HOME
Anna Piwkowska

Trzy płaszcze Medei (fragment)

W nocy, zanim Jazon stawił się na dworze w Kolchidzie, księżniczka Medea miała sen, że bohater zjawia się nie po to, by zabić potwora, ale by ją porwać. A Jazon wiedział, że do pokonania potwora strzegącego Złotego Runa niezbędna mu jest pomoc Medei. Wobec tego, jeśli księżniczka go wesprze, trzeba będzie ją porwać. Była to gra niedopowiedzeń i domysłów: zarówno heros jak i księżniczka chcieli, by wyglądało na to, że zabicie potwora jest tylko pretekstem do porwania; on, żeby tak się wydawało jej, ona, żeby tak się wydawało jej samej. […] Toteż historie między herosami i księżniczkami zazwyczaj nie kończą się dobrze.

Roberto Calasso, Zaślubiny Kadmosa z Harmonią

III

W świetle Południa może zdarzyć się wszystko i wszystko można zobaczyć. Co innego w świetle Północy. Medea stoi w mżącym deszczu na monachijskiej ulicy. Stoi na czerwonym. Ma na sobie zielony, skórzany, trzeci płaszcz. Jest zadowolona, że zmieścił się do niewielkiej w końcu walizki, którą zabrała. Jest spokojna, także dlatego, że nie wzięła jedwabnego, błękitnego płaszcza, pięknego płaszcza ze szkarłatną podszewką, który miała na sobie, gdy uciekała z Jazonem z Kolchidy.

Powoli rozgląda się po gwarnej ulicy; przechodnie, samochody, kawiarnie, kobiety i mężczyźni. Ten taniec trwa. Medea widzi także dzieci, ale jakby ich nie widziała. Nie może sobie po prostu pozwolić na to, żeby je zobaczyć, dopóki nie zrozumie. Bo inaczej ból nie pozwoli jej żyć, a ma jeszcze tyle do zrobienia. Wchodzi do muzeum po marmurowych schodach, podobnych do tych, jakie były w pałacu jej ojca w Kolchidzie i kupuje bilet. To już kolejny bilet Medei po tym na pociąg, po biletach do muzeów, teatrów i kartach do bibliotek. Przepustka do świata, którego nie chce opuścić. Co to w ogóle znaczy „mieć bilet”? Medea wchodzi do pierwszej sali i idzie, jak somnambuliczka, prosto do sali trzynastej. I oto jest. Krater z Kanosy. Wielka amfora na wodę lub oliwę. Medea podchodzi w swoim zielonym skórzanym płaszczu powoli, płaszcz chroni ją przed spojrzeniami ludzi, których zresztą nie ma o tej porze w muzeum zbyt wielu. Nikt więc nie zobaczy, jak drży pod płaszczem, jak wali jej serce, jak ona, Czarodziejka, nie może uspokoić mrowienia rąk. Najpierw rozpoznaje siebie. Tak, jest piękna, jej twarz i ręce są tak piękne jak mówi o tym mit. Medea już wie, przeczytała przecież sporo książek, że mit czasami mija się z prawdą, albo raczej uwypukla to i owo. Tak samo dramat. Kiedy po raz pierwszy czytała wizjonera Eurypidesa, jak ułożył z poetyckich słów jej pamiętną rozmowę z Jazonem, była zdumiona, ile jest w tym prawdy i nieprawdy zarazem.

A teraz ten krater. Więc widzi, że ona, Medea, siedzi pośrodku, a właściwie na dole pośrodku. Bo malowidło dzieli jej osobisty, najintymniejszy, straszliwy dramat na trzy części, trzy piętra, trzy rzeczywistości. Na górze oczywiście bogowie. Trochę jakby nieobecni, cóż ich obchodzi nieszczęście jakiejś czarodziejki z Kolchidy, jej ból, jej rozpacz, jej złamane serce. Bo tak właśnie jest, serce w najdosłowniejszy sposób może zostać złamane. Objawy przypominają zawał, przyczyny są dość nietypowe, tego Medea nauczyła się jeszcze w Kolchidzie, od Sarony. Jako mała dziewczynka myślała, że w przyszłości dobrze wykorzysta tę wiedzę, że będzie leczyć ludzkie, złamane serca. Sarona mówiła, że kłucie w klatce piersiowej, blada skóra, zimny pot i galopujące tętno – to objawy, które wskazywać mogą na złamane serce. Nie chodziło jednak o metaforyczną nazwę zranionych uczuć. Serce naprawdę może się „złamać” nauczała Sarona. A dzisiaj nawet naukowcy wiedzą już, dlaczego. Medea przeczytała to w niezliczonych artykułach medycznych. Studiowała je, aby zrozumieć.  Zespół złamanego serca, inaczej kardiomiopatii stresowej, wiąże się z unieruchomieniem koniuszka mięśnia sercowego. Kiedy dochodzi do jego unieruchomienia, serce upodabnia się do naczynia, do którego łapie się ośmiornice, z wąską szyjką i szerokim dnem. Stąd nazwa choroby – syndrom takotsubo, od japońskiej nazwy tego naczynia. U osób z zespołem złamanego serca widać takie same zmiany jak po przebytym zawale. U pacjentów obserwuje się też podwyższone stężenie enzymów sercowych. W obrębie naczyń wieńcowych nie widać jednak zmian typowych dla tych chorób. To nie zawał, to złamane serce. Pacjenci z zespołem złamanego serca trafiają do szpitala w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin od jakiegoś bolesnego przeżycia. Może to być poważna trauma, związana na przykład z wojną, utratą dziecka, śmiercią bliskiej osoby, wypadkiem czy porzuceniem. Zdaniem badaczy, kłopot zaczyna się nie w sercu, a w mózgu. Obniżenie aktywności mózgu związanej ze stresem może zmniejszyć ryzyko rozwinięcia zespołu złamanego serca. Może być również sposobem, by nie dopuścić do jego ponownego wystąpienia u osób, które doświadczyły syndromu takotsubo w przeszłości.

