Jaka była i jest moja Litwa? A dokładniej mówiąc: moje Litwy, gdyż jawiła się ona w moim życiu w różnych jego okresach i zmieniających się z czasem przebraniach i odsłonach. Poprzez wielorakie, powikłane związki literatury z rzeczywistością; tego, co wyobrażone, z tym, co zobaczone i dotknięte; świata przetworzonego w fikcję, nierzadko poddanemu rytmowi poetyckiej składni, a z drugiej strony – realnych faktów i konkretnych postaci; dokumentów historycznych, odsyłających ten kraj w zamgloną przeszłość, a także dotkliwej, raniącej aktualności, która wdzierała się z ekranów telewizora, z mediów społecznościowych, z gazet, z zasłyszanych wieści.
Przejechałem Litwę wielokrotnie, wzdłuż i wszerz, zaglądając nawet do jej mniej znanych zakątków. Zwiedziłem jej zabytki, przeczytałem o niej dużo i sporo napisałem, także o wybitnym poecie litewskim Tomasie Venclovie. Znalazłem również w tym kraju wielu oddanych przyjaciół. A jednak w tych wędrówkach imaginacyjnych i rzeczywistych najważniejsze pozostały dla mnie szlaki wyznaczone przez kilka lektur. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale teraz uświadamiam sobie, że zbiegiem okoliczności owe wtajemniczenia w Litwę odbywały się wpierw poprzez opowieści inicjacyjne. Przy czym niezależnie od przygód poznawczych głównych bohaterów równie ważną rolę odgrywało dla mnie ich społeczno-kulturowe tło.
*
Pierwsza była Litwa z Pana Tadeusza, którego urywki, zapamiętane ze szkoły recytowała mi moja mama, gdy jeszcze nie umiałem czytać. Do dzisiaj brzmią mi w uszach jej słowa wypowiadane z przejęciem i tajonym wzruszeniem:
Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Oczywiście jako dziecko nie zdawałem sobie sprawy ze splotu paradoksów, jakie zawiera Inwokacja. Nie umiałem postawić elementarnego pytania, które po dziesiątkach lat zadawałem swoim studentom: jak rozumieją fakt, że poeta urodzony na Białorusi, podczas pobytu w Paryżu, po polsku, odwołując się do fraszki Kochanowskiego, Litwę nazywa swoją ojczyzną? I jak uporać się z roszczeniem do Adama Mickiewicza – Polski, Litwy i Białorusi? Dużo później dowiedziałem się, czym było Wielkie Księstwo Litewskie i jak swoją przynależność narodową, do tej właśnie tradycji się odwołując, definiował Mickiewicz.
Pana Tadeusza oraz Ballady i romanse czytałem w szkole średniej. Niektórych fragmentów, takich jak koncert Wojskiego czy opis zachodu słońca, uczyliśmy się na pamięć. Ale „pagórki leśne” i „łąki zielone” mogłem zobaczyć dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy pojechałem na wycieczkę śladami wieszcza. Nowogródek z górującymi nad nim ruinami zamku, z kościółkiem, w którym poeta odbierał chrzest, z dworkiem Mickiewiczów, zdawał się zastygły w czasie, niczym miasto, które pochłonęła Świteź. Samą Świteź oglądałem późnym wieczorem. Nie obaczyłem „dwóch księżyców”, bo niebo pokrywały chmury i powierzchnia wody, nie była „gładka jak szyba lodu”, lecz lekko zmarszczona i już pomroczniała. Ale nastrój był iście romantyczny! Taflę zasnuwała mgła, drugi brzeg ginął w ciemności, a korzenie drzew, spod których woda wymyła ziemię, przypominały łapy wczepionych w brzegi jeziora baśniowych czy legendarnych potworów. Doskonała sceneria do ballady! Dotarliśmy do Zaosia. Na rozkaz prezydenta Aleksandra Łukaszenki, który oczywiście zaanektował Mickiewicza jako narodowego poetę białoruskiego, „odbudowano” miejsce urodzenia poety. Nie zachowały się żadne świadectwa, jak ten dworek naprawdę wyglądał. Powstała zatem tylko jego rekonstrukcja, podobno w oparciu o rycinę z 1843 roku, i muzeum poety. Jakby na pociechę, pokazywano nam ścięty, ale wciąż otoczony zielonymi gałązkami, ogromny pień starej lipy, która rzekomo miała pamiętać czasy Mickiewiczowskie.
Innymi słowy, Litwa długo pozostawała dla mnie, jak zapewne dla wielu członków mojej generacji, krainą tajemniczą, magiczną, fascynującą przez swoją odmienność i dającą się z niczym porównać swoistość ludzi i krajobrazów. Była to Litwa wywiedziona nie tylko z poezji Mickiewicza, ale i z wczesnej lektury Potopu Henryka Sienkiewicza. Te dwie wizje splotły się w nierozerwalną całość. Zagościła w mojej wyobraźni i pamięci kraina, gdzieś na krańcach świata, domena bujnej przyrody i nieprzeniknionych puszcz, zasypanych śniegiem zaścianków, zamieszkiwanych przez czupurną, kłótliwą, ale bitną i dzielną szlachtę. Sopliców i Kmiciców, którzy w pojedynkach szczerbili sobie nawzajem łby, ale w potrzebie porzucali swary i spieszyli ojczyźnie na ratunek. W istocie kraj na poły mityczny, należący do zbioru narodowych toposów.
Na lekcjach historii Litwa jawiła się wyłącznie w formie suchego rejestru zdarzeń i faktów składających się na część dziejów Rzeczpospolitej Obojga Narodów w okresie panowania Jagiellonów oraz mało skonkretyzowanych losów litewskiego państwa, które wyłoniło się, podobnie jak Polska, po I wojny światowej.
Dopiero podczas studiów uświadomiłem sobie, ile w swoim wyobrażeniu Litwy Sienkiewicz zawdzięczał Mickiewiczowi, a zarazem jak dużo wyidealizowany w Panu Tadeuszu obraz szlachty litewskiej zawierał niepokojących rysów. Uderzyła mnie wówczas szczególnie, jak pamiętam, jedna scena:
Chociaż Wojski Sędziemu był krewny daleki,
Ale w gościnnym jego domu zamieszkały,
O zdrowie przyjaciela był niezmiernie dbały.
Przypatrywał się zatem z ciekawością walce,
Wyciągnął z lekka na stół rękę, dłoń i palce,
Położył nóż na dłoni, trzonkiem do paznokcia
Indeksu, a żelazem zwrócony do łokcia,
Potem ręką w tył nieco wychyloną kiwał,
Niby bawiąc się, lecz się w Hrabiego wpatrywał.
Sztuka rzucania nożów, straszna w ręcznej bitwie,
Już była zaniedbana podówczas na Litwie,
Znajoma tylko starym; Klucznik jej probował
Nieraz w zwadach karczemnych. Wojski w niej celował,
Widać z zamachu ręki, że silnie uderzy,
A z oczu łacno zgadnąć, że w Hrabiego mierzy
(Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli).
Jak to z etosem szlachcica pogodzić? Rzucać nożem? W bezbronnego?! Skąd wyraźny podziw wieszcza dla biegłości w takim zabijaniu? I uderzająca szczegółowa, wręcz techniczna wiedza na ten temat? Gdzież tu miejsce na rycerskie poczucie honoru czy szlachecką dumę! Scena bardziej mi przypominała obrazki z bandyckiej speluny albo jedną sekwencję z westernu Siedmiu wspaniałych niż z czcigodnego klasyka polskiej literatury.
Podczas swoich wykładów o Panu Tadeuszu Kazimierz Wyka, który później poświęcił mu fundamentalną monografię, starał się dociec, na ile przygody głównego bohatera mogą odzwierciedlać młodzieńcze doznania i doświadczenia samego Mickiewicza. Stopniowo odkrywał przed nami również te znaczenia utworu, które powierzone zostały jedynie niejasnym aluzjom i niepewnym domysłom. Wskazywał, jak dalece niejednoznaczna moralnie jest postać Sędziego, który, przy domniemanej pomocy Telimeny, dorobił się majątku w nie do końca jasnych okolicznościach. Zwrócił nam także uwagę na położenie samej Telimeny, postaci tylko pozornie komicznej, a tymczasem stanowiącej portret starzejącej się kobiety rozpaczliwie szukającej materialnej i społecznej stabilizacji poprzez małżeństwo. Pamiętam, jak z filuternym błyskiem humoru w oku odsłaniał pikantne sekrety dzieła, które pozostawały dla nas do tej pory jedynie godną szacunku, czasami nudnawą (te długie opisy przyrody!) epopeją narodową. „Przecież zauważcie – mówił – czy Telimena bez powodu podarowała Tadeuszowi klucz do swojego pokoju, a młodzieniec na drugi dzień, kiedy obudziła go Zosia, był zastanawiająco zaspany?”.
