fbpx
HOME
Świadectwa

Agnieszka Drotkiewicz „Zmysły u Prousta: spektakl wart życia”

Zapach domów starych ludzi

Jedna z początkowych scen w filmie Wielkie piękno Paolo Sorrentino to przyjęcie z okazji sześćdziesiątych piątych urodzin głównego bohatera, Jepa Gambardelli. Kiedy tłum gości tańczy przy dyskotekowym remiksie piosenki A far l’amore comincia tu, Jep zapala papierosa i stojąc pośrodku tańczącego tłumu wspomina: „Ilekroć w dzieciństwie słyszałem to pytanie, moi koledzy odpowiadali na nie: «cipka». Ja natomiast odpowiadałem: «zapach domów starych ludzi». Pytanie brzmiało: «Co uważasz za najpiękniejsze na świecie?». Od dziecka moim przeznaczeniem była wrażliwość, moim przeznaczeniem było zostać pisarzem”. Podczas tego samego przyjęcia, jedna ze znajomych Jepa, młoda aktorka flirtując z innym młodym aktorem, rzuca od niechcenia: „Zastanawiam się nad porzuceniem aktorstwa – nie ma żadnych ciekawych ról dla kobiet. Myślę o napisaniu powieści, czegoś w rodzaju Prousta”.

Zestawienie słów „zapach domów starych ludzi” z nazwiskiem Prousta jest świetnym zabiegiem autorów scenariusza Wielkiego piękna. Biblioteka zapachów, jaką odnaleźć można na stronach W poszukiwaniu straconego czasu jest imponująca i zaczyna się od zapachów domu w Combray, należącego do ciotecznej babki narratora. Proust pisze o komórce, pachnącej irysem, „której przydawała woni dzika porzeczka wyrosła zewnątrz w szczelinie muru”, gdzie chował się, żeby czytać, marzyć, płakać. Zapachy pokoi ciotecznej babki są „niby kunsztowna i przezroczysta galareta z wszystkich dorocznych owoców, które opuściły sad, aby przenieść się do szafy; […] beztroskie i systematyczne, niedbałe i przezorne, bieliźniane, poranne, nabożne, szczęśliwe spokojem przynoszącym jedynie wzrost lęku i prozaicznością stanowiącą wielki rezerwuar poezji dla tego, kto wstąpi tam, ale tam nie mieszkał”. Narrator przyznaje, że jest łakomy na te zapachy, tworzą one konstrukcje podobne do ciastek: „Zaledwie skosztowawszy bardziej chrupiących, delikatniejszych, wybredniejszych, ale też suchszych aromatów szafy, komody, wzorzystych tapet, wracałem – wciąż z utajonym łakomstwem – aby ugrzęznąć we wnikliwym, lepkim, mdłym, niestrawnym i owocowym zapachu kwiecistej kapy na łóżko”.

Stosowanie wobec zapachów nazw czynności, które kojarzą się z innymi zmysłami, takich jak: czytanie, smakowanie, dotykanie to zabieg literacki: synestezja. Są to doświadczenia znane mi nie tylko z lektury Prousta. Kiedy byłam 12-letnią pensjonarką, zaczytywałam się w książce profesora Janusza Łętowskiego Przyjemności i rozrywki. W rozdziale „Zapach muzyki” autor dobierał perfumy do kompozytorów: „Mówi się, że Mozart jest elegancki, harmonijny, doskonale wyrównany, po prostu całkowite wyrafinowanie. Więc zapach musi być jasny, promienny i subtelnie świetlisty – jak na przykład Arpège Lanvina, L’Heure Bleue Guerlaina”. Wiele lat później, podczas wywiadu (rozmawialiśmy o roli zmysłów w życiu) Michel Houellebecq powiedział mi, że jego przyjaciółka porównała jego wiersze do perfum Guerlaina, Après L’Ondée.

Ale u Prousta to coś więcej niż synestezja, to ćwiczenie stymulujące kreatywność czytającego, rodzaj twórczej medytacji. Wąchanie z Proustem poszerza naszą percepcję, może przydać się nie tylko tym, którzy marzą o karierze krytyka perfum czy sommeliera. U Prousta wrażliwość na zapach, uwaga w odczytywaniu historii, którą zapach za sobą niesie pomaga nam rozebrać na czynniki pierwsze nasze odczucia, a tym samym pomaga nam się ugruntować. Dotyczy to zresztą nie tylko węchu. Czytanie Prousta jest jak zrywanie przezroczystej foli z rzeczywistości – wreszcie można tej rzeczywistości dotknąć, posmakować, dojrzeć lepiej jej kolory. W poszukiwaniu straconego czasu to fascynujący podręcznik to tego jak wyczulać wrażliwość swoich zmysłów.

Nauczyć się patrzeć i zaoszczędzić na ostrygach

„Wielcy malarze dysponują mocą otwierania nam oczu dzięki wrażliwości ich własnego wzroku na różne aspekty doświadczenia wizualnego: na załamanie światła na krawędzi łyżki, na delikatną miękkość obrusa, na welurową skórkę brzoskwini, na różowy odcień cery staruszka” – pisze Alain de Botton w swoim eseju Jak Proust może zmienić twoje życie, w rozdziale zatytułowanym: „Jak nabyć umiejętności utrzymywania otwartych oczu”. Zapytany o ulubionych spośród francuskich malarzy, Proust wymieniał m.in.: Watteau, Chardina, Maneta, Milleta. Jeden z bohaterów W poszukiwaniu…, Charles Swann, wiele czasu poświęca studiom nad Vermeerem. Ale Proust nie tylko oddaje swoim dziełem hołd malarzom, on sam korzysta z technik których się od nich nauczył, sam staje się malarzem, rzeźbiarzem – jego zdania są dopracowane i piękne niczym przedmioty, które chce się bez końca obracać w palcach. Przykładem takiego przedmiotu jest zdanie: „Odczułem to natychmiast – jak wobec białych głogów, ale z większym zachwytem – że owa odświętność kwiatów nie jest sztuczna, ale że to natura wyraziła ją samorzutnie, ze szczerością wiejskiej robotnicy pracującej dla ołtarza, przeładowując krzew owymi różyczkami o tonie zbyt słodkim, zbyt prowincjonalno-pompadour”. Inne fragmenty – pejzaże, Proustowskie medytacje uważności i zmysłu wzroku: „Pędy bzów, gibkie i lekkie w swoich świeżych sukienkach lila, zwisające wśród liści, kołysały się na wietrze, nie troszcząc się o przechodnia, wznoszącego oczy aż do pięterka ich zieleni”. Albo dalej w tym samym temacie wiosennego kwitnienia: „Wykwitła – punktualna jak cała gromada jej towarzyszek – wielka biała grusza, potrząsająca z uśmiechem swoim kwieciem. Kwiaty te, zmierzwione wiatrem, ale wyglansowane i posrebrzone promieniami słońca, tworzyły niby firankę zmaterializowanego i dotykalnego światła”. Proust jest nie tylko natchnionym pejzażystą, jest też mistrzem martwej natury: oto kosz owoców przesłanych narratorowi i jego babce przez panią de Villeparisis. Proust oddaje precyzyjnie ich kolory: „Śliwki przeszły, jak morze w godzinie obiadu, w kolor lila, a ultramarynę gruszek zmąciło swoim zarysem parę różowych chmurek”. To nie tylko impresjonistyczny efekt malarski, to także subtelnie złośliwa precyzja (owoce przesłane zostały jako „prezent przechodni”, pani de Villeparisis otrzymała je dzień wcześniej, świeższe, od księżnej de Luxembourg).

Podążanie za językiem Prousta jest jak otwieranie pudełka, w którym znajdują się kolejne i kolejne. Konstrukcje zdań i kunszt kadru pozwalają docenić zbliżenia, close-ups. Lektura jego książek uświadamia nam, że koncentracja sama w sobie jest luksusem, a także, że jedynie ona pozwala ten luksus zauważyć i przeżyć. Tylko dzięki koncentracji jesteśmy w stanie docenić wrażenie zmysłowe, a nie zaledwie prześlizgnąć się po nim wzrokiem, dłonią, szybko przełknąć. Koncentracja pozwala też przedefiniować luksus – oto luksusem może się stać kontemplacja kwitnącej wiśni, bzu czy magnolii, doświadczenie ich obfitości.

Nauka patrzenia i praktyka koncentracji mają też swój bardzo wymierny, finansowy aspekt – pozwalają zaakceptować swój status ekonomiczny i dostrzegać piękno w tym, co jest nam dostępne. De Botton w swojej książce przywołuje esej Prousta o młodzieńcu, który tęsknił za pięknem i był rozgoryczony tym, że w swoim skromnym otoczeniu go nie dostrzega. Zmieniło się to, kiedy poznał obrazy Chardina, który malował „zwyczajne” przedmioty: naczynia, ciasto drożdżowe, etc. „Dlaczego miałby być szczęśliwy? Bo Chardin ukazał mu, że otoczenie, w którym żył, może – za cenę niewielkiego wysiłku wyobraźni – odsłaniać uroki, które ów młodzieniec kojarzył uprzednio z pałacami i życiem książąt. Młodzieniec ów nie będzie się już czuł dłużej wykluczony z domeny estetyki, nie będzie zazdrościł bankierom dorzucającym polan do kominka złoconymi szczypcami i otwierającym drzwi ozdobione złotymi klamkami”. Doświadczyłam tego sama – pierwszy tom W poszukiwaniu…, czyli W stronę Swanna, czytałam dziesięć lat temu na wakacjach w Paryżu. Lektura tak mnie uwrażliwiła na wszystkie bodźce, że godzinami wpatrywałam się w kwiaty na klombach w Ogrodzie Luksemburskim, a zapach ostryg na lodzie wyłożonych przed restauracjami tak mnie nasycał, że nie potrzebowałam ich kupować i popijać sancerre. Zachwyt światem uwolnił mnie (w każdym razie tamtego lata) od tęsknoty za konsumowaniem – o którą to tęsknotę w Paryżu nie jest trudno.

slow sex & usłyszeć miłość

Zastanawiam się, ile napisano książek i artykułów na temat potęgi antycypacji w erotyce. Podejrzewam, że bardzo dużo. Za czasów Prousta z pewnością istniało ich dużo mniej, a przecież opis pierwszego pocałunku Swanna i Odety właśnie o tym opowiada. Oto po długim okresie oczekiwania Swann i Odeta znajdują się razem w jej powozie, Swann trzyma Odetę za ramię i pyta czy to nie robi jej przykrości. Ona wzrusza ramionami: „Cóż za szaleństwa, widzi pan przecie, że mi to robi przyjemność”. Następuje potem scena, która – jak podejrzewam – spowoduje mrowienie w palcach u każdego, kto kiedyś całował się po raz pierwszy z ukochaną osobą nie na pierwszej randce, ale po – załóżmy – dwóch miesiącach spotykania się: „Podniósł rękę ku policzkowi Odety, popatrzyła nań bystro, tęsknym i poważnym wzrokiem, jaki mają kobiety florenckiego mistrza, do których mu się wydała podobna. […] Odeta, zdawałoby się, skupiła wszystkie siły, aby powstrzymać swoją twarz, jak gdyby niewidzialna moc ciągnęła ją do Swanna. Swann przytrzymał na chwilę jej twarz w pewnej odległości, więżąc ją w obu rękach”. Oto moment kondensacji znaczenia, moment, który prawdopodobnie Swann będzie pamiętał do końca życia. Zamiast dotknąć ust Odety zatrzymuje tę chwilę spełnienia marzenia, triumfu. Zatrzymuje się, żeby pełniej i mocniej poczuć to, co czuje. Proust wstawia tutaj wspaniałe porównanie: „Chciał zostawić swojej myśli czas, aby nadbiegła, aby poznała marzenie pieszczone tak długo, aby była świadkiem jego ziszczenia, niby krewna, którą się wzywa, aby wzięła udział w powodzeniu ukochanego dziecka. Tę twarz Odety jeszcze nie posiadanej ani nawet nie całowanej przez niego Swann widział ostatni raz; może wlepiał w nią owo spojrzenie, w którym dniu odjazdu chciałoby się unieść krajobraz, nim się go opuści na zawsze”.

Miłość Swanna wpisana jest także w zapis nutowy. Oto utwór muzyczny na fortepian i skrzypce, który usłyszał podczas jakiegoś spotkania w salonie. I tu Proust używa czasownika „ujrzeć”, a muzykę opisuje jako morski pejzaż: „Wielka przyjemność, kiedy naraz pod wąską, ciągłą gęstą i dominującą linią skrzypiec ujrzał nagle, jak się stara wznieść płynny plusk, masa partii fortepianowej, wielokształtna, niepodzielna, szeroka, wstrząsana niby fioletową grą fal, które urzeka i bemolizuje blask księżyca”. Ale w pewnej chwili Swann poczuł, że jest w tej muzyce coś więcej, coś co „rozwarło mu duszę szerzej, tak jak zapach pewnych róż, krążący w wilgotnej aurze wieczornej, ma zdolność rozszerzenia naszych nozdrzy”. Przyjemność, która płynęła ze słuchania tego utworu, stała się dla Swanna potrzebą. Potrzebował raz za razem powtarzać wrażenia, które wzbudzała w nim ta fraza. Jak dobrze znam tę potrzebę powtarzania utworu ad infinitum, żeby czuć to, co on we mnie otwiera. (Zawstydza mnie to szczególnie w lecie, przy otwartych oknach, kiedy pozwalam sąsiadom czytać ścieżkę dźwiękową moich uczuć). Fraza muzyczna stała się dla Swanna nośnikiem emocji i nośnikiem historii. Ożywiała ona to, co w jego historii miłosnej bez muzyki mogłoby wyblaknąć, była rodzajem wzmacniacza odczuć: „Owa fraza budziła w nim pragnienie nieznanego uroku, ale nie przynosiła nic określonego, aby zaspokoić to pragnienie. Także te części duszy Swanna, w których fraza sonaty zatarła troskę o interesy materialne, o względy świata mające kurs powszechny, zostały puste, in blanco; mógł tam wpisać imię Odety. Fraza sonaty stapiała swoją tajemniczą esencję z tym, co w miłości Odety mogło być liche i niedostateczne. Widząc twarz Swanna, kiedy słuchał tej frazy, można by rzec, że chłonie on środek znieczulający, dający większą rozpiętość jego oddechowi”.

Jak to wszystko się zaczęło?

O ciasteczkach magdalenkach moczonych w naparze z kwiatu lipowego słyszało wiele więcej osób niż czytelnicy W poszukiwaniu…, są one wspominane i cytowane szeroko poza kontekstem dzieła Prousta. Ich smak rozpoczyna W poszukiwaniu straconego czasu, jest niczym magiczna mikstura, która otwiera drzwi do innego świata, sprawia, że narrator odczuwa słodycz, przyjemność. „Skąd mogła mi płynąć ta potężna radość? Czułem, że jest złączona ze smakiem herbaty i ciasta, ale że go przekracza nieskończenie”. Smak magdalenek wyzwala w narratorze uczucia i wspomnienia, jest kluczem do świata, do którego zabiera nas, czytelników. To nie jest klucz uniwersalny, dla nas ten smak nie otworzyłby drzwi (a jeśli, to inne), ale mamy szczęście, że Proust nas wpuszcza do swojego uniwersum. Oto właśnie wyjął kalejdoskop z pudełka i spojrzał przez niego w stronę światła: „I jak w owej zabawie, w której Japończycy zanurzają w porcelanowym naczyniu pełnym wody kawałeczki papieru z pozoru byle jakie, które ledwo się zanurzywszy, wydłużają się, skręcają, barwią, różniczkują się, zmieniając się w kwiaty, w domy, w wyraźne osoby, tak samo teraz wszystkie kwiaty z naszego ogrodu i z parku pana Swann i lilie z Vivonne, i prości ludzie ze wsi, i ich domki, i kościół i całe Combray, i jego okolice, wszystko to, przybrawszy kształt i trwałość, wyszło – miasto i ogrody – z mojej filiżanki herbaty”.

Do tego, aby otworzył się nowy świat w zabawie Japończyków opisywanej przez Prousta potrzebna jest woda. To ona sprawia, że wyglądające niepozornie skrawki papieru odgrywają przed nami spektakl. Myślę, że podobnie bywa z naszymi wrażeniami zmysłowymi. Bywają czasem zmięte, z pozoru byle jakie. Zdarzają się jednak artyści, tacy jak Proust, którzy dają nam swoje dzieło – niczym porcelanowe naczynie pełne wody. Zanurzeni w tej wodzie przypominamy sobie albo odkrywamy po raz pierwszy, jak możemy się czuć wąchając, dotykając, patrząc, smakując, słuchając. Może być to spektakl życia.

AGNIESZKA DROTKIEWICZ

*Cytaty z W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta w tłumaczeniu Tedeusza Boya Żeleńskiego. Alain de Botton, Jak Proust może zmienić twoje życie, tłum. Wacław Sadkowski.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Cookie settings
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Cookie settings
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Cookies set by Google for logged in users.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

There is no cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

There is no cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Cookie settings