fbpx
HOME
Teresa Tomsia

Świątecznie z „Zakochanym”

Świąteczny czas sprzyja rozmowie o uczuciach, pragniemy je wyrazić prezentami, aurą uroczystego spotkania, wychyleniem ku drugiemu, czasem udaje nam się naprawić wcześniej popełnione błędy nowym spojrzeniem na siebie i otoczenie. Lektura bywa pomocna, gdy w odpowiednim czasie wpadnie nam w ręce. Pod moją choinkę trafiła proza Alfreda Hayesa Zakochany o utracie i zerwanych relacjach, o braku spełnienia w związku z ukochaną kobietą. Autor zadaje pytania, czym jest współodczuwanie, a czym samotność, jak zapełnić pustkę po rozstaniu… Czyni to w długim monologu, jaki zapewne każdy człowiek kiedyś wypowiadał wobec siebie, lecz niewielu zapisało swoje refleksje tak przejmująco jak on, tak dosadnie, a jednocześnie z czułością i tęsknotą, z gorzką samowiedzą. Mówi o unieruchomieniu wewnętrznym, jakie nas niekiedy dosięga i sugestywnie ukazuje czytelnikowi, jak bardzo ważne są w życiu uczucia, a jednocześnie przyznaje, że rozpoznawanie własnych pragnień oraz ich spełnienie jest niemal niemożliwe, że emocje pulsujące w żyłach i w wyobraźni przeważnie bywają złudą i nie prowadzą ku wyjaśnieniu czegokolwiek z rzeczy i spraw już poznanych.

Na przeszkodzie spełnienia stają różne okoliczności – sytuacja bytowa, zmiana nastroju lub pogody, nietrafne oczekiwania, nieporozumienia. Podstawową sprawą okazuje się rozpoznawanie lęków, jakie nie pozwalają, by poczuć się szczęśliwym, bo skoro bardzo kogoś czy czegoś pragniemy, tym trudniej znaleźć drogę do realizacji marzenia. Nie chodzi o to, że coś jest dla nas niemożliwe do osiągnięcia, raczej idzie o to, że cel starań jest niejasny, nie do końca określony, zdefiniowany, nie do uchwycenia. A to jest właśnie istota życia na bieżąco, bez kalkulowania, co się opłaci, co przyniesie trwałą pozycję towarzyską, społeczną, egzystencjalną: „Jedyne, czegośmy nie stracili, pomyślałem, to zdolność do cierpienia. W cierpieniu jesteśmy mistrzami. Ale ono jest bezgłośne”.

Alfred Hayes (1911-1985) urodził się w biednej żydowskiej rodzinie na londyńskim East Endzie, był kilkuletnim chłopcem, gdy rodzice zabrali go do Ameryki, tam zdobywał doświadczenie typowe od chłopaka na posyłki do scenarzysty filmowego. Pisze sugestywnie, wciągając czytelnika w opowieść emocjonalną, nasyconą zmaganiem się z sobą i ze światem w tak intensywny sposób, jakby każdego z nas brał na świadka kolejnego marzenia i nieuniknionej porażki, nie pozwalał odetchnąć, lecz wciąż mocniej ściskał za gardło intensywnością relacji i wzruszeń: „Wiem, że pragnęła czegoś, czego nie byłem gotowy jej dać: złudzenia, że jest bezpieczna, poczucia, że ją osłaniam”.

Spośród lektur otrzymanych pod choinkę wybrałam najpierw Zakochanego nie dlatego, że temat uczuć wydał mi się na tę okoliczność najbardziej odpowiedni, bohater opowieści zdobył moją sympatię sposobem, w jaki próbował zmierzyć się z utratą. Choć wiadomo, że był na pozycji straconej, rozpaczliwie sięgał po opis rzeczy, wnętrza pokoju, ulic, czegokolwiek, co mogłoby tłumaczyć jego nową, choć przewidywaną sytuację – intensywnością wrażeń podzielił się z czytelnikiem, a to jest sprawiedliwe (czego o losowych zdarzeniach powiedzieć nie można): „Spoglądałem na ciemniejące teraz, przezierające między dachami skrawki nieba, które w tej chwili nie wydawało się ani dalekie, ani bliskie. Albo znów wbijałem wzrok w zaplamiony winem czy sosem obrus. Miałem przy tym wrażenie, jakby coś zostało naruszone, gwałtownie przesunięte, bo w ciągu tych kilku chwil, odkąd dotarła do mnie właściwa treść tej wiadomości, wszystko ukazało mi się w innej perspektywie, bardziej wyraziste, a zarazem bardziej puste niż zapamiętałem. Wszystko nagle wydało mi się ostrzejsze niż przedtem, a jednocześnie wyblakłe, jakby ze świata, do którego przywykłem, nagle coś wyparowało”.

Dzielą nas i łączą przeciwieństwa, ciekawość niepoznanego, wyobrażenia o przeznaczeniu, o pełni. Są ludzie, których lubimy i nawet kochamy, najbardziej chodzi jednak o to – zauważa autor – żebyśmy zdobywali pewność, że to, co robimy, jest słuszne, istotne, konieczne i zdejmuje z nas ciężar samotności. Portret egzystencjalisty w środowisku jemu podobnych został naszkicowany sugestywne, bohater nie jest w stanie spotkać nikogo, kto stałby się dla niego lustrem, w kim mógłby się przejrzeć i odnaleźć sens istnienia, wspólne życie: „Z wiekiem zaczynamy myśleć albo dochodzimy do wniosku, że błędem było nasze pragnienie, tak intensywne, że nas zraniło. Pomyłką była nadzieja, po co było to czekanie, im bardziej czegoś pragniemy, tym trudniej to osiągnąć”.

TERESA TOMSIA

Alfred Hayes, Zakochany. Tłum. Anna Arno. Warszawa, Próby, 2021.

Warto również przeczytać...