Przypomniałem sobie ten wykład, kiedy po wielu latach czytałem pisany z perspektywy feministycznej szkic Miłosza Telimena wyzwolona. Wnioski profesora i poety okazały się bardzo podobne. Jak wywodził Miłosz, charakteryzując Telimenę: „Pewnie, że Tadeusz był ładnym chłopcem i na jego widok upały w niej biły, ale to nie wyklucza równoczesnej kalkulacji – właśnie ta równoczesność robi z niej postać dostatecznie złożoną – pomyślmy chwilę o wszelkich połączeniach namiętności z interesem, czy to po prostu z pieniądzem, czy z transakcją małżeńską”.
Ponieważ w ówczesnym społeczeństwie dominował „wzór wiejski i patriarchalny” Telimena, zależna finansowo od Sędziego, poza „zdaniem się na pieniądze męża” nie miała właściwie innego wyboru. „Kiedy więc nie udaje jej się schwytać Tadeusza ani Hrabiego, zadowala się Rejentem”.
Gdy w 1979 roku rozmawiałem w Paryżu z Miłoszem o arcypoemacie, jego uwagi całkowicie mnie zaskoczyły. Jak wyznał, podczas swojej pierwszej lektury Pana Tadeusza przede wszystkim odczytywał ten utwór jako opis najbliższej znanej mu okolicy i miał za złe Mickiewiczowi, że traktuje przyrodę jako ornament, nie dbając o zgodność z rzeczywistością: „Buki? U nas buków nie ma! Granica buka przebiega znacznie dalej na południe”. Podobnie stwierdził z oburzeniem: „Skąd charty? U nas na Litwie chartów nie było!” [1]. Domyślał się, że te elementy Mickiewicz być może zaczerpnął ze swojego pobytu w Poznańskiem. Gdy go natomiast zapytałem o stosunek do szlacheckiego środowiska opisanego w Panu Tadeuszu, był tym dosyć zaskoczony, stwierdzając po prostu: „Wydawało mi się to wszystko tak normalne, tak znane na pamięć, że w ogóle nie przyciągało mojej uwagi” [2]. Bo też ten zakątek Europy nie zmienił się radykalnie do pierwszej połowu XX wieku.
Prawdziwą rewelacją stało się dla mnie odczytanie Pana Tadeusza w Ziemi Ulro. Zdaniem Miłosza, przypomnę: „Wbrew pozorom, a także wbrew świadomym zamiarom autora, Pan Tadeusz jest poematem na wskroś metafizycznym, to znaczy jego przedmiotem jest rzadko dostrzegany w codziennie nas otaczającej rzeczywistości ł a d i s t n i e n i a jako obraz (czy odbicie w lustrze) czystego Bytu”.
Tym samym „zwykłe czynności, jak przyrządzanie kawy czy zbieranie grzybów, są więc tym, za co bierze je czytelnik, i powierzchnią, pod którą ukrywa się wielka akceptacja, która ożywia i podtrzymuje opis”.
W naszych rozmowach paryskich Miłosz zdradził mi, że podobna zasada obowiązuje w Świecie. To mogłem zrozumieć. Ale wyobrażenie ładu istnienia w rzeczywistości wypełnionej nieładem i niemoralnością ludzkich poczynań, które współtworzą dziejącą się historię, to już trudniej było mi zaakceptować. Może przemówiła w Mickiewiczu bardziej rozpaczliwa potrzeba tego ładu, wiary w jego istnienie niż jego doświadczenie i pamięć o tym, co się zdarzyło? Przecież wiedział, jakie były skutki inwazji Napoleona na Rosję! W swojej lekturze Miłosz najwyraźniej pominął Epilog. A przecież i u niego „wielka akceptacja” stale zderzała się z oskarżeniem Boga o (nie)ład Stworzenia, a Świat. Poema naiwne ma antytezę w postaci Głosów biednych ludzi. I pomyśleć, jak daleko zawędrowałem od recytacji mojej mamy!
ALEKSANDER FIUT
Fragment książki „Litwa w kilku odsłonach”, która ukaże się w wydawnictwie Austeria.
[1] Czesław Miłosz, Aleksander Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2003, s. 144.
[2] Ibidem.