fbpx
HOME
Przemysław Pawlak

Główczewscy i Witkacy

Jurka Główczewskiego znaleziono w kapuście. Jak francuskie czy śląskie noworodki, bo kapusta jest zdrowa, pełna życiodajnych pierwiastków i witamin. Jeno nie w modrej, a w zielonej, młodej, chrupiącej. Myślałby kto, że leżał nagusieńki. Otóż nie. Był odziany nad podziw elegancko, zapięty na ostatni guzik. Pod szyją aksamitka; wieńczyła szeroki, wykładany kołnierz białej koszuli. Żeby nie zmarzł w wilgoci okalającego go warzywa, matka – rodzona, nie natura – wyposażyła go w kamizelkę i luźne szorty. Ich fałdki i marszczenia uzupełniały kamuflaż, zgrabnie naśladując karbowanie kapuścianych liści. Matka nie porzuciła syna gdzieś na mazowieckim zagonie. Józefina de domo Bernhard, potomkini napoleońskiego oficera, popełniła czyn bardziej podejrzany – gdyby anachronicznie zastosować współczesne kryteria obrońców praw dzieci. W grudniu 1931 roku posadziła Jurka przed sztalugami, pośród setek twarzy o demonicznych spojrzeniach wielkich oczu, w pracowni ekscentrycznego – jak głosiła warszawska ulica, nie tylko Bracka – malarza. Wdrapali się do niego razem, na ostatnie piętro kamienicznej oficyny, tuż obok Domu Towarowego Braci Jabłkowskich, w którym chłopiec oglądał często najnowsze modele aeroplanów, automobili i innych przecudnej urody zabawek. Miał dopiero dziewięć lat i nie śmiał marzyć o lataniu prawdziwym samolotem.

Do mieszkania Witkiewiczów Jerzy Główczewski przyszedł, jak w każde inne miejsce, z mamą. Ojciec – Kazimierz Główczewski – zginął dwa lata wcześniej w wypadku samochodowym koło Jabłonny, w którym Jurek został ranny. Odtąd mama zarządzała rodzinnym interesem w imieniu własnym i nieletnich synów. W oficjalnych rejestrach i dokumentach Jurek stawał się Jerzym Eligiuszem, a młodszy Jędrek – Andrzejem Antonim. W latach Wielkiego Kryzysu reprezentował ich prokurent Henryk Potocki, który na co dzień pilnował finansów w biurze przy Chmielnej 18. Przedsiębiorstwo pod firmą Litografia Artystyczna W. Główczewski założył w XIX wieku dziadek Władysław, uczeń Maksymiliana Fajansa. Znane było głównie dzięki wykonywaniu matryc ilustracji, tablic do książek przyrodniczych i medycznych, dyplomów, okładek, pocztówek, map i plakatów. Zatrudniało około 90 osób. Wśród współpracowników byli wybitni artyści, jak Edmund Bartłomiejczyk czy Stefan Norblin. Pionier polskiej szkoły plakatu, Tadeusz Gronowski, uważał Kazimierza Główczewskiego za swego patrona i dobroczyńcę.

Mama Jurka skorzystała z systemu motywacyjnego przewidzianego przez Firmę Portretową „S. I. Witkiewicz” w jej Regulaminie. Udało się jej pozyskać nową klientelę, żądną posiadania własnych pastelowych konterfektów. Stała się w ten sposób jedną z agentek mistrza; w zamian za przysporzenie mu dochodów nabyła prawo do prowizji w naturze – po paru godzinach męki bezruchu Jurek został uwieczniony na kolorowym kartonie.

Po wybuchu wojny, a nawet w czasie powstania warszawskiego pracownia litograficzna nadal działała. To u Główczewskich pod koniec sierpnia 1944 roku wydrukowano m.in. plakat zaprojektowany przez Mieczysława Jurgielewicza, Mleko dla dzieci. One muszą przetrwać. Józefa Główczewska, peżetka służąca pod pseudonimem „Ziuta”, została uwieczniona w powstańczej kronice filmowej w trakcie nalewania zupy w jednej z gospód przy Szpitalnej 8. Wiele lat po jej śmierci ten kadr trafił na bilety muzealne, o czym wnuczka Klara, zaskoczona i wzruszona, przekonała się naocznie, zwiedzając z przyjaciółmi Muzeum Powstania Warszawskiego podczas jednej ze swoich wizyt w kraju. Oficyna kamienicy przy Chmielnej przetrwała cudem niezniszczona, podobnie jak całe wyposażenie mieszkania Główczewskich. Tam ocalał też Witkacowski Jurek w kapuście.

We wrześniu 1939 roku niespełna siedemnastoletni Jerzy, u boku ojczyma, Witolda Rządkowskiego, przedostał się do Rumunii, a następnie przez Turcję do Palestyny. Latem 1941 roku w Tel Awiwie ukończył gimnazjum i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych. Walczył w Afryce wraz z Brygadą Karpacką. Służąc w Anglii, w 308. Dywizjonie „Krakowskim”, wsiadł po raz pierwszy do prawdziwego myśliwca i został pilotem słynnych spitfire’ów. Swoje przygody, sukcesy, przebieg służby wojskowej opisał w autobiograficznych książkach wydawanych od 2003 roku.

W latach 1947–1952 studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej. Brał udział w odbudowie stolicy, budowie Stadionu Dziesięciolecia, wykopaliskach archeologicznych Kazimierza Michałowskiego na Krymie. Współprojektował ikoniczne hale kaliskiej fabryki Runotex, dzięki czemu uzyskał stypendium Fundacji Forda, a w konsekwencji także etat wykładowcy School of Design na Uniwersytecie Karoliny Północnej. Wysłany do Egiptu, w połowie lat 60. pracował przy transformacji miasta Asuan w związku z budową wielkiej tamy na Nilu. Tam zaprzyjaźnił się z Butrusem Ghali, przyszłym sekretarzem generalnym ONZ.

Dzieje Jerzego Główczewskiego to gotowy scenariusz filmu – albo kilku filmów. Można powiedzieć, że udawało mu się wszystko, zwłaszcza jeśli się znało jego najważniejszy wybór życiowy. Poślubił o siedem lat młodszą Irenę Marię Henisz, zwaną przez wszystkich Lentą, którą poznał w 1949 roku na obozie narciarskim. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Ukończyła historię sztuki, była onieśmielająco inteligentna, a jednocześnie wrażliwa, otwarta i łagodna, utalentowana literacko i zjawiskowo piękna. Kochała poezję i swobodę. Gdyby nie wyjechała z Polski, pewnie zostałaby co najmniej szefową Zachęty. W takiej alternatywnej wersji swojej biografii nie podjęłaby jednak pracy w nowojorskich galeriach sztuki, nie napisałaby dziesiątków relacji z wystaw, esejów i felietonów ogłaszanych na łamach „Zeszytów Literackich”. Nie powstałaby wówczas książka Nowy Jork. Kartki z metropolii 1983–2002, wydana przez Zeszyty Literackie w 2004 roku. Lenta Główczewska zmarła nad rzeką Hudson 20 grudnia 2018 roku.

Jurek w kapuście wyjechał na emigrację razem z Józefą Główczewską. Zdobił wnętrza jej paryskich mieszkań aż do jej śmierci w 1978 roku. Wtedy wyruszył do Stanów Zjednoczonych. Tam, na Manhattanie, znajduje się do dziś. Rolę Kapuścianej Wróżki odegrała w tej historii Bożena Steinborn, była dyrektorka Muzeum Narodowego w Warszawie, która zawiadomiła Instytut Witkacego o istnieniu nieznanego dzieła w USA i skontaktowała nas ze swoimi przyjaciółmi. Dzięki niej w dziesiątym numerze półrocznika „Witkacy!” Klara Główczewska opublikowała bogato ilustrowany artykuł Witkacy / Główczewski (2021 nr, s. 114–125). Jerzy Główczewski zmarł wskutek powikłań covidowych 13 kwietnia 2020 roku w Nowym Jorku, w wieku 97 lat. Był wówczas ostatnim polskim pilotem myśliwca z czasów II wojny światowej i prawdopodobnie ostatnim mężczyzną, który pamiętał swoją sesję portretową u Stanisława Ignacego Witkiewicza.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Fotografie z archiwum Klary Główczewskiej. Zdjęcie portretu Jerzego Główczewskiego przez S. I. Witkiewicza – J. Mortensen.

 

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek