Czy można stać się Polakiem? Albo: Włochem, Niemcem, Brytyjczykiem? Nie tylko zmienić obywatelstwo, ale przeobrazić (narodową) duszę? Jak wówczas uniknąć w nowym kraju, z jednej strony, zamknięcia wyłącznie w hermetycznym kręgu etnicznych pobratymców, z drugiej – umknąć przed kuszącą, choć niewygodną, mimikrą? Na ile wyniesione z kraju rodzinnego wzorce kulturowe utrudniają proces asymilacji, a na ile sama ich obecność może, paradoksalnie, okazać się pomocna? Czy udaje się do końca uwolnić od stereotypów na temat mieszkańców nowego miejsca osiedlenia? Pytania na pozór tylko retoryczne. Są przecież udziałem wielu uczestników wędrówki ludów w globalnej wiosce. Jedna z dróg do zamiany czy gruntownego przeobrażenia narodowej tożsamości wiedzie przez empatyczny proces identyfikacji. Ale i tutaj pojawiają się zasadnicze przeszkody.
Interesujący przykład opisywanego zjawiska stanowią dwie autobiograficzne opowieści cudzoziemców, którzy, po 1989 roku, postanowili osiedlić się nad Wisłą: Michaela Morana, Kraj z Księżyca. Podróże do serca Polski oraz Dimy Garbowskiego Polak z Ukrainy. Już same tytuły dają do myślenia. Pierwszy z autorów, po przytoczeniu zgryźliwej opinii, którą ukuł o Polsce Edmund Burke, po trzecim rozbiorze: „Z naszej perspektywy Polska może być w istocie traktowana jako kraj z Księżyca”, z przekonaniem dodaje: „Niewiele zmieniło się w takim postrzeganiu Polski przez Zachód pomimo przystąpienia tego kraju do Unii Europejskiej” /1/. Wyraża zarazem, w podtytule książki, potrzebę przeniknięcia do wewnątrz, do „serca Polski”, posługując się, jak widać, formułą o najwyraźniej romantycznym rodowodzie. Drugi z autorów w tytule swojej książki od razu deklaruje swoją przynależność do polskiej nacji, a odmienność odnosi tylko do kraju dawnego miejsca osiedlenia, choć jest to jego ojczyzna.
Michael Moran to zamieszkały w Wielkiej Brytanii Australijczyk o irlandzkich korzeniach, Dima Garbowski jest urodzonym w Kijowie Ukraińcem o korzeniach polskich. Pierwszy z nich przyjechał po raz pierwszy do Polski w styczniu 1992 roku, później ją wielokrotnie odwiedzał, by się w niej na stałe osiedlić. Drugi mieszka w Polsce od kwietnia 2016. Wspomnienia Morana zamyka opis pielgrzymki papieża Benedykta XVI w maju 2006. Zapiski Garbowskiego moment otrzymania Karty Polaka w 2017 roku. Moran, jako biznesmen wprowadzający polskich przedsiębiorców w tajniki wolnego rynku, przeżywa prawdziwy szok kulturowy – w dobie transformacji musi zmierzyć się nie tylko ze zdewastowanym przez realny socjalizm materialnym otoczeniem, ale także utrwalonymi przez proces sowietyzacji głębokimi zmianami w świadomości społecznej. Garbowski, także biznesmen, zobaczył już całkiem inną Polskę, zmodernizowaną, lepiej lub gorzej naśladującą wzory zachodnie. Dlaczego zdecydowali się na stałe u nas zamieszkać?
W przypadku Morana jego „podróż do serca Polski” wiodła przez związki uczuciowe – wpierw z muzyką Chopina, a następnie przez romans z pewną Polką, nota bene o imieniu Zosia, w której się zakochał i z którą, po długoletnim związku, się ożenił. […] Romantyczny rodowód pojmowania, czym jest polskość, splata się u Morana z dziedzictwem postkolonialnym. Podkreśla, że jako Australijczyk nie miał powszechnych na Zachodzie uprzedzeń: „Mój irlandzki rodowód i kolonialne korzenie, objawiające się wrodzoną niechęcią do autorytaryzmu oraz indywidualizmem, bez wątpienia pomogły mi spojrzeć na Polskę z pozytywnym nastawieniem. Dzieliłem z Polakami ten nieuzasadniony brak pewności siebie, typowy dla psychiki narodów kolonialnych. Dopowiadając z goryczą: „Australijczycy wiedzą, co znaczy zostać zdradzonym”. Brak uprzedzeń, poczucie bliskości płynące z dziedzictwa postkolonialnego, podobne rysy charakteru zbiorowego czy psychiki narodowej sprawiają, że Moran zdaje się łatwiej współodczuwać z Polakami. Jego zdaniem, „w przeszłości mocarstwa kolonialne tak często oszukiwały Polaków, że – co całkiem zrozumiałe – ci traktowali podejrzliwie wszystko, co mogło być oznaką kolejnych imperialnych zapędów. Gorzkie doświadczenie nauczyło mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej nieustannej czujności i ostrożności”. W pamięci o zdradzie jałtańskiej upatruje jedną z przyczyn „wrodzonego sceptycyzmu, kontrowersyjnych uwag i «trudnego» zachowania Polski w powiększonej Unii Europejskiej”. Oglądany z tej perspektywy okres PRL staje się kontynuacją kolonialnego zniewolenia. Jego pozostałości to m.in. przeświadczenie, że kontrolowany dostęp do wiedzy jest gwarantem władzy, nieprzejrzystość biznesowych relacji, skłonność do obchodzenia prawa przez „załatwianie” na boku, korupcja, wszędobylskie pijaństwo, poczucie upokorzenia, które jest rezultatem cywilizacyjnego zacofania, przeradzające się w niechęć wobec Zachodu. Zauważa, że w warunkach transformacji ustrojowej trudno będzie „wykorzenić komunistyczną mentalność całkowitego braku zaufania i zawoalowanych intencji”.
Patrząc z boku, Moran pewne zjawiska widzi ostrzej, bardziej przenikliwie. Odczytuje polską historię, kulturę, tradycję, obyczajowość niczym palimpsest. Stale dokłada wysiłków, by „zrozumieć archeologię znaków, które Polska zostawia na drodze podróżnika” […].
Dla Garbowskiego dziedzictwo postkolonialne ma nade wszystko wymiar konkretny, namacalny. Ukrainiec pilnie śledzi u siebie, nawet w najbardziej codziennych zachowaniach i odruchach, relikty postawy homini sovietici. Jakie to relikty? Precyzyjnie wylicza: zasłanianie okien z obawy przed sąsiadami i KGB. Uzupełnianie każdego posiłku chlebem, „bo inaczej się nie najemy”. Pamięć o tym, że „wszystko trzeba zawsze dojadać do końca”. Że „należy gromadzić reklamówki”, a nawet „wszystko gromadzić”, bo zawsze może się przydać. Przyzwyczajenie, że „po domu nosimy stare ciuchy”. „Na najwyższej półce trzymamy drogi serwis na specjalną okazję”, której zwykle nie ma, tymczasem „pijemy poranną kawę ze starych wyszczerbionych kubków”.
Jak w soczewce przegląda się w tych obrazkach system totalitarny, z jego wszędobylską tajną policją i rozkładem więzi społecznych, będącym skutkiem utajonego strachu przed aparatem państwowym oraz powszechnego donosicielstwa. A także – niedowład gospodarczy, który cechują brak lub wysokie ceny żywności, chroniczny niedobór produktów, wymuszone przyzwolenie na niskie standardy codziennego życia. Dobrze znany, również obywatelom PRL, problem wiązania końca z brakiem końca. Trudno oczywiście porównywać system sowiecki z realnym socjalizmem, ale jest to w istocie tylko różnica stopnia cywilizacyjnej, politycznej i społecznej degrengolady. Nie przypadkiem w rodzinie Garbowskich „Pałac Kultury i inne PRL-owskie budynki nie budzą zdziwienia, raczej sprawiają, że czujemy się bardziej jak u siebie”. Inaczej niż Morana, który w opisie Pałacu wspina się na wyżyny stylistycznej inwencji. Pisze z pasją, nie hamując obrzydzenia: „Nic nie może się równać z brutalną fizycznością tego monumentalnego tworu socjalistycznej paranoi i radzieckiej gigantomanii, monolitu, przed którym nie ma ucieczki, tego szalonego koszmaru cukiernika”. Niestety, w tym „szalonym koszmarze cukiernika” mieszczą się teatry, restauracje, kina i muzea, sala konferencyjna i basen. Ponadto z platformy widokowej rozciąga się „zapierający dech w piersiach widok na Warszawę” […].
U Morana, przybysza z tzw. Zachodu, uderza pomieszanie przenikliwości i zdolności do trzeźwego spojrzenia z dosyć naiwną, choć budzącą sympatię, potrzebą idealizacji; umiejętności bystrej obserwacji ze zbyt pochopną skłonnością do uogólnień; autentyczna chęć lepszego zrozumienia Polski – poparta staranną lekturą i licznymi podróżami – z wybiórczym i mało krytycznym traktowaniem jej dziejów. Dla Garbowskiego, przybysza z tzw. Wschodu, nawet picie kawy z kubka Starbucksa czy jedzenie sushi stają się niezwykłym, nobilitującym go przeżyciem! Empatyczna identyfikacja Ukraińca z polskością odbywa się zatem z całkowitym pominięciem kulturowego dziedzictwa i historycznych doświadczeń, głównie za pośrednictwem wynalazków nowoczesnej cywilizacji, produktów kultury masowej oraz zestandaryzowanych zachowań kształtowanych przez naśladownictwo Zachodu.
Można na cały omawiany tutaj problem spojrzeć z jeszcze innej strony, odwołując się do wprowadzonego przez Marcina Napiórkowskiego rozróżnienia na biegunowe modele patriotyzmu: turbopatriotyzm i softpatriotyzm /2/. Wersja patriotyzmu Morana w wielu punktach zbliża się do pierwszego modelu. Jest to patriotyzm odwrócony od teraźniejszości w stronę przeszłości jako głównego źródła wartości. Podchodzący do niepodległości jako „wartości nieustannie zagrożonej”. Stale zapatrzony w heroiczne karty polskiej historii. Szczególnie kultywujący pamięć o bohaterach i zbiorowym cierpieniu. Wyrażający „otwarty sceptycyzm wobec globalnego kapitalizmu”. Garbowskiego pojmowanie patriotyzmu zbliża się natomiast do modelu drugiego. Cechuje go m.in.: pełne nadziei spoglądanie w przyszłość. Zadowolenie i optymizm oraz „wymyślanie nowego”. Kosmopolityzm i otwartość. „Jawne pragnienie uznania przez europejskiego „innego”. Warto zwrócić uwagę, że kiedy Garbowski przejechał do Polski, softpatriotyzm, po wyborach w 2015 roku, w znacznym stopniu okazał się złudzeniem liberalnych elit, gdy tymczasem turbopatriotyzm, dotychczas utajony, nabierał sił i stawał się nurtem dominującym.
Rozumienie patriotyzmu podlega więc nieustannym fluktuacjom. Jego pozornie utrwalone wzory okazują swoją chwiejność w konfrontacji z cywilizacją globalną. Zasadniczą trudnością jest uchwycenie równowagi między potrzebą otwarcia a obawą przed roztopieniem w postnowoczesnej rzeczywistości, między wyrywaniem się z objęć swojskości, darzącej poczuciem bezpieczeństwa i zbiorowego ciepła, a obcością, którą grozi adoptowanie zewnętrznych wzorów kulturowych. Pomiędzy presją negatywnego stereotypu i autostereotypu a próbami jego przezwyciężenia poprzez narodową megalomanię. Pomiędzy poczuciem uzasadnionej dumy z dorobku przodków a dotkliwie ciążącym bagażem wstydu. Obywatelskim rozumieniem miłości ojczyzny a wersją kształtowaną, nieraz cynicznie, przez politykę historyczną.
Skoro wszystko się stale zmienia, nieustannie fermentuje, czy cudzoziemcy nie są z góry skazani na ściganie jedynie wymyślonego, a przy tym dominującego w określonym momencie historycznym wyobrażenia polskości? Moranowi bliższy jest z pewnością romantyczny fantazmat w jego wersji heroiczno-martyrologicznej, Garbowskiemu fantazmat kultury zachodniej w jego polskim przebraniu. Australijczyk jest tego zresztą świadom. W zakończeniu książki wprost wyznaje: „Czasami zastanawiam się, czy nie pokochałem iluzji, Polski, która już nie istnieje albo nigdy nie istniała, historycznej chimery”. I uzupełnia: „lecz nawet jeśli tak właśnie jest, mam świadomość, że dzięki tej iluzji jestem bogatszy”. Tego typu rozterki obce są Garbowskiemu. Po perypetiach z polską biurokracją zadomawia się w Warszawie oraz znajduje sobie niszę zawodową. Obydwaj wszakże, poprzez potrzebę empatii, odkrywają nie tylko silne i słabe strony polskości, ale także zasadniczą, rozrywającą ją antynomię. Uzmysławiają sobie także, jak dalece w świadomości zbiorowej Polaków dominuje przeszłość lub teraźniejszość, a zupełnie nieobecne jest projektowanie przyszłości.
Jak zatem stać się Polakiem? Albo, dokładniej: stawać się Polakiem? Asymilacja nie polega przecież na pojedynczej deklaracji – jest procesem, który spotyka się z innym procesem – przekształcania się samego rozumienia tożsamości narodowej. Jest w istocie przygodą – trudną do przewidzenia i całkowitego zrozumienia. Obydwie autobiografie uzmysławiają poza wszystkim, jak dalece zachodzące w ostatnich latach przemiany historyczne, procesy społeczne oraz polityczne przekształcenia stają się katalizatorem przeobrażeń polskiej świadomości zbiorowej. W jakiej mierze krystalizują wydobyte z jej głębokich pokładów, nieraz nie bez udziału manipulacji pamięcią historyczną, jedne pierwiastki, inne pomijając lub pozostawiając na marginesie. Polska Morana różniła się dosyć zasadniczo od Polski Garbowskiego. A przecież, mimo tych różnic, to zasadniczo odmienna Polska od Polski obecnej, w której radykalna wersja turbopatriotyzmu zawładnęła świadomością dużej części polskiego społeczeństwa. Dosyć nieoczekiwanie z utajonych sfer zbiorowej świadomości czy podświadomości wychynęły mesjaniczne i martyrologiczne upiory, mroczne idiosynkrazje, uproszczone lub sfałszowane wersje przeszłości historycznej, przebrzmiałe idee oraz nader groźne w skutkach urazy i kompleksy. Rzekomo „wstając z kolan”, Polacy zobaczyli w lustrze swoje inne, mniej sympatyczne oblicze: wykrzywione grymasem nienawiści dla swoich, niechęci do obcych, braku tolerancji dla innych, pyszałkowatości oraz fałszywego poczucia wielkości.
Empatyczna identyfikacja okazuje się zatem – co widać na podanym przykładzie – obszarem pogranicznym kulturowych podobieństw i niepodobieństw, przenikania się i wykluczania wielorakich wzorów odziedziczonych i nabywanych, między m.in. turbo- i softpatriotyzmem. Zawiera się w tym jednak pewne niebezpieczeństwo: samo współodczuwanie, pozbawione refleksji krytycznej i samokrytycznej, wieść może albo na tradycjonalistyczno-nacjonalistyczne, albo na pseudoeuropejskie manowce. Omawiani pisarze tym nie grzeszą, tym niemniej wstępują na niebezpieczną drogę. Jednakże najważniejsze okazuje się dla nich poczucie silnego emocjonalnego związku, który wymyka się racjonalizacjom: więzi ze zbiorowością oraz przywiązania do miejsca osiedlenia. Być jak wszyscy. Być u siebie.
ALEKSANDER FIUT
Przytoczony fragment szkicu pochodzi z książki A. Fiuta, „Wyglądy i wglądy”. Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2022. Aby zamówić proszę kliknąć — tutaj
1/ M. Moran, Kraj z Księżyca, Podróże do serca Polski. Tłum. J. Ochab. Wołowiec, Czarne, 2010; D. Garbowski, Polak z Ukrainy, Warszawa, W. A. B., 2019.
2/ Zob. M. Napiórkowski, Turbopatriotyzm, Wołowiec, Czarne, 2019.