Grażyna Obrąpalska w ostatnich latach życia Jarosława Iwaszkiewicza zajmowała się archiwum w Stawisku. Zżyła się z tym domem, jego mieszkańcami – ludźmi i psami. W tym roku nakładem Wydawnictwa FORMA i Fundacji im. Henryka Berezy ukazał się tom jej bardzo intymnych wierszy Zanim pogubią się litery. Pierwsza część nosi tytuł Ze Stawiska. Jest to wyjątkowo Iwaszkiewiczowski zapis wspomnień – w odsłanianych i zasłanianych emocjach, a także w zapamiętałych szczegółach. Świadek tamtego czasu, bywający w tym miejscu mówi: „tak było”.
Piotr Mitzner
GRAŻYNA OBRĄPALSKA
Pan Jarosław
„Droga Grażynko,
Proszę o troskę o papiery”
Napisał czerwonym długopisem
na kartce w kratkę
Jarosław Iwaszkiewicz
w klinice, na progu śmierci.
Większość listu jest nieczytelna.
„Do widzenia, Jarosław”
Do widzenia.
Do zobaczenia.
Pani Anna, żona
Pani Anna zawsze szybko chodziła
w długim ciemnoniebieskim szlafroku.
W wielkim domu często było zimno.
Konieczna kawa była parzona w rondelku.
Cała sztuka – podgrzewasz, odstawiasz aż opadnie,
i to trzy razy. Lubiła zapach kuchennych goździków
wanilii oraz wody kolońskiej 4711.
Pięknie cerowała i szyła w ręku.
Przy jej talerzu często leżały zioła Herbapolu.
Kochały ją wszystkie psy.
O mnie mówiła, że jestem ślepa i głucha.
W grudniową sobotę 1979 roku
zjadła Zosiną pomidorową z lanymi kluseczkami
pochwaliła i umarła.
Pani Jadwinia, siostra
Niewidoma, chociaż nie całkiem
bo telewizję lubiła oglądać.
Kochała koty. Czaruś, jej faworyt
polegiwał na fotelu i lubił jajko
polane śmietanką. Kubździa, jego matka,
kociła się pod wanną i zostawiała tam dzieci.
Pani Jadwinia w szafie trzymała słodką wódkę
w zimne dni zawsze proponowała
może kieliszeczek pani Grażynko
i przynosiła mi płaszcz do przykrycia pleców.
Grudzień 1979
Grudzień. Stawisko.
Śnieg pada i pada.
Idziemy do sklepu
w Podkowie Zachodniej
ja i pięć piesków.
Maszerujemy stanowczo, w rzędzie:
Migdał
Reksio
Aza
Szymkowa Kora
I moja Miszuta.
Pieski czekają pod sklepem.
Wracamy w grzecznym orszaku:
Migdał. Aza. Kora. Reksio. Miszuta.
Śnieg pada i pada.
Zosia
Ach, z Zosią jest zawsze tak przyjemnie
to już tyle lat
kiedy zaczynałam dzień na Stawisku
od parzonej przez nią mocnej herbaty.
Bywały tez inne płyny.
Raz, a może i więcej
w głowie szumiało.
Porozmawiamy sobie, pojemy
wychylimy ze dwa kieliszki
już nie więcej.
Zygmunt, jej mąż, który lubi umierać
patrzy na mnie uważnie
takie miała pani kiedyś duże włosy,
kiwa głową.
Patrzę na niego z ustami
pełnymi placka ze śliwkami.
Zrobiło się trochę późno
serce i żołądek ciężkie.
Czeka mnie jeszcze spacer do kolejki,
a to dobre dziesięć minut.
Idę i idę pocieszając się
zobaczymy się niedługo.
Wrzesień 2008
Zosia odeszła
Pamięci Zofii Dzięcioł
Wyprowadziła się szybciutko
nie kłopocząc nikogo. Taka szkoda
bo gdzie będzie jaśniej, pachniało piękniej,
herbata lepsza, kawa mocniejsza
a umiejętne ręce pomogą w zdrowiu i chorobie.
Zosia, ciągle lekka w nogach
zatrzasnąwszy na dobre drzwi Stawiska
pojechała na starym rowerze
prosto do jakiegoś nieba.
Dla dobrych kucharek
zawsze znajdzie się miejsce.
2017