Wiersze Macieja Niemca niepokoją i nakłaniają do zastanowienia nad kruchością życia – jest w nich medytacja nad losem poety w świecie pozbawionym mitów, zmaganie się człowieka z pustką i grozą istnienia, szukanie ratunku w różnorodnych wizjach, nieudane próby nawiązania trwałych więzi z kobietami, jest też utrata, brak, niepogodzenie, bo jednostkowa prawda nigdy nie stanie się upragnioną całością.
W poemacie Ogrody Trocadéro Maciej Niemiec opisuje, jak wychodzi ze stacji metra niczym Orfeusz wydobywający się z podziemia, rusza, „by spotkać inną” rzeczywistość, poezję, kobietę, twarz, którą wciąż próbuje rozpoznać na wyuczonym wzorze, jednak żadne z nowych miejsc nie okazuje się tym oczekiwanym, ostatecznym rozwiązaniem zagadki.
Pragnie zobaczyć świat, czyli przymierzyć go do zapamiętanych obrazów, opowiedzieć siebie utraconego, choć losem człowieka jest porażka, słabość, pęknięcie: „Wieża żarzy się / Pomarańczowo jak wygasająca rewolucja. Starcze / Usta Republiki śmieją się niepewnie głosem dziecka / Zapomnianego w piaskownicy, już zapisanego / Na bezsenność następnej generacji. Dziecko nie widzi / Mnie”.
Widzieć i wiedzieć. Wiedza o świecie jest jak „iskrzące się na śniegu / Drobiny światła”, pisze Niemiec. Nauka niepewna, zwodnicza, niedająca pewności celu. Pisanie i życie bywa poruszaniem się zboczem góry jednocześnie po obu jej stronach. Dawne obrazy nakładają się na nowe złudzenia, człowiek – jak przypomina wiersz Flogny, tego dnia i tego poranka – czuje się niepewny w swoim trwaniu niszczonym przez czas, zagrożony w poznawaniu: „obcy wobec widzialnego”. Widzenie – zauważa poeta w autobiograficznym wierszu Nieuchwytna biel – daje iluzję posiadania przestrzeni życia, a gdy przyjdzie pora, znika wraz z nim. Jedynie tę jedną chwilę spojrzenia na świat można ocalić w metaforze: „To było dawno // a później nadeszła chwila, jakiś sezon, kiedy dojrzałem / do gniewu, później do obojętności, do porozumienia z sobą, / że los będzie ciemnym zapisem na białych kartkach papieru, // odwrotnie, niż los bielejących w ciemnej nocy gwiazd”.
W codzienności poeta zagubił się, zerwał więzi z bliskimi mu ludźmi, zatracił proporcje dające ochronę przed zniszczeniem. Zniweczył nadzieję, skracając życie, natomiast w wierszach posiadł niezwykłą moc przeciwstawiania się nicości, równoważenia jej świetlistą metaforą: „W Wenecji zrozumiałem, że może żaden świat / nie zasługuje na podziw”. Jako twórca pozostał częścią podziwianego świata i weneckiego „światła” sztuki, swoimi wierszami obronił należny mu status artysty słowa. Warto przypominać wiersze Macieja Niemca w dziesiątą rocznicę jego śmierci mijającą w tym roku:
Idolatria
Bo historia śmierci jest nieznaną
historią żyjących, która potrzebuje ich losu,
żeby opowiedzieć siebie.
Siebie, nieistniejącą, która jednak żyje
w każdym cieniu naszego pragnienia
i w pragnieniach naszych cieni.
Dla której nasz los jest fikcją,
która pozwala mu trwać
i w której dokonuje się przeżywanie.
Los, którego chce śmierć,
jest bezpłatny i pomimo wszystkich brylantów
należy do wszystkich i do nikogo.
Bezpłatny los nie daje wygranej, zwykle on z nami
wygrywa. Jak twarz dawnej ukochanej, która po latach
pojawia się w jakimś peryferyjnym śnie.
TERESA TOMSIA