O tym wszystkim, czego Medea dowiedziała się od Sarony, teraz na nowo czyta w czasopismach i grubych książkach medycznych. Owszem, lubi biblioteki i zawsze jest pod wrażeniem. To trochę tak, jak stąpać po własnych śladach. Więc teraz przed kraterem z Kanosy, Medea stara się nie myśleć, obniżyć jednym słowem aktywność mózgu, żeby znów nie zapaść na syndrom takotsubo. Ale jak miałoby się to stać, skoro jej serce cały czas jest złamane i przypomina naczynie na ośmiornice? Tylko Medea wie, ile ośmiornic wypuszcza swe macki i odbija się od ścian jej własnego takotsubo. Medea nadal się upiera, że uleczy swoje serce, jeśli zrozumie. Sarona zawsze mawiała, że Medea nigdy się nie poddaje. Ale czasami musiała się poddać. Jak wtedy, gdy zmiażdżone ciało Hultaja nie reagowało na żadne maści i zioła, na kadzidlane dymy i mamrotane zaklęcia. Sarona patrząc na zanoszącą się szlochem Medeę powiedziała w końcu zniecierpliwiona: uspokój się, przecież go nie wskrzeszę! Będziesz miała innego psa. Będziesz miała innego psa. Będę miała innego psa. Medea do dzisiaj na wspomnienie tamtych słów płacze. A raczej płakała, bo teraz nie może już płakać. Owszem, miała inne psy. Niektóre nawet bardzo kochała. Ale nigdy nie mogła już mieć Hultaja.

A więc bogowie. Trochę nieuważni. Dioskurowie rozmawiają ze sobą, Atena siedzi opierając ramię na swojej wspaniałej tarczy, w prawej ręce trzyma hełm. Przez chwilę Medea ma wrażenie, że Atena jednak na nią patrzy. Z wyczekiwaniem, chociaż, jakby powiedziała Sarona, i tak jest już po sprawie. Nie bez powodu krater z Kanosy nosi także nazwę Zemsta Medei. Czy mogłam tego nie zrobić? – myśli Medea i czuje, jak jej ciało pod zielonym płaszczem przeszywają dreszcze. Nagi, ale uzbrojony Herakles patrzy na Atenę. Także wyczekująco. Czy Atena mogła coś zrobić, zatrzymać bieg zdarzeń? Medea wie, że nie, bo to nie było żadne fatum ani przeznaczenie, to była jej wolna wola i dlatego Medea ma teraz złamane serce. Zespół takotsubo. Bo tylko sama mogła powstrzymać swoje emocje, trochę się opanować, jak mówiła Sarona. Opanuj się, nie mogą tobą rządzić emocje. Ale Medea nigdy nie potrafiła opanować emocji. Jak napisał o niej nieznajomy pisarz, „ta kobieta znała tylko dwa stany ducha: albo poczucie nieszczęśliwości bez ratunku, opuszczenia, samotnej klęski, bezradnego wygnania, albo poczucie nagłej, oślepiającej potęgi. Można było doznawać z tą kobietą niezliczonych przygód (a ona mogła okazywać się w nich bardzo użyteczna, bardziej niż niejeden z herosów), ale czy można z taką żyć na co dzień?”. Medea musiała przyznać, że było to wyjątkowo trafne. Teraz także czuje, że zalewa ją poczucie nieszczęśliwości bez ratunku, opuszczenia, samotnej klęski i bezradnego wygnania, gdy w środkowej części malowidła dostrzega pałac Kreona. Na tronie siedzi Kreuza, ta blond ślicznotka o słodkich ustach i błękitnych oczach. Medea nie zastanawia się co Jazon zobaczył w Kreuzie, która była jak wszystkie niemal księżniczki: śliczna, słodka i dobra. Tak przynajmniej chce myśleć Medea, chce tak myśleć nadal, że Jazon w gruncie rzeczy pokochał władzę i tron, a nie Kreuzę. Że to dla władzy i tronu, on, jej ukochany heros, odtrącił ją i upokorzył, a nie dla tej ślicznotki na tronie. Ale Medea miała także tę cechę, że nie oszukiwała samej siebie. Wie przecież: pokochał Kreuzę. Zakochał się w niej po prostu, tak jak dwadzieścia pięć lat wcześniej, gdy w Kolchidzie zobaczył piętnastoletnią Medeę. Strzała Erosa. Jak łatwo się to mówi. Och, Medea już wie, Eros, to najkrwawszy z bogów, nawet Mars przy nim wydaje się łagodny jak baranek. Medea stara się opanować drżenie ciała i patrzy dalej, bo przecież mijają minuty i godziny, a ona ma bilet i musi wszystko zobaczyć i wszystko zrozumieć nim muzeum zostanie zamknięte, pogasną światła i krater z Kanosy pogrąży się w ciemności. Kreuza na głowie ma zatruty wieniec, „dar oszalałej z zazdrości czarodziejki Medei: coronam ex venenis fesit auream. Dar oszalałej z zazdrości czarodziejki Medei – powtarza Medea te słowa z książki, którą ma ukrytą w kieszeni płaszcza. Czy to prawda? Oszalała z zazdrości była na pewno, ale – i tu nagle Medei wydaje się, że zaczyna rozumieć siebie samą – była przede wszystkim w rozpaczy, i najgłębiej odczuwała to, że Jazon, z którym przeżyła ćwierć wieku, który kochał ją i chronił, z którym spędziła piękne dni i słodkie świty, gdy leżeli wtuleni w siebie, w cieple zmęczonych miłością ciał po namiętnych nocach, ten sam, z którym dzieliła heroiczne przygody, a także zwykłe zabawy, pływanie i śmiech, i dla którego odważyła się na tak wiele, nie chce z nią rozmawiać, ucieka, kłamie, nie może zrozumieć. Gdyby chodziło tylko o zazdrość, to coronam ex venenis fesit auream zdobiłby na kraterze z Kanosy skronie Jazona, to Jazona by zabiła mszcząc się na nim okrutnie za zdradę. Ale ona pragnęła, aby Jazon ją zrozumiał, aby – najprościej – odczuł jej ból. Pragnęła, aby czuł, jak bardzo jest nieszczęśliwa, a tego, zrozumiała to po kilku rozmowach, nie mogła osiągnąć żadnymi słowami. Nie mogła się porozumieć z Jazonem inaczej – a przecież zrozumienia pragnęła wtedy najbardziej – jak sprawić, aby odczuł ból tak wielki jak jej własny, czy raczej: jej ból. Tak. Medea drży pod płaszczem: zrobiła to wszystko, aby porozumieć się z Jazonem, aby Jazon przeżył taki sam ból. Znowu patrzy na krater – stoi tu w tej muzealnej ciszy, a jednak Medea słyszy krzyk. Wszyscy biegną ratować Kreuzę: i jej brat Hippotes, i jej ojciec Kreon, starzec z laską w ręce, którego imienia Medea nie pamięta. Kreuza, Kreuza, tak, ból Kreona był tak wielki, odchodził od zmysłów jak fala odchodzi od oceanu. Tulił swoją córkę do piersi, było tak głośno, brzęczały pszczoły, tłukły się naczynia, poprzewracane meble i porozlewana woda z przewróconych wazonów, kwiaty na podłodze, oranżowe kliwie i te piękne, czerwone indyjskie paciorkowce i fioletowe irysy, i miseczka do zaślubin i szkatułka. Ale Jazon jest po prostu wściekły, nic więcej. Heros, którego pokonała Czarodziejka. W tym momencie Medea zdaje sobie sprawę, że to ona jest pokonaną heroską, Czarodziejką bez ziemi, bez zemsty, bez racji. Odrywa wzrok od malowidła na kraterze, bo wie dobrze, że zacznie krzyczeć – nie ma w sali zbyt wielu ludzi, ale jednak – zacznie krzyczeć, jeśli chociaż na chwilę zaczepi wzrok o chłopca, który jakby tańczy na czubkach palców, tańczy jego smukłe ciało, gdy ona, matka, trzyma go za piękne kasztanowe loki lewą ręką, a w prawej trzyma miecz. I choć Medea wie, że to nie było tak, no przynajmniej nie do końca, to zjawa jej ojca Ajetesa też tam była, on, który kochał ją tak bardzo, że być może wszystko mógłby jej przebaczyć, jest tam: uroczysty, złowrogi i przerażony.

Nie wie jak dotarła do hotelu.

ANNA PIWKOWSKA

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek