Żyjemy w czasach rozkwitu biografistyki. Dobrze, jeśli biograf dysponuje właściwymi do swego zadania predyspozycjami; jeszcze lepiej, gdy dorównuje swojemu bohaterowi, jak Zweig Balzakowi, jak Sartre Flaubertowi, jak Houellebecq – Lovecraftowi. Gorzej, gdy tak się nie dzieje. Poniższy tekst będzie o tym, jak nie należy pisać biografii.
Prowincjonalny bibliotekarz, mizogin i mizantrop, cynik, tyleż dowcipny, co przytłaczająco smutny, miłośnik jazzu i pornografii – to na tyle rzadkie połączenie właściwości, że może się za nim kryć jedna tylko postać – Philip Larkin. [...] Nie wiem, czy można się z Larkinem przyjaźnić, wiem natomiast, że można ulec fascynacji jego twórczością, czego dowodem jest książka Jerzego Jarniewicza "Larkin. Odsłuchiwanie wierszy".
Zmagania Teodora Parnickiego na polu literatury i życia ukazuje jego dwutomowa korespondencja z Jerzym Giedroyciem, wydana w 2015 roku w serii Archiwum „Kultury” w opracowaniu Andrzeja Dobrowolskiego, który we wstępie do książki zauważa: „Parnicki swoje […] wpisywanie się w tradycję literatury polskiej traktował w kategoriach powołania, i to powołania o charakterze niemal religijnym, wszak do dwunastego roku życia nawet nie mówił po polsku”.
"Polonica portugalskie" Marii Danilewicz Zielińskiej to zbiór ponad trzydziestu felietonów na temat historycznych i kulturalnych związków polsko-portugalskich od XVI do XX wieku, wydany staraniem Pawła Kądzieli w 2005 roku w Bibliotece „Więzi” i poprzedzony jego wstępem. Poloniców portugalskich jest więcej niż można by się spodziewać, a ponieważ porozsiewane są po różnych dziedzinach, na książkę składa się osobliwa i fascynująca mieszanka. Znajdujemy tu echa "Luzjad" Camõesa w twórczości Słowackiego i okoliczności powstania portugalskiego wiersza o Emilii Plater; poznajemy portugalskie epizody z życia Maurycego Beniowskiego, generała Józefa Bema oraz Ignacego Paderewskiego; dowiadujemy się, kto krył się pod imieniem Księcia Niezłomnego z tragedii Calderóna i kim był José Manuel Sarmento de Beiras, portugalski lotnik, dla którego Maria Pawlikowska-Jasnorzewska przedsięwzięła eskapadę do Paryża, żywiąc matrymonialne nadzieje.
„Powiadają, że jestem synem mężczyzny i kobiety. Szkoda. Liczyłem na więcej” – słowa, które wybrał Krzysztof Rutkowski na motto swojej książki, wyszły spod pióra Lautréamonta. Nie byłoby jednak rzeczy dziwną, gdyby skreśliła je ręka twórcy "Pustelni parmeńskiej", z pewnością był on bowiem czymś więcej niż synem mężczyzny i kobiety. Kim był? To pytanie towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony "Zakochanego Stendhala".
Na okładce widnieją wizerunki trzech postaci: Vezy Canetti, Georges’a Canettiego oraz łączącego tych dwoje Eliasa Canettiego, ale tylko rysy twarzy tego ostatniego przykuwają uwagę – są mocne, bezwzględne, nielitościwe i straszne. Jak rysunki Georga Grosza z cyklu "Ecce homo", których ekspresjonistyczna deformacja wcale nie wydawała się przyszłemu pisarzowi przesadzona. Przeczucie, że prawdziwe oblicze świata widać dopiero w krzywym zwierciadle, znalazło wyraz w jego pierwszej książce "Auto da fé".
Kto zna Roberta McLiama Wilsona jako autora "Ulicy marzycieli" i "Zaułka łgarza", powieści pobrzmiewających kuglarską nutą, ten może być zdziwiony podjęciem przez irlandzkiego pisarza tematu tak mrocznego, jak pamięć wojny i Holokaustu. Choć właściwie zdziwienie jest nie na miejscu, gdyż znakiem rozpoznawczym prozy sześćdziesięcioletniego dziś Wilsona jest szeroka gama tonów – pod ironią, groteską i błazenadą zwykle czai się smutek. Tyle że w "Autopsji" rozrasta się on do przytłaczających rozmiarów i nawet jeśli gdzieniegdzie pojawia się żart, to podszyty rozpaczą.
George Sand dziwiła się mękom pisarskim Flauberta. „Co do stylu, to nie przywiązuję do niego takiej wagi, jak Pan. Wiatr trąca struny mojej harfy, jak mu się podoba” – przyznaje beztrosko i udziela młodszemu o siedemnaście lat pisarzowi takiej oto rady: „Powinien Pan wpuścić czasem wiatr na swoje struny. Wydaje mi się, że zadaje Pan sobie za wiele trudu”. Wśród wszystkich chybionych porad, jakimi jeden pisarz może obdarzyć drugiego, tej przypada miejsce pierwsze, albowiem dla Flauberta dobrze pisać znaczyło – wedle znanej formuły Buffona – to samo, co dobrze myśleć, dobrze czuć i dobrze czynić. „Troska o zewnętrzne Piękno, którą mi Pani wyrzuca, jest moją metodą. Kiedy odkryję brzydki asonans czy powtórzenie w którymś z moich zdań, mam pewność, że zabrnąłem w Fałsz […]. Mając jasną ideę, zawsze znajduje się słowo”.
Już pierwszy rozdział książki Nabokova, który zaczyna od tego, na czym zwykle biografie się kończą, czyli od śmierci bohatera, pokazuje, że nie mamy do czynienia ze zwykłą biografią. Istotnie, zdaniem nabokowisty Andrew Fielda [...] "Nikołaj Gogol" to rzadki przykład narracyjnej krytyki literackiej. A przywilejem wielkich krytyków, jest „stwarzanie pisarzy, o których piszą. Co nie znaczy, że główne tezy książki nie są uzasadnione i, by tak rzec, «obiektywnie» prawdziwe”.
Człowiek nowożytny, miał uwierzyć, że po kolejne zdobycze sięga dzięki własnemu wysiłkowi; że za sprawą zdobytej właśnie wolności staje się nie tylko panem własnego losu, ale także sędzią uprawnionym do rozstrzygania, co jest dobre a co złe. Nie wiedział, że za tę wolność przyjdzie mu zapłacić. Taki jest punkt wyjścia rozważań Tzvetana Todorova. Książkę "Ogród niedoskonały. Myśl humanistyczna we Francji", będącą połączeniem rozprawy z dziedziny historii myśli z błyskotliwym esejem czyta się z fascynacją, co jest rzadkie w przypadku rozpraw, ale charakterystyczne dla tekstów, które wyszły spod pióra francuskiego pisarza i teoretyka literatury [...]. Czynnikiem dodatkowo wzmagającym uwagę czytelnika jest to, że – jeśli istnieje układ z diabłem – każdy, kto partycypuje w rozkoszach płynących z wolności, spotka się pewnego dnia z roszczeniami infernalnego egzekutora.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.