Pod koniec XVI wieku flamandzki artysta Pieter van der Borcht stworzył serię rycin, która szybko zdobyła sporą popularność. Były to klasyczne sceny rodzajowe, przedstawiające jarmark, wiejską ucztę, szkolną lekcję czy zabawy na lodowisku. Mnogość postaci równomiernie rozsianych w przestrzeni, prostota stylu i charakterystyczna perspektywa czytelnie wskazują na inspirację obrazami Pietera Bruegla. Różnica jest jedna, ale za to bardzo istotna – wszystkie postacie na grafikach van der Borchta są małpami. Tak narodził się gatunek singerie, czyli przedstawień małp wykonujących ludzkie czynności.
Opisy powstające w kręgu kultury chrześcijańskiej nigdy nie były dla tych zwierząt łaskawe. Fizjolog, tekst napisany w pierwszych wiekach naszej ery, powszechnie czytany przez całe średniowiecze i będący podstawą licznych bestiariuszy, stawiał sprawę jasno – brak ogona i ogólna brzydota czynią z małpy symbol samego diabła. Z czasem to postrzeganie ulegało modyfikacji, zwierzę zaczęło oznaczać grzesznika poddającego się wpływom szatana, później utożsamiano je z chciwością i lichwiarstwem. Małpy pojawiały się na marginesach manuskryptów, a jedna z nich, o ewidentnie diabelskich konotacjach, spogląda złowrogo ze słynnej ryciny Dürera. Nie przywiązywano jednak do nich zbytniej wagi, a w ikonografii ustępowały miejsca wielu innym zwierzętom. Zmieniła to moda, jaka pojawiła się w sztuce flamandzkiej, podtrzymywana przez największe nazwiska ówczesnego świata artystycznego.
Sukces grafik van der Borchta postanowił wykorzystać Frans Francken Młodszy, któremu przypisuje się wprowadzenie motywu singerie do malarstwa. Obrazy takie jak Małpy w kuchni, przedstawiały rozrabiające zwierzęta, palące fajki i pijące piwo. Ten nowy typ scenek rodzajowych musiał się bardzo spodobać publiczności. Ówcześni artyści rzadko kiedy pozwalali sobie na malowanie dla własnego kaprysu, tworzyli przede wszystkim dzieła na sprzedaż, starając się sprostać zmiennym gustom rynku. Bogaci mieszczanie tworzyli ogromny popyt na obrazy, a konkurencja w zawodzie była duża, płodny twórca był w stanie zostawić po sobie nawet kilka tysięcy prac. Trzeba było znaleźć sposób na wyróżnienie się w morzu płócien.
Dlatego za Franckenem podążyli kolejni, wśród nich Sebastiaen Vrancx, Jan van Kessel, czy Jan Brueghel, który łączył małpy z budzącym wówczas wiele emocji tematem tulipanowej gorączki. Mistrzem singerie był niewątpliwie David Teniers Młodszy, jeden z najbardziej uznanych twórców flamandzkiego baroku. Słynął z wszechstronności, tworzył w niemal każdym gatunku malarskim. Wysoko stawiał małpie sceny, skoro dwa takie obrazy umieścił na autoportrecie Artysta w swojej pracowni. Wpływy Teniersa nie ograniczały się jedynie do technicznej maestrii, wielokrotnie naśladowanej kolorystyki i od razu rozpoznawalnego stylu pociągnięć pędzla. Był nadwornym malarzem i kustoszem galerii arcyksięcia Leopolda Wilhelma, namiestnika habsburskich Niderlandów, a zarazem hojnego patrona sztuk. Teniers odpowiadał za gromadzenie dzieł do pałacowej kolekcji. Pomniejsi malarze starali dopasować się do jego upodobań, żeby otrzymać szansę na zaistnienie.
Singerie Davida Teniersa, a także te na nich wzorowane, tworzone przez jego młodszego brata, Abrahama, wyróżniają się pogodnym humorem. Małpy ucztują, grają w gry planszowe albo prowadzą zakład fryzjerski dla kotów. Nawet w przypadku poważniejszych scen, takich jak ta, w której na posterunek małpiego wojska zostaje przyprowadzony koci jeniec, napięcie zostaje szybko rozładowane, kiedy tylko dostrzeżemy, że jeden z żołnierzy ma na głowie lejek, a drugi, rondel. Na humorystycznych obrazach Teniersa często pojawia się sowa, która w Niderlandach oznaczała głupotę i pijaństwo, prawdopodobnie z powodu swojej niezgrabności w locie.
Flamandzcy twórcy singerie rzadko sięgali po średniowieczną symbolikę łączącą małpę z diabłem i grzechem. Skupiali się raczej na innej właściwości, przypisywanej tym zwierzętom już od czasów starożytnych – ich zamiłowaniu do naśladowania, kopiowania ludzkich zachowań. Ta zmiana miała paradoksalnie związek z regresem w pojmowaniu świata zwierząt. Do tej pory małpy były uznawane za niższe formy życia, zdemoralizowane i niedoskonałe, ale mimo wszystko będące stworzeniami bożymi, nawet jeśli ulegają szatańskim podszeptom. Filozofowie tacy jak Kartezjusz i Nicolas Malebranche uznali jednak, że zwierzęta nie posiadają rozumu, ani inteligencji, a ich wszelkie działania to wynik jedynie ślepej mechaniki ich organizmów. Uznano, że zwierzę, nawet tak zręczne i sprytne jak małpa, nie jest w stanie odczuwać bólu, strachu, ani żadnych emocji, również tych pozytywnych. To sprawiło, że przedstawienia zwierząt wykonujących ludzkie czynności nabrały dodatkowej wartości komicznej. Małpie ucztowanie i rozpusta, które do tej pory traktowano jako przestrogę przed wydaniem się na działanie grzechu, zamieniło się w kpinę względem stworzeń, które bezmyślnie kopiują człowieka, nie wiedząc nawet, po co to robią.
Moda na małpie sceny była powiązana z rozpowszechnianiem się kunstkamer, czyli gabinetów osobliwości. Te kolekcje, będące protoplastami współczesnych muzeów, gromadziły rozmaite eksponaty: instrumenty naukowe, egzotyczne przedmioty, minerały, rośliny czy szczątki zwierzęce, które często utożsamiano z istotami mitologicznymi (jak kieł narwala, powszechnie traktowany jako róg jednorożca). Dzieła sztuki były niezbędnym elementem wyposażenia kunstkamery, a mało co nadawało się tak dobrze do uświetnienia tych osobliwych zbiorów jak właśnie singerie. Na rozwój gatunku wpływały także odkrycia geograficzne i rozbudzona nimi ciekawość. Europejczycy docierali do najodleglejszych zakątków Azji i Ameryki Południowej, skąd sprowadzali nieznane wcześniej odmiany małp, które zapełniały dworskie menażerie. Niektóre z nich, jak kapucynki, okazały się podatne na tresurę i coraz częstszym widokiem stały się tańczące małpki zabawiające ludność na miejskich placach. Możliwość bliskiego podpatrywania tych zwierząt, sprawiła, że malarze byli w stanie wiernie je odwzorowywać, w przeciwieństwie do archaicznych już wówczas rycin van der Borchta, którego małpy przypominały raczej ludzi pokrytych sierścią.
Pod koniec XVII wieku malarskie singerie wypadły z mody. W następnym stuleciu zainteresowali się nimi francuscy twórcy, którzy zaczęli wprowadzać te motywy do dekoracji ściennych i zdobić nimi ceramikę. Małpi renesans dokonał się w XIX wieku, kiedy wielu europejskich artystów skierowało się w stronę tego gatunku, wśród nich również Belgowie jak Zacharie Noterman i Charles Verlat. Na ich obrazach zwierzęta często były obsadzane w roli krytyków sztuki, malarzy i muzyków. W stosunku do klasycznych singerie, zmienił się ich ubiór i zachowanie, stały się one bardziej ludzkie. Teorie Darwina mocno wpłynęły na stosunek do zwierząt, obalając wcześniejszą ignorancję. Małpy Verlata są przedstawiane z czułością i ciepłem. Nawet jeżeli nie rozumieją wszystkiego, co się wokół nich dzieje, to nie odmawia im się uczuć oraz godności. Bardzo dobrze można to zobaczyć na singerie przedstawiającej wizytę u dentysty.
W kulturach Azji małpy cieszyły się lepszymi względami, niż to się działo w Europie. Chińczycy uważali, że pod postacią tych zwierząt mogą się ukazywać bóstwa i budowali im świątynie. W Japonii traktowano je jako pośredników między światem ludzi a bogami. Hinduski małpi bóg Hanuman jest patronem mądrości, siły i odwagi. Sztuka azjatycka przepełniona jest przedstawianiami małp, od indyjskich płaskorzeźb, przez chińskie malarstwo, po japońskie ryciny. To jednak temat na zupełnie inną opowieść.
ARTUR URBAN