku [1866] zgasł w Jaszkowie pod Śremem jako 90-letni starzec Melchior Szołdrski, za czasów Kościuszkowskich towarzysz chorągwi pancernej, potem podróżnik, w r. 1809 adiutant generała Amilkara Kosińskiego. Wczesna głuchota zniewoliła go do usunięcia się od życia publicznego. Z zamiłowaniem oddawał się rolnictwu i hodowli koni i owiec” [8].

W południe zwiedzamy stajnie i park. Wieczorem urodzinowa kolacja.

 

Niedziela, 16 listopada

Rano do Walewic przyjeżdża z Warszawy Paweł Ignaczak, żeby osobiście obejrzeć znalezisko. My tymczasem wracamy – przez Arkadię, gdzie rzeczywiście znaleźć można wiele herm i innych fragmentów grobowca Uchańskiego, które musiały ustąpić rozbudowywanej kaplicy św. Wiktorii. Są też dwa wolno stojące sarkofagi, aż dziwne, że nie sprowadzono ich do katedry łowickiej w ramach rekonstrukcji podziemnego ciągu krypt biskupich. Sfinksowa zagadka.

 

 

A wizyta w Nieborowie ma dla mnie nutę sentymentalną. Byłem tu w październiku 1988 roku na seminarium metodologicznym Stowarzyszenia Historyków Polskich, z materiałów którego powstał potem tom Projekt – Szkic – Bozetto pod redakcją Marii Poprzęckiej. Miałem referat o Konradzie Krzyżanowskim; w pamięci zachowałem też atmosferę tego miejsca, inspirujące wieczorne rozmowy w starej bibliotece, nocleg w pałacu.

*

Przeczytałem książkę, która jeszcze nie wyszła – to wydruk próbny, w dwustu egzemplarzach. Rzecz nosi tytuł Schulz dzień po dniu. Rekonstrukcja biografii 1933-1934 i została przygotowana przez zespół gdańskich schulzologów pod wodzą Stanisława Rośka.

Sam pomysł nie jest nowy – podobnie postąpił niemiecki biograf Kafki, Rainer Stach, obok trzytomowej biografii pisarza wypuszczając drobiazgowe kalendarium – Fundacja Terytoria Książki niewątpliwie o tym wie, jako że Kafka dzień po dniu ukazuje się nakładem wydawnictwa Rośka; warto by może odnotować tę zbieżność w przedmowie?

Metoda sporządzania kalendarium jest mi bardzo bliska, sam przystępując do jakiegoś większego tematu zaczynam od budowania kalendarium, które pozwala ogarnąć całość materiału. Próbny tom przeczytałem z zadowoleniem. Jest ciekawy i bogato ilustrowany, często zupełnie dotąd nieznanymi materiałami.

W eseju Dwaj debiutanci (s. 66-69), poświęconym Schulzowi i wierszom psychologa Stefana Szumana, zabrakło mi odniesienia do wpływu na te wiersze Rilkego, poety bliskiego też Schulzowi. Lepiej pod tym względem wypada fragment o znajomości Schulza z tłumaczem Dehmela, Arnoldem Spaetem, z którego wyjmę fragment: „Schulz zdradza przy tej okazji swoje marzenie, którego nie ma odwagi zrealizować i które jest być może w ogóle nieosiągalne: przetłumaczenie poezji «uwielbianego» Rilkego” (s. 199). A jeszcze lepiej rozdział Wspólnicy (o znajomości z Jerzym Janischem i Rudolfem Ottenbreitem, dwoma wielbicielami Rilkego), w którym czytamy, że Schulz „proponuje, by na początek we wspólnej lekturze «przejść jego wszystkie dzieła razem». W projekcie nie chodzi jednak o «samego Rilkego», ale – jak podkreśla – «o sprawy między nim a nami, o wszystko to, co on zaniedbał napisać, a co my musimy uzupełnić»” (s. 257).

Schulz napisał co mógł, może jeszcze znajdzie się Mesjasz, może znajdą się zaginione listy. Póki co uzupełniajmy.

JAN ZIELIŃSKI

 

[1] Por.: M. van Gelder, Trading Places: The Netherlandish Merchants Community in Venice, 1590-1650, Universitait van Amsterdam 2017, s. 120.

[2] Jerzy Stempowski, Od Berdyczowa do Rzymu. Paryż 1971, s. 303.

[3] Dystychy Katona. Tłum., wstęp i oprac. Dominika Budzanowska-Weglenda. Warszawa, Wydawnictwo Naukowe UKSW, 2023.

[4] Antonio Scurati, Faszyzm i populizm. Mussolini dzisiaj. Tłum. Alina Pawłowska-Zampino, Katowice, PostFactum Sonia Draga, 2025.

[5] Na s. 39 czytamy: „10 listopada 1918 roku, pod koniec pochodu zwycięstwa pod obeliskiem upamiętniającym Pięć Dni Mediolanu, Mussolini wsiada na rydwan ardytów. Kilka miesięcy później, 23 marca 1919 roku, następują oficjalne narodziny faszyzmu […]”, a na s. 50: „Odpowiedzi można szukać w opowiedzianej przeze mnie historii z marca 1919 roku, w dołączeniu Mussoliniego do ardytów siedzących na ciężarówce”. Nie jest to wina tłumaczki, ponieważ w oryginale również podane są rozbieżne daty tego gesto fondativo (por.: Scurati, Fascismo e populismo. Mussolini oggi, Firenze-Milano, Giunti Editore S.p.A., settima edizione: maggio 2024, s. 40 i 50).

[6] Petra Zelenková, Jan Kupecký a „černé umění” / Johann Kupezky and „the black art”, Národní galerie v Praze, 2016.

[7] Koja, nie Kocha, jak podano w książce (s. 266); mowa o ówczesnym dyrektorze galerii starych mistrzów w Dreźnie, obecnie szefie zbiorów książęcych Liechtenstein (Vaduz – Wiedeń).

[8] Stanisław Karwowski, Historia Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1852-1889), Poznań 1920, informacja za Kroniką żałobną Rychlińskiego.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek