HOME
Katarzyna Kuczyńska-Koschany

Pod tlenem – 55 sonetów (XXVI)

Sonet dwudziesty piąty cyklu pierwszego: tancerka Orfeusza

Pierwszy raz w cyklu sonetowym, pomyślanym jako epitafium dla młodo zmarłej tancerki, poeta mówi wprost do Wery, osoby, której właściwie nie znał. Zwracając się bezpośrednio do prawie nieznajomej (raz tylko gościł Werę i jej siostrę Lilinkę na herbacie) i już nieżyjącej (zm. 1919), której układa napis nagrobny, niejako sam tańczy. Pod tym względem sonet XXV cyklu pierwszego jest szczególny i jedyny, chociaż bliźniaczy wobec sonetu XXVIII części drugiej.

Werę cechowała niezwykła uroda i niebywały talent taneczny: zapowiadała się na balerinę pełną gracji. Autor sonetów znał i wysoko cenił jej ojca, Gerharda (zm. 1913), ona sama zaś była przed Wielką Wojną towarzyszką zabaw córki Rilkego, Ruth, w Monachium. O śmierci tancerki powiadomiła poetę listownie Gertruda Ouckama Knoop, matka – jesienią roku 1921. List ten niebywale poruszył Rilkego – odpowiedział wdowie i ożałobionej matce epistołą szesnastostronicową. Nie jest to niezwyczajny rozmiar u kogoś, kto wyznawał gdzie indziej, że „należy do ludzi, tych staroświeckich”, którzy traktują list jako jeden z najpiękniejszych sposobów międzyludzkiego obcowania [1].

Rilke, przetrącony wojną, poszukujący w Szwajcarii samotności, pozostawał w głębokim wzruszeniu matczyną opowieścią o Werze, jej nierozpoznanej chorobie oraz nagłej rezygnacji z tańca, jaki zdawał się od wczesnego dzieciństwa przyrodzonym żywiołem dziewczynki; poeta był też poruszony opowieścią o jej przedśmiertnym zwrocie ku muzyce samej w sobie. Idea tańca jako przemiany u Paula Valéry’ego L’âme et la danse, gwałtowne dotknięcie poetyckiej wyobraźni historią młodej tancerki wyłoniły w Rilkem twórczy imperatyw.

Jak wyraziło się to w samym sonecie? Jesteśmy oto, czytając mityzujące określenia zmarłej tancerki w kolejnych strofach, w samym sednie poetyki orfickiej – jak Orfeusz podążył, by wydobyć z zaświatów Eurydykę, tak Rilke przywołuje Werę. I podobnie jak w micie orfickim – tematyzowanym przez Rainera Marię od początku XX wieku, by przypomnieć słynny poemat Orfeusz. Eurydyka. Hermes (nazwany przez Josifa Brodskiego największym wierszem tego stulecia) – śmierć porywa ciało młodej tancerki, ale to poeta ma tutaj ostatnie słowo. Poeta orficki ma je w sprawie ocalenia czyjejś pamięci, zwłaszcza pamięci o życiu u zarania, przeciętym nagle. W tej kwestii śmierć pozostaje bezradna, nie bywa już kuszącą modystką, Madame Lamort, która w Piątej Elegii z Duino sprzedawała tanie kapelusze losu…

Co uczynili polscy tłumacze z sonetem XXV pierwszej części orfickiego cyklu? Czy tańczą w nim paronomazyjnie, powtórzeniowo, współbrzmieniowo, porównaniowo i metaforycznie – jak sam Rilke? Odpowiedź „różnie z tym bywa” byłaby najuczciwsza.

I tak Jerzy Kamil Weintraub czyta pierwszy dwuwers (i pół) inicjalnej strofy w sposób zbyt uproszczony; to, co w dosłownym spolszczeniu brzmiałoby, mniej więcej, jak u Mieczysława Jastruna: „Lecz ciebie chcę teraz, ciebie, którą znałem / jak kwiat niewiadomego mi imienia / raz jeszcze przypomnieć (…)” – poeta czasu wojny osłabia brakiem precyzji i hemistychem amplifikacyjnym [2]: „Ale ciebie właśnie, ciebie, którą znam / jak ów kwiat bez imienia, świadom jego piękna / chcę jeszcze raz przypomnieć (…)”. Weintraub nie wyróżnia w tej strofie słów, które uwypukla poprzez użycie kursywy sam Rilke – co czynią też pozostali tłumacze, gorzej jeszcze, wyrażenie będące amplifikacją posłuży mu do uzyskania rymu tautologicznego (2 i 4 wers) „świadom jego piękna” – „towarzyszko piękna”, który nie istnieje w oryginale. Tłumaczenie Bernarda Antochewicza nazwałabym niezgrabnym, jego autor oddaje sens, lecz wytraca całą urodę omawianego fragmentu: „Lecz ciebie chcę teraz, ciebie, jakże mi znaną / jak kwiat, o imieniu nie znanym mi w życiu, jeszcze raz wspomnieć”. Niefortunna i nieuprawniona jest amplifikacja (znów prawdopodobnie potrzebna, by zrymować „bez liku” – „krzyku”), jaką posłużył się Adam Pomorski: „A teraz ciebie bym chciał, ciebie, dla której miana / jak dla znanego mi kwiatu nie miałem wśród imion bezliku, / przypomnieć jeszcze raz […]”. Różnie też tę strofę tłumacze na polski – domykają. Weintraub – gmatwa już nawet sens: „[…] dłonią wskazać wam / okrzyku zwycięskiego towarzyszko piękna” (w oryginale literalnie jest „im”, nie „wam”, ale to najmniejsze przewinienie). Podobnie Antochewicz: „[…] i ukazać Porwaną / piękną towarzyszkę nieznośnego krzyku” (u Rilkego krzyk nie jest ani „zwycięski”, ani – tym bardziej – „nieznośny”, jest: „niepokonany”, „nie do pokonania”). Jastrun w tym miejscu – w połowie wersu trzeciego – potyka się, a jakże, amplifikacyjnie: „[…] w kształcie zmartwychpowstałym / ukazać im, uczestniczkę krzyku nie do zwalczenia”. Pomorski kluczy: „[…] ukazać cię im, porwana, / piękna współtowarzyszko niepokonanego krzyku”.

W drugiej strofie czterowersowej, którą Rilke konstruuje wokół bardziej rozbudowanego porównania (w pierwszej ośrodkiem było „wie eine Blume” = „jak kwiat”), tłumacze znów wybierają różne, mówiąc uczenie, strategie przekładu [3]

 

Weintraub:

Tancerka pierwej, jej ciało pełne drżenia

zastyga jak z młodości w kruszce przetopione,

smucąc się i słuchając. To z wysokiego wzniesienia

opada jej muzyka w serce przemienione.

 

Jastrun:

Tancerka wpierw, która nagle swoje ciało trwożne

zatrzymała, jakby wlano spiż w jej istnienie dziewczęce,

smutna i zasłuchana – kiedy z woli przemożnej

wtargnęła muzyka w jej przemienione serce.

 

Antochewicz:

Tancerkę wpierw, co ciało z wahaniem wstrzymała

jakby młodość jej w rudę przelano naprędce,

smutną i wsłuchaną – . Wtem, z Możnego Nadania

spłynęła muzyka w jej zmienione serce.

 

Pomorski:

Gdy nagle, jakby dziewczęcość jej była odlewem mosiężnym,

ciałem pełnym wahania przyszło się wstrzymać tancerce,

bolesnej i nadsłuchującej. Czymś nade wszystko potężnym

muzyka jej uderzyła o przemienione serce.

 

Właściwie wszyscy, prócz Pomorskiego, który postanowił „opowiedzieć” tę strofę, a nie dać jej ekwiwalent w przebiegu wersowym, co zmienia dramaturgię i uniemożliwia sensowne porównywanie, utrzymali architektonikę oryginału – w swych przekładach. Zaczyna się strofa druga od, lakonicznego i niebywale mocnego w wyrazie, nagłosu: „Tänzerin erst”, co można oddać jako „Tancerka wpierw” czy „Tancerkę wpierw” (jak to – trafnie – uczynili Jastrun i Antochewicz); Weintraubowa „Tancerka pierwej”, nie dość że myląca, trąci dziś myszką – to przekład sprzed ponad osiemdziesięciu lat. Najbardziej jednak zdumiewające, że u Pomorskiego ta zasadnicza, ustanawiająca pierwszeństwo, a co za tym idzie podmiotowość, fraza – po prostu znika. Niezwykle trudna okazuje się w translacji inna fraza: „als göß man ihr Jungsein in Erz” (warto zauważyć, że Rilke daje tu wyraźną pauzę – średnikową, nie sugeruje więc przerzutni), co tłumacze spolszczają jako „jak z młodości w kruszce przetopione” (Weintraub: pięknie, lecz nieczytelnie); „jakby wlano spiż w jej istnienie dziewczęce” (Jastrun: i pięknie, i precyzyjnie, z jasnym ekwiwalentem oryginału); „jakby młodość jej w rudę przelano naprędce” (Antochewicz: ani pięknie, ani czytelnie, z amplifikacją osłabiającą siłę rażenia tej frazy) – wydaje się, że Rilkemu zależało na jak najbardziej nagłym i bolesnym ukazaniu momentu zastygnięcia, skamienienia życia w śmierć, ruchu tanecznego w martwy bezruch. Być może dlatego oddzielił on radykalnie tę frazę od kolejnej – to nie tylko nowy wers (granica wierszowa), ale też unieważniająca ewentualność przerzutni i kluczowa dla kierunku interpretacji granica składniowa (średnik). Jak czytać „trauernd und lauschend”, w którym miesza się żałoba /smutek i zasłuchanie: podobne i w zasadzie poprawne są – odpowiednio – Jastruna oraz Antochewicza „smutna i zasłuchana” oraz „smutną i wsłuchaną”; zastanawiająca Pomorskiego „bolesnej i nadsłuchującej”; mylą się oni jednak, moim zdaniem, bardziej niż Weintraub, który spolszcza rzecz nie jako imiesłowy przymiotnikowe, lecz jako przysłówkowe współczesne: „smucąc się i słuchając”. I wreszcie ostatnia kwestia w tej strofie: czy muzyka w przemienione serce tancerki „opada” (Weintraub), czy w nie „wtargnęła” (Jastrun) albo „spłynęła” (Antochewicz), czy raczej o nie „uderzyła” (Pomorski)? Żadna z tych propozycji nie wydaje mi się satysfakcjonująca: Jastrun i Pomorski słusznie podkreślają swymi wyborami leksykalnymi gwałtowność, chociaż ten drugi ową nagłość osłabia, gdyż „uderzyć o serce” to jednak nie to samo, co „uderzyć w serce”; opad czy spłynięcie, proponowane – kolejno – przez Weintrauba i Antochewicza są zbyt łagodne. U Rilkego mamy raczej do czynienia z czymś, co pada (zapada) w przemienione serce, zatem Pomorski (poza przyimkiem) byłby najbliżej oryginału.

A potem – co się wydarza w strofach trójwersowych? U Rilkego, w jego niemczyźnie, która bywa jak lancet, pojawia się półwers-cezura: „Nah war die Krankheit” („Blisko była choroba”) – najbliżej tego cięcia, które kordonem sanitarnym odgradza osobę w domenie śmierci od reszty świata, zdają się tłumaczyć Antochewicz –  „Bliska była choroba” czy Jastrun – „Już bliska była choroba”, lepiej byłoby, oczywiście, gdyby użyli słowa „blisko”, bo „bliska” może też oznaczać „bliska komuś” (chorującej), a nie – „w pobliżu” (ta, która czyha); także Pomorski ma poniekąd rację: „Choroba była tuż” – bez inwersji nie słychać jednak uroczystego kroku śmierci, jej ceremoniału. Koncept Weintrauba jest nie do obrony: „Tak blisko była słabość” – eufemizm choroby, osłabienie sensu przez zaimek przysłowny: to fraza-lancet, lecz tępy nóż.

Podobnie rzecz ma się z nagłosem ostatniej strofy „Wieder und wieder”: pojedyncze „I znów” Weintrauba jest zdecydowanie zbyt słabe, podobnie jak „wciąż” Jastruna; w stronę, którą wskazuje Rilke w oryginale, idzie Pomorski („I znów, i znów”) lecz przez powtórzenie spójnika, to, co miałoby być uporczywe, nabiera zbędnej inkantacyjności (jak z wczesnego Korneta); chyba najbliżej sytuuje się, tym razem, Antochewicz z jego „Wciąż i wciąż”.

Kto najpiękniej i najadekwatniej dwie strofy – te do namysłu – spolszczył, nie podejmuję się odpowiedzieć i chętnie utworzyłabym kontaminację, biorąc raz wers stąd, raz stamtąd, gdyby nie rymy. Drogą eliminacji – rezygnuję kolejno z amplifikującego i niejasnego Weintrauba, wplatającego omownie Pomorskiego, Antochewicza, który przekłada nieźle…. a tu nagle wpada w afekt. Zostaje Jastrun, także niedoskonały, ale może – najmniej:

 

Już bliska była choroba. Już owładnięta jej cieniem

krew napierała mroczna, lecz podejrzliwie i z drżeniem

ku naturalnej wiośnie parła popędem samym,

 

wciąż hamowana ciemnością, upadkiem, dławionym porywem,

świeciła ziemskim blaskiem. Aż biciem serca straszliwym

weszła w otwartą bez nadziei bramę.

 

Bez nadziei, bez pociechy.

KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY

[1] Zob. Rainer Maria Rilke, Briefe an eine junge Frau, Zürich, Diogenes Verlag, AG, 1997 [nota na okładce]

[2] Zaznaczam go pogrubieniem.

[3] Kluczowe w akcie przekładu słowa i formuły – pogrubiam.